O kapeluszu kardynalskim zawieszonym… na drzewie!

O

Szczęść Boże! Dzisiaj wspomnienie Świętego Bonawentury. Dość wyjątkowy to Święty. Zresztą – jak każdy! Zapraszam do refleksji. I do modlitwy – między innymi w intencji naszej Ojczyzny, a to z okazji kolejnej rocznicy zwycięskiej Bitwy pod Grunwaldem!
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Bonawentury, Biskupa i Doktora Kościoła,
do czytań:  Wj 11,10–12,14;  Mt 12,1–8
Patron dnia dzisiejszego, Bonawentura, a właściwie Jan di Fidanza, urodził się około 1218 roku, w Bagnoregio koło Viterbo. Ojciec jego był lekarzem. Rodzice obawiali się, czy dziecko przeżyje, było bowiem bardzo słabowite. W tej sytuacji, pobożna matka złożyła ślub, że jeśli tylko syn wyzdrowieje, poświęci go na służbę Bożą. Istnieje nawet piękne podanie, według którego dziecię miano przynieść do Świętego Franciszka z Asyżu, a ten w natchnieniu miał powiedzieć: „O, buona ventura!” – co znaczy: „O, szczęśliwe narodziny, szczęśliwe pojawienie się!” W ten sposób zapewne tłumaczono imię, które otrzymał w zakonie i pod którym jest dziś znany.
Pierwsze nauki odbył młody Jan w rodzinnym miasteczku. Po ukończeniu szkoły średniej udał się nauniwersytet do Paryża, na studia filozoficzne. W Paryżu również – mając dwadzieścia pięć lat – wstąpił do franciszkanów, gdzie otrzymał wspomniane już imię zakonneBonawentura. Tam też studiował teologię. Po otrzymaniu stopnia magistra, jeszcze przez trzy lata studiował, ale równocześnie już wykładał Pismo święte i „Sentencje” Piotra Lombarda.
Z tego też czasu pochodzi jego szczytowe dzieło z zakresu teologii, a dotyczące Trójcy Świętej. Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i Świętego Tomasza z Akwinu, a zbliżył się do Platona i Świętego Augustyna.Wreszcie, w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.
Następne lata Bonawentura spędził w różnych klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy.Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej został wybranyprzełożonym generalnym zakonu. Stało się to 2 lutego 1257 roku. A miał wtedy zaledwie trzydzieści dziewięć lat. Wybór ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym, gdyż przechodził on wówczas trudny czas. Powstały bowiem dwie zwalczające się zaciekle frakcje: jedną tworzyli zwolennicy surowego zachowania pierwotnej reguły Świętego Franciszka, drugą – zwolennicy reguły łagodniejszej. Bonawentura umiałwybrać tak zwany „złoty środek”, a przez swoje roztropne zarządzenia, nadał zakonowi właściwy kierunek.
Przez szesnaście lat swoich rządów doprowadził zakon do niebywałego rozwoju. W roku 1260 ułożył pierwsze konstytucje, będące w rzeczy samej wykładnią reguły Świętego Franciszka. W ten sposób przeciął możliwość różnego jej interpretowania – co ciągle jeszcze się zdarzało. Ponadto, bardzo intensywnie wizytował zakon, jeżdżąc do jego placówek w różnych krajach. Z powody tego zaangażowania niektórzy historycy nazywają go drugim „Ojcem zakonu”.
Nasz Patron posiadał umiejętność łączenia życia czynnego i publicznego z bogatym życiem wewnętrznym.Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim. Dlatego też Papież Grzegorz X w 1273 roku mianował go kardynałem oraz biskupem Albano pod Rzymem.
Delegacja Papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Nawet bowiemjako przełożony generalny zakonu, podejmował normalnie wszystkie prace i dyżury, jak chociażby wspomniane zmywanie naczyń, o ile tylko na niego wypadła kolejka. I kiedy przybyła do niego delegacja papieska, aby obwieścić mu nominację kardynalską, Bonawentura w ogrodzie zmywał właśnie naczynia poobiedzie. Gdy więc dostojni goście stanęli przed nim i obwieścili, po co przyjechali, nasz Święty wstał, otarł ręce o fartuch, którym był przepasany, z pokorą wysłuchał bulli nominacyjnej Ojca Świętego, bardzo uprzejmie podziękował, po czym poprosił, aby kapelusz kardynalski,który jeden z delegatów trzymał w ręku i chciał mu wręczyć,chwilowo powiesić na pobliskim drzewie, bo on musi dokończyć zmywanie. To pokazuje, jakim tak naprawdę był człowiekiem!
Oczywiście, wspomnianą nominację przyjął, co wiązało się ze zrzeczeniem się urzędu przełożonego generalnego zakonu i oddaniem się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył więc Papieżowi w różnych podróżach, a w listopadzie 1273 roku udał się do Lyonu na Sobór Powszechny. Otrzymał zaszczytne zadanie wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego. Na niego też spadł główny ciężar prac przygotowawczych do Soboru. I właśnie tymi wszystkimi obowiązkami wyczerpany, zmarł 15 lipca 1274 roku, już podczas trwania Soboru Lyońskiego.
W pogrzebie wziął udział Papież i wszyscy Ojcowie Soboru w liczbie pięciuset biskupów i około tysiąca prałatów i teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę pogrzebową ku jego czci. Kronikarze notują, że tego dnia wielu chorych i kalek odzyskało zdrowie.
Nasz Patron był jednym z najwybitniejszych teologów Średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele dzieł teologicznych. Składają się na nie konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, czterysta czterdzieści kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną szkołę teologiczną.Kanonizowany został w roku 1482, a w 1588 roku ogłoszono go Doktorem Kościoła.
A my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy, spotykamy Jezusa, który sprzeciwia się sztywnemu i tylko zewnętrznemu zachowywaniu szabatu i innych religijnych praktyk, bez zaangażowania przy tym serca i ducha, i bez podjęcia choćby próby wewnętrznej przemiany. Wszelkie znaki, czynione na zewnątrz,winny być bowiem wyrazem tego, co dokonuje się w sercu człowieka, bądź też sygnałem do tego, co w przyszłości ma się tam dokonać. Krew baranka paschalnego miała być znakiem dla anioła śmierci, aby omijał te domy, których drzwi są nią oznaczone. Spożycie zaś wieczerzy paschalnej i tegoż baranka, w ogniu upieczonego, miało się stać znakiem wyzwolenia z niewoli egipskiej.
Życie naszego Patrona stało się znakiem nadzwyczajnego działania Boga w Kościele. To bowiem z woli Bożej, w tamtym czasie, dany został zakonowi franciszkańskiemu, ale także całemu Kościołowi, tak niezwykły Święty: człowiek wielkiego ducha i modlitwy, człowiek ogromnej wiedzy, obdarzony nadzwyczajnym darem wymowy, nieprzeciętną erudycją; człowiek aktywny i pracowity, a do tego wszystkiego – człowiek niezwykle pokorny, bardzo zdystansowany do samego siebie, traktujący przełożeństwo i wysokie urzędy jako zadanie i służbę, a nie jako pretekst do wywyższania się nad innymi.
Jest on zatem dla nas wszystkich znakiem od Boga – znakiem, który ma nam przypomnieć, że świętość wyraża się także w oryginalności, nieprzeciętności i dużym dystansie do siebie samego, a całkowitym zdaniu się na Boga!
W tym kontekście pomyślmy:
  • Czy umiem żartować z siebie samego?
  • Czy staram się unikać wywyższania nad innymi?
  • W jaki sposób przyjmuję kierowane do mnie pochwały i słowa uznania?
Albowiem Syn Człowieczy jest Panem szabatu!

7 komentarzy

  • Witam Wszystkich Komentatorów, Czytelników a nade wszystko Gospodarza bloga:) Moi Drodzy, korzystając z okazji życzę Wszystkim udanego wypoczynku wakacyjnego. Bez względu na czas jaki macie na wypoczynek, życzę aby był on jak najlepszy, nabierajcie sił, odpoczywajcie, relaksujcie się. A może dla niektórych będzie to czas na nadrobienie zaległości w relacjach z Bogiem?
    Jak tylko ogarnę tematyke ostatnich wpisów Księdza Jacka i Waszych postaram się dodać coś od siebie.
    Kochani proszę Was również o modlitwę za Polskę i Polaków, nie tylko w kontekście życia politycznego i gospodarczego w Polsce, ale również tego co przeżywają mieszkańcy zniszczonych przez burze i nawałnice terenów. Niech mądrość, przezorność, życzliwość i solidarność panują w Naszym Domu, któremu na imię Polska.
    Pozdrawiam Wszystkich!
    Dawid

    ~Dawid, 2011-07-15 10:21

    No, wreszcie! Znowu długa przerwa! Już się martwiłem, co z Dawidem! Ale – na szczęście – dobiega do peletonu. Dziękuję za przypomnienie konieczności modlitwy za ludzi doświadczonych ostatnimi burzami. Jutro więcej wspomnę o tym w słowie wstępnym.

    ~Ks. Jacek, 2011-07-15 10:47

  • Dziękuję Dawidowi za życzenia i również życzę udanej reszty lata (nie wiem czy przed urlopem czy po ;)? ). Mnie wyjazd czeka na początku sierpnia, a patrząc za okno …….. przydadzą się każde życzliwe słowa :).
    Czytając o św. Bonawenturze, przyszedł mi na myśl bł. Jan Paweł II. Nie żeby porównywac te historyczne postacie, ale jako głowa KK znalazł się trochę w podobnej sytuacji co św. Bonawentura stając na czele zakonu – mam tu na myśli te dwie frakcje :). JP II był atakowany przez kościelnych konserwatystów o liberalizm. a przez liberałów o zbytni konserwatyzm :). Czy wyszedł z tego tak jak św. Bonawentura? Odpowiedzmy sobie w sercach :). Miłe jest też to, że już w 2009 roku pojawił się na świecie głos (nie z Polski – co istotne) o tym, że JP II zasługuje na miano Doktora Kościoła.
    Pozdrawiam serdecznie
    Robert
    PS. Za ojczyznę będę się oczywiście dzisiaj modlił (i nie tylko dzisiaj 😉 ). Data piękna :), powinniśmy znacznie częściej zwracac uwagę na nasze sukcesy militarne, narodowe, nie tylko – co oczywiście jest bardzo istotne i scalające – opłakiwac klęski i ofiary. Uwierzmy w to, że nie jesteśmy skazani tylko na porażki!!! Że możemy wygrywac!!!

    ~Robert, 2011-07-15 10:58

    Wprawdzie nie mam urlopu, ale również dziękuję Dawidowi za życzenia…

    '' Czy umiem żartować z siebie samego?
    Czy staram się unikać wywyższania nad innymi?
    W jaki sposób przyjmuję kierowane do mnie pochwały i słowa uznania ''

    Myslę, że potrafię żartować z samej siebie, staram się unikać wywyższania się nad innymi, a co do pochwał….Zazwyczaj się czerwienię jak małe dziecko, niejednokrotnie powtarzam,że nic takiego nie uczynilam , tylko pomogłam, coś załatwiłam, wsparłam słowem,radą, itd.. Na pewno to nie ma nic wspólnego z fałszywą skromnością. Dla mnie pomaganie drugiemu Człowiekowi jest naprawdę czymś normalnym, tak samo jak oddychanie….

    Jacy jesteśmy ?
    Wystarczy byśmy się przyjrzeli w lustrze swemu obliczu. Za nim kryjemy się my… Nasze oblicze jest zwierciadłem naszych wnętrz. Jesli nasze oblicze nie znosi uśmiechu, radości nawet z nas samych, to znak, że tam w wewnątrz, coś się popsuło, że nasze serce choruje.
    Zimnie, twarde oblicze mówi o chłodzie seca. Ludzie o smutnych obliczach wnoszą smutek w życie ludzi z którymi przyszło im żyć, przebywać, spotykac się, a nawet mijac na ulicy. Usmiech powinien być dla nas czymś całkiem normalnym , tak po prostu… Co lubi nasze serce ? to ono decyduje o co będziemy się starali za wszelką cenę. Serce oświeca rozum, albo zanurza go w ciemnościach..Najprawdziwszą miarą serca , jest …. miłość

    W dzisiejszych czasach jest tak bardzo wiele łez na świecie, a tak mało, zbyt mało ludzi umiejących przyjść z pociechą… Najbardziej boli serce kiedy jest wypełnione bólem i smutkiem , gdy u nikogo nie znalazło zrozumienia….

    no tak, znów trochę odbieglam od tematu…

    Pozdrawiam

    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-15 12:45

  • Domowniku, mam podobnie: "Dla mnie pomaganie drugiemu Człowiekowi jest naprawdę czymś normalnym, tak samo jak oddychanie… ".
    Często nie zastanawiam się nawet nad tym, że pomagam, bo robię to bezinteresownie. Dopiero osoba, której pomogłam uświadamia mi, że to zrobiłam, dziękując mi za pomoc 🙂
    Miło jest usłyszeć od kogoś słowo "dziękuję", albo zobaczyć, że udało nam się kogoś wesprzeć, sprawić, że się uśmiechnął. To jest największa zapłata za Twój trud, gdy widzisz, że tej osobie udało się np. zaliczyć semestr, przeżyć trudne chwile w życiu, pokonać wstyd i umówić się na randkę, pokonać nieśmiałość i nawiązać lepsze relacje z rodziną.
    Gdy ta osoba daje Ci się uśmiech, miłość 🙂 – gdy słyszysz "Mamo, czy Kasia może być moją drugą chrzestną?", "Kocham cię jak siostrę", "Kiedy znowu do nas przyjdziesz?". Gdy widzisz, jak cieszy się na Twój widok. Gdy komuś pomagasz, stajesz się mu bliższy, jemu i osobom w jego otoczeniu:-) A to daje wiele radości.
    Wszystko tylko dzięki pomaganiu – nic więcej.

    Ale popłynęłam z wypowiedzią:)

    Na koniec jeszcze pytanie, które ostatnio usłyszałam od kogoś: "czemu mi pomagasz, przecież nawet się nie znamy". Nie potrafiłam odpowiedzieć…

    ~Katri, 2011-07-15 15:18

    Katri….
    Też często pomagam ludziom nie znając ich w ogóle…Nie mam na myśli tylko pomocy materialnej, ale piszę ogólnie, przecież nie tylko sprawami materialnymi żyje Człowiek….
    Nawet teraz gdy próbuję zdobyć jakieś pieniążki , by przekazać je pewnemu kapłanowi który oddaje swój urlop,na wyjazd z Dziećmi które by bez Niego spędziły całe wakacje w domu.Nie prosił mnie o to, sama zapronowałam, że popytam wśród znajomych , kto by chciał i mógł na tyle na ile może wesprzeć to naprawdę wspaniałe dzieło..Też mnie spytano dlaczego to robię…
    Myślę, że odpowiedź jest tylko jedna – bo jestem Człowiekiem ?
    Jesli zwierzę potrafi przygarnąć, zadbać nie tylko o swoje potomstwo…To cóż dopiero Człowiek może zdziałać…..
    Pomaganie innym powinno byc jak choroba zakażna…Rozprzestrzeniac się, z prędkością światła , ale my niejednokrotnie wolimy nie reagować, nie widzieć tego, ze ktoś potrzebuje naszej pomocy… Bo nam tak wygodniej …

    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-15 15:39

  • To jest ta współczesna znieczulica obecna wśród ludzi. Nie zauważać innych, niech każdy sobie radzi sam. I niestety nie jest to zjawisko tylko dużych miast.Jakże często obserwuję to również w swoim, małym mieście…
    Skąd to się bierze? Dlaczego coraz częściej pomagając innym oczekujemy czegoś w zamian? Coraz mniej w ludziach bezinteresowności. Świat nie zmierza w dobrym kierunku. A przecież ten świat tworzymy my – ludzie…
    Może ta moja wizja taka pesymistyczna dzisiaj przez pogodę za oknem. 🙂
    Bo u mnie dzisiaj cały dzień leje, grzmi z każdej strony i jak otoczyło od wczorajszego popołudnia, tak nie chce sobie pójść. Z racji, że chwilowo burza ucichła, można było włączyć komputer 🙂

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie!

    ~Paulina, 2011-07-15 20:19

    Jakze często pragniemy wielkich czynów. Marzy się nam wielki Cyrenejczyk , który dźwiga krzyż… A tymczasem w wielu wypadkach zaniedbujemy małą pomoc, której ktoś od nas potrzebuje.

    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-15 21:51

    Cyrenejczyk – tak mi się wydaje – wcale nie był kimś wielkim. Tak, on dźwigał Wielki Krzyż, ale on sam – jako on – był w sumie małym człowiekiem. On dopiero stał się kimś wielkim, kiedy zrozumiał, co zrobił i Komu pomógł!
    Dziękuję za piękne świadectwa dotyczące pomocy innym. Bardzo mnie cieszy, że tak to rozumiecie i że tak zwyczajnie o tym piszecie.To naprawdę piękne! Proszę, promujcie ten styl życia i postępowania!
    Natomiast szkoda, że pominęliście (poza Domownikiem) pytanie o żartowanie z siebie i o sposoby przyjmowania pochwał. Napiszcie, jak to realizujecie w praktyce i jak to w ogóle rozumiecie!
    Zgadzam się z Robertem, że bardziej powinniśmy się cieszyć z chwały polskiego oręża i z pięknych kart naszej historii, a nie dać sobie wmawiać oficjalnej propagandzie, jacy to jesteśmy dziejowi nieudacznicy, dlatego… musimy koniecznie być znowu zależni od Rosji!
    A Dawid miał się okazję przekonać, jak bardzo oczekiwane są Jego wpisy i dobre słowa – tyle podziękowań!
    Ja też bardzo dziękuję – Wam wszystkim!

    ~Ks. Jacek, 2011-07-15 22:46

  • '' Cyrenejczyk – tak mi się wydaje – wcale nie był kimś wielkim. Tak, on dźwigał Wielki Krzyż, ale on sam – jako on – był w sumie małym człowiekiem. On dopiero stał się kimś wielkim, kiedy zrozumiał, co zrobił i Komu pomógł''

    Wtedy, gdy dźwigał Wielki Krzyż był małym Czlowiekiem.
    Dziś patrząc na to z perspektywy czasu, i tego co dokonał, był Wielkim Cyrenejczykiem od samego podejścia do Krzyża.. Nieważne, że nie chciał z początku, że się pewnie buntował… Jego Wielkość polegała również na tym, że nie wiedział Komu pomaga, a mimo to, to uczynił…
    Dziś My wiemy, że w każdym Człowieku mieszka Chrystus, i co z tą wiedzą robimy ?

    Chrystus czeka na nas,nie tylko na Cyrenejczyka…
    Tyle się słyszy, mówi o Cyrenejczyku…
    Niejednokrotnie się zastanawiamy, czy był przymuszony, czy chętnie dźwigał…
    Mówi się, że kiedy wrócił do domu , i podał wodę choremu synowi, syn wyzdrowiał, Podał rękę chorej żonie , wyzdrowiała., kopał w ogródku, znalazł skarb…Lecz Chrystus czeka i na nas….Mamy Mu pomagać dźwigać krzyż

    Pozdrawiam
    Domownik – A

    ~Domownik – A, 2011-07-16 06:55

    Hmmm, ale Cyrenejczyka trochę w to wplątano 😉 – a w zasadzie zmuszono. To nie tak samo jak podanie o Św. Weronice, która ze współczucia, żalu i litosci otarła twarz Chrystusowi. Przecież nie było tak, że Szymon zobaczył niosącego krzyż człowieka, skazańca i z odruchu serca podleciał i powiedział: daj, pomogę, ulżę trochę.
    Pozdrawiam
    Robert

    ~Robert, 2011-07-16 20:29

    Prosił Ksiądz o odpowiedź na żartowanie z siebie i sposoby przyjmowania pochwał.
    Żartowanie z siebie – w tym przypadku chyba dużo zależy od charakteru człowieka, od humoru, jaki mu w danej chwili dopisuje. Są ludzie, którzy nie potrafią się sami z siebie śmiać i biorą wszystko na serio. Są tacy, którzy śmieją się tylko z innych, ale są też tacy, którzy śmieją się z innymi.
    Ja często nie potrafię opanować śmiechu, gdy widzę, jak np. znajomy potknie się, albo przewróci. Co oczywiście nie oznacza, że mu nie współczuję, czy nie chcę pomóc. W momencie, gdy sama się przewrócę, to po przeżyciu tego lekkiego szoku również wybucham śmiechem. Śmiech to zdrowie:) Inne żarty z siebie – z mojej "skromności", czy z tego, że jestem niska – niektórzy rozpaczają z tego powodu, gdy ktoś powie do nich "mała", a mi to wcale nie przeszkadza. Potrafię to odbierać pozytywnie.

    Wydaje mi się, że tutaj dużą rolę odgrywa akceptacja i wiara w siebie.:)

    Przyjmowanie pochwał:
    -"Kasiu jesteś wielka, gdyby nie twoja pomoc, to bym nie zaliczyła tego roku" -"Oj tam, przecież ja nic wielkiego nie zrobiłam".

    A jak Wy reagujecie na takie pochwały, podziękowania za pomoc?

    ~Katri, 2011-07-16 13:55

    SERDECZNIE POZDRAWIAM http://jezusa.blogspot.com/

    ~blogowy70, 2011-07-16 14:21

  • Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
    Witam księdza Jacka i wszystkich blogowiczów. Dość dawno nie pisałam żadnego komentarza. Dziś miałam czas nadrobić trochę zaległości i poczytać wpisy i komentarze dotyczące naszej postawy w stosunku do innych ludzi.
    Z natury jestem dość wesoła i potrafię się śmiać z wielu rzeczy (z siebie również). Zawsze uważałam, że uśmiech podarowany drugiej osobie wróci do nas po wielokroć. Nie wiem dlaczego ludzie tak mało robią użytku ze szczerego uśmiechu? To podobno więcej mięśni angażuje niż jakiś grymas niezadowolenia. Zatem znakomita gimnastyka w epoce, gdy każdy szuka różnego rodzaju możliwości ruchu. Mam też zasadę pomagać innym ludziom nie oczekując zapłaty. Nie mam pieniędzy, to staram się poświęcić wolny czas osobie potrzebującej. Czasem wysłuchanie zwierzeń i problemów znajomego czy przyjaciela pomaga upodobnić się do Szymona Cyrenejczyka. Wiem z własnego życia, że czyjeś dobre słowo i wysłuchanie moich problemów, jest więcej warte niż jakiś skarb. Cieszę się bardzo, że tutaj można poznać fajnych ludzi, którzy podsyłąją adresy ciekawych stron. W tym wpisie pragnę podziękować mojemu przedmówcy blogowy70 za stronkę http://jezusa.blogspot.com/. W tym miejscu napiszę, że aż szkoda gdy tak mało ludzi słucha takich świadectw, jak to Mirosława Kulec o działaniu Chrystusa we współczesnym świecie, które jest zagłuszane przez ten szum medialny.
    Och, ale się rozpisałam. Dziękuję za cierpliwe przeczytanie moich przemyśleń i obiecuję częściej umieszczać wpisy.

    Serdecznie pozdrawiam wszystkich wypoczywających i wyjeżdżających na urlopy. Życzę dobrej pogody, (sama uważam, że najważniejsza jest pogoda ducha). Mirka

    ~Mirka, 2011-07-18 14:35

  • Bardzo się cieszę, że Mirka znowu jest z nami! Witam – i zapraszam do ponownej współpracy na blogu! Dziękuję od razu za świadectwo, wyrażone we wpisie. Podobnie dziękuję Katri za świetną wypowiedź. A co do dyskusji o Cyrenejczyku, to chciałbym tylko zwrócić uwagę, że o tych rzekomych uzdrowieniach jego najbliższych to jedynie "mówi się", a o tym, że został przymuszony do niesienia Krzyża – wyraźnie "pisze się" – i to w samym Piśmie Świętym! To dlatego taką, a nie inną opinię o nim wypowiadam, co nie znaczy – bynajmniej – że go w jakiś sposób deprecjonuję. On z czasem jednak się przekonał do tego, co zrobił!
    Szczęść Boże! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.