Apostołem jakiej prawdy jestem na co dzień?

A

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, pozdrawiam i nieustająco życzę pięknych, Bożych wakacji. A na dzisiejszy Dzień Pański posyłam kapłańskie błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

15 Niedziela
zwykła, B,
do
czytań:   Am 7,12–15; 
Ef 1,3–14;  Mk 6,7–13
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA AMOSA: 
Amazjasz,
kapłan w Betel, rzekł do Amosa: „«Widzący», idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I
tam jedz chleb, i tam prorokuj. A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską
świątynią i królewską budowlą”. I odpowiedział Amos Amazjaszowi: „Nie jestem ja
prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który
nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: «Idź,
prorokuj do narodu mego, izraelskiego»”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN: 
Niech
będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił
nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W
Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani
przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych
synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale
majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W
Nim mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków według bogactwa
Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i
zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego
postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby
wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i
to, co na ziemi.
W
Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który
dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku
chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w
Chrystusie. W Nim także wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym
zbawieniu. W Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha
Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu
na ostateczne odkupienie, które nas uczyni własnością Boga ku chwale Jego majestatu.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus przywołał do siebie
Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami
nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski:
ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i
nie wdziewajcie dwóch sukien”. I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu
wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was
nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg
waszych na świadectwo dla nich”. Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia.
Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i
uzdrawiali.
Prorok jest wysłannikiem Boga! Apostoł jest przedstawicielem
Chrystusa!

Ani ten pierwszy, ani ów drugi nie
przychodzi w swoje imię i nie głosi swoich mądrości.
Może dlatego każdy
taki Boży posłaniec uświadamia sobie jasno, że wezwanie, jakim został obdarzony,
jest silniejsze od niego i
ważniejsze od ludzkich reakcji i akceptacji otoczenia.
I dlatego też Prorok Amos,
na wezwanie Amazjasza, kapłana z Betel, aby poszedł sobie i gdzie indziej
prorokował – nie odchodzi, ale zostaje
tam, gdzie Pan kazał mu zostać i prorokować. A wyjaśnia to jednym krótkim
zdaniem: Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: Idź, prorokuj do
narodu mego, izraelskiego.
Z tego samego powodu
Apostołowie, wysłani przez Chrystusa, mają niczego nie brać na drogę, bo o
chleb i utrzymanie mają się dla nich zatroszczyć ci, którym będą głosić Dobrą
Nowinę. Ci sami mają przyjąć Apostołów
jako Apostołów właśnie – i słuchać ich,
a jeśliby tego nie uczynili, ma do
nich przemówić bardzo mocny znak strząśnięcia
prochu z nóg na świadectwo dla nich.
Zatem, wszyscy, których Pan
wysyła, aby szli do ludzi i głosili im słowa, przez Pana zlecone – wszyscy oni
mają świadomość, że nie robią żadnej
łaski i nie robią niczego nadzwyczajnego, a tylko wykonują polecenie Boże.

Oni po prostu nie mogliby tego nie czynić. Oni mają głosić całą prawdę! Nie
częściową, nie wybiórczą – ale całą
prawdę!
A ci, którzy ich słuchają – mają tę całą prawdę przyjąć.
Przy czym mówiąc o tych,
którzy głoszą i tych, którzy słuchają, nie
mamy na myśli tylko – odpowiednio – księży i ludu wiernego.
Bo to nie jest
tak, że tylko ksiądz jest od tego, żeby mówił, a ludzie tylko od tego, żeby
słuchali. Te role często się odwracają.
Ksiądz, żeby mógł mówić i głosić w imieniu Boga, musi najpierw nauczyć się słuchać, co Bóg do niego będzie mówił – także
przez osoby świeckie, przy różnych okazjach. Z kolei świeccy nie są tylko
biernymi odbiorcami, ale mają być też
apostołami, głosicielami,
każdy na swoim odcinku – począwszy od rodziny.
Źródłem zaś jednego i
drugiego posłannictwa jest Bóg! Dlatego nie wolno – ot, tak sobie! – zwolnić się z tej misji tylko dlatego,
że się nie chce, że się nie ma czasu, że ludzie krzywo patrzą, czy że inne są
trendy w polityce. Kochani, niektórym wydaje
się, że to wszystko jedno, czy będą zajmować takie stanowisko, czy inne w
sprawach kluczowych;
czy uznają całą prawdę i naukę Bożą, czy tylko jej część…
A tymczasem – to nie jest
wszystko jedno! Bo cała sprawa opiera
się o Boga,
a On wyraźnie jedno powiedział, a drugiego nie powiedział. Jedno
nakazał, a drugiego zabronił. Na jedno się zgadza, a na inne się nie zgadza. Bóg jest bardzo konkretny i bardzo określony,
Bóg jest jednoznaczny i przejrzysty,
dlatego nie można podpiąć pod imię
Boże i wolę Bożą każdej teorii, każdego stanowiska, lub też braku stanowiska wówczas,
kiedy trzeba je zająć.
Nie można wszystkiego wytłumaczyć tym, że Bóg przecież wszystkich
kocha, wszystko przebacza, bo Bóg jest miłosierny i wielki.
Bóg jest miłosierny
i wielki, ale nie jest rozmyty i mdły! Bóg jest – żeby to jeszcze raz powtórzyć
jeden, konkretny i jednoznaczny! I
chce, aby Jego uczniowie też tacy byli, a Jego apostołowie i prorocy właśnie
taką prawdę o Nim i w Jego imieniu głosili!
Dlatego to właśnie nie da
się – na przykład – kończyć przysięgi poselskiej wezwaniem „Tak mi dopomóż
Bóg”, a głosować za in vitro. Nie da
się chodzić do kościoła i przyjmować Komunię Świętą, a pochwalać aborcję! Nie da się ze Mszy Świętej niedzielnej iść prosto na zakupy do sklepu, albo bez
potrzeby pracować w niedzielę.
Nie da się kpić sobie przez całe życie z
Kościoła i z Sakramentów, a po śmierci
oczekiwać wielkich ceremonii pogrzebowych,
o które rodzina stacza
prawdziwie żałosne batalie w kancelarii parafialnej.  Nie da się zaliczać wszystkich Mszy i
adoracji, a w domu tworzyć piekła!
Kochani, tych i jeszcze
paru innych rzeczy po prostu nie da się pogodzić ze sobą. Bo coś jest
prawdziwe, a coś fałszywe. Niestety, najczęściej
fałszywą okazuje się cała ta otoczka religijna,
a prawdziwe intencje
człowiek wyraża w swoim postępowaniu poza kościołem. Lepiej, gdyby te sfery
udało się uzgodnić. A jeżeli nie, to trzeba mieć odwagę powiedzieć jasno, że się jest niewierzącym! I wtedy wszystko jest
jasne – wiemy, z jakiego pułapu startujemy.
Najgorzej, jak się jest
takim niby wierzącym, a tak naprawdę to
wierzącym tylko w swoje „widzimisię”.
Bo wtedy człowiek w rzeczywistości
jest niewierzącym, ale myśli, że jest wierzącym, a w związku z tym żyje w permanentnym fałszu i
ostatecznie oddala się od Boga. I się nie nawraca, bo uważa, że nie musi.
Dlatego, Kochani, tak
bardzo potrzeba, abyśmy byli dla siebie
nawzajem misjonarzami i prorokami,
i ukazywali sobie nawzajem prawdziwy
obraz Chrystusa – taki chociażby, jaki przed naszymi oczami rysuje w drugim
czytaniu Święty Paweł, gdy pisze: Niech będzie
błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił nas
wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim
bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani
przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych
synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale
majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym
.
 
Miejmy, moi Drodzy, odwagę
dawać sobie nawzajem takie właśnie czytelne i jasne świadectwo. Prawdziwe świadectwo, które wiarę nazwie
wiarą, a jej brak – nazwie po imieniu.
Bądźmy apostołami prawdy! I żyjmy w prawdzie o sobie! Jaka by ona
nie była – ale w prawdzie. Bo nic
tak nie niszczy duchowo człowieka i nie spowalnia jego rozwoju, jak fałszywe przeświadczenie o sobie samym.
W tym kontekście zastanówmy
się:
·       
Czy
– jako człowiek wierzący – akceptuję całą naukę Kościoła Rzymskokatolickiego?
·       
Co
robię, aby poznać całą prawdę o sobie samym?
·       
Apostołem
jakiej prawdy jestem na co dzień?
W Nim także wy usłyszeliście słowo
prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu. W Nim również uwierzyliście i zostaliście
naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego

14 komentarzy

  • Każdy z nas potrzebuje drugiego i Drugiego.
    Zawsze jest we dwojke raźniej. Od razu się sprawdza powiedzenie '' co dwie głowy to nie jedna ''
    Wspaniały plan Boga.
    To my potrzebujemy wspólnoty by się normalnie, prawidłowo rozwijać, byśmy mogli budować, wzrastać.
    Przykład na to , że we dwójkę jest zawsze raźniej ?
    Małżeństwo jest odpowiedzią .
    Małzeństwo kobiety i mężczyzny, małżeństwo z którego i w którym powstaje, rodzi się rodzina, czyli podstawowa wspólnota społeczeństwa.
    To właśnie tu pierwszy misyjny kraj dany małżonkom dla siebie – wzajemnie nawracanie się wobec dzieci, i wokół ludzi.
    Nie da się zliczyć ile czasem wysiłku, trudu, wyrzeczeń w tym owym kraju misyjnym.
    To tylko małżonkowie z długim stażem ( nie chwaląc się, również i ja ) mogą o tym powiedzieć.
    Nie wolno też zapominać nam , ile pociechy, radości, uśmiechu jest w tej misji.
    Nie wolno zapominać o trudnych decyzjach, które na pierwszy rzut oka mogłyby się wydawać wręcz nieprawdopodobne, ale z perspektywy czasu, okazały się trafne w czasie.
    Nie wolno zapominać ile przebytych dróg, których na początku widzieliśmy tylko mały odcinek.
    Ten kraj misyjny, to nic innego jak owy dom do którego wchodzą małżonkowie i zostają w nim.. aż do śmierci. To nic innego jak kwestia przyjęcia Boga i słuchania Go z wielką uwagą.
    On nie strząsnie nigdy prochu z nóg przed naszym domem.
    Tak naprawdę spełnienie misji nie zależy od nas samych, ale od naszej relacji z nas Posyłającym
    Tylko w Nim i z Nim słowo dobre głoszącego dotrze do serc, a moc tego słowa wyrzuci złego ducha , jego pokusy, jego podszepty.
    Tylko w Nim i z Nim dotyk przynosi uleczenie, ukojenie.
    Miłosc jest jak olej przynoszący chorym ulgę.

  • To dobry przykład… Drugi człowiek naprawdę jest potrzebny… Nawet w zakonach kontemplacyjnych – jest się we wspólnocie… Nic gorszego, niż totalna samotność… Ks. Jacek

    • Masz rację ks. Jacku

      '' Nikt samotnie nie zniósłby życia … ''

      Tak naprawdę to samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa.
      '' Prawdziwa samotność zaczyna się od chwili, kiedy człowiek nie może już dłużej znieść własnego towarzystwa… ''

      Dobra rada dla Pryzjaciół

      '' I trze­ba być wiel­kim przy­jacielem i moc­nym przy­jacielem, żeby przyjść i prze­sie­dzieć z kimś całe po­połud­nie tyl­ko po to, żeby nie czuł się sa­mot­ny. Odłożyć swo­je ważne spra­wy i całe po­połud­nie poświęcić na trzy­manie ko­goś za rękę ''

    • Ojciec Pio mówił '' telewizor w domu=szatan w domu. Ludzie codziennie,godzinami,każdą wolną chwilę spędzają przed telewizorem.Gdyby tak codziennie,godzinami adorowali Boga…Jesteśmy odpowiedzialni za to,co chcemy zobaczyć.Możemy w taki sposób patrzeć na świat, że przenosimy się poza swoim sercem,na peryferie swej istoty.To na co patrzymy i kontemplujemy kształtuje naszą osobowość,naszego ducha,wrażliwość,a także to,co chcemy i nie chcemy ''

  • Patrząc na naukę Kościoła i jego historię niejednokrotnie nasuwa się pytanie czy nauka ta nie była formułowana "na ślepo" a czasem pod dyktando samego kościoła, duchownych, papiestwa, a nie wiernych, zwykłych ludzi. Obecnie, w naszym kraju, głośno mówi się o "in vitro", konstytuują się różne komisje, zespoły ds. in vitro, wysuwane przez różne grupy polityczne, prawicowe, centrowe, lewicowe. Domyślamy się, że niedługo pojawi się ustawa regulująca kwestię "in vitro". I tu nasuwa się kilka pytań? Czy rzeczywiście "in vitro" jest czymś niewłaściwym? Zwłaszcza, dla małżeństw pragnących mieć dzieci, a dotkniętych bezpłodnością, którą nie zawsze można wyleczyć? Jak zrozumieć to, że z jednej strony potępia się "in vitro" jako techniczne regulowanie życia, a z drugiej nie ma słów potępienia w sytuacji gdy sztucznie podtrzymuje się, za pomocą aparatury, leków, itp. życie osób chorych, często nieuleczalnie (nie mówię tu o eutanazji na życzenie)? Jak wytłumaczyć fakt, że młodzi małżonkowie, kochający się, pragnący mieć dzieci, nie mogą ich mieć, zaś "na potęgę" rodzą się dzieci w rodzinach patologicznych, wśród nastolatków (po tzw. "pierwszym razie"), itd.? Czy kościół faktycznie ma jedno, powszechne stanowisko wobec "in vitro"? I jakie są kluczowe jego argumenty? Czy formułując swoje stanowisko uwzględnia wszelkie czynniki, w tym społeczne, demograficzne, psychologiczne, czy jedynie to własne-kościelne? Czy naprawdę małżonkowie, gotowi na dziecko, pragnący go, muszą być potępiani za "in vitro", piętnowani czy nawet jak wymyślił to pan B. Piecha z PIS-u, skazywani na karę jaką wymierza się za morderstwo?

  • Tak, samotność i odosobnienie to chyba najgorsze co może człowieka spotkać. Stworzeni na obraz Boga mamy w sobie zdroje miłości, ciepła, którymi chcemy obdarzać innych. Te nasze gorące serca muszą znaleźć upust w postaci potrzebującej nas osoby. W innym przypadku nietrudno o szaleństwo, coś na pograniczu jakiejś desperacji, emocjonalnej paranoi. Co w sytuacji gdy nie ma nikogo na horyzoncie, kto by nas przyjął? I dlaczego tak łatwo zamykamy się na innych, ranimy ich swoją obojętnością? Czemu nienawidzimy, jednocześnie wiedząc o dramatycznych skutkach tejże postawy?

    Cieszę się, że jestem chrześcijanką. Raduje się moje serce, bo mam Boga, który mnie wspiera, bo mam wspólnotę parafialną, w której czuję się potrzebna. Są tu ludzie, na których mogę liczyć. Są kapłani, którzy nigdy nie okazali mi obojętności. Bóg ociera moje łzy a ja kocham tych, których On stawia na mojej ścieżce.

    Jedynym lekiem na całe zło jest Chrystus. Zjednoczeni z Nim i w Nim przetrzymamy każdą burzę naszego życia. Niech żyje w naszych sercach Jezus!
    Dorota (z Celestynowa)

  • Dzieci mozna tez adoptowac Czesto pozbywajac je wlasnie tej patologii.
    Czesto tez moje doswiadczenie pokazuje ze gdy ludzie decydujs sie na adopcje cos sie odblokowuje i okazuje sie ze pojawia sie ich wlasna ciaza bez in vitro.
    Ja spedzajac wiele godzin w szpitalach polozniczych widzialam ogromne cierpienie ludzi ktorzy poddali sie tej metodzie. Widzialam tam ogromnie duzo kobiet rodzacych kolejny raz swoje martwe dzieci. Kolejny bo zadko udaje sie to za pierwszym razem. Ja mysle ze nie jestem w stanie wyobrazic sobie bolu malzonkow ktorzy nie moga miec dzieci ale uwazam ze in vitro to nie droga do rozwiazania problemu.

    • Karolino
      Zgadzam się z tym co napisałaś.
      Placówki Państwowe są przepełnione dziećmi niechcianymi, porzuconymi, skreślonymi.
      Im starsze dziecko, tym mniejsza jego szansa na adopcję.
      Ludzie boją się przysposobienia dziecka , tłumaczą to lękiem co ono ma zakodowame w genach. Przecież jacy rodzice , takie dziecko.
      ''Jaki ojciec taki syn, jaka matka taka córka '' itd…

      Przykre i strasznie niesprawiedliwe jest takie podejście do życia, do malych ludzi, od których pewnie może zależeć przyszłość nas – '' ludzi starszego pokolenia''
      Niejedno dziecko wychowane w Placówce Państwowej, staje się w przyszłosći lekarzem, prawnikiem, księdzem, można wymieniac bez końca.
      A kim niejednokrotnie staje się dziecko które wychowało się u boku biogicznych rodziców , które było '' chuchane i dmuchane'' ?
      Zdarzają się sytuacje,ze wyrastają na złodziei, morderców, gwałcicieli, i znów mozna sypać przykładami jak z rękawa.

      Kochani, na to nie ma reguły.
      Każdy mały człowieczek zasługuje na szansę stania się porządnym, dobrym obywatelem .
      Nie skreslajmy dzieci, tylko dlatego, że rodzice często okazali się nieodpowiedzialnymi, niedojrzałymi emocjonalnie ludźmi.

      Podobno wszystkie dzieci nasze są.

      Sama pochowałam Syna pierworodnego.
      Potem urodziłam drugiego, ale wiedziałam , że więcej juz nie zostanę Mamą.
      Gdy Sym miał dwa lata, przysposobiliśmy dwójkę dzieci z Placówki Państwowej.
      Nie miałam obaw, co z nich wyrośnie, ile przejęły po swoich rodzicach.
      Wiem jedno, żadne dziecko nie odpowiada, za błędy swoich rodziców.

      Dzis z perspektywy czasu, gdy patrzę na swoje dzieci,
      widzę jakie owoce przynosi nasza decyzja sprzed trzynastu laty.

      Nie żałuję jej, gdybym można było cofnąć czas, uczyniłabym to samo.

      Czuję ból w sercu po utracie Synka, ale wiem ,że przyjęcie do domku dzieciaczków było …. balsamem dla duszy.

  • Miałem rozwinąć wątek bezsensowności metody in vitro i jeszcze kilkoma argumentami odpowiedzieć na wpis, zarzucający Kościołowi działanie niejako automatyczne i mechaniczne… Jednak po wypowiedzi Karoliny i Domownika – milknę… I chylę czoła… I nie mam nic więcej do dodania… Jedynie – dziękuję… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.