Abyśmy już nie wracali do niewoli…

A
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, miałem dzisiaj dokonać podsumowania Peregrynacji Matki Bożej w Figurze Loretańskiej, zakończonej wczoraj w Celestynowie. Okazało się jednak, że będę miał możliwość – podobnie, jak przed tygodniem – głosić Boże Słowo przez całą niedzielę, aby właśnie takiego podsumowania dokonać dla całej Parafii. Zostawiam przeto wiele dobrych myśli i pięknych wspomnień w swym sercu do spokojnego rozważenia – znajdziecie je w jutrzejszym słowie. 
      A ja dzisiaj postaram się raz jeszcze przejrzeć ostatnie dni i nadrobić zaległości – poodpisywać na Wasze wypowiedzi, za które niezmiennie dziękuję!
                 Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Bł. Czesława, Kapłana,
do
czytań: Wj 12,37–42; Mt 12,14–21
CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Synowie
Izraela wyruszyli z Ramses ku Sukkot w liczbie około sześciuset
tysięcy mężów pieszych, prócz dzieci. Także wielkie mnóstwo
cudzoziemców wyruszyło z nimi, nadto owce i woły, i olbrzymi
dobytek. Z ciasta, które wynieśli z Egiptu, wypiekli niekwaszone
placki, ponieważ się nie zakwasiło. Wypędzeni z Egiptu bez
najmniejszej zwłoki, nie zdołali przygotować nawet zapasów na
drogę.
A
czas pobytu synów Izraela w Egipcie trwał czterysta trzydzieści
lat. I oto tego samego dnia, po upływie czterystu trzydziestu lat,
wyszły wszystkie zastępy Pana z ziemi egipskiej. Tej nocy czuwał
Pan nad wyjściem synów Izraela z ziemi egipskiej. Dlatego noc ta
winna być czuwaniem na cześć Pana dla wszystkich synów Izraela po
wszystkie pokolenia.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Faryzeusze
wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić.
Gdy
Jezus dowiedział się o tym, oddalił się stamtąd. A wielu poszło
za Nim i uzdrowił ich wszystkich. Lecz im surowo zabronił, żeby Go
nie ujawniali. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza:
Oto
mój Sługa, którego wybrałem, umiłowany mój, w którym moje
serce ma upodobanie. Położę ducha mojego na Nim, a On zapowie
prawo narodom. Nie będzie się spierał ani krzyczał, i nikt nie
usłyszy na ulicach Jego głosu. Trzciny zgniecionej nie złamie ani
knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi. W Jego
imieniu narody nadzieję pokładać będą”.
Patron
dnia dzisiejszego, Czesław,
urodził się około roku 1180.

Już
jako
kapłan diecezjalny,
wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego i otrzymał habit z rąk
Świętego
Dominika. Głosił
Słowo
Boże w Czechach i w Polsce.

Założył klasztory w Pradze i we Wrocławiu. Był
człowiekiem wielkiej wiary i żarliwej modlitwy. Jako taki – jak
podaje legenda – przewodził
obronie Wrocławia przed najazdem Tatarów w roku 1241 roku.

Jakkolwiek miasto wówczas bardzo ucierpiało, to jednak jego
ocalenie przypisuje się właśnie modlitwom i mężnej postawie
Błogosławionego Czesława.
Zmarł 15 lipca 1242 roku we Wrocławiu.
A
oto Ewangelia dzisiejsza ukazuje nam dwa różne sposoby reagowania
na osobę Jezusa. Słyszymy, że faryzeusze
wyszli i odbyli naradę przeciw Jezusowi, w jaki sposób Go zgładzić
.
I
kiedy Jezus, pod wpływem tej wiadomości, usuwa się z
pola widzenia,
aby jeszcze w tym momencie nie doprowadzać do konfrontacji, wówczas
okazuje się, że wielu
poszło za Nim i uzdrowił ich wszystkich
.
A
zatem – dwa różne sposoby reagowania na Jezusa, na Jego
nauczanie, na Jego cuda, na Jego wielkość i boskość. I tak chyba,
Kochani, było zawsze – i tak już zawsze będzie, że w
odniesieniu do swego Boga człowiek przyjmuje dwie
skrajnie przeciwstawne postawy:

jeden tego swego Boga szuka i pragnie być blisko, drugi chce Go ze
swego życia wyeliminować, wręcz zabić. A
jakże często tego typu sprzeczności zachodzą w sercu jednego
człowieka!
Historia
narodu wybranego także wielokrotnie to potwierdzała. Oto bowiem od
posłuszeństwa głosowi Pana i wiernego wypełniania Jego woli,
Izraelici bardzo szybko przechodzili do otwartego wręcz buntu! A
przecież Pan nigdy nie przestał okazywać im miłosierdzia i
pomocy.

Dzisiaj
w pierwszym czytaniu słyszymy, jak to synowie Izraela opuścili
ziemię egipską. Wiemy, że jakkolwiek ta noc była czasem
wyzwolenia, to jednak rozpoczęła
ona długi czas wędrówki przez pustynię

– czas intensywnego zmagania się może nawet nie tyle z
trudnościami i przeciwnościami zewnętrznymi, bo z tych
wielokrotnie ratował ich sam Pan, ile
z trudnościami natury duchowej, wewnętrznej, z trudnościami z
zachowaniem posłuszeństwa Panu.

To właśnie tutaj leżała ta największa przeszkoda w nawiązywaniu
pełnej i bezpośredniej relacji narodu wybranego ze swoim Bogiem.
Tak
wiele bowiem,
moi Drodzy, zależy
od dyspozycji serca człowieka!

Jak wiem, że w tym momencie nie stwierdzam niczego nowatorskiego i
nie zaszokuję nikogo odkrywczością tej prawdy. Ale to jest prawda,
którą jednak za mało sobie uświadamiamy.
Albo
może jest tak oczywista,
że gdzieś
nam umyka w konkretnych sytuacjach.
Oto
bowiem nieraz poszukujemy rozwiązania naszych różnych trudności i
problemów, i nawet modlimy się w tej intencji, na Mszę dajemy,
odmówimy jakiś Różaniec…
Ale
brakuje
pewnej ciągłości, konsekwencji,

a tak dokładniej – związania
swego życia z Bogiem już tak na dobre, na sto procent.

Bo może właśnie po to Pan daje taką czy inną trudność, może
po to dopuszcza na nas taką swoistą niewolę egipską, aby
nas sprowokować, zmobilizować

– żeby nie powiedzieć: zmusić – do
zmiany myślenia i przebudowania swego nastawienia do Boga.

A
to by oznaczało, że w obliczu konkretnej trudności, jakiegoś
zagrożenia, jakiejś życiowej przeciwności nie
wystarczy odmówić Róża
niec
czy Koronk
ę,
czy odbyć jakąś pielgrzymkę,

czy spełnić taką czy inną praktykę religijną – i oczekiwać,
że natychmiast ma nam się w życiu wszystko zmienić i poprawić. A
jak tak się nie stanie, to zaraz bunt i pretensje do Boga.

To nie o to chodzi!
Chodzi
natomiast o to, aby przy tej – jeśli tak w ogóle można
powiedzieć – okazji zmienić
swoje nastawienie do Boga, pogłębić je, odnowić, związać się z
Nim mocniej!

Żeby to jeszcze raz powtórzyć: może właśnie po to zostało nam
dane takie lub inne doświadczenie, taka lub inna trudność czy
nawet cierpienie, aby
skierować naszą uwagę już na dobre i na stałe – na Boga.

I aby z Nim właśnie już
na stałe
się
związać.

I
wtedy może się okazać, że nawet jeżeli ta sprawa, o którą się
modlimy czy o której zmianę prosimy, nie
ułoży się po naszej myśli,

ale z całego tego wydarzenia wyjdziemy wzmocnieni duchem i bliżsi
Bogu, i bardziej z nim na stałe związani, to
już będzie jakieś wielkie dobro i wielkie zwycięstwo. Zwycięstwo
Boga w nas!
Bo
to właśnie o to w tym wszystkim chodzi, aby nie tyle jedną czy
drugą sprawę rozwiązać po swojemu, a
potem po swojemu żyć – aż do następnej jakiejś sprawy i
trudności,

kiedy to znowu odmówimy Różaniec lub Koronkę, lub damy na Mszę,
żeby nam się sprawa rozwiązała, a potem znowu po swojemu – i
tak w kółko; ale o to w tym wszystkim chodzi, żebyśmy wreszcie
zwrócili się do

Pana.
Zżyli się z Nim. I już nigdy od Niego nie odchodzili.

W żadnej sytuacji i w obliczu jakichkolwiek trudności.
Abyśmy
kiedy już wyjdziemy ze swojej
niewoli egipskiej, nie mieli ochoty do niej wracać. Mówiąc jeszcze
inaczej: abyśmy kiedy już wejdziemy w bliższy kontakt, w
pełniejszą wieź z Bogiem – zechcieli
już w tej więzi i w tej bliskości pozostać.

I swoim życiem dawać piękne świadectwo wiary, potwierdzając, że
wiara głęboko przeżywana i konsekwentnie praktykowana naprawdę
przemienia życia i owocuje. Wspaniale owocuje.

Tak, jak w życiu Błogosławionego Czesława…

3 komentarze

  • Abyśmy już nie wracali do niewoli… tytuł rozważania dzisiejszego współbrzmi bardzo z działaniami na rzecz nowej ewangelizacji. Trzeba nam nowego zapału, nowego ducha by wytrwać z Jezusem i Jego nauką. Potrzeba nowych ewangelizatorów nie tylko kapłanów i misjonarzy zakonników ale i nas świeckich , byśmy dotarli do każdego potrzebującego, łaknącego Słowa Bożego, byśmy słowem i czynem siali Miłość.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.