Pokój Chrystusowy to nie spokój za wszelką cenę!

P
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, tak wstępnie bardzo dziękuję za wszelkie życzenia, jakie różnymi drogami do mnie dotarły w ciągu ostatnich kilku dni. Będę się starał osobiście na nie odpisywać, albo oddzwaniać, ale już dzisiaj dziękuję i zapewniam o wdzięcznej pamięci w modlitwie. 
    Życzę wszystkim błogosławionej Niedzieli. Przyzywam także błogosławieństwa samego Boga – Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

20
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Jr 38,4–6.8–10; Hbr 12,1–4; Łk 12,49–53
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
W
czasie oblężenia Jerozolimy przywódcy, którzy trzymali Jeremiasza
w więzieniu, powiedzieli do króla: „Niech umrze ten człowiek, bo
naprawdę obezwładnia on ręce żołnierzy, którzy pozostali w tym
mieście, i ręce całego ludu, gdy mówi do nich podobne słowa.
Człowiek ten nie szuka przecież pomyślności dla tego ludu, lecz
nieszczęścia!”
Król
Sedecjasz odrzekł: „Oto jest w waszych rękach!” Nie mógł
bowiem król nic uczynić przeciw nim. Wzięli więc Jeremiasza i
wtrącili go, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna
królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni. W
cysternie zaś nie było wody, lecz błoto; zanurzył się więc
Jeremiasz w błocie.
Ebedmelek
wyszedł z domu królewskiego i rzekł do króla: „Panie mój,
królu! Ci ludzie postąpili źle we wszystkim, co uczynili prorokowi
Jeremiaszowi, wrzucając go do cysterny. Przecież umrze z głodu w
tym miejscu, zwłaszcza że nie ma już chleba w mieście!”
Rozkazał
król Kuszycie Ebedmelekowi: „Weź sobie stąd trzech ludzi i
wyciągnij proroka Jeremiasza z cysterny, zanim umrze!”
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Mając dokoła siebie takie mnóstwo świadków, odłożywszy wszelki
ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas łatwo zwodzi,
winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzymy na
Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala. On to
zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie
bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy tronu Boga.
Zastanawiajcie
się więc nad Tym, który ze strony grzeszników taką wielką
wycierpiał wrogość przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani
na duchu. Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi,
walcząc przeciw grzechowi.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Przyszedłem rzucić ogień na
ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest
mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.
Czy
myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam,
lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym
domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec
przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka
przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw
teściowej”.
Czy
myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam,
lecz rozłam.
Odtąd bowiem pięcioro będzie
rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje
przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka
przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a
synowa przeciw teściowej.
Słowa
Jezusa, zapisane przez Świętego Łukasza, a odczytane w dzisiejszej
Liturgii, zapewne nas szokują, a z całą pewnością dają do
myślenia.
Musi się bowiem pojawić pytanie, jak pogodzić
to, co dzisiaj słyszymy,
z tym, co odczytywane jest chociażby w
czasie Pasterki, w noc Narodzenia Jezusa Chrystusa, kiedy to Prorok
Izajasz ogłasza nadejście Syna Bożego, określając Go mianem
Księcia Pokoju?
Jak pogodzić to dzisiejsze słowo z
przykazaniem miłości Boga i bliźniego,
które jest przecież
przykazaniem pierwszym i najważniejszym, które jest pierwszą
zasadą chrześcijaństwa? Jak to pogodzić?
Jak
pogodzić te dzisiejsze słowa Jezusa z owymi sytuacjami, kiedy to
okazywał On miłość, współczucie, pomoc ludziom; kiedy
uzdrawiał, wskrzeszał,
kiedy – przychodząc po
zmartwychwstaniu – mówił: Pokój wam?
To w końcu co: pokój – czy rozłam? Co tak naprawdę
przynosi ze sobą Jezus?
Myślę,
że jakieś światło na całą sprawę rzuca nam dzisiejsze pierwsze
czytanie, w którym słyszymy opis prześladowań, jakie
s
potkały Proroka Jeremiasza, wrzuconego do cysterny,
wypełnionej błotem.
Słyszymy pod koniec tegoż czytania, że
ostatecznie został on stamtąd wydobyty i ocalony od śmierci.
Bardzo dobrze oddaje to treść pierwszej zwrotki Psalmu
responsoryjnego, w którym wyśpiewaliśmy takie oto słowa: Z
nadzieją czekałem na Pana, a On się pochylił nade mną i
wysłuchał mego wołania.
Wydobył mnie z dołu
zagłady, z błotnego grzęzawiska…
Właśnie!
Bóg wybawił Jeremiasza, chociaż dopuścił na niego to trudne
doświadczenie ludzkiej złości i mściwości.
W końcu jednak
okazał mu swoją pomoc. Stało się tak, chociaż może początkowo
mogłoby się nam wydawać, że skoro Bóg czuwa nad Prorokiem, to
nie może go spotkać żadne przeciwieństwo.
Niestety, trudności
przychodzą na człowieka, ale ostatecznym zwycięzcą jest zawsze
Bóg,
który pomaga człowiekowi pokonać to, co trudne i
ostatecznie wyjść z każdej opresji.
Tak
samo rzecz się ma z owym dzisiejszym pouczeniem Jezusa, w którym
zapowiada On rozłam i niezgodę pomiędzy domownikami. I
to najbliższymi!
Jezus przyszedł, aby ogłosić pokój i ten
pokój zaprowadzić w ludzkich sercach. Niejednokrotnie jednak może
się zdarzyć – i wiemy, że tak się zdarza –
opowiedzenie się za Jezusem, lub przeciw Niemu, może wywoływać
skrajnie różne reakcje.
I to nie dlatego, że Jezus mówi raz
to, a drugim razem tamto i kiedy za pierwszym razem – powiedzmy –
to, co mówił, wszystkim się podobało, o tyle za drugim razem mówi
coś zupełnie innego i to się już nie podoba. Otóż tak nie
jest!
Jezus
nie mówi nigdy w sposób dwuznaczny, nie zmienia swojego zdania, nie
zmienia swojego nastawienia, nie zmienia swoich wymagań, nie
zmniejsza ostrości tego swojego stanowiska i swoich stwierdzeń.

Jezus przyszedł, aby ogłosić swoją naukę – jedną, zawsze
tę samą, jednoznaczną, konkretną, bezkompromisową, czytelną,
konsekwentną.
Jednak po stronie ludzi reakcje na nią są już
bardzo różne.
Jedni
ją przyjmują – inni odrzucają. A jeszcze inni raz przyjmują,
a innym razem odrzucają.
Tak więc to nie nauka Jezusa się
zmienia, ale reakcje na nią. I to właśnie te reakcje raz będą
wyrażały się w bezgranicznym zachwycie, a innym razem – w
totalnym odrzuceniu.
Przecież pierwszy takich reakcji
doświadczył sam Jezus, o czym w drugim czytaniu Autor Listu do
Hebrajczyków tak mówi: Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze
przewodzi i ją wydoskonala. On to zamiast radości, którą Mu
obiecywano, przecierpiał krzyż, nie baczą na jego hańbę, i
zasiadł po prawicy tronu Boga. Zastanawiajcie się więc nad Tym,
który ze strony grzeszników taką wielką wycierpiał wrogość
przeciw sobie, abyście nie ustawali, złamani na duchu.
Słuchając
tych słów, można by sobie postawić pytanie: dlaczego tak się
dzieje? Dlaczego reakcją na miłość Jezusa jest wrogość wobec
Niego?
Dlaczego musiał On przecierpieć krzyż, dlaczego został
odrzucony? A przecież wcześniej śpiewali mu Hosanna!
Który element tejże nauki tak bardzo nie podobał się ludziom,
że pomimo znaków, które widzieli: wskrzeszeń, uzdrowień,
rozmnażania chleba, odrzucili Jezusa? W którym miejscu i w jakim
kierunku zmieniła się nauka Jezusa, że została tak radykalnie
potraktowana?
Nie,
to nie nauka się zmieniła, aby zostać radykalnie odrzuconą, bo to
właśnie nauka Jezusa jest od samego początku radykalna,
niezmienna,
a ludzkie reakcje na nią są tak bardzo różne.
Wręcz skrajne! Nauka bowiem Jezusa jest na tyle jednoznaczna,
że nie da się przejść obok niej obojętnie. To nie jest
tak, że może trochę jej posłucham, a trochę zrobię po
swojemu.
To nie jest tak, że oficjalnie jestem wierzącym, ale w
praktyce niesystematycznie uczęszczam na Mszę Świętą, a do
Komunii przystępuje jeszcze rzadziej.
To nie jest tak, że
nazywam się chrześcijaninem, ale poglądy moralne mam własne i
nie obchodzi mnie zbytnio, co Jezus o tym mówi w Ewangelii.
To
nie jest tak, że uchodzę za katolika, a wystarczy byle impreza,
aby upić się do nieprzytomności i zrobić z siebie pośmiewisko.

To nie może być też tak, że uważam się za wierzącego, a ludzi
poniżam, lekceważę, okradam, wprowadzając wokół siebie
atmosferę prawdziwego piekła. To nie może być tak, Kochani!

Jeżeli
opowiadam się za Jezusem – to na sto procent i ze wszystkimi tego
konsekwencjami. Jeżeli opowiadam się przeciw Niemu – to tak
samo: na sto procent i ze wszystkimi tego konsekwencjami!

Tymczasem wiemy, że tak nie zawsze jest i niejednokrotnie pod
szyldem chrześcijaństwa, pod szyldem wiary ukrywają się bardzo
różne postawy, bardzo różne poglądy, bardzo różne zachowania
moralne.
I – niestety – także niemoralne… I dlatego
reakcje na naukę Jezusa są tak bardzo różne. Nawet w jednym
domu, pomiędzy synem i ojcem.
Pomiędzy matką i córką.
Pomiędzy synową i teściową.
Przecież
nasze
poglądy nie mogą zmieniać
się tylko dlatego, że przełożony krzywo spojrzał,
że w
telewizji co innego powiedzieli, że sąsiedzi mogą to krytycznie
skomentować, że rodzina może mieć jakieś uwagi. Kochani, to
nie może być tak, że to nasze chrześcijaństwo będzie
uzależnione od humoru, kaprysu, ciśnienia powietrza lub układu
gwiazd. Bo albo jestem chrześcijaninem, albo nim nie jestem!
Nam
naprawdę bardzo potrzeba radykalizmu! Szczególnie nam Polakom.
Bo
to nasze polskie chrześcijaństwo takie właśnie jest: niby
jestem wierzącym, ale tak za ostro to nie ma co występować, bo to
się może komuś nie spodobać.
A po co sobie potem robić
wrogów? Przecież trzeba gdzieś pracować. Przecież trzeba mieć
wokół siebie jakieś życzliwe osoby. Po co od razu walczyć z
całym światem?
Oczywiście,
bez sensu jest prowadzenie wojny z całym światem. I nie chodzi o
to, aby ze wszystkimi dookoła „zadrzeć”. Nie chodzi o to,
aby zrazić do siebie kogo się tylko da.
Nie chodzi o to, aby na
siłę „nawracać” cały świat i wymądrzać się, narzucając
innym na siłę swój pogląd – nawet słuszny.
Nie chodzi o
to, aby w przekonaniu o swojej racji – nawet słusznym –
lekceważyć i pomijać zdanie innych
i w ten sposób doprowadzić
do poróżnienia ojca z synem, matki z córką. To nie o taką
różnicę zdań chodzi!
Tu
chodzi o to, aby w swoich poglądach i w swoim odniesieniu do Boga
być jednolitym, niezmiennym, odpornym na złośliwe komentarze.
Tu chodzi o to także, że nawet ktoś tak bliski, jak ojciec,
jak matka, jak syn, jak córka, jak synowa – nie może mieć wpływu
na moje chrześcijańskie stanowisko w kwestiach zasadniczych.
Niestety
bowiem, aż nadto często zdarzają się sytuacje, w których to
jeden czy drugi taki „bohater” głośno wypowiada się na
jakiś temat
i z jego wypowiedzi można by wnioskować, że to
człowiek o niezwykle czytelnym poglądzie na wiarę, na kwestie
moralne, czy ewentualnie społeczne. No niestety, kiedy najbardziej
potrzeba, aby to swoje stanowisko wyraził
– on wtedy „chowa
głowę w piasek”. Kiedy ktoś bardzo liczy na jego wypowiedź, na
jego moralne wsparcie, na jego odważne i konkretne zdanie – on
zaczyna się wycofywać.
Bo po co on się będzie narażał? Czy
to warto? Potem wszystkich będzie miał przeciw sobie i niczego nie
zyska, a jeszcze straci awans, uznanie u ludzi, wysokie noty u
przełożonych czy sąsiadów.
Kochani,
tak się jednak nie da! Chrześcijaninem można być tylko w
sposób jasny i konkretny! Odważny i jednoznaczny!

Chrześcijanin, który za wszelką cenę chce się wszystkim
podobać i być przez wszystkich podziwiany i kochany
– to
żaden chrześcijanin. I ten także, kto się ze wszystkimi w każdej
kwestii zgadza – to nie jest chrześcijanin.
Chrześcijanin
prawdziwy to taki, który idzie jedną, prostą drogą Chrystus
ową!
Chrześcijanin prawdziwy to ten, który promuje pokój
Chrystusowy, ale nie spokój za wszelką cenę.
Chrześcijanin
prawdziwy to taki, który wie, czego chce i rzeczy po imieniu
odważnie nazywa.
Chrześcijanin prawdziwy to taki, który ma
jedną twarz i jeden kręgosłup moralny, a nie kilka masek na każdą
okazję. Chrześcijanin prawdziwy to ten, dla którego uznanie u
Boga więcej znaczy, niż uznanie u ludzi.
Chrześcijanin
prawdziwy to człowiek czytelny, przejrzysty, konkretny i odważny.
Daj
nam, Panie, na nasze czasy, takich właśnie chrześcijan! Uczyń
nas samych, na te niełatwe czasy, takimi właśnie chrześcijanami!

2 komentarze

  • Niełatwą rzeczą jest kochać, ale kto tego pragnie nie zważa na kozta, wprost płonie, czy jak to ewangelista mówi o Panu doznaje udręki, aż się to stanie. Nie zwraca uwagi na owoce lub na ich brak, na niepowodzenia i udane przedsięwzięcia, na porażki czy zwycięstwa. Najważniejsza jest miłość. Bóg nie odpuści, bo miłość nigdy nie ustaje.
    Przyjście Syna Bożego jest wyrazem miłości Boga do człowieka. Także wzbudza niepokój w ludzkim sercu. Bóg w swym Synu objawia, że uciekamy od ognia miłości, że zakładamy opaski na oczy, albo też usilnie zaciskamy powieki, by nie widzieć, uszy przykrywamy dłońmi by nie słyszeć. Nie czyni tego w formie oskarżenia czy wyrzutu.
    Nieprawdą jest, ze pójście za Bogiem oznacza zerwanie relacji z najbliższymi. Miłość prawdziwa już nie raz wskazała nam ową prawdę, iż kosztuje. Czasami jest to odrzucenie, odepchnięcie, wyśmianie, niekiedy ktoś popuka się po głowie i powie, że posłucha innym razem, bo ludzie niestety boją się miłości, boją się jej mocy, boją się tego, co ona może uczynić w ich życiu.
    Następuje rozłam. Dwoje w mym sercu staje przeciw trojgu. Trzech się zgadza, a dwie sprzeciwiają. To dokonuje się w nas. Przeszkody przychodzą z najmniej spodziewanej strony: ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu. Nie bójmy się miłości, nawet jeśli przynosi ona trud rozłamu.
    Reakcją zbyt często staje się rezygnacja. Miłość to walka na śmierć i zycie, bo o życie chodzi. Pamiętajmy, nie zostajemy w niej nigdy sami. Nawet śmierć nie jest w stanie zgasić ognia miłości. Stawienie czoła przeszkodom dodaje sił, a dokonywać się to ma w imię Chrystusa. Św. Jan Apostoł woła : Bóg jest miłością, jest Ogniem płonącym nieustannie, dającym każdemu to, co w danym momencie jest najbardziej potrzebne. My, ludzie, jesteśmy możliwością miłowania. Obyśmy tę możliwość chcieli i potrafili wykorzystać.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.