Boga obchodzi człowiek!

B
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj Marek – po przeprowadzeniu trzech tur Rekolekcji adwentowych – wraca do Tomska. Wylatuje z Warszawy około 12.20. Zechciejmy towarzyszyć Mu naszą modlitwą i życzliwością. Wierzę, że już po powrocie, kiedy wejdzie w rytm swoich zwykłych zajęć, będzie mógł nam podarować jakieś słówko z Syberii. 
   W dniu wczorajszym zakończyły się także Rekolekcje w mojej Parafii w Tłuszczu, w wielu Parafiach jeszcze trwają. Niech każde z nich naprawdę poruszą ludzkie serca i na nowo skierują je na Boga – bo to jest najważniejszy cel wszelkich Rekolekcji. I o to właśnie módlmy się dla siebie nawzajem!
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

19
grudnia 2013.,
do
czytań: Sdz 13,2–7.24–25a; Łk 1,5–25
CZYTANIE
Z KSIĘGI SĘDZIÓW:
W
Sorea, w pokoleniu Dana, żył pewien mąż imieniem Manoach. Żona
jego była niepłodna i nie rodziła. Anioł Pański ukazał się
owej kobiecie, mówiąc jej: „Otoś teraz niepłodna i nie
rodziłaś, ale poczniesz i porodzisz syna. Lecz odtąd strzeż się:
nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i
porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec
ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia. On to zacznie
wybawiać Izraelitów z rąk filistyńskich”.
Poszła
więc kobieta do swego męża i tak rzekła do niego: „Przyszedł
do mnie mąż Boży, którego oblicze było jakby oblicze anioła
Bożego, pełne dostojeństwa. Nie pytałam go, skąd przybył, a on
nie oznajmił mi swego imienia. Rzekł do mnie: «Oto poczniesz i
porodzisz syna, lecz odtąd nie pij wina ani sycery, ani nie jedz nic
nieczystego, bo chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili
urodzenia aż do swojej śmierci»”.
Porodziła
więc owa kobieta syna i nazwała go imieniem Samson. Chłopiec rósł,
a Pan mu błogosławił. Duch zaś Pana począł na niego
oddziaływać.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Za
czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem
Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na
imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i
postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów
Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była
niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.
Kiedy
Zachariasz w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę
kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim
przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć
ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie
kadzenia.
Naraz
ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza
kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na
niego.
Lecz
anioł rzekł do niego: „Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba
została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu
nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z
jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach
Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony
będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do
Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza,
żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do
usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały”.
Na to rzekł Zachariasz do anioła: „Po czym to poznam? Bo ja
jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku”.
Odpowiedział
mu anioł: „Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A
zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść
radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do
dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom,
które się spełnią w swoim czasie”.
Lud
tymczasem czekał na Zachariasza. I dziwił się, że tak długo
zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić
i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki
i pozostał niemy.
A
gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego
domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu
przez pięć miesięcy i mówiła: „Tak uczynił mi Pan wówczas,
kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi”.
Jakże
wielkimi musiało być tych kilka postaci w historii ludzkości, że
Bóg sam – jeśli tak można powiedzieć – pofatygował się,
aby zapowiedzieć ich narodzenie.
Nie dość, że zapowiedział,
to jeszcze zechciał dla nich pokonać pewne naturalne
przeszkody,
jakie stanęły na drodze ich narodzenia, jak
chociażby niepłodność ich matek. Tak było – jak słyszeliśmy
z Janem Chrzcicielem, tak było z Samsonem. Ale nade
wszystko tak było z Jezusem, poczętym także w sposób
cudowny, bo za sprawą Ducha Świętego, bez udziału ziemskiego
ojca.
I
może nie ma w tym momencie wielkiego znaczenia, czy chodzi o Jana
Chrzciciela, czy o Samsona, czy o kogokolwiek innego – bo akurat
Samson nie wydaje się postacią aż tak bardzo wybitną. Ważne
jest, że Bóg w tak różnorodny i intensywny sposób wchodzi w
ludzkie dzieje,
w ludzkie historie, a wręcz kieruje tymi losami.
Na różne sposoby.
Dzisiaj
słyszymy, że angażuje się w zapowiedź narodzenia
określonych osób, wskazując przy tym pewne szczegóły, albo
nadając imię. Innym razem dokonuje uzdrowienia, innym znowu
razem rozwiązuje jakąś trudną sprawę,
kiedy indziej okazuje
pomoc materialną, kiedy indziej kieruje jakieś specjalne orędzie.
Można powiedzieć, że wspólnym mianownikiem wszystkich tych
Bożych działań i inicjatyw jest to, że Bogu na nas bardzo
zależy i że my, jako ludzie, bardzo Boga obchodzimy.
Nie jest
wobec nas obojętny.
Nie
jest tak, że Bóg żyje sobie, a my ludzie sobie; że nasze ludzkie
losy są dla Niego nieważne, albo mało ważne, a dopiero na
końcu czasów zostaniemy przez Niego osądzeni
i odbierzemy albo
nagrodę, albo karę. To nie jest tak. Bóg jest obecny w życiu
swoich dzieci.
Oto
oba dzisiejsze opisy dotyczą zapowiedzi narodzenia postaci, które w
swoich społecznościach dokonały rzeczy niezwykłych, działając w
imieniu Boga. A w przypadku Jana Chrzciciela możemy mówić, że
jego dzieło trwa do dziś, gdyż był on nie tylko wielkim
człowiekiem w swoim czasie, ale i my, jako wspólnota Kościoła,
traktujemy go jako wielkiego Świętego.
A zatem, akurat to
wejście Boga w dzieje człowieka, jakim była zapowiedź narodzenia
Jana Chrzciciela, ostatecznie przyniosło korzyść tak wielu
ludziom na przestrzeni
tak wielu wieków.
Widzimy
zatem, że Bóg zniża swój wielki majestat,
aby być tak bardzo obecnym
w życiu swoich dzieci,
tak bardzo zaangażowanym, wyczulonym na
ich potrzeby, aby wychodzić wciąż z nowymi inicjatywami, mówić
do nich, interesować się wszystkim, co się w ich życiu dzieje…
Bóg chce być tak bardzo obecny – bo tak bardzo obchodzi go
człowiek!
Czy
ja osobiście doświadczam tego w swoim życiu, czy może
mam wrażenie, że jestem Bogu obojętny?
Czy dostrzegam jakieś
znaki Bożego zainteresowania moimi losami, czy raczej uważam,
że jestem w innej, gorszej „lidze”?
Bo może uważam, że
skoro nie jestem w grupie Samsona i Jana Chrzciciela, a więc tych,
którzy doświadczyli tak bardzo bezpośredniej interwencji Boga, to
znaczy, że się w ogóle dla Boga nie liczę?…
A
jeżeli mam takie odczucie, to co zamierzam z nim zrobić: poddać
się, zrezygnować, zgłosić do Boga całą masę pretensji, czy
może wyostrzyć swój wzrok,
aby dostrzec, że jednak jest
inaczej – że liczę się dla Boga, że Go obchodzę?…
Tak,
ja Boga obchodzę… Tylko – czy Bóg mnie obchodzi?… I
czy odpowiada mi takie życie – w stałej współpracy z Nim? Czy
nie czuję się tym zanadto uciemiężony, zobowiązany, czy nie jest
to dla mnie sytuacja zbyt wymagająca? Mówiąc inaczej: czy
bliskość Boga to dla mnie zaszczyt – czy ciężar?
Może
lepiej by było dla mnie, żeby Bóg aż tak bardzo się mną nie
interesował, bo to mnie zobowiązuje do określonej postawy i
określonych działań? A tak, gdyby Bóg żył sobie, a ja sobie, to
byłoby mi może łatwiej?…
Zatem
co ja na to, że Boga tak bardzo obchodzi moje życie? I
czy Bóg również mnie tak bardzo obchodzi?…

5 komentarzy

  • Myślę, że zdajemy sobie sprawę z tego , że jesteśmy dla Boga ważni. Zauważamy Jego działanie w naszym życiu, albo przynajmniej staramy się je dostrzec, albo Bożą odpowiedź na nasze modlitwy. Tylko nie zawsze je akceptujemy. Czasem nie rozumiemy. Nie rozumiemy jak otrzymamy, to o co prosimy, a potem, to tracimy. Jak uwierzyć, że Bóg ma w tym swój plan ?
    Może, to problem wiary? Nie wiem. "Człowiek ma tylko jeden problem. Problem wiary. To on tworzy resztę problemów" .
    Gosia

    • Przyznam szczerze, że miałam tu na myśli konkretny przykład ze swojego życia.

      Jak się dowiedziałam, że mam jeszcze jedną Siostrę, to bardzo chciałam ją odnaleźć. O nic się w życiu tak nie modliłam jak właśnie o to. I Pan Bóg mnie wysłuchał – tak bardzo się cieszyłam, spotkałam się z nią kilka razy- pierwszy, drugi, trzeci i ostatni … straciłam ją. Jak mam to rozumieć? Staram się zrozumieć, ale nie rozumiem. Prosiłam by pozwolił mi, to zrozumieć, może mniej by bolało, ale nie wysłuchał. Nie wiem. Może więcej wiary? Może powinnam wierzyć, że Pan Bóg ma w tym swój plan.
      Gosia

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.