Jesteście solą i światłem – już we własnym domu!

J
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, witam i pozdrawiam w Dniu Pańskim. Dzisiejsze Słowo Boże można by odnieść właściwie do wszystkich zakresów życia chrześcijańskiego, ale ja pozwoliłem sobie to zawęzić do wymiaru rodziny – zapewne trochę pod wpływem zakończonej przed tygodniem wizyty duszpasterskiej, a trochę też pod wpływem rozmów, jakie prowadzimy w Pokoju Nauczycielskim na temat postaw niektórych Rodziców… Zechciejcie i Wy, moi Drodzy, podzielić się swoimi refleksjami na ten temat.
    A na głębokie i pobożne przeżywanie Niedzieli – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

5
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Iz 58,7–10; 1 Kor 2,1–5; Mt 5,13–16
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
To
mówi Pan: „Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom biednych
tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć się
od współziomków.
Wtedy
twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie.
Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść
będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a
On rzecze: «Oto jestem!»
Jeśli
u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić
przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz
duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w
ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia,
przyszedłszy do was, nie przybyłem, aby błyszcząc słowem i
mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem,
będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa
Chrystusa, i to ukrzyżowanego.
I
stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim
drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z
uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem
ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości
ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Wy jesteście solą ziemi. Lecz
jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już
nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy
jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone
na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem,
ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak
niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre
uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.
Bardzo
często Słowo Boże zawiera w sobie elementy światła, jasności
i blasku, który rozprzestrzenia się wokół,
albo ogarnia
świat, ogarnia ludzi, napawa serca pokojem i radością. Tak jest i
dzisiaj.
Słyszymy
w proroctwie Izajasza, w pierwszym czytaniu, taką oto
zachętę: Dziel swój chleb z głodnym, wprowadź w dom
biednych tułaczy; nagiego, którego ujrzysz, przyodziej i nie odwróć
się od współziomków. Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i
szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię
będzie, chwała Pana iść będzie za tobą.
[…]
Wówczas twe światło
zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się
południem.
A
Paweł Apostoł, w drugim czytaniu z Pierwszego Listu do Koryntian,
twierdzi, że nie przyszedł, aby błyszcząc słowem i
mądrością
głosić […]
świadectwo Boże
. I dlatego stanął w słabości
i w bojaźni, i z wielkim drżeniem,
a
jego mowa i nauczanie nie miały nic z uwodzących
przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i
mocy
, aby wiara [Koryntian] opierała
się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej
.
W
Ewangelii Jezus mówi natomiast bardzo wyraźnie tak: Wy
jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto, położone
na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem,
ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak
niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre
uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w Niebie.
Z
uważnej refleksji nad Bożym Słowem dzisiejszej Liturgii widać
dobitnie, że światło, o którym tu mowa, jest bardzo mocno
związane z postawą człowieka.
Źródłem tego światła jest
postawa dobra, właściwa, mądra, postawa polegająca na dobrych
uczynkach. Światło to właściwie jest symbolem, jest znakiem,
jest wynikiem
takiej postawy.
Oczywiście,
można też mówić o fałszywym blasku, o nieprawdziwym świetle
– na to zwraca uwagę Paweł Apostoł w drugim czytaniu –
można mówić o jakimś przelotnym blasku chwilowego splendoru.
Jednak prawdziwe i mocne światło, czyli
takie, którego nie da się schować pod łóżkiem czy pod korcem,
bo zawsze wyjdzie ono na jaw – takie światło może płynąć
jedynie z postawy szczerej, ofiarnej, gorliwej.
Tylko
wtedy to światło, jakie bije od człowieka, nie oślepia – a
oświeca; nie drażni – a uspokaja;
nie mami i oszukuje – a
jest prawdziwym świadectwem dojrzałej postawy chrześcijańskiej. I
co jest jeszcze bardzo ważne: Jezus mówi, że to światło
należy postawić na świeczniku, aby mogło ono świecić wszystkim,
którzy są w domu.
Nie ma wątpliwości – z tym też zgadzają
się komentatorzy – że chodzi tu o indywidualne świadectwo,
jakie chrześcijanin ma dawać konkretnym ludziom ze swego
otoczenia.
Wspomniany
dom jest tutaj symbolem jakiejś przestrzeni bardzo konkretnej, a
jednocześnie zamkniętej.
To nie znaczy – bynajmniej – że
ta nasza postawa ma dotyczyć tylko niektórych ludzi; to nie znaczy
– bynajmniej – że mamy segregować ludzi na lepszych i
gorszych,
i w stosunku do jednych przyjmować postawę serdeczną
i otwartą, a innych lekceważyć. Innymi słowy – nie chodzi
nam tu o stworzenie tak zwanego „kółka wzajemnej adoracji”.
Nie!
Tutaj
chodzi o to, że bardzo często chrześcijanie – a przynajmniej
niektórzy – „porywają się” na coś, co określa się mianem
„uszczęśliwiania całego świata”, „zbawiania całego
świata”.
Głosząc szumne hasła i bardzo ambitne programy,
ludzie ci tak naprawdę nie kochają nikogo, nie służą nikomu. Co
najwyżej – dogadzają samym sobie, swojej próżności i służą
swojej własnej chwale!
Dlatego
symbol domu jako pewnej przestrzeni – nie tyle może zamkniętej,
co konkretnej, określonej
– jest nam tu potrzebny, abyśmy w
ten sposób zobaczyli także naszą postawę, nasze świadectwo: ma
ono być bardzo konkretne i do konkretnych ludzi skierowane.
A
poza tym – nawet przez analogię do światła – widzimy, że
kiedy zapalamy żarówkę w pomieszczeniu, to jej światło
oświeci całe pomieszczenie i wszystkich w nim obecnych będziemy
dokładnie widzieli.
Kiedy z tą samą żarówką wyjdziemy na
zewnątrz, w ciemności, wówczas światło od niej bijące rozproszy
się w przestrzeni
i nawet osób stojących blisko nie będziemy
widzieli wyraźnie.
Tak
też potrzeba, aby nasze świadectwo było konkretne i jasne, aby
było wyraźnie skierowane do określonych osób, aby nasza miłość
dotyczyła konkretnego człowieka i jego spraw,
aby nasze dobre
uczynki były wykonywane ze szczerej życzliwości wobec tych ludzi,
których wokół siebie mamy, którzy – jak dosłownie mówi dziś
Jezus w Ewangelii – mieszkają w naszym domu.
Oczywiście,
symbol domu jest tutaj tylko obrazem, podobieństwem i oznacza
wszelkie ludzkie wspólnoty, wszelkie społeczności, grupy,
przestrzenie, w jakich działa chrześcijanin.
Nie przeszkadza to
jednak temu, żebyśmy dzisiaj zatrzymali się na samym domu, jako
miejscu, gdzie żyje wspólnota najbardziej ze sobą zjednoczona
– a przynajmniej taką powinna ona być – a mianowicie: rodzina.
Tam właśnie, w rodzinie, szczególnie trzeba, aby to światło
dobrych uczynków, światło mądrej postawy, było sobie
wzajemnie darowane i przekazywane.
Aby tam właśnie szczególnie
chętnie i szczerze świadczono sobie uczynki miłości.
Bo
to z rodziny, z domu, człowiek wychodzi, aby się włączyć w życie
społeczności, aby się włączyć w inne wspólnoty, grupy i
formacje,
aby podjąć zadania, jakie postawią przed nim te
grupy i społeczności, a wreszcie – aby także założyć swój
własny dom, stworzyć swoje własne, rodzinne gniazdo.
Dlatego
potrzeba, aby chrześcijanie od swojego rodzinnego domu zaczynali owo
dawanie świadectwa i obdarzanie się światłem – aby tam
się tego uczyli, aby tam zawsze to praktykowali. Aby nasze domy
– jak o to modliliśmy się niedawno, w czasie wizyty
duszpasterskiej – jaśniały Bożym blaskiem, Bożym pokojem,
aby światłość Boża ogarniała wszystkich domowników i
wszystkie sprawy, które podejmują.
Stąd
też niezmiernie ważną jest sprawą, aby mądrze i poprawnie
układały się wzajemne relacje pomiędzy domownikami.
Jakże
bardzo ważnym jest, aby rodzice mieli czas dla swoich dzieci, aby z
nimi rozmawiali, aby razem z nimi
chodzili na Mszę Świętą
i co miesiąc do Spowiedzi,
aby razem z nimi się modlili…
Jakże
ważne jest, aby rodzice rozmawiali nawzajem ze sobą – nie
wykrzykując na siebie przy dzieciach, ale rozwiązując wzajemne
napięcia taktownie, konkretnie i dyskretnie.
Jakże bardzo ważną
jest sprawą, aby rodzice starali się zaspokajać potrzeby najpierw
duchowe, a potem – materialne swoich dzieci,
zachowując przy
tym stosowny umiar i ucząc swoje dzieci poszanowania dla tak ciężko
zapracowanych pieniędzy; ucząc ich oszczędności i mądrego
wydawania każdego grosza.
Jak
bardzo ważnym jest, aby centralnym punktem domu nie był telewizor
czy komputer i aby to nie on był jedynym sposobem na
zorganizowanie sobie wspólnego czasu w rodzinie.
Jak bardzo
ważnym jest, aby wszyscy członkowie rodziny, wszyscy mieszkający w
domu, czuli się osobiście odpowiedzialni za wzajemne dobro i za
właściwą atmosferę tego domu.
Dlatego potrzeba, aby każdy z
domowników wniósł – tyle, ile tylko może – dobra,
życzliwości, cierpliwości i pracowitości,
aby do tego
wspólnego domu chciało się wracać, aby nawet po latach był on
wsparciem i miejscem dającym poczucie bezpieczeństwa.
Taką
atmosferę jednak trzeba wypracować, a stanie się to wówczas,
kiedy każdy będzie znał swoje miejsce w rodzinie i zakres
swojej odpowiedzialności za nią,
kiedy rodzice okażą mądrą,
bezgraniczną, ale odpowiedzialną i wymagającą miłość
swoim dzieciom, a dzieci odwdzięczą się posłuszeństwem i
miłością swoim rodzicom,
a już jako dorosłe dzieci – okażą
szacunek dla zdania rodziców i przyjmą to zdanie jako dobrą radę.
Taką
dobrą atmosferę w domu stworzy się także wtedy, gdy wszyscy
domownicy z należytym szacunkiem odnosić się będą do
mieszkającej w tym samym domu babci czy dziadka,
kiedy nie będą
ich traktować jak starych, zużytych mebli, wstawionych do domu na
przeczekanie do śmierci, ale okażą im miłość, pomoc i
dadzą im do zrozumienia, że pomimo upływu lat i braku sił – a
może właśnie z tego powodu – są oni tym bardziej kochani i
tym bardziej potrzebni:
potrzebni ze swoim uśmiechem, ze swoim
dobrym, współczującym słowem, a nade wszystko – potrzebni ze
swoją nieustającą modlitwą.
Ale
niewątpliwie owa dobra atmosfera w domu uzależniona jest także od
tego, na ile sami dziadkowie okażą wyrozumiałość dla starań
swoich dzieci i wnuków,
na ile będą wyrozumiali dla ich innego
spojrzenia na życie, na ile powstrzymają się przed uleganiem swoim
humorom i kaprysom i nie będą chcieli na siłę zmuszać swe dzieci
i wnuki do tego, by tak postępowali, jak oni postępowali, kiedy
czterdzieści lat temu byli młodzi.
Tak
naprawdę, Kochani, nie potrzeba aż tak wiele, aby w domu był
porządek,
wzajemna miłość i życzliwość. Trzeba po prostu
się starać, na miarę swoich sił, aby dla tych, którzy są w domu
– jak mówi Ewangelia – codziennie stawać się światłem i
promykiem nadziei.
Aby słowem i uczynkiem starać się sobie
nawzajem pomagać, wspierać, pocieszać…

atmosferę burzy w zasadniczym stopniu brak poszanowania rodziców
ze strony dzieci: arogancja, opryskliwość, nieposłuszeństwo,
niewdzięczność, a czasami wprost – czynna agresja.
Niestety,
przyznać trzeba, że taką sytuację najczęściej powodują sami
rodzice
poprzez to, że swoim dzieciom nie stawiają żadnych
wymagań, nie wyznaczają im żadnych prac i zadań, wszystko im
„na tacy” podają, nie uczą szacunku i wdzięczności dla
swojego trudu i pracy,
jakie wkładają w utrzymanie domu;
przymykają oko na ewidentne zło w postępowaniu swoich dzieci;
na nałogi, w które ich „pociechy” po uszy wchodzą, a
wreszcie – bezkrytycznie wierzą swoim dzieciom i nie dopuszczają
nawet do świadomości, że ich dziecko mogło tak a tak postąpić
lub coś źle zrobić.
Nie!
To niemożliwe!
To uparty ksiądz się czepia! To ta głupia
nauczycielka znowu coś wymyśla! To siostra katechetka nie ma
podejścia do młodzieży! Ale moje dziecko? Przecież ono takie
posłuszne i nigdy z nim w domu nie mieliśmy problemów”.

Szkoda, że o pierwszych problemach swoich dzieci rodzice dowiadują
się z kroniki kryminalnej albo na sali sądowej.
Te
wszystkie zjawiska początkowo zdają się nie zagrażać atmosferze
domowej – są one niesamowitą uciążliwością właśnie dla
pedagogów, wychowawców, katechetów, księży…
Ale bardzo
szybko, a wręcz szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać,
uderzy to w samą rodzinę, a dokładnie – w rodziców, którzy
kielich goryczy,
jaki sami, na własne życzenie sobie
przygotowali, będą musieli do dna wypić.
I
na nic zda się wówczas spóźniona refleksja przy konfesjonale, że
„może rzeczywiście za mało miłości i za mało wymagań
postawiłam swojemu synowi, a on teraz ma czterdzieści parę lat
i pije, bije, i z domu wygania.
A przecież był takim dobrym
chłopcem”!
Kochani!
Zdaję sobie sprawę, że rozumienie dzisiejszego Słowa Bożego
zawęziłem do jednego tylko nurtu, dotyczącego właśnie domu i
rodziny.
Wiem, że można by tu dzisiaj mówić o szeroko
rozumianym świadectwie chrześcijańskim na wielu frontach i na
różnych płaszczyznach. Ale wychodząc od tych słów, które
mówią o świetle świecącym w domu,
chciałem dotknąć
właśnie problemów domu, bo jeśli tam uda nam się poustawiać
mądrze wzajemne relacje, jeżeli tam uda nam się rozpalić w
sercach prawdziwe i trwałe światło, to również i na innych
płaszczyznach będzie to ułatwione.
Oto
bowiem od rodzinnego domu trzeba zacząć realizację słów, które
Jezus z taką mocą skierował do nas dzisiaj:Wy jesteście
światłem świata.
[…]
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby wiedzieli wasze
dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w Niebie! 

3 komentarze

  • Boże, nie chcę być dymiącym knotem. Ty, bądź moją oliwą, chcę spalać się, jasnym płomieniem, pragnę świecić Twoim światłem i oświetlać mój "dom". Sama jestem niczym, podłączona do Ciebie, będę "góry przenosić" i nic, nikt mnie nie zniechęci. Z Tobą, dla Ciebie, mogę wszystko.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.