O, szczęśliwa wina…

O
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Kochani, dzisiaj Wielka Sobota. Nie ma w Liturgii żadnych czytań, na dzisiaj przeznaczonych, tak jak nie ma żadnego wielkosobotniego obrzędu liturgicznego. Wieczorna, a bardziej nocna liturgia, dzisiaj sprawowana, jest – jak już wielokrotnie tu sobie przypominaliśmy – pierwszą liturgią wielkanocną, najważniejszą Mszą Świętą w ciągu całego roku! 
Zanim jednak będziemy ją przeżywali, przez cały dzień trwamy przy Grobie Pańskim w wielkiej ciszy. Kochani, niech dzisiaj tej ciszy nie zabraknie! Niech jej też nie zakłóci tradycyjne poświęcenie pokarmów, dokonujące się w naszych kościołach. Proszę Was, moi Drodzy, nie ograniczajcie dzisiejszego przyjścia do kościoła jedynie do święconki – zechciejcie znaleźć czas na rozmowę z Panem, obecnym w Najświętszym Sakramencie w Grobie. Nie żałujcie czasu dla Pana, który dla nas nie żałował niczego, oddając samego siebie i całego siebie! 
Nie myślcie tylko o porządkach i zakupach – pomyślcie o Jezusie! Na co dzień mamy dla Niego tak mało czasu – tak przynajmniej mówimy – więc dzisiaj naprawdę tego czasu nie może nam zabraknąć. Bo jeżeli go nam dzisiaj zabraknie dla Jezusa, to już raczej nie będziemy go mieli nigdy na nic. Dlatego, trwajmy przed Panem w wielkiej, modlitewnej ciszy… 
A w tym trwaniu niech nam towarzyszą refleksje O. Raniero Cantalamessa, Kaznodziei Domu Papieskiego, zawarte w przepięknej homilii, wygłoszonej wczoraj, w trakcie Liturgii Wielkiego Piątku, w Bazylice Świętego Piotra:

W
bosko – ludzkiej historii męki Jezusa mieści się wiele małych
historii ludzi, którzy weszli w obręb jej światła lub jej cienia.
Najbardziej tragiczna jest historia Judasza Iskarioty. Jest to jeden
z niewielu faktów poświadczonych jednogłośnie przez wszystkie
cztery Ewangelie i przez pozostałe księgi Nowego Testamentu.
Pierwotna wspólnota chrześcijańska wiele rozmyślała nad jego
dziejami i źle byśmy zrobili, gdybyśmy nie uczynili podobnie. Ma
ona nam wiele do powiedzenia.
Judasz
już na samym początku został wybrany na jednego z Dwunastu.
Umieszczając jego imię na liście apostołów, Ewangelista Łukasz
pisze: Judasz
Iskariota, który stał się zdrajcą

(Łk 6,16). Tak więc Judasz nie urodził się zdrajcą i nie był
nim w chwili, kiedy został wybrany przez Jezusa; on się nim stał!
Znajdujemy się w obliczu jednego z najbardziej tajemniczych dramatów
ludzkiej wolności. Dlaczego Judasz stał się zdrajcą?
W
nieodległych latach, kiedy modne było nazywanie Jezusa
„rewolucjonistą”, próbowano nadać jego czynowi motywacje
idealistyczne. Ktoś dostrzegł w jego przydomku „Iskariota”
przekształcone słowo „sykariota”, oznaczające osobę należącą
do ekstremistycznej grupy zelotów, którzy występowali przeciwko
Rzymianom w charakterze najemnych morderców. Inni uważali, iż
Judasz mógł być rozczarowany sposobem, w jaki Jezus realizował
swoją ideę „Królestwa Bożego” i że Judasz chciał Go
przymusić do działania przeciw poganom, również na płaszczyźnie
politycznej. Jest to Judasz ukazany w sławnym musicalu „Jesus
Christ Superstar” oraz w wielu innych współczesnych
przedstawieniach i powieściach. Jest to Judasz, który upodabnia się
do innego osławionego zdrajcy, który wystąpił przeciw swojemu
dobroczyńcy: do Brutusa, który zabił Juliusza Cezara, aby ocalić
Republikę Rzymską!

to próby odpowiedzi, które należy uszanować, ponieważ niosą w
sobie pewną artystyczną bądź literacką doniosłość, ale nie
mają żadnej podstawy historycznej. Ewangelie, będące jedynymi,
jakie posiadamy, godnymi uwagi źródłami historycznymi dotyczącymi
tej osoby, mówią o motywie znacznie bardziej przyziemnym: o
pieniądzu. Judaszowi powierzono wspólną kasę całej grupy; przy
okazji namaszczenia w Betanii protestował przeciw marnotrawstwu
drogocennego olejku, jaki Maria wylała na stopy Jezusa, ale uczynił
to nie dlatego, jakoby martwił się o biednych, zauważa Jan, ale
ponieważ był złodziejem i – ponieważ trzymał kasę –
podbierał z niej pieniądze, które w niej składano. Jego
propozycja złożona najwyższym kapłanom jest jasna: «Co
chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści
srebrników

(Mt 26,15).
Czemu
mielibyśmy dziwić się temu wyjaśnieniu i uważać je za zbyt
banalne? Czy nie bywało tak zawsze w dziejach i czy nie jest tak i
dzisiaj? Mamona, pieniądz, nie jest jednym z wielu bożków;
dosłownie jest „bogiem odlanym z metalu” (por. Wj 34,17). I
rozumiemy dlaczego. Któż jest – obiektywnie, a nie subiektywnie
(inaczej mówiąc: w rzeczywistości, a nie w zamiarach), prawdziwym
wrogiem, rywalem Boga na tym świecie? Szatan? Ale żaden człowiek
nie decyduje o tym, by służyć szatanowi bez przyczyny. Jeśli to
robi, to dlatego że wierzy, iż uzyska od niego jakąś władzę czy
czasową korzyść. Kto jest w rzeczywistości owym innym panem,
anty–Bogiem – jasno mówi nam o tym Jezus: Nikt
nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził,
a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a
drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie

(Mt 6,24). Mamona jest „bogiem widzialnym”, w przeciwieństwie do
prawdziwego Boga, który jest niewidzialny.
Mamona
jest anty–Bogiem, gdyż stwarza alternatywny duchowy wszechświat,
zmienia przedmiot cnót teologalnych. Wiara, nadzieja i miłość nie
znajdują już osadzenia w Bogu, lecz w pieniądzu. Dokonuje się
odwrócenie wszystkich wartości. Wszystko
możliwe jest dla tego, kto wierzy
(Mk
9,23) –
mówi
Pismo Święte
; a świat powiada: „wszystko możliwe jest dla tego, kto ma
pieniądze”. No i w pewnych wymiarach wszystkie fakty zdają się
to potwierdzać.
Korzeniem
wszelkiego zła

mówi Pismo Święte
jest
chciwość pieniędzy

(1 Tm 6,10). U podstaw wszelkiego zła w naszym społeczeństwie jest
pieniądz, albo przynajmniej jest także
pieniądz.
Jest on biblijnym Molochem, któremu byli składani w ofierze
młodzieńcy i dziewczęta (por. Jr 32,35), albo bogiem Azteków,
któremu codziennie należało ofiarować pewną liczbę ludzkich
serc. Cóż stoi za handlem narkotykami, które niszczą tak wiele
istnień ludzkich, za wykorzystywaniem prostytucji, fenomenem różnych
mafii, korupcją polityczną, produkcją i handlem bronią, a w końcu
– aż strach powiedzieć – handlem organami ludzkimi, pobranymi z
ciał dzieci? A kryzys finansowy, którego świat doświadczył, a
ten kraj nadal doświadcza, czyż nie jest w dużej mierze wynikiem
„niepohamowanej chciwości pieniędzy” ze strony nielicznych?
Judasz rozpoczął od ujmowania pieniędzy ze wspólnej kasy. Czyż
to nic nie mówi niektórym administratorom pieniędzy publicznych?
Ale
nie biorąc nawet pod uwagę tych przestępczych sposobów
gromadzenia pieniędzy, czyż nie jest skandalem, że niektórzy
pobierają wynagrodzenia i emerytury sto razy wyższe niż ci, którzy
pracują w przedsiębiorstwach im podległych, i natychmiast podnoszą
głos, gdy tylko zaczyna się pojawiać ewentualność nakazująca
zrezygnowanie z czegoś w perspektywie większej sprawiedliwości
społecznej?
We
Włoszech w latach siedemdziesiątych
i osiemdziesiątych
– dla zilustrowania problemu – nagłe zmiany polityczne, tajemne
posunięcia władzy, terroryzm i wszelkiego rodzaju niezwykłości,
którymi było nękane ówczesne życie społeczne, starano się
tłumaczyć istnieniem mitycznej postaci „wielkiego Starca”:
osobistości niezwykle przebiegłej i wpływowej, która zza kulis
pociągała za sznurki wszystkich spraw w celach sobie jedynie
wiadomych. Ten “wielki Starzec” istnieje naprawdę, nie jest
tylko mitem –
nazywa się Pieniądz!
Jak
wszystkie bożki, pieniądz jest „fałszywy i kłamliwy”;
obiecuje poczucie bezpieczeństwa, a tak naprawdę je odbiera;
obiecuje wolność, a ją niszczy. Święty Franciszek z Asyżu
opisuje z niezwykłą surowością kres człowieka żyjącego jedynie
po to, żeby powiększać swój „kapitał”. Zbliża się śmierć;
przychodzi wezwany kapłan. Ten zwraca się do umierającego: „Czy
chcesz, aby twoje grzechy zostały odpuszczone?”, a on odpowiada,
że tak. Na to rzecze kapłan: „Czy jesteś gotowy zadośćuczynić
za popełnione krzywdy, zwracając rzeczy, które zabrałeś innym?”
A on na to: „Nie mogę”. „Dlaczego nie możesz?”. „Bo
wszystko już przekazałem w ręce moich krewnych i przyjaciół”.
W ten sposób umiera bez pojednania z Bogiem, a jak tylko umrze, jego
rodzina i przyjaciele mówią między sobą: „Przeklęta jego
dusza! Mógł zarobić więcej i nam to zostawić, a nie zrobił
tego!”.
Ileż
razy w dzisiejszych czasach chciałoby się powtórzyć wołanie
skierowane przez Jezusa do bogacza z przypowieści, który bezcelowo
zgromadził dobra i czuł się zabezpieczony na resztę życia:
Głupcze,
jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc
przypadnie to, coś przygotował?

(Łk 12,20). Ludzie zajmujący wysokie stanowiska, którzy nie
wiedzieli, w jakim jeszcze banku czy podatkowym raju umieścić swoje
zyski z korupcji, znaleźli się na ławie oskarżonych albo w
więziennej celi właśnie wtedy, kiedy mówili sobie w duchu: „Teraz
używaj, duszo moja”. Dla kogo to robili? Czy warto było? Czy
naprawdę troszczyli się o dobro swoich dzieci albo rodziny, albo
nawet partii? Czy to jest to, czego szukali? Czy nie zniszczyli
raczej siebie samych i innych? Bóg–pieniądz sam osobiście
angażuje się w karanie swoich czcicieli.
Zdrada
Judasza w dalszym ciągu się odbywa, a zdradzonym jest zawsze On,
Jezus. Judasz sprzedał głowę, jego naśladowcy sprzedają Jego
ciało, ponieważ ubodzy są członkami Chrystusa. Wszystko,
co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście
uczynili

(Mt 25,40). Ale zdrada Judasza trwa nieprzerwanie nie tylko w
głośnych przypadkach, które wymieniłem. Wygodnie byłoby nam tak
myśleć, ale tak nie jest. Słynną stała się homilia, którą
wygłosił pewnego razu w Wielki Czwartek Ksiądz
Primo Mazzolari, na temat: „Nasz brat Judasz”. „Pozwólcie –
mówił do niewielkiej liczby parafian, których miał przed sobą –
że pomyślę przez chwilę o Judaszu, którego mam w sobie, o
Judaszu, którego może także wy w sobie macie”.
Można
zdradzić Jezusa także dla innego wynagrodzenia niż owe trzydzieści
srebrników. Zdradza Chrystusa ten, kto zdradza swoją żonę lub
swojego męża. Zdradza Jezusa sługa Boga, który jest niewierny
swojemu powołaniu albo który zamiast paść owce, pasie siebie
samego. Zdradza Jezusa ten, kto zdradza własne sumienie. Także ja
mogę Go zdradzić w tym momencie – i to napawa mnie drżeniem –
jeśli przepowiadając o Judaszu staram się bardziej o aplauz
słuchaczy niż o udział w ogromnym bólu Zbawiciela. U Judasza był
pewien czynnik łagodzący, którego my nie mamy. On nie wiedział,
kim jest Jezus, uważał Go jedynie za „człowieka sprawiedliwego”,
nie wiedział, że był On Synem Bożym. My to wiemy.
Jak
każdego roku, w przededniu Wielkanocy wysłuchałem ponownie „Pasji
według Świętego
Mateusza” Jana Sebastiana Bacha. Jest tam pewien szczegół, który
za każdym razem mnie porusza. Przy zapowiedzi zdrady Judasza wszyscy
Apostołowie
pytają Jezusa: „Czy to nie ja, Panie”? Zanim jednak pozwoli nam
wysłuchać odpowiedzi Chrystusa, zmniejszając wszelki dystans
pomiędzy wydarzeniem a jego wspomnieniem, kompozytor wprowadza
chorał zaczynający się słowami: „To ja, to ja jestem zdrajcą.
Ja muszę podjąć pokutę!” Jak wszystkie chorały w tej operze
wyraża on uczucia ludu, który słucha; jest to zaproszenie
skierowane do nas, abyśmy także i my wyznali nasz grzech.
Ewangelia
opisuje straszliwy koniec Judasza:
Judasz, który Go wydał, widząc, że Jezus został skazany,
opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i
starszymi rzekł: «Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną». Lecz oni
odparli: «Co nas to obchodzi? To twoja sprawa». Rzuciwszy srebrniki
ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się.

(Mt 27,3–5). Nie wydawajmy jednak pochopnego osądu. Jezus nigdy
nie opuścił Judasza i nikt nie wie, gdzie trafił on w chwili, w
której zawisł na drzewie ze sznurem na szyi: w ręce szatana czy w
ręce Boga. Kto może powiedzieć, co zaszło w jego duszy w tych
ostatnich chwilach? „Przyjacielu” – to było ostatnie słowo
skierowane do niego przez Jezusa w Ogrodzie Oliwnym, a on nie mógł
go zapomnieć, podobnie jak nie mógł zapomnieć Jego spojrzenia.
Jest
prawdą, że mówiąc Ojcu o swoich uczniach, Jezus powiedział o
Judaszu: nikt
z nich nie zginął z wyjątkiem syna zatracenia

(J 17,12), ale tutaj, jak w wielu innych przypadkach, mówi On w
perspektywie czasu, a nie wieczności. Także inne mocne słowa
wypowiedziane o Judaszu: Lepiej
byłoby dla tego człowieka, gdyby się nie narodził

(Mk 14,21), tłumaczy się przez ogrom tego faktu; nie ma potrzeby,
by myśleć o potępieniu wiecznym. Wieczne przeznaczenie stworzenia
jest nienaruszalną tajemnicą Boga. Kościół zapewnia nas, że
mężczyzna lub kobieta ogłoszeni świętymi znajdują się w
szczęśliwości wiecznej; ale o nikim Kościół nie wie, że jest
na pewno w piekle.
Dante
Alighieri, który w „Boskiej Komedii” umieszcza Judasza w głębi
piekła, opowiada o nawróceniu w ostatniej chwili Manfreda, syna
Fryderyka II i króla Sycylii, którego wszyscy w jego czasach
uznawali za potępionego, ponieważ umarł jako ekskomunikowany.
Zraniony śmiertelnie w walce wyznaje poecie, że w ostatniej chwili
życia z płaczem poddał się temu, „który chętnie przebacza”
i z czyśćca posyła na ziemię tę wiadomość odnoszącą się
także do nas: „Straszne
były moje grzechy, ale nieskończona dobroć ma tak wielkie ramiona,
że obejmuje to, co się do niej zwraca”.
Oto
do czego historia Judasza, naszego brata, winna nas skłaniać: byśmy
oddali się Temu, który z chęcią nam wybacza, byśmy rzucili się
– my również – w ramiona Ukrzyżowanego. W historii Judasza
tym, co jest najistotniejsze, nie jest jego zdrada, ale odpowiedź,
jakiej udziela mu Jezus. Dobrze wie, co dojrzewa w sercu Jego ucznia,
ale tego nie ujawnia; do końca pragnie dać mu szansę, aby zawrócił
– tak jakby go chronił. Wie, dlaczego przyszedł, ale nie cofa się

w Ogrodzie Oliwnym –
przed jego lodowatym pocałunkiem, idzie nawet dalej, nazywając go
swoim przyjacielem. Tak jak poszukiwał twarzy Piotra po jego
zaparciu się, aby mu wybaczyć –
kto wie, czy nie szukał również twarzy Judasza na którymś z
zakrętów drogi krzyżowej! Kiedy prosi na krzyżu: Ojcze,
przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią
(Łk
23,34), z całą pewnością nie wyklucza z tej modlitwy Judasza.
A
my –
co my uczynimy? Za kim pójdziemy: za Judaszem czy Piotrem? Piotr
miał wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobił, ale Judasz także
czuł żal, kiedy zakrzyknął: Zgrzeszyłem,
wydawszy krew niewinną!,

i oddał owe trzydzieści srebrników. W czym zatem tkwi różnica? W
jednej rzeczy: Piotr pokładał ufność w miłosierdziu Chrystusa, a
Judasz nie! Największym grzechem Judasza nie było to, że zdradził
Jezusa, ale to, że zwątpił w Jego miłosierdzie.
Jeśli
poszliśmy w jego ślady – mniej czy bardziej – dopuszczając się
zdrady, nie naśladujmy go w braku ufności w przebaczenie. Jest
Sakrament,
który daje szansę doświadczenia Chrystusowego miłosierdzia:
Sakrament
pojednania. Jakiż to piękny Sakrament!
Słodko jest poznawać Jezusa jako Mistrza, jako Pana, ale jeszcze
więcej słodyczy daje poznawanie Go jako Zbawiciela: jako Tego,
który wyciąga was z otchłani – tak jak Piotra z morza; który
was dotyka – tak jak uczynił to z trędowatym; i który wam mówi:
Chcę,
bądź oczyszczony!

(Mt, 8,3).
Spowiedź
pozwala nam przeżywać to, co Kościół mówi o grzechu Adama w
Orędziu Paschalnym: „O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził
tak wielki Odkupiciel!”. Jezus potrafi przemienić wszelkie ludzkie
winy – jeśli tylko wyrazimy żal za nie – w „szczęśliwe
winy”; w winy, po których w naszym sercu nie pozostaje żadne
wspomnienie oprócz doświadczenia miłosierdzia i Bożej czułości,
do jakich stały się one okazją!
Pragnę
wyrazić życzenie, wobec siebie samego i was wszystkich, Czcigodni
Ojcowie, bracia i siostry: abyśmy w Wielkanocny Poranek mogli się
obudzić i usłyszeć w naszych sercach rozbrzmiewające słowa
wielkiego konwertyty naszych czasów – poety i dramatopisarza Paula
Claudela:
Mój
Boże, zmartwychwstałem i jeszcze jestem z Tobą!
Spałem
i spoczywałem niczym umarły w nocy.
Bóg
powiedział: Niech stanie się światłość, i przebudziłem się
tak, jak wydaje się okrzyk! […]
Ojcze
mój, który zrodziłeś mnie przed jutrzenką, staję w Twojej
obecności.
Moje
serce jest wolne, a moje usta czyste, ciało i duch poszczą.
Jestem
rozgrzeszony ze wszystkich grzechów, które po kolei wyznałem.
Na
palcu mam ślubną obrączkę, a moja twarz jest czysta.
Niczym
niewinna istota jestem w łasce, której Ty mi udzieliłeś”.
Tym
właśnie możemy się stać dzięki Chrystusowej Passze.

3 komentarze

  • Dziękuję za zamieszczenie refleksji o Judaszu, to dobrze że Kościół Judasza nie potępia, bo ostateczne słowo ma zawsze Bóg.
    Chrystus Zmartwychwstały jest Światłem – On rozjaśni nam drogę,
    Chrystus Zmartwychwstały jest Drogą – On Nas poprowadzi,
    Chrystus Zmartwychwstały jest Prawdą – podążajmy za Nim.
    Chrystus Zmartwychwstały jest Życiem – w Nim i z Nim żyjmy !
    Błogosławionych Świąt!

  • Bardzo ciekawa refleksja o Judaszu, a co do święcenia pokarmów, to chyba najwięcej ludzi (wierzących i niewierzących) przychodzi dla tego zwyczaju do Kościoła w ciągu całego roku. Widok Jezusa w grobie i pustych ławek w Kościele trochę boli… Ania.

  • Tak, te puste ławki naprawdę martwią… Tłumy z koszyczkami – a potem tylko jednostki na spotkaniu z Jezusem. Ale – no cóż… Ja, święcąc pokarmy, zachęcałem wszystkich przynajmniej do półgodzinnego spotkania, argumentując, że dla człowieka wierzącego to naprawdę niewiele! I że to my na takim spotkaniu tak naprawdę korzystamy, nie Jezus! Ile Osób spośród przybyłych z koszyczkami poszło do Jezusa lub przyszło do Niego później? Raczej mniej, niż więcej… A tyle problemów na co dzień… Pozdrawiam! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.