Jeszcze w Rzymie – dzień 5 i 6

J
Szczęść Boże! Pozdrawiam jeszcze z Rzymu, a właściwie z jego okolic, z hotelu. Za chwilę jedziemy jeszcze do Rzymu, aby wejść do Bazyliki Świętego Piotra. Przepraszam za taką „rwaną” relację, ale okoliczności nie sprzyjają spokojnemu i długiemu pisaniu. Tak więc, dzisiejsza relacja będzie jeszcze kontynuowana i rozszerzana. 
   Serdecznie pozdrawiam, dziękując raz jeszcze Księdzu Markowi za wczorajszą pomoc!
           Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Święto
Świętej Katarzyny Sieneńskiej, Patronki Europy,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza: 1 J 1,5–2,2; Mt 11,25–30
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Najmilsi:
Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i którą wam
głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej
ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a
chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą.
Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w
światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew
Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu.
Jeśli
mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w
nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg będąc wiernym i
sprawiedliwym odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości.
Jeśli powiemy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma
w nas Jego nauki.
Dzieci
moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet
ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca, Jezusa Chrystusa
sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze
grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego
świata.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W
owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię,
Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i
roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie
było Twoje upodobanie.
Wszystko
przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani
Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie
do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was
pokrzepię.
Weźcie
moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i
pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem
jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Pod
duchową opieką Patronki dnia dzisiejszego i Patronki Europy,
rozpoczynamy kolejny, przedostatni już dzień naszego
pielgrzymowania. Przepraszam, że wczoraj nie byłem w stanie niczego
zamieścić, ale splot różnych okoliczności spowodował, że
naprawdę nie miałem takiej fizycznej nawet możliwości. Tym
serdeczniej zatem dziękuję Księdzu Markowi – jak zawsze
niezawodnemu – że mnie nie opuścił w potrzebie i zastąpił w
gospodarstwie.
Musiałem
bowiem przedwczoraj udać się do szpitala, gdzie zawieziono jednego
z Uczestników naszej Pielgrzymki po zasłabnięciu. Na szczęście,
wszystko jest w porządku i wczoraj mogliśmy już odebrać go ze
szpitala i dołączyć do Grupy. Niestety, warunki, w jakich przyszło
nam „koczować” w Rzymie przez całą noc sobotnio – niedzielną
spowodowały wiele innych, poważniejszych obrażeń i omdleń u
całej masy ludzi, którym służby medyczne musiały intensywnie
pomagać.
Wszystko to dowodzi, że odpowiedzialni w Rzymie za organizację tego wydarzenia zawiedli na
całej linii. Najpierw bowiem nie dopuszczano ludzi ani na Plac
Świętego Piotra, ani na okoliczne ulice, około północy otwarto
Via della Conciliazione, na którą ruszył cały ogromy tłum,
napierający na siebie z każdej strony i niemal tratujący się
nawzajem, potem otwarto drugą część tej ulicy, a około 530
zaczęto wpuszczać na Plac Świętego Piotra, przy czym przez całą
noc ścisk był taki, że trzeba było praktycznie stać i to też
nie było nawet jak zmienić pozycji, a jeżeli się chciało usiąść,
to tylko na zmianę z kimś drugim, przy czym kiedy się już usiało,
to nie było gdzie nóg podziać, bo trzeba by je było położyć
komuś na głowie. Niektórzy bowiem rzeczywiście ułożyli się do
snu, czym powodowali ogromne utrudnienia innym.
Tak
wyglądała ta noc i w takich warunkach uczestniczyliśmy w samej
Mszy Świętej kanonizacyjnej. A ponieważ po dotarciu do Rzymu
podjęliśmy wcześniej decyzję, że rozwiązujemy Grupę do
niedzieli, do godziny 1500
i każdy radzi sobie sam, więc każdy, jak tylko mógł przedzierał
się gdzieś do przodu, dzięki czemu – i z tego się bardzo cieszę
– większość naszej Ekipy dostała się na Plac Świętego
Piotra, albo gdzieś bardzo blisko niego. Dzięki
telebimom można było wszystko wyraźnie widzieć, przy czym były
jakieś trudności ze zgraniem obrazu z dźwiękiem, a nawet samego
dźwięku z różnych głośników, przez co słyszało się słowa
Papieża z jednego głośnika, potem z drugiego, a obraz jakby „nie
nadążał” za dźwiękiem.
Natomiast
wielką radością wszystkich była możliwość zobaczenia z bliska
Ojca Świętego, który po spotkaniu z oficjalnymi delegacjami,
przejechał pomiędzy sektorami na Placu, aby następnie przejechać
całą Via della Conciliazione (przypomnę, że jest to bardzo
szeroka ulica, prowadząca na wprost do Bazyliki Świętego Piotra).
Kiedy widzieliśmy ją następnego dnia – jak jest ona szeroka –
i kiedy uświadomiliśmy sobie, że w nocy z soboty na niedzielę nie
można tam było nawet przysłowiowej szpili wcisnąć, dopiero
uświadamialiśmy sobie, jak wielu ludzi musiało tam być.
Dodam
jeszcze, że wynikiem tego ścisku było i to, że nawet konieczność
udania się do toalety wiązała się z niebotycznym trudem
wydostania się z tego tłumu, a więc niemal chodzenia innym po
głowach, przy czym powrót na swoje miejsce była albo niemożliwy,
albo wiązał się z wysłuchiwaniem pretensji i różnych
nieprzyjemnych przytyków. Szkoda,
że takie piękne wydarzenie zostało zakłócone trudnościami
organizacyjnymi.
I
na tym na razie kończę, bo już wsiadamy do autokaru. Ciąg dalszy
nastąpi…

7 komentarzy

  • A tymczasem… w domu, w spokoju, z bardzo bliska [telewizja, w której obraz i dźwięk nie przeczą sobie, to jednak cudowny – choć przez heretyków wymyślony – wynalazek; przy niej każdy cud "wysiada"], bez smrodu spoconych ciał, bez zakładania współwyznawcom nóg na plecy i słuchania "nieprzyjemnych przytyków" [jak to wśród uduchowionych pielgrzymów}… Więc, Drogi Księże, czy warto było??? Ponieważ znam odpowiedź – zwalniam z niej Sz. Księdza i pozdrawiam…mając nadzieję "że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog".

    • Właśnie na tym polega pielgrzymowanie, żeby wciąż iśc i iśc do przodu, mimo trudności, nie zważając na ból, zmęczenie i niewygodę i nie oglądac się za siebie. Jeśli nie byłeś nigdy na pielgrzymce i żyjesz w świecie wygód, to tego nie zrozumiesz dlaczego pielgrzymka ma sens. Ania.

    • Warto tu przytoczyć poniedziałkowe rozważania Księdza Marka, który wspominał o obumieraniu i służbie: "Słowa te pokazują nam, że chrześcijanin to człowiek, który ma obumierać – a zatem oddawać, tracić, poświęcać swoje życie dla Boga i dla drugiego człowieka, ma tracić swoje życie, poświęcać swoje życie w służbie Bogu, w służbie drugiemu człowiekowi." Zgadzam się w pełni z tymi słowami i uważam że obecność w tym świętym miejscu, łaski otrzymywane od naszych świętych Papieży, w pełni wynagradzają ten trud i zmęczenie. Szczęść Boże

  • A ja podziwiam i …..zazdroszczę przeżyć, bo pomimo tego co fletnia pana wychwala ( czyli telewizję – a swoją drogą nie wiem jakiego wyznania był John Logie Baird, z duzym prawdopodobienstwem był heretykiem, ale gdybym miał z tego powodu nie ogladać w dziecinstwie Bolka i Lolka, to niech już sobie będzie wymyslona przez heretykow, przynajmniej chrzescijan :P), w telewizji równiez był rozjazd głosu z obrazem :), a z pewnoscią nie było takiego poczucia bliskosci ze Świętymi :).

  • Ja też nigdy nie twierdziłem, że telewizja jest czymś złym lub wymyślonym przez złych ludzi. Uważam ją za rzecz dobrą i sam ją oglądam. I miałem świadomość, że oglądając transmisję z Rzymu w domu, w fotelu, ani się zmęczę, ani się nie natrudzę, a wszystko dokładnie zobaczę i usłyszę. Jednak w osobistym byciu na miejscu jest to "coś"… Co? Myślę, że moi Przedmówcy dobrze to oddali. Inna sprawa, że Organizatorzy mogli to lepiej wszystko przygotować, a wówczas – nawet pomimo tak wielkiej ilości Pielgrzymów – wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak nawet pomimo tego, na Pańskie pytanie, czy warto było, odpowiadam – zresztą, zgodnie z Pańskimi przewidywaniami – że warto było! Naprawdę! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.