Pozwólmy Bogu robić nam niespodzianki!

P
Szczęść Boże! Moi Drodzy, ponad trzy tysiące lekarzy podpisało tak zwaną Deklarację wiary, zainicjowaną i napisaną przez Dr Wangę Półtawską. Oficjalne media podały tę wiadomość, ale za chwilę poproszono o komentarz czterech lekarzy, z czego tylko jeden był za, a trzech było przeciw. I tak dziwne, że w naszym „wolnym” kraju tę informację podano, ale za to „obudowano” ją stosownymi komentarzami: takimi jak zawsze, że mianowicie sumienie to prywatna sprawa człowieka. Jaka prywatna sprawa?! Dlaczego mamy żyć w ciągłej duchowej schizofrenii?! 
       Szczerze podziwiam wolnych i wspaniałych lekarzy!
Zapraszam do refleksji nad dzisiejszym Bożym Słowem…
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Piątek
6 tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 18,9–18; J 16,20–23a
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy
Paweł przebywał w Koryncie, w nocy Pan przemówił do niego w
widzeniu: „Przestań się lękać, a przemawiaj i nie milcz, bo Ja
jestem z tobą i nikt nie targnie się na ciebie, aby cię
skrzywdzić, dlatego że wiele ludu mam w tym mieście”. Pozostał
więc i głosił im Słowo Boże przez rok i sześć miesięcy.
Kiedy
Gallio został prokonsulem Achai, Żydzi jednomyślnie wystąpili
przeciw Pawłowi i przyprowadzili go przed sąd. Powiedzieli: „Ten
namawia ludzi, aby czcili Boga niezgodnie z Prawem”.
Gdy
Paweł miał już usta otworzyć, Gallio przemówił do Żydów:
„Gdyby tu chodziło o jakieś przestępstwo albo zły czyn,
zająłbym się wami, Żydzi, jak należy, ale gdy spór toczy się o
słowa i nazwy, i o wasze Prawo, rozpatrzcie to sami. Ja nie chcę
być sędzią w tych sprawach”. I wypędził ich z sądu.
A
wszyscy Grecy, schwyciwszy przewodniczącego synagogi, Sostenesa,
bili go przed sądem, lecz Gallio wcale o to nie dbał. Paweł
pozostał jeszcze przez dłuższy czas, potem pożegnał się z
braćmi i popłynął do Syrii, a z nim Pryscylla i Akwila. W
Kenchrach ostrzygł głowę, bo złożył taki ślub.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam:
Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił.
Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.
Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy
jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości,
że się człowiek narodził na świat.
Także
i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje
się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W
owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać”.
Zdarzają
się niekiedy takie sytuacje, że apostołowi, przyjacielowi Boga,
głosicielowi Dobrej Nowiny przychodzi z pomocą nawet osoba mu
nieprzychylna.
Albo przynajmniej obojętna. Zwykle dokonuje się
to poprzez taki czy inny zbieg okoliczności, przez pewne
sytuacje, w których wszystko niespodziewanie – i w sposób przez
nikogo nie zamierzony – tak się ułoży i ustawi, że
już nic nie trzeba mówić, ani się specjalnie bronić.
Taką
sytuację opisuje pierwsze czytanie: w momencie, kiedy Paweł już
miał przemówić, aby odeprzeć absurdalne zarzuty, okazało się,
że z niespodziewaną pomocą przyszedł mu rzymski prokonsul
Achai, Galio.
Stwierdził on bowiem – jak słyszeliśmy – że
gdyby rzecz dotyczyła jakichś spraw porządkowych czy gdyby
chodziło o łamanie prawa,
wówczas byłaby to właściwa
przestrzeń dla działań rzymskiego urzędnika. I wtedy – jak
stwierdził – zająłby się Żydami jak należy.
W
rzeczywistości jednak zajął się nimi, jak należy
przynajmniej w tej sytuacji – bo wypędził ich z sądu! A to
spowodowało, iż Paweł już nic nie musiał mówić ani robić, bo
ktoś inny wykonał za niego całą najtrudniejszą robotę.
Można chyba powiedzieć, że była to taka miła niespodzianka,
jaka spotkała Apostoła ze strony, z której zapewne w ogóle
jej nie oczekiwał…
Ale
tak się dzieje zawsze, kiedy człowiek bezgranicznie ufa Bogu.
Owszem, w życiu zwykle nie braknie przeciwności i trudów,
bo – niestety – nie brakuje ludzi, którym nie podoba się
prawda, głoszona przez apostołów Chrystusa. Natomiast Pan sam
przychodzi z pomocą swoim sługom
– czasami właśnie w taki
sposób, że poprowadzi całą sytuację w kierunku niespodziewanego
rozstrzygnięcia.
Kiedy
spoglądamy na całą opisywaną sytuację przez pryzmat słów
Jezusa, odczytanych w dzisiejszej Ewangelii,
to dochodzimy do
dość ciekawych wniosków. Oto bowiem Jezus mówi: Zaprawdę,
zaprawdę powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat
się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz
zamieni się w radość.

I
dalej: Także
i wy teraz doznajecie smutku. Znowu jednak was zobaczę, i rozraduje
się serce wasze, a radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać. W
owym zaś dniu o nic Mnie nie będziecie pytać.

Słowa
te nasuwają skojarzenie – i zapewne słusznie – z
dniem ostatecznym,

kiedy to wszyscy, którzy na ziemi doznali przykrości i cierpień,
cieszyć się będą niezmąconym pokojem i wiecznym szczęściem.
Okazuje się jednak, że Pan bardzo często nie
każe czekać aż na czasy ostateczne

i już na ziemi darzy swoich uczniów, swoich apostołów, swoich
przyjaciół, takimi
właśnie małymi promykami szczęścia i radości;

sprawia im różne niespodzianki, rozwiązuje niespodziewanie ich
problemy, układa im tak okoliczności życia, że wychodzą „na
swoje”…
Trzeba
tylko Bogu zaufać! I trzeba przynajmniej
starać się dostrzegać Jego działanie.
To
będą nieraz bardzo drobne znaki Jego opieki, jakieś
drobne wydarzenia,
małe
epizody w naszym życiu – ale
będą!
One
już zapewne był lub są,
tylko my ich nieraz nie dostrzegamy. Bo trochę nie
chcemy

ich dostrzegać. Bo z
góry jesteśmy nastawieni, że nic nam nie wychodzi,
że
w naszym życiu to tylko same niepowodzenia, same nieszczęścia, nic
się nie układa, zawsze tylko pod górę i wiatr zawsze w oczy…
Naprawdę
tak jest? Zawsze?

Kochani, dostrzeżmy działanie Boże! My nawet kiedy się modlimy,
to narzekamy
często, że nam modlitwa nie wychodzi,
nie
udaje się nam, bo rozproszenia, bo jakieś inne przeszkody… A
tymczasem nie możemy zapominać, że modlitwa
to dialog.
A
jeżeli dialog, to mówią
do siebie dwie strony, dwie osoby.

Ja – owszem – mam dać z siebie tyle, ile mogę dać
w tymże dialogu, ale nie mogę zapomnieć, że jest
ta druga Osoba, jest Bóg, który także coś mówi, oddziałuje na
mnie, zwraca się do mnie.
Dlatego
nawet jeżeli mam wrażenie, że z mojej strony ta modlitwa jest
nijaka, to warto
starać się chociażby wytrwać przed Bogiem, aby On mógł
oddziaływać

często
w sposób dyskretny, po ludzku nie od razu widoczny. Nie zapominajmy
o tym, moi Drodzy! Bóg
jest obecny, On oddziałuje na człowieka,

który ma dla Niego czas, który jest przy Nim, jest z Nim w dialogu.

Doceńmy
tę Bożą obecność i to dyskretne,
acz konkretne działanie!
Nie
myślmy, że wszystko tylko od nas samych zależy i wszystko jest
tylko naszym wysiłkiem, bo tak nie jest! Bóg
działa na modlitwie – i działa w życiu!
Zapewne
– jeśli się tak na spokojnie zastanowimy i pomyślimy – to
będziemy w stanie przypomnieć
sobie
niejedną
niespodziankę, sprawioną nam przez Pana.

I
na niejedną jeszcze możemy liczyć, ale naprawdę nie
wolno nam o Bogu nigdy zapomnieć ani przestać Mu ufać.

On jest, On działa, On odpowiada, On się włącza w naszą osobistą
historię.
Jeżeli
natomiast ulegniemy temu
zgubnemu
przekonani
u,
że wszystko i zawsze wyłącznie od nas zależy,
to
zamkniemy
Bogu możliwość robienia nam niespodzianek… 

17 komentarzy

  • 1. Kraj jest WOLNY i branie tego przymiotnika w cudzysłów jest… pozwolę sobie tego nie określać bliżej.
    2. Moje sumienie jest M O I M sumieniem – ergo – jest moją PRYWATNĄ sprawą. Zagwarantował mi to Bóg.
    3. Deklaracja to dokument zakłamania pod płaszczykiem wiary…
    Pozdrawiam

    • Mogę prosić o kultralną rozmowę? Pisanie dużymi literami oznacza w netykiecie krzyk. Z pewnoscią nie krzyczłbys tak, gdybysmy rozmawiali w realu. Tak samo nie wiem, po co wykrzykujesz imię i nazwisko Janusza Palikota?

    • Przyznam szczerze, że nie bardzo rozumiem jak daleko sięga ta "prywatność" sumienia i w czym się przejawia. A jeśli to moje "prywatne sumienie" podpowie mi, że mam zadźgać nożem pierwszego spotkanego na ulicy przechodnia, to czy ten czyn też będzie tylko moją prywatną sprawą???
      Pozdrawiam serdecznie
      J.B.

    • I jeżeli już nawet trzymać się tej bałamutnej argumentacji naszego Logistyka, to jeżeli sumienie jest prywatną sprawą człowieka, to jest również prywatną sprawą każdego lekarza, więc każdy z nich mógł podpisać ową deklarację, czyż nie? Dlaczego nazywa Pan deklarację wiary dokumentem zakłamania? Czytał ją Pan? I dlaczego zarzuca Pan lekarzom obłudę? Czy nie jest Pan w stanie przyjąć, że mogą oni naprawdę wierzyć w Boga? Czy wszyscy, którzy myślą inaczej, niż Pan, muszą się wyłącznie mylić? Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • Przyznaję, że podzielam dezorientację Daśka. Papież kilka razy zastosował ten gest ucałowania ręki: wobec Bartłomieja, wobec Żydów ocalonych z holokaustu, także w tej opisanej historii… Nie wiem, jakie znaczenie Papież przywiązuje do tego gestu… Dla mnie również jest to nie za bardzo zrozumiałe… Ks. Jacek

    • Ja odbieram to jak gest umycia przez Jezusa, nóg Apostołom, gest pokornego sługi wobec każdego grzesznika. Przypomina mi to zdarzenie Jana Pawła II, który zechciał wyspowiadać się przed kapłanem, który porzucił chrystusowe kapłaństwo i został z własnej woli osobą bezdomną, żebrzącą na ulicach Rzymu. Odbieram to jako swoistą ewangelizację osoby ( wstrząsową). Tamten kapłan się nawrócił, ten zapłakał i się wzruszył gestem Ojca Świętego Franciszka.

  • … Smutny człowiek

    Panowanie smutku czy raczej panoszenie się go pośród nas. Zdobywa coraz to nowe obszary. Jest pętlą zaciskającą się na szyi. Smutek nie pozwala cieszyć się życiem i codziennością. Staje się przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu. Psuje atmosferę. Wprowadza osłabienie i zniechęcenie.
    Oczywiście nie każdy rodzaj smutku tak działa. Mówię o tym, który bierze nas w niewolę, dla którego stajemy się marionetkami. To nie smutek ma wyznaczać nasze dni, to nie on ma kierować naszymi poczynaniami.
    Ostatnia umiera nadzieja, a ta niewiele wspólnego ma z zaborczym i niszczycielskim smutkiem. Zapewne każdy z nas podałby dziesiątki źródeł smutku, ale czy to oznacza, że ten ma dominować. Jeśli ktoś chce płakać zawsze znajdzie powód do tego.

    Smutny chrześcijanin

    Atakuje tenże smutek także wymiar wiary. Znamy powiedzenie, że smutny święty to żaden święty. Nikt nie mówi o braku powagi. Chrześcijanin smuci się ze smutnymi i raduje się z radosnymi. Nie oznacza to, że smutek omija chrześcijanina, ale to, że ten potrafi z nim żyć. Także i wy teraz doznajecie smutku. A ten przeżywany z Bogiem i w Bogu może zostać zamieniony w radość.
    Wiemy dobrze, że smutek nie należy do darów Ducha Świętego. Natomiast radość to znak firmowy działania Ducha.

    Głupkowata wesołość

    Przychodzi przeciwstawienie: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił, a dokładnie jest to brak współbrzmienia, brak harmonii. Nie da się pogodzić świata (w pojęciu janowym) i bycia przy Bogu.
    Świat proponuje głupkowatą wesołość. Uczucie, które nie dostrzega dynamiki codzienności. Świat mami człowieka fałszywą radością, taką bezpłatną, bez żadnego wysiłku. Choć odwraca się od smutku, który sam promuje to nie ma mocy, by ten przemieni się w radość. A tu potrzeba cierpliwości.
    Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat. Jakże piękny i wymowny to przykład. Rzekłbym, nic dodać nic ująć.

    Trwała radość

    Prawdziwa radość jest trwała. To pulsujące serce, które nie przestaje bić! Czasami czyni to gwałtownie, bo poruszone emocjami. Innym razem łagodnie jak źródło wody. Jej trwałość zakorzeniona jest w trwaniu.
    Źródłem radości jest bycie-w-Bogu. To oglądanie Pana w codzienności, a gdy Go dostrzeżemy wtedy rozraduje się serce nasze, a radości naszej nikt nam nie zdoła odebrać. I nie będzie pytań …

  • Św. Tomasz:
    "Ludzie dobrzy mają znosić złych w tym znaczeniu, że winni cierpliwie znieść doznane od nich osobiste krzywdy, ale w miarę jak to jest godziwe. Nie mogą natomiast pozwolić na wyrządzanie krzywdy Bogu i bliźnim, gdyż, jak mówi św. Jan Chryzostom: „Należy być cierpliwym, gdy chodzi o osobiste krzywdy; natomiast obojętność na krzywdy wymierzone przeciw Bogu byłaby zbyt bezbożna”"

  • Człowieka, który po sześciu latach pobytu w seminarium twierdzi, że wierzy w Boga, należy odesłać do psychiatry [profesor ksiądz.doktor Józef Tischner].

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.