Zapraszam do Trąbek!

Z
Szczęść Boże! Moi Drodzy, pozwólcie, że z okazji wczorajszych urodzin złożę najserdeczniejsze życzenia mojemu Szwagrowi, Kamilowi Niedźwiedzkiemu, dla którego upraszam u Boga wszelkich darów duchowych, mocy z wysoka, natchnień i świateł od Ducha Świętego, by stale – jak dotąd – scalał i jednoczył swoją Rodzinę, swoje – jak to wczoraj określił – dwie małe Pyzy, jak i tę Większą (to już ja dopowiedziałem)… Niech Mu Pan błogosławi, a Matka Boża ochrania płaszczem swojej opieki! 
        A ja Was wszystkich, Kochani, chciałbym dziś zabrać ze sobą do Parafii Świętego Józefa w Trąbkach koło Garwolina. W tej Parafii pomagałem duszpastersko przez cztery lata, w czasie, kiedy prowadziłem zajęcia na KUL. Bardzo zżyłem się z całą tą Wspólnotą parafialną, a jej Proboszczowi, Księdzu Kanonikowi Janowi Grochowskiemu, bardzo dużo zawdzięczam – i to od początku mojego kapłaństwa. Był On moim pierwszym Proboszczem, a potem niejednokrotnie pomagał, zwłaszcza, kiedy moja sytuacja materialna nie była ustabilizowana, gdyż nie pracowałem na Parafii. Ale i w tym wymiarze niematerialnym także relacje są bardzo dobre i stałe. 
         I właśnie Ksiądz Proboszcz poprosił mnie niedawno, abym od dzisiaj do soboty przeprowadził takie – jak by to nazwać – małe Rekolekcje, czas duchowego przygotowania Parafii do obchodzonej w najbliższą niedzielę osiemdziesiątej rocznicy poświęcenia świątyni. Chętnie zgodziłem się na tę propozycję, zwłaszcza, że duchem cały czas łączę się z tą Parafią i stale pamiętam o Niej w modlitwie. Będzie więc okazja do spotkania. 
       Nie dziwcie się zatem, Kochani, że teksty rozważań, które przez te dni będziecie tu znajdować, będą w pierwszym rzędzie adresowane do Parafian w Trąbkach. Zapewniam jednak, że pisząc je, myślałem także o Was i o problemach ważnych dla nas wszystkich. Dlatego czytając to, pomińcie, co trzeba, a wybierzcie to, co może się przydać. Jeżeli ktoś natomiast zechce włączyć się we wspólną duchową pracę, to serdecznie zapraszam! 
        Proszę jednocześnie o modlitwę w intencji dobrych owoców tego czasu dla całej Parafii w Trąbkach. Polecam także Waszym modlitwom mojego Szwagra i siebie samego – na czas prowadzenia czasu skupienia. 
         I jeszcze jedno: bardzo dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko, a w nim – kilka ogromnie ważnych zagadnień do refleksji… Jeżeli ktoś jeszcze nie czytał, niech koniecznie zajrzy!
                                       Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Dzień
1 przygotowania
do
rocznicy poświęcenia kościoła w Trąbkach,
we
wspomnienie Bł. Władysława z Gielniowa,
do
czytań: Koh
1,2–11; Łk
9,7–9
CZYTANIE
Z KSIĘGI KOHELETA:
Marność
nad marnościami – powiada Kohelet – marność nad marnościami,
wszystko marność. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i odchodzi, a
ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na
miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi
ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i
znowu wraca na drogę swojego krążenia.
Wszystkie
rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do
którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie.
Mówienie
jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami.
Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.
To,
co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co
znowu się stanie; więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: „Patrz, to coś nowego”,
to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci
po tych, co dawniej żyli, ani po tych, co będą kiedyś żyli nie
będzie wspomnienia o tych, co będą potem.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Tetrarcha
Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był
zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z
martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z
dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: „Ja kazałem
ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?”
I chciał Go zobaczyć.
Z
całego serca witam i pozdrawiam Wszystkich,
którzy – świadomi ważności rocznicy, jaką Parafia obchodzić
będzie w niedzielę – przybyli, aby podjąć dzieło duchowego
przygotowania.
Witam i pozdrawiam wszystkich Was, Kochani, którzy
byliście i nadal jesteście bardzo mi bliscy, bo przecież
nie da się wyrzucić z serca czterech pięknych lat, jakie dane mi
było przeżyć wśród Was. Dziękuję naszemu Księdzu
Proboszczowi za zaproszenie
i już – żeby nie przedłużać
ceremonii wstępnych – zapraszam do wspólnej, duchowej pracy.
Mamy
przed sobą trzy dni, chciałbym więc, abyśmy je teraz zaplanowali
i określili główną myśl – tak, aby ten czas spiął się
nam w pewną całość. Będziemy codziennie pochylali się nad
Słowem Bożym nie jakoś specjalnie dobieranym, ale
przeznaczonym dokładnie na dany dzień w liturgii Kościoła,
a
także przyjrzymy się duchowym sylwetkom Patronów tych dni.
Tak się bowiem składa, że każdego dnia kalendarz liturgiczny
wyznacza nam jakieś wspomnienie, przeto prosić będziemy świętych
naszych Patronów, aby nas prowadzili, za nami się wstawiali
– i byli dla nas wzorem.
Właśnie
w blasku ich świętości – i w blasku Bożego Słowa
poszczególnych dni – przeżywać będziemy ten czas przygotowania
do niedzielnych uroczystości w duchu hasła: JESTEŚMY ŚWIĄTYNIĄ
– W ŚWIĄTYNI.
Taka będzie główna myśl wszystkich naszych
refleksji, a będzie ona służyła temu, by uświadomić sobie, że
od chwili Chrztu Świętego wszyscy jesteśmy świątyniami Ducha
Świętego,
a tę świadomość bycia świątynią szczególnie
przeżywamy i wzmacniamy w tej świątyni materialnej, w
której aktualnie przebywamy, a której rocznicę poświęcenia
będziemy obchodzić.
JESTEŚMY
ŚWIĄTYNIĄ – W ŚWIĄTYNI.
Myśl tę realizować będziemy w
ciągu poszczególnych dni w takich oto trzech kolejnych odsłonach:
pierwszego dnia, czyli dzisiaj, zastanowimy się nad kościołem –
tym materialnym, widzialną świątynią – jako domem
spotkania,
jutro będziemy rozważać temat kościoła jako domu
Bożego
, a w sobotę temat kościoła jako naszego domu
rodzinnego.
Na takie właśnie trzy odsłony, trzy aspekty
przełożymy sobie naszą główną myśl, a wszystko po to, aby z
różnej strony spojrzeć na problem świątyni duchowej i świątyni
materialnej.
Bardzo
serdecznie proszę wszystkich, aby to nasze spotykanie się i wspólna
refleksja dokonywała się w duchu wzajemnej naszej modlitwy za
siebie, wszystkich za wszystkich,
aby w ten sposób duchowe owoce
tego czasu były jak największe. Proszę zatem abyśmy modlili się
nie tylko za nas, tutaj obecnych – chociaż i za nas także
– ale ogarnijmy serdeczną modlitwą całą naszą Rodzinę
parafialną, aby to wielkie święto, ta piękna
rocznica, była dla wszystkich naprawdę takim wielkim i
skutecznym poruszeniem.
Także dla tych, którzy z różnych
powodów nie są tu z nami dzisiaj obecni: bo albo nie mogą
z racji choroby czy innych, prawdziwych przeszkód – albo nie
chcą,
bo… po prostu nie chcą.
Za
wszystkich się módlmy, Kochani! Niech to będzie dla nas naprawdę
dobry i owocny czas… Niech każdy tak się modli, jak potrafi,
a formą, która nas zjednoczy we wspólnym błaganiu Pana, niech
będzie dzisiaj odmówiona w naszych domach Litania do Krwi Pana
Jezusa.
Dzisiaj jest czwartek, dzień Eucharystii, wypada zatem
tę Litanię odmówić. Ja również się do tego zobowiązuję – a
nawet już to uczyniłem – a Was, Kochani, zapraszam do odmówienia
tej właśnie Litanii w swoim domu, najlepiej razem, w gronie
Rodziny.
To będzie taki pierwszy, wyraźny znak jedności
Wspólnoty parafialnej – jedności w modlitwie. Wszystkie inne
formy modlitwy także są mile widziane.
Tak
zatem, Kochani, JESTEŚMY ŚWIĄTYNIĄ – W ŚWIĄTYNI. Kościół
jako dom spotkania. Naszemu dzisiejszemu
spotkaniu patronuje Błogosławiony Władysław z Gielniowa. Tak
go określamy, ponieważ urodził się w Gielniowie pod
Opocznem, około roku 1440.
Kształcił się w Akademii
Krakowskiej. W zakonie bernardynów, do którego wstąpił, zasłynął
jako wybitny kaznodzieja i twórca pieśni religijnych w języku
polskim.
Odznaczał się wielką świętością życia i
szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej,
o której głosił
kazania. Był dwukrotnie prowincjałem. Ostatnie lata spędził w
Warszawie na stanowisku gwardiana. Zmarł w roku 1505. Jest
Patronem Warszawy.
I
od razu na marginesie taka refleksja: ma, Biedak, co robić…
Warszawa naprawdę potrzebuje odnowy duchowej… Ale to temat na inne
rozważanie.
My
natomiast chcemy od Błogosławionego Władysława uczyć się takiej
zwyczajnej – a może właśnie niezwyczajnej – pobożności.
Chcemy uczyć się systematyczności w
spełnianiu religijnych praktyk – i miłości w ich spełnianiu.
A
przecież bardzo często spełniamy je właśnie w świątyni. I
tutaj także nabieramy duchowej mocy, aby je potem móc spełniać
w domu
i w innych miejscach – i wszędzie tam żyć po
chrześcijańsku.
Słowo
Boże dzisiejszej liturgii każe nam zadumać się wraz z Koheletem,
mówiącym z pewną nostalgią: marność nad marnościami,
wszystko marność. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu,
jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i odchodzi, a
ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na
miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi
ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i
znowu wraca na drogę swojego krążenia.
A w dalszej
części mędrzec ów dodaje: To, co było, jest tym, co
będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie; więc
nic zgoła nowego nie ma pod słońcem.
Można
więc zadać pytanie: To po co żyć? Oczywiście, kiedy
wczytamy się w całość Księgi Koheleta, przekonamy się, że jej
Autor jednak całym swoim sercem i całą swoją refleksją
skłaniał się ku Bogu i ufał Jego opiece,
a te jego refleksje
– skądinąd bardzo trafne i znajdujące uzasadnienie także w
naszym życiu – coraz bardziej kazały mu właśnie w Bogu
odnajdywać sens życiowej egzystencji.
Chyba
nie takimi głębokimi motywami kierował się Herod, który
dowiedziawszy się o cudach, zdziałanych przez Jezusa, bardzo
chciał Go zobaczyć.
Domyślamy się, że raczej nie były to
głębokie religijne motywacje, raczej zaspokojenie próżnej
ciekawości,
albo też poczucie zagrożenia, tak dobrze
nam znane z historii dzieciństwa Jezusa.
My
przychodzimy do świątyni nie z ciekawości, czy z jakichś
pomniejszych pobudek, ale właśnie z pobożności – tak,
jak Błogosławiony Władysław z Gielniowa – i ze szczerego
pragnienia spotkania Jezusa.
Bo kościół do dom spotkania:
zarówno spotkania Jezusa, jak i drugiego człowieka.
Kochani,
owo spotkanie, owo bycie w tym miejscu, dar fizycznej obecności,
jest – jeśli tak można powiedzieć – istotą Kościoła.
Kościoła i kościoła – tego pisanego przez wielkie „K”,
jak i tego pisanego przez małe „k”.
Jeśli
idzie o ten pierwszy wymiar, to właśnie Kościół jest
wspólnotą, jest zwołaniem, zgromadzeniem.
Takie podstawowe
znaczenie ma grecki – i tak samo brzmiący w języku łacińskim –
wyraz „ecclesia”: święte zwołanie, święte
zgromadzenie.
Oczywiście, jak wspomnieliśmy przed chwilą, są
sytuacje, w której ktoś nie może przybyć do świątyni
z różnych ważnych powodów. Zasadniczo jednak swoją przynależność
do Kościoła jako wspólnoty manifestujemy tym, że przybywamy do
kościoła – budy
nku, domu, świątyni, miejsca
świętego
Właśnie
w taki sposób starałem się tłumaczyć tę zasadę mieszkańcom
bloków, tych na wprost kościoła, kiedy kilka lat temu chodziłem
tam po kolędzie. Ponieważ nasz Ksiądz Proboszcz – wśród wielu
obszarów swej troski o wygląd i funkcjonowanie świątyni –
zawsze wysoko stawiał sprawę porządnego
nagłośnieni
a, przeto głośniki zarówno w
kościele, jak i te na zewnątrz, zawsze były bardzo solidne.
Jestem pewny, że i dzisiaj tak jest. W związku z tym – zważywszy
dodatkowo na taką, a nie inną moc mojego głosu – poniekąd
uzasadnionym było pytanie mieszkańców tamtych bloków, zadawane mi
po kolędzie, czy kiedy ja odprawiam Mszę Świętą muszą oni
iść do kościoła, czy może wystarczy tylko,
jak
wyjdą na balkon?…
Odpowiadałem,
że to nie wystarczy i jednak trzeba przyjść do kościoła, aby –
właśnie! – podarować swoją obecność. Być tutaj.
Naturalnie, zakładamy, że obecność fizyczna przełoży
się także na duchowe zaangażowanie,
chociaż nieraz się
zdarza – niestety, także i odprawiającemu Księdzu – że ciałem
jest tutaj, a duchem gdzieś tam fruwa…
To są takie nierzadkie
trudności, związane z naszą relacją do Boga. Jednak jeżeli się
do kościoła nie przyjdzie wcale, to w ogóle trudno mówić o
zaangażowaniu ducha, bo wtedy nie ma się jak go angażować,
kiedy się tu nie jest.
Stąd
też, Kochani, tak bardzo ważnym jest, aby tu przychodzić.
Pamiętajmy, że zawsze – przychodzimy dla Jezusa! I
tylko dla Niego! Oczywiście, świątynia jest też miejscem
spotkania z ludźmi, spotkania Wspólnoty wierzących, Rodziny
parafialnej, ale tym, który wszystkich jednoczy, jest Jezus
Chrystus!
I dlatego tak ważnym jest, aby tu przychodzić!
Aby tu chcieć przychodzić!
Nie
z przymusu i nie dla zachowania zwyczaju, nie dla oka ludzkiego, nie
dla spełnienia koniecznego wymogu
– zwłaszcza, kiedy za trzy
dni Bierzmowanie! Do kogoś, kogo się kocha, nie idzie się z
przymusu! To zupełnie bez sensu!
Na spotkanie kogoś, kogo
kocha, idzie się z potrzeby serca. A jeżeli w rzeczywistości
nie idzie się z potrzeby serca, to coś jest nie tak z 
deklarowaną
miłością. Jeżeli nie chce się przyjść do
świątyni, albo się idzie „na siłę”, to trzeba
zapytać o swoją wiarę!
Naturalnie,
są sytuacje, w których się tak po ludzku nie chce, kiedy
się jest tak zwyczajnie zmęczonym, kiedy w domu jest jeszcze
wiele zajęć, które trzeba podjąć… I w związku z tym wszystkim
czasami trzeba się trochę przymusić, trochę nagiąć…
Ale jeżeli tak jest zawsze, to trzeba ten problem przemyśleć.
Jeżeli ja bowiem uważam się za człowieka wierzącego, a
przynajmniej: poszukującego więzi z Bogiem, to staram się
być w świątyni – w tym domu spotkania – zawsze, kiedy tylko
mogę.
Moi
Drodzy, niezwykle ważną jest sprawą, abyśmy zawsze, ilekroć
przekraczamy progi świątyni, mieli taką wewnętrzną, mocną
świadomość, że przychodzimy na spotkanie z Panem!
Przychodzimy na spotkanie, odpowiadamy na Jego zaproszenie.
Dlatego przybywając na Mszę Świętą, przyjdźmy przynajmniej
kilka minut wcześniej,
żeby się wyciszyć, „złapać
oddech”, wejść w atmosferę spotkania, pomyśleć nad intencją
swego przeżywania Mszy Świętej.
A
po zakończeniu liturgii – nie uciekajmy od razu, ale
chociaż przez kilka chwil podziękujmy za ten wielki dar! Chociaż
kilka zdań modlitwy, a może chwila milczenia…
I
dobrze by było, abyśmy nie tylko w niedzielę, kiedy
chrześcijanin ma moralny obowiązek udziału we Mszy Świętej, ale
też i w tygodniu – ot, tak, z potrzeby serca! – chętnie
przybywali.
Tak spontanicznie, nawet bez wcześniejszego
planowania, czy obiecywania Panu Bogu.
Wykorzystujmy
też każdą okazję, aby uczestniczyć w nabożeństwach, na
jakie zapraszają nas Duszpasterze:
adoracja Najświętszego
Sakramentu, Różaniec, Droga Krzyżowa, nabożeństwo majowe,
czerwcowe, nabożeństwo wypominkowe… Przychodźmy na to – do
świątyni, do tego miejsca spotkania!
Moi
Drodzy, to taki smutny widok w wielu kościołach, kiedy po Mszy
Świętej jest wystawienie Najświętszego Sakramentu i krótkie,
naprawdę krótkie nabożeństwo, a połowa obecnych już
wychodzi, już ucieka, bo im się spieszy. Ale – dokąd im się
spieszy?
Do komputera, do telewizora? A może do sklepu, do
którego biegną – niestety – także w niedzielę?
No
cóż, jeżeli dla kogoś w niedzielę sklep staje się świątynią,
a telewizor ołtarzem,
to aż się chce powiedzieć, że jaka
wiara, taka świątynia! I taki ołtarz!
O jakim spotkaniu
człowieka z Bogiem można mówić w sytuacji, w której człowiek
wylicza swemu Bogu czas co do minuty, co do sekundy – żeby nie
za długo?…
Jakie to budowanie duchowej świątyni w ludzkim
sercu?
Niestety,
teraz nawet wśród niektórych księży zapanował
taki dziwny styl szybkiego odprawiania – żeby
niepotrzebnie nie przedłużać, żeby tych biednych ludzi w tym
kościele tak długo nie trzymać, bo… No właśnie – bo co?
Bo im się spieszy? Ponawiam pytanie: dokąd?
Jedna godzina w
tygodniu – to tak dużo dla Boga? I mówimy tu o pełnym miłości
spotkaniu, tak? O budowaniu duchowej świątyni w sercu?
Naturalnie,
księża nie powinni przedłużać dla samej tylko zasady i
ględzić bez sensu i bez miary
na ambonie, ale wydaje się, że
zaczynamy obecnie przesadzać w drugą stronę. Nie można
bowiem mechanicznie odprawiać Mszy Świętej, nie można w niej też
tylko formalnie uczestniczyć. Jeżeli ktoś przychodzi na spotkanie,
to przychodzi na spokojnie, z tą myślą, żeby naprawdę ten
czas poświęcić Bogu – Bogu, którego się kocha i w którego
się wierzy…
Z
tego też powodu, moi Drodzy, bardzo ważnym jest, aby przychodząc
tutaj, wchodzić do wnętrza świątyni.
Naprawdę, jeżeli nie ma jakiegoś wielkiego przepełnienia i są tu
miejsca, lepiej jest wejść, a nie zostawać na zewnątrz.
Tam naprawdę uczestnictwo we Mszy Świętej jest z wielu względów
utrudnione. Jeżeli zatem ktoś chce tak na serio spotkanie ze swym
Bogiem i Panem potraktować, wejdzie do środka…
I
właśnie tutaj, w świątyni, dokonuje się nasze spotkanie z
innymi członkami Rodziny
parafialnej, Wspólnoty
wierzących.
Już wieloma anegdotami i opowieściami obrosły
stwierdzenia, jak to jedni obserwują w kościele drugich: kto
jak ubrany, a z kim przyszedł, a jak się zachował, a gdzie
siedział, a czy przystąpił do Komunii, czy nie; i tak dalej…
Oczywiście, nie po to do kościoła przychodzimy, żeby innych
obserwować
i nie po to, aby potem komentować, że ten to wielce
pobożny, w kościele ręce składa, a w życiu to taki, czy owaki…

Jeżeli
ktoś tak do sprawy podchodzi, to znaczy, że nic nie zrozumiał z
tego, co się w kościele dzieje.
I na pewno nie wszedł w
atmosferę spotkania
żadnego: ani z Bogiem, ani ze
Wspólnotą parafialną. Wejście w atmosferę spotkania winno się
wyrazić wspólną modlitwą liturgiczną i modlitwą za siebie
nawzajem,
aby jeśli rzeczywiście coś w postawie tego drugiego
się nie podoba, to właśnie modlitwa za niego była sposobem
zaradzenia tej sytuacji. Tylko wtedy ma sens przekazywanie sobie
nawzajem – w czasie Mszy Świętej – znaku pokoju…
A
teraz, Kochani, praca domowa! Jesteśmy w końcu w trakcie
duchowego przygotowania, a więc takiego małego duchowego szkolenia.
Pierwsze zadanie już było wspomniane: modlitwa wzajemna
za całą Parafię, szczególnie zaś odmówienie Litanii do Krwi
Pana Jezusa.
Drugie
zadanie, to wspólne spotkanie przy stole całej Rodziny
dzisiaj wieczorem
– przy kolacji, przy kawie, albo herbacie,
albo przy… no dobrze, niech i ta lampka wina będzie. Ale nie
więcej! Takie wspólne spotkanie – i wspólna rozmowa. I wreszcie
trzecie zadanie, którym będzie jutro wejście na dziesięć
minut
do kościoła poza Mszą Świętą.
Jeżeli ktoś ma czas w ciągu dnia, to niech wejdzie na te dziesięć
minut – oczywiście, można i na więcej – a jeżeli ktoś nie
może w ciągu dnia, to niech odpowiednio wcześniej przybędzie
na jutrzejszą Mszę Świętą.
Właśnie po to, aby w ciszy
spotkać się z Panem…
JESTEŚMY
ŚWIĄTYNIĄ – W ŚWIĄTYNI.
Kościół jako miejsce
spotkania…
A
oto kilka pytań do osobistej refleksji:
Czy
do kościoła przychodzę chętnie, czy dlatego, że muszę?
Czy
przychodzę przed czasem, czy się spóźniam?
Czy
nie wychodzę przed czasem?
Czy
pamiętam, dla kogo tu jestem?
Czy
staram się maksymalnie skupić na Bogu, czy obserwuję ludzi?
Moi
Drodzy, ostatnim takim pytaniem w sobotę będzie pytanie o
długoterminowe postanowienie z tego czasu.
Zacznijmy już nad
tym myśleć…
JESTEŚMY
ŚWIĄTYNIĄ – W ŚWIĄTYNI.
Kościół jest
miejsce
m spotkania…

Dodaj komentarz

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.