Kto powinien bać się Sądu?…

K
Szczęść Boże! Moi Drodzy, bardzo martwi mnie to, co się dzieje w Polsce. Skala większych i mniejszych fałszerstw wyborczych, czy nawet zwykłych błędów, dosłownie poraża. A tymczasem koalicja rządząca mówi o pełnej demokracji i cynicznie pyta, o co właściwie czepiają się ci, którzy protestują i nie zgadzają się na cały ten bałagan? I robi z nich wariatów, awanturników, mówiąc, że przecież wszystko jest w najlepszym porządku. 
        Jeden z publicystów, występujący w Telewizji TRWAM powiedział, że w ten sposób władza testuje polskie społeczeństwo – na ile może sobie wobec niego pozwolić. I stwierdził gorzko, że na bardzo dużo, coraz więcej… 
       Tak się zastanawiam, moi Drodzy, czy będę Was – i kogokolwiek – zachęcał w przyszłości do udziału w wyborach i czy sam będę w nich uczestniczył?… Jeżeli w Polsce nie dokona się prawdziwa zmiana ustroju, to będziemy mieli to, co mamy teraz, czyli pełzający, ale bardzo konkretny i bardzo wyraźny powrót do poprzedniego systemu. Zresztą, czy aby na pewno poprzedniego, czy ciągle tego samego, tylko na jakiś czas delikatnie przyczajonego po to, aby teraz pokazać się ze zwiększoną siłą? 
         To właśnie w tamtym systemie – zostańmy na razie przy tym określeniu – nie chodziło się na wybory, bo powszechnym było przekonanie, wyrażone w takim może mało eleganckim, ale jakże trafnym stwierdzeniu: „Jesteś durny – idź do urny!” Po co było iść na wybory, skoro ich wynik był z góry ustalony? 
      I oto dzisiaj – mamy to samo! Do całej listy afer, skandali, oszustw, kradzieży i wszelkiego bałaganu, teraz jeszcze doszło fałszerstwo wyborcze. Otwarte, wyraźne, grubymi nićmi szyte, cyniczne! Tego jeszcze w kolekcji nie było! I bezczelne przekłamywanie wszystkiego, w dobrze znanym stylu: Polacy, nic się nie stało! Przecież wszystko jest w jak najlepszym porządku! O co wam chodzi, krzykacze? Koalicja tak pięknie siedem lat pracuje w kraju, teraz będzie tak pięknie pracować w sejmikach wojewódzkich – o co wam chodzi? 
        I cóż my na to?… Dokąd dojdziemy?… Co będzie z Polską?… Czy znowu mają się nami zainteresować agresywni sąsiedzi – zwłaszcza jeden – i rozwiązać nasze problemy?…
        Miałem dzisiaj nie kończyć swoim zwyczajowym „Gaudium et spes!”, bo w postawie Polaków na ten moment żadnej nadziei nie widzę – nie mówiąc już o radości. Ale widzę ją w Bogu! I w Maryi, Królowej Polski. Ona nas tyle razy ratowała. Czy wyratuje nas po raz kolejny – tym razem przed nami samymi, przed naszym marazmem i jakąś dziwną, niezrozumiałą niemocą?… A jak spojrzeć w oczy Janowi Pawłowi II? On tyle się napracował nad naszą wolnością i tak intensywnie uczył nas odpowiedzialności za Ojczyznę. Tak bardzo zależało Mu, aby nas nauczyć samostanowienia o jej dobru. Cośmy z tym Jego poświęceniem i z tą Jego nauką zrobili?
           Tylko w Bogu nasza nadzieja…
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Czwartek
34 tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: Ap 18,1–2.21–23;19,1–3.9a; Łk 21,20–28
CZYTANIE
Z KSIĘGI APOKALIPSY ŚWIĘTEGO
JANA APOSTOŁA:
Ja,
Jan, ujrzałem anioła zstępującego z nieba i mającego wielką
władzę, a ziemia od chwały jego rozbłysła.
I
głosem potężnym tak zawołał: „Upadł, upadł Babilon –
stolica. I stała się siedliskiem demonów i kryjówką wszelkiego
ducha nieczystego, i kryjówką wszelkiego ptaka nieczystego i
budzącego odrazę”.
I
jeden potężny anioł dźwignął kamień wielki jak kamień młyński
i rzucił w morze, mówiąc: „Tak z rozmachem Babilon, wielka
stolica, zostanie rzucona i już się wcale nie znajdzie. I głosu
harfiarzy, śpiewaków, flecistów, trębaczy już w tobie się nie
usłyszy. I żaden mistrz jakiejkolwiek sztuki już się w tobie nie
znajdzie. I terkotu żaren już w tobie nie będzie słychać. I
światło lampy już w tobie nie rozbłyśnie. I głosu oblubieńca i
oblubienicy już w tobie się nie usłyszy: bo kupcy twoi byli
możnowładcami na ziemi, bo twymi czarami omamione zostały
wszystkie narody”.
Potem
usłyszałem jak gdyby głos donośny wielkiego tłumu w niebie
mówiącego: „Alleluja. Zbawienie i chwała, i moc należą do Boga
naszego, bo wyroki Jego prawdziwe są i sprawiedliwe, bo osądził
Wielką Nierządnicę, co znieprawiała nierządem swym ziemię, i
zażądał, by poniosła karę za krew swoich sług”. I rzekli
powtórnie: „Alleluja”. A dym jej wznosi się na wieki wieków.
I
mówi mi: „Napisz: «Błogosławieni, którzy są wezwani na ucztę
Godów Baranka»”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Skoro ujrzycie Jerozolimę
otoczoną przez wojska, wtedy wiedzcie, że jej spustoszenie jest
bliskie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry;
ci, którzy są w mieście, niech z niego uchodzą, a ci po wsiach,
niech do niego nie wchodzą. Będzie to bowiem czas pomsty, aby się
spełniło wszystko, co jest napisane.
Biada
brzemiennym i karmiącym w owe dni. Będzie bowiem wielki ucisk na
ziemi i gniew na ten naród: jedni polegną od miecza, a drugich
zapędzą w niewolę między wszystkie narody. A Jerozolima będzie
deptana przez pogan, aż czasy pogan przeminą.
Będą
znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów
bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą
ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem
moce niebios zostaną wstrząśnięte.
Wtedy
ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i
chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście
głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.
W
obu dzisiejszych czytaniach słyszymy zapowiedź upadku miasta. We
fragmencie z Księgi Apokalipsy miastem tym jest grzeszny Babilon,
albo – jak kto woli – starożytny Rzym, przez ów Babilon
symbolizowany, jako miasto tak samo zepsute i tak samo pogrążone w
grzechu. W Ewangelii natomiast owym miastem, jakie ma być
zniszczone, jest Święte Miasto Jeruzalem.
Dobrze
jednak zdajemy sobie sprawę, że nie o Babilon konkretnie tu chodzi,
ani nawet o Jerozolimę. Zresztą, w którymś momencie historii
wszystkie te potęgi rzeczywiście upadły. W słowie
natomiast, jakie dzisiaj Bóg kieruje do każdego z nas, odnajdujemy
zapowiedź ostatecznego końca wszystkiego i definitywnego
rozliczenia świata i każdego człowieka przed obliczem Boga.
Ostatnie dni roku liturgicznego przypominają nam ową prawdę,
że takie rozliczenie nastąpi – i na ten dzień przygotowują.
I
tak, jak w historii, tak w przyszłości – na wszystkie ziemskie
potęgi przychodzi kres
i nawet najbardziej wybujałe konstrukcje
ludzkiej pychy w pył zostają zmiecione. Doskonale oddaje to obraz,
ukazany nam w pierwszym czytaniu w słowach: Upadł,
upadł Babilon – stolica. I stała się siedliskiem demonów i
kryjówką wszelkiego ducha nieczystego, i kryjówką wszelkiego
ptaka nieczystego i budzącego odrazę”.
I
jeden potężny anioł dźwignął kamień wielki jak kamień młyński
i rzucił w morze, mówiąc: „Tak z rozmachem Babilon, wielka
stolica, zostanie rzucona i już się wcale nie znajdzie.

Potrafimy
to sobie wyobrazić?
A
może łatwiej będzie zobaczyć oczyma
duszy obraz,
ukazany przez Jezusa w słowach: Będą
znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów
bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą
ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem
moce niebios zostaną wstrząśnięte…

Czy
to bardziej do nas przemawia?
A
jednak my, wierzący w Chrystusa i Jego przyjaciele, nie
musimy się obawiać.
My,
którzy całą naszą ufność w Panu pokładamy, możemy być pewni
zwycięstwa. Już bowiem w pierwszym czytaniu słyszymy:
Błogosławieni,
którzy są wezwani na ucztę Godów Baranka.

A
w Ewangelii Jezus mówi wprost: Wtedy
ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i
chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście
głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.
Tak
się jakoś nieraz składa, że śmierci i sądu Bożego wcale nie
obawiają się i o nim nie myślą ci,
którzy jak najbardziej powinni.

Ci zaś, którzy
są blisko Boga, obawiać się nie muszą,
bo
ten dzień będzie dla nich bardzo radosny i pełen szczęścia,
będzie dniem radosnego
przejścia na spotkanie z Panem.

Kochani,
zapewne
na co dzień nie myślimy o końcu świata i o Sądzie Ostatecznym. I
chyba nawet nie
musimy ciągle o nim myśleć

– na pewno nie będzie to z naszej strony żadnym zaniedbaniem czy
oznaką braku wiary – pod warunkiem wszakże, iż każdy
swój dzień tak będziemy przeżywać, aby ten ostatni nie był dla
nas żadnym zaskoczeniem.

I
może nawet tak będzie lepiej, żebyśmy zamiast ze strachem myśleć,
jak to będzie w tym ostatnim dniu, z
radością i miłością przeżywali ten dzień, który akurat mamy.

Tak będzie na pewno lepiej. I bardziej po chrześcijańsku, bo
przecież nasza religia nie jest religią strachu, ale religią
miłości
i wiary, radości i nadziei…
I
właśnie w takim duchu przypomnijmy sobie drugie z wtorkowych
wystąpień Ojca Świętego Franciszka, tym razem – z siedziby Rady
Europy:
Panie
Sekretarzu Generalny, Pani Przewodnicząca, Ekscelencje, Panie i
Panowie! Cieszę
się, że mogę zabrać głos na tym forum, które reprezentuje
znaczące przedstawicielstwo Zgromadzenia Parlamentarnego Rady
Europy, przedstawicieli
krajów członkowskich, sędziów Europejskiego Trybunału Praw
Człowieka, jak również różnych instytucji tworzących Radę
Europy. Rzeczywiście w tej auli obecna jest niemal cała Europa,
wraz z jej narodami, językami, ich tożsamością kulturową i
religijną, stanowiącymi bogactwo tego kontynentu.
Jestem
szczególnie wdzięczny Sekretarzowi Generalnemu Rady Europy, Panu
Thorbjørn Jaglandowi, za uprzejme zaproszenie i za skierowane do
mnie miłe słowa powitania. Pozdrawiam Panią
Anne Brasseur, przewodniczącą Zgromadzenia Parlamentarnego, a także
przedstawicieli różnych instytucji tworzących Radę Europy.
Serdecznie Wam
wszystkim dziękuję za niestrudzone zaangażowanie i wkład w
zapewnienie pokoju w Europie, przez promowanie demokracji, praw
człowieka i państwa prawa.
W
zamiarze swoich Ojców
Założycieli
Rada Europy, która w tym roku obchodzi swoją sześćdziesiątą
piątą
rocznicę istnienia, odpowiadała na ideowe dążenie do jedności,
które wiele razy od czasów starożytnych pobudzało życie
kontynentu. Jednakże na przestrzeni wieków często dominowały
bodźce partykularne, charakteryzujące się następującymi po sobie
różnymi dążeniami do hegemonii. Wystarczy pomyśleć, że
dziesięć lat przed owym 5 maja 1949 roku,
kiedy podpisano w Londynie traktat ustanawiający Radę Europy,
rozpoczynał się najkrwawszy i najbardziej rozdzierający konflikt,
jaki pamiętają te ziemie, a którego podziały trwały przez szereg
następnych lat, gdy tak zwana żelazna kurtyna dzieliła kontynent
od Bałtyku do Zatoki Triesteńskiej. Plan Ojców
Założycieli
polegał na odbudowie Europy w duchu wzajemnej służby, który także
dzisiaj, w świecie bardziej skłonnym do rewindykacji, niż do
służby, musi stanowić podstawę misji Rady Europy na rzecz pokoju,
wolności i godności człowieka.
Z
drugiej strony, uprzywilejowaną drogą do pokoju – by uniknąć
powtórzenia się tego, co miało miejsce podczas dwóch wojen
światowych ubiegłego wieku – jest uznanie w drugim nie wroga,
którego należy pokonać, lecz brata, którego trzeba przyjąć.
Chodzi o proces nieustanny, którego nigdy nie można uznać za w
pełni osiągnięty. To właśnie było intuicją Ojców
Założycieli,
którzy zrozumieli, że pokój jest dobrem, które trzeba nieustannie
zdobywać, wymagającym bezwzględnej czujności. Zdawali sobie
sprawę, że wojny są podsycane zamiarem zdobycia przestrzeni,
usiłowaniem skrystalizowania i zatrzymania procesów; dążyli
natomiast do pokoju, który można osiągnąć tylko w stałej
postawie inicjowania procesów i ich rozwijania.
W
ten sposób potwierdzali wolę podążania naprzód, dojrzewając z
czasem, bo to właśnie czas rządzi przestrzeniami, oświeca je i
przekształca w łańcuchu ciągłego wzrostu, bez dróg powrotu. Tak
więc budowanie pokoju wymaga uprzywilejowania działań rodzących
nową dynamikę w społeczeństwie i angażujących inne osoby i
grupy, które je rozwiną, aż przyniosą owoc w ważnych
wydarzeniach historycznych.
Z
tego powodu utworzyli ten trwały organizm. Kilka lat później,
Błogosławiony
Paweł VI przypomniał, że „nawet instytucje, których zadaniem i
zasługą jest głoszenie i utrzymywanie pokoju w porządku prawnym i
w stosunkach międzynarodowych, swój opatrznościowy cel osiągają
tylko wtedy, jeżeli są nieustannie czynne, jeżeli w każdej chwili
umieją rodzić pokój, umieją tworzyć pokój”. Konieczny jest
nieustanny proces humanizacji, bowiem „nie wystarczy zażegnać
wojny, wstrzymać walki, nie wystarczy pokój narzucony, pokój
utylitarny i prowizoryczny. Trzeba dążyć do pokoju kochanego,
wolnego, braterskiego, czyli do pokoju opartego na pojednaniu dusz”.
Oznacza to rozwijanie procesów bez niepokoju, ale z pewnością, z
jasnymi przekonaniami i wytrwałością.
By
zdobyć dobro pokoju, trzeba przede wszystkim do niego wychowywać,
odrzucając kulturę konfliktu, która dąży do zastraszenia
drugiego, do zepchnięcia na margines tych, którzy myślą lub żyją
w inny sposób. To prawda, że konflikt nie może być ignorowany czy
też ukrywany; że trzeba go podjąć. Ale jeśli pozostajemy w jego
pułapce, tracimy perspektywę, zacieśniają się horyzonty, a
rzeczywistość staje się fragmentaryczna. Gdy się zatrzymujemy w
sytuacji konfliktowej, tracimy poczucie głębokiej jedności
rzeczywistości, powstrzymujemy historię i popadamy w wewnętrzne
wyniszczanie się bezowocnych sprzeczności.
Niestety,
nadal nazbyt często dochodzi do ataków na pokój. Dzieje się tak w
wielu częściach świata, gdzie szaleją różnego rodzaju
konflikty. Dzieje się tak także tutaj, w Europie, gdzie nie ustają
napięcia. Ileż bólu i jak wielu zabitych nadal na tym kontynencie,
który tęskni za pokojem, a mimo to łatwo poddaje się pokusom
przeszłości! Dlatego ważne jest i dodające otuchy dzieło Rady
Europy w poszukiwaniu politycznego rozwiązania aktualnych kryzysów.
W
pokój wymierzone są jednak również inne formy konfliktu, takie
jak międzynarodowy terroryzm na tle religijnym, żywiący głęboką
pogardę dla życia ludzkiego i zbierający na oślep niewinne
ofiary. Zjawisko to jest niestety bardzo często wspomagane przez
niczym nie zakłócony handel bronią. Kościół głosi, że „wyścig
zbrojeń stanowi najgroźniejszą plagę ludzkości, a równocześnie
nieznośną krzywdę dla ubogich”. Pokój jest również pogwałcony
przez handel ludźmi, będący nowym niewolnictwem naszych czasów,
który zamienia osoby w towar, pozbawiając ofiary wszelkiej
godności. Nierzadko możemy zauważyć, że zjawiska te są ze sobą
powiązane. Rada Europy, za pośrednictwem swoich komitetów i grup
ekspertów, odgrywa ważną i znaczącą rolę w zwalczaniu tych form
okrucieństwa.
Jednak
pokój nie jest jedynie brakiem wojny, konfliktów i napięć. W
wizji chrześcijańskiej jest on równocześnie darem Boga i owocem
wolnego i racjonalnego działania człowieka, który zamierza
realizować dobro wspólne w prawdzie i miłości. „Ten porządek
intelektualny i moralny opiera się właśnie na decyzji ludzkiego
sumienia w poszukiwaniu harmonii we wzajemnych stosunkach, w
poszanowaniu powszechnej sprawiedliwości dla wszystkich”.
Jak
więc dążyć do ambitnego celu pokoju? Droga obrana przez Radę
Europy to przede wszystkim promocja praw człowieka, z którą wiąże
się rozwój demokracji i państwa prawa. Jest to praca szczególnie
cenna, z istotnymi implikacjami etycznymi i społecznymi, ponieważ
od poprawnego rozumienia tych pojęć i stałej refleksji na ich
temat zależy rozwój naszych społeczeństw, ich pokojowe
współistnienie oraz ich przyszłość. Takie studium jest jednym z
największych wkładów, jaki Europa dała i nadal daje całemu
światu.
Dlatego
w tym miejscu czuję się w obowiązku przypomnieć odpowiedzialność
Europejczyków i ich wkład w rozwój kulturowy ludzkości. Chciałbym
to uczynić wychodząc od obrazu zaczerpniętego od włoskiego
dwudziestowiecznego poety, Clemente Rebora, który w jednym ze swych
utworów opisuje topolę, z gałęziami wznoszącymi się ku niebu i
poruszanymi wiatrem, której pień trwa mocno wraz głębokimi
korzeniami ugruntowanymi w ziemi. W pewnym sensie, w tym świetle
możemy pomyśleć o Europie.
W
ciągu swojej historii zawsze dążyła ona ku temu, co wzniosłe, ku
nowym ambitnym celom, ożywiana nienasyconym pragnieniem poznania,
rozwoju, postępu, pokoju i jedności. Jednak wznoszenie się myśli,
kultury, odkryć naukowych jest możliwe jedynie dzięki solidności
pnia i zagłębieniu korzeni, które go karmią. Jeśli utracone
zostaną korzenie, pień powoli staje się pusty w środku i umiera,
a gałęzie – niegdyś bujne i proste – chylą się ku ziemi i
opadają. Na tym polega być może jeden z najbardziej
niezrozumiałych paradoksów wyizolowanej mentalności naukowej: aby
zmierzać ku przyszłości – potrzebna jest przeszłość,
konieczne są głębokie korzenie, potrzebna jest także odwaga, by
nie ukrywać się przed chwilą obecną i jej wyzwaniami. Potrzebna
jest pamięć, odwaga, zdrowe i ludzkie marzenia.
Z
drugiej strony – zauważa Rebora – „pień się pogrąża w to,
co najprawdziwsze”. Korzenie karmią się prawdą, stanowiącą
pokarm, siłę napędową każdego społeczeństwa, które chce być
naprawdę wolne, humanistyczne i solidarne. Z drugiej strony, prawda
odwołuje się do sumienia, którego nie można ograniczać do
uwarunkowań, i z tego względu jest ono zdolne do poznania swej
godności i otwarcia się na absolut, stając się źródłem
fundamentalnych wyborów, którymi kieruje poszukiwanie dobra dla
innych i dla siebie, oraz miejscem odpowiedzialnej wolności.
Należy
również pamiętać, że bez tego poszukiwania prawdy, każdy staje
się miarą samego siebie i swoich działań, torując drogę do
subiektywistycznego potwierdzenia praw – tak, że pojęcie praw
człowieka, które samo w sobie ma wartość uniwersalną, zastępuje
się ideą prawa indywidualistycznego. Prowadzi to do zasadniczego
niedostrzegania innych i promowania owej globalizacji obojętności,
jaka rodzi się z egoizmu, jako owoc koncepcji człowieka niezdolnego
do przyjęcia prawdy i życia autentycznym wymiarem społecznym.
Taki
indywidualizm czyni po ludzku ubogimi i kulturowo bezpłodnymi,
ponieważ faktycznie odcina te płodne korzenie, na których wznosi
się drzewo. Z obojętnego indywidualizmu rodzi się kult bogactwa,
któremu odpowiada kultura odrzucenia, w jakiej jesteśmy zanurzeni.
Mamy w istocie zbyt wiele rzeczy, które często nie są potrzebne,
ale nie jesteśmy już w stanie zbudować autentycznych relacji
międzyludzkich, naznaczonych prawdą i wzajemnym szacunkiem. W ten
sposób mamy dziś przed oczyma obraz Europy poranionej zarówno ze
względu na wiele doświadczeń przeszłości, jak i z powodu kryzysu
chwili obecnej, któremu zdaje się już nie być zdolna stawić
czoło z witalnością i energią czasów minionych. Europy trochę
zmęczonej i pesymistycznej, czującej się oblężoną nowościami
pochodzącymi z innych kontynentów.
Możemy
Europie postawić pytanie: gdzie jest twój wigor? Gdzie jest owo
dążenie ideowe, które ożywiało i czyniło twoją historię
wspaniałą? Gdzie jest twój duch zaciekawionej przebojowości?
Gdzie jest twe pragnienie prawdy, które dotąd z pasją
przekazywałaś światu?
Od
odpowiedzi na te pytania będzie zależeć przyszłość kontynentu.
Z drugiej strony – wracając do obrazu Rebory – pień bez korzeni
może nadal nosić pozory życia, ale w środku jest pusty i umiera.
Europa musi się zastanowić, czy jej ogromne dziedzictwo
humanistyczne, artystyczne, techniczne, społeczne, polityczne,
gospodarcze i religijne jest zwyczajnym zabytkiem muzealnym
przeszłości, czy też jest jeszcze ona w stanie zainspirować
kulturę i otworzyć swoje skarby dla całej ludzkości. W odpowiedzi
na to pytanie rolę pierwszorzędną odgrywają Rada Europy i jej
instytucje.
Myślę
szczególnie o roli Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który
jest w jakiś sposób „sumieniem” Europy w zakresie poszanowania
praw człowieka. Chciałbym, aby sumienie to coraz bardziej
dojrzewało, nie tyle przez marne porozumienie między stronami, ile
jako owoc dążenia ku tym głębokim korzeniom, stanowiącym
fundament, na którym postanowili budować Ojcowie Założyciele
współczesnej Europy.
Obok
korzeni, których trzeba szukać, zachować żywymi przez codzienne
ćwiczenie pamięci, gdyż stanowią bogactwo genetyczne Europy –
istnieją aktualne wyzwania kontynentu, zmuszające nas do ciągłej
kreatywności, aby te korzenie owocowały w dniu dzisiejszym i
rzutowały na przyszłość. Pozwolę sobie wymienić tylko dwa:
wyzwanie wielobiegunowości i wyzwanie przekraczania podziałów.
Historia
Europy może nas prowadzić do pojmowania jej naiwnie jako pewnej
dwubiegunowości, lub nawet jako pewnej trójbiegunowości
(przypomnijmy dawną koncepcję: Rzym – Bizancjum – Moskwa), i do
interpretowania teraźniejszości oraz wybiegania ku utopiom
przyszłości w tych ramach, będących owocem redukcjonizmów
geopolitycznych.
Dzisiaj
tak nie jest i możemy zasadnie mówić o Europie wielobiegunowej.
Napięcia – zarówno te, które budują, jak i te, które
dezintegrują, istnieją między wieloma biegunami kulturowymi,
religijnymi i politycznymi. Europa stoi obecnie przed wyzwaniem
„globalizacji” tej wielobiegunowości w sposób oryginalny.
Kultury niekoniecznie utożsamiają się z krajami: niektóre z nich
mają różne kultury, a niektóre kultury wyrażają się w różnych
krajach. To samo dzieje się z przejawami życia politycznego,
religijnego i asocjacyjnego.
Globalizacja
wielobiegunowości w sposób oryginalny pociąga za sobą wyzwanie
harmonii konstruktywnej, wolnej od hegemonii, które choć
pragmatycznie wydawałyby się ułatwić drogę, prowadzą w
ostateczności do zniszczenia oryginalności kulturowej i religijnej
narodów.
Mówienie
o wielobiegunowości europejskiej oznacza mówienie o narodach, które
się rodzą, rozwijają i wybiegają w przyszłość. Nie możemy
sobie wyobrazić zadania globalizacji wielobiegunowości Europy na
kształt kuli – gdzie wszystko jest równe i uporządkowane, ale
okazuje się ograniczające, ponieważ każdy punkt jest jednakowo
odległy od centrum – ale raczej jako wielościan, gdzie harmonijna
całość zachowuje szczególne cechy każdej z części. Dzisiaj
Europa jest wielobiegunowa w swych relacjach i napięciach. Nie można
ani myśleć, ani też budować Europy bez dogłębnego podjęcia tej
wielobiegunowej rzeczywistości.
Innym
wyzwaniem, o którym chciałbym wspomnieć, jest przekraczanie
podziałów. Wyjdę z własnego doświadczenia: podczas spotkań z
politykami różnych krajów Europy mogłem zauważyć, że młodzi
politycy stawiają czoło rzeczywistości z innej perspektywy, niż
ich starsi koledzy. Może wypowiadają rzeczy pozornie podobne, ale
podejście jest inne. Dotyczy to młodych polityków różnych
partii. Ten empiryczny fakt wskazuje na pewną rzeczywistość
współczesnej Europy, której nie można pominąć na drodze
konsolidacji kontynentu i w myśleniu o jego przyszłości:
uwzględnienie tego przekraczania podziałów, z jakim mamy do
czynienia we wszystkich dziedzinach. Nie można tego uczynić, nie
odwołując się do dialogu, także dialogu między pokoleniami.
Gdybyśmy chcieli zdefiniować dziś kontynent, to powinniśmy mówić
o Europie dialogującej, sprawiającej, że przekraczanie podziałów
opinii i refleksji może służyć narodom harmonijnie zjednoczonym.
Podjęcie
tej drogi komunikacji przekraczającej podziały oznacza nie tylko
empatię między pokoleniami, ale także historyczną metodę
rozwoju. W dzisiejszym świecie politycznym Europy dialog wyłącznie
wewnątrz organizmów własnej przynależności (politycznych,
religijnych, kulturalnych) okazuje się bezpłodny. Historia wymaga
dziś zdolności wyjścia ze struktur „zawierających” swą
tożsamość na spotkanie, aby uczynić ją silniejszą i bardziej
owocną w braterskiej konfrontacji przekraczania podziałów. Europa,
która prowadzi dialog jedynie w ramach zamkniętych grup
przynależności, pozostaje w połowie drogi. Potrzebny jest duch
młodzieńczy, akceptujący wyzwanie przekraczania podziałów.
W
tej perspektywie z zadowoleniem przyjmuję wolę Rady Europy, by
zaangażować się w dialog międzykulturowy, łącznie z jego
wymiarem religijnym, poprzez spotkania na temat wymiaru religijnego
dialogu międzykulturowego. Jest to korzystna okazja do otwartej,
naznaczonej szacunkiem i ubogacającej wymiany między osobami i
grupami o różnym pochodzeniu, tradycji etnicznej, językowej i
religijnej, w duchu zrozumienia i wzajemnego szacunku.
Spotkania
te wydają się być szczególnie istotne w aktualnym środowisku
wielokulturowym, wielobiegunowym, poszukującym swego oblicza, aby
mądrze połączyć tożsamość europejską, jaka ukształtowała
się przez wieki, z żądaniami docierającymi od innych narodów,
które obecnie przybywają na kontynent.
W
tej logice należy pojmować wkład, jaki chrześcijaństwo może
wnieść dziś do europejskiego rozwoju kulturalnego i społecznego w
ramach właściwej relacji między religią a społeczeństwem. W
wizji chrześcijańskiej wiara i rozum, religia i społeczeństwa, są
wezwane, by wzajemnie się oświecać, wspierając się nawzajem i w
razie potrzeby oczyszczać się obustronnie z ekstremizmów
ideologicznych, w które mogą popaść. Całe społeczeństwo
europejskie może jedynie odnieść korzyść z odrodzenia więzi
między tymi dwoma obszarami, zarówno by stawić czoło
fundamentalizmowi religijnemu, który jest przede wszystkim
nieprzyjacielem Boga, jak i uporać się z rozumem „zredukowanym”,
który nie przysparza chluby człowiekowi.
Jestem
przekonany, że istnieją dość liczne i aktualne zagadnienia, w
których może mieć miejsce wzajemne ubogacenie, gdzie Kościół
katolicki – w szczególności przez Radę Konferencji Biskupów
Europy (CCEE) – może współpracować z Radą Europy i wnieść
znaczący wkład. Przede wszystkim – w świetle tego, co przed
chwilą powiedziałem – jest to przestrzeń refleksji etycznej nad
prawami człowieka, do której wasze Zgromadzenie często jest
wzywane. Mam tu na myśli szczególnie kwestie związane z ochroną
życia ludzkiego, kwestie wrażliwe, wymagające poddania wnikliwej
analizie, która bierze pod uwagę prawdę o całej istocie ludzkiej,
nie ograniczając się do specyficznych środowisk medycznych,
naukowych czy prawniczych.
Podobnie,
istnieje wiele wyzwań współczesnego świata wymagających studium
i wspólnego zaangażowania, począwszy od gościnności dla
imigrantów, którzy potrzebują przede wszystkim tego, co niezbędne
do życia, ale nade wszystko, aby uznano ich godność osoby. Jest
także następnie cały poważny problem pracy, zwłaszcza ze względu
na wysoki poziom bezrobocia wśród młodzieży, z jakim mamy do
czynienia w wielu krajach – prawdziwe obciążenie na przyszłość
– ale również ze względu na kwestię godności pracy.
Gorąco
życzę, aby została nawiązana nowa współpraca społeczna i
gospodarcza, wolna od uwarunkowań ideologicznych, potrafiąca stawić
czoło zglobalizowanemu światu, podtrzymując żywe owo poczucie
solidarności i wzajemnego miłosierdzia, które tak bardzo
naznaczyło oblicze Europy dzięki wielkodusznemu dziełu setek
mężczyzn i kobiet – niektórych z nich Kościół katolicki
uznaje za świętych – którzy na przestrzeni wieków przyczynili
się do rozwoju kontynentu, zarówno poprzez działalność
gospodarczą, jak i dzieła edukacyjne, pomocy i ludzkiej promocji.
Zwłaszcza te ostatnie są ważnym punktem odniesienia dla wielu
biednych żyjących w Europie. Iluż ich jest na naszych ulicach!
Proszą oni nie tylko o chleb, aby się utrzymać, co jest
najbardziej elementarnym z praw, ale również o odkrycie wartości
swego życia, o której łatwo zapomnieć na skutek ubóstwa; jak też
o odzyskanie godności, jaką daje praca.
Wreszcie,
wśród kwestii wymagających naszej refleksji i współpracy
znajduje się ochrona środowiska, naszej ukochanej ziemi, będącej
wielkim bogactwem, jakie dał nam Bóg i które jest do naszej
dyspozycji nie po to, aby była oszpecona, eksploatowana i upodlona,
ale abyśmy ciesząc się jej ogromnym pięknem, mogli godnie żyć.
Pani
Przewodnicząca, Panie Sekretarzu Generalny, Ekscelencje, Panie i
Panowie! Błogosławiony Paweł VI określił Kościół jako „znawcę
spraw ludzkich”. Pomimo grzechów swoich dzieci, na wzór Chrystusa
nie szuka on w świecie niczego innego, jak służenia i dawania
świadectwa prawdzie. Nic poza tym duchem nie kieruje nami we
wspieraniu dróg ludzkości.
Z
tym nastawieniem Stolica Apostolska zamierza kontynuować współpracę
z Radą Europy, która odgrywa dzisiaj fundamentalną rolę w
kształtowaniu mentalności przyszłych pokoleń Europejczyków.
Chodzi o wspólne podejmowanie szeroko zakrojonej dyskusji, aby
powstała „nowa agora”, na której każda instancja cywilna i
religijna mogłaby swobodnie wymieniać opinie z innymi, oddzielając
jednak płaszczyzny i w różnorodności stanowisk, dyskusji
animowanej jedynie pragnieniem prawdy i budowania dobra wspólnego.
Kultura bowiem zawsze rodzi się z wzajemnego spotkania, pragnącego
rozbudzić bogactwo intelektualne i kreatywność tych, którzy biorą
w nim udział. Jest to nie tylko realizacją dobra, ale też jest
pięknem.
Życzę,
aby Europa, odkrywając na nowo swoje historyczne dziedzictwo i
głębię swych korzeni, podejmując swą żywą wielobiegunowość i
zjawisko dialogującego przekraczania podziałów, odnalazła ową
młodość ducha, która uczyniła ją owocną i wielką.

17 komentarzy

  • Drogi Ks. Jacku, zgadzając się z tym co zostało napisane w słowie wstępnym (gołym okiem widać przekręty wyborcze, ale uważam, że nie była to zaplanowana odgórnie akcja), to jednak będę namawiał do nie porzucania wyborczych przywilejów, mimo tego, że wybory wygrywa ten, kto liczy głosy ;). Ale: u mnie kolejne wybory juz w niedzielę, gdyby teraz ludzie zdegustowani sytuacją nie poszli do urn, to jest to maksymalne ułatwienie dla tych, którzy i tak wybiorą się sami, nawet jesli nikt nie stawi się na wyborach. Nasza ordynacja wyborcza jest ułomna, spisana na kolanie dla bieżących potrzeb politycznych. I tak wszystko sciagamy z zachodu, bezrefleksyjnie kopiujemy rózne kretynizmy, a sposobu liczenia głosów takiego jak np. z Wielkiej Brytanii jakoś ściagnąć nie możemy :). Ks. Jacku – głosujmy, mimo wszystko. W końcu wystąpi masa krytyczna na tyle duża, że zrobić ludzi kolejny raz w balona nie będzie tak łatwo 🙂

  • Ciekawy artykul odnosnie wyborowhttp://wpolityce.pl/polityka/223723-prof-czaputowicz-miazdzy-uspokajaczy-rozklad-niewaznych-glosow-nie-trzyma-sie-logiki
    Pozdrawiam
    Robson

    • Dlatego ja nie mam watpliwosci, ze nastapil szereg oszustw wyborczych. Poziom arogantów jedzacych frukty władzuni (politycy, dziennikarze i różni celebryci) jest w naszym karaju porazajacy – przypomina jako zywo wiek XVII. Powiem szczerze, ze tym razem jestem zawiedziony postawą najwiekszej partii opozycyjnej i reszta klasy politycznej.

    • To wszystko są Polacy :). Może tacy po prostu są :)? Mozemy walić głową w mur i narzekać albo uświadomić to sobie :). Ja dostrzegam więcej pozytywów w stosunku do lat ubiegłych….

    • Moim zdaniem, nie chodzi o walenie głową w mur. Choć to aż strach stwierdzić, ale Polakom musi znowu zajrzeć w oczy jakieś konkretne zagrożenie. Wtedy natychmiast zaczną trzeźwo myśleć… Oby to się dało jakoś inaczej osiągnąć, ale jeżeli to wszystko, co się dzieje obecnie w Polsce jeszcze nie przemawia i nie porusza, i nie powoduje jakiegoś odzewu ze strony narodu, a uspokajające i cyniczne: "Polacy, nic się nie stało" cały czas jest skuteczne, to istotnie mamy problem… Ks. Jacek

    • Moim zdaniem mamy problem. W sytuacji zagrożenia nie zawsze dobrze sobie radziliśmy (1920 był chwalebnym przykładem pozytywnym), a biorąc pod uwagę fakt, że Polacy AD 2014 to inny naród niż ten z AD 1920, to nie wróży nic dobrego ….teraz. Ale dobra praca u podstaw może w przyszłości przynieść pozytywne efekty, co moim zdaniem już zaczyna być widoczne. Natomiast wyjaśnię dlaczego zawodzą politycy opozycji: otóż zachowują się tak jakby im nie zależało na wygranej, jakby ciepłe posadki posłów opozycji fundowane przez żelazny elektorat to była ta fucha, o którą chodzi. W 2010 zostało udowodnione fałszowanie wyborów na poziomie komisji wyborczych i owa partia nie była w stanie przez lata przygotowac się na ponowne fałszerstwa? A może o to chodzi? Doprowadzic do zupełnego upadku, degrengolady i na ruinach zbudować nowe państwo? Jeśli tak, to obłędna strategia! Skoro nie udało się Piłsudskiemu to tym bardziej Kaczyńskiemu, który do tego wszystkiego zachowuje się jak podróżnik, który trafił do plemienia Papuasów i gorszy się i wścieka na to, że chodzą z gołymi pośladkami. Reakcja Polaków (ja również jestem zawiedziony taką postawą) na ewidentne wyborcze przekręty pokazuje jasno jak głęboko zdemoralizowane jest nasze społeczeństwo, jak wysoki jest współczynnik akceptacji cwaniactwa, oszustw i przekrętów. Jedna przynajmniej pałka została wytrącona wesołkom z ręki – homofobów. Oto ten, który na waleniu tą pałką zarabiał pieniądze – Robert Biedroń – został prezydentem miasta. Czy teraz też Elton John jak przyjedzie kolejny raz do Polski wygłosi protest przeciw prześladowaniu gejów w naszym "dzikim kraju" czy może w końcu awansujemy do poziomu kraju prawie cywilizowanego. Prawie, bo w pełni cywilizowany kraj pozwala zabijac swoich nienarodzonych i schorowanych obywateli, pozwala na " normalne " czyli nowoczesne małżeństwa komu z kim się podoba – nie jakieś tam archaizmy żeby chłop z babą ;), nie pozwala nosić symboli religijnych w miejscach publicznych, każe za obraźliwe słowa zawarte w Biblii o grzechu sodomskim. A, co najważniejsze: cywilizowany kraj zamienia kościoły na dyskoteki, puby lub muzea (to wriant opthmistyczny) – wygląda na to, że jeszcze nam trochę brakuje do pełnego ucywilizowania się :). A ja wolę żyć poza taką cywilizacją 😀

  • Obserwując to, co dzieje się w ostatnim czasie w Polsce, zwłaszcza po ostatnich wyborach i tzw. układach powyborczych, chciałbym zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, nie ma wątpliwości, że cała sytuacja związana z PKW (awaria systemu) oraz tzw. książeczkami wyborczymi, jeszcze bardziej odsunie społeczeństwo od uczestnictwa w wyborach (z zainteresowaniem będę się przyglądać frekwencji wyborczej) w kolejnych wyborach, a te już w następnym roku. Po drugie, brak odpowiedzialności za całą sytuację, to kolejna kompromitacja, ale również ośmieszanie kraju. Po trzecie, w nawiązaniu do samorządowych koalicji powyborczych, chciałbym zapytać skrajnych zwolenników PiS-u (podobnie PO), jak się czują w obliczu zawiązywania lokalnych koalicji PiS-PO, czasem w porozumieniu z PSL. Oto dwie partie, które od prawie 10-ciu lat walczą ze sobą na noże, obrzucając wzajemnie błotem dziś ramię w ramię przymierzają się do rządzenia w samorządach. Proszę mi wytłumaczyć, jaką twarz ma obecnie PiS, wedle którego PO jest odpowiedzialne za klęskę Polski, za katastrofę smoleńską, że pod rządami PO mamy to, co najgorsze (bezrobocie, emigracja młodych, rosnący dług publiczny, itd.), a jednocześnie zaprasza do stołu przedstawicieli PO w samorządach i buduje z nimi koalicję. Przykład mojego miasta – Biała Podlaska, to swoisty dowód. Czy to oznacza, że jednak PiS zmieniło stanowisko wobec PO, może publicznie wyzna skruchę wobec ww. partii, czy może najważniejszy jest jednak stołek i władza (lud i tak wszystko kupi), czy może tzw. "góra partii" (Kaczyński i szefostwo ugrupowania) nie wie, co robią "na dole". Przyznam szczerze, że z ciekawością czekam na rozmowę ze skrajnymi zwolennikami PiS w moim mieście, którzy wcześniej publicznie manifestowali niechęć do PO, budowali płyty pamiątkowe z nazwiskami ofiar katastrofy smoleńskiej, głosując masowo na PiS-owskiego kandydata na prezydenta miasta, który dziś…wspólnie z PO i PSL tworzy miejską koalicję w radzie. Doprawdy, świat chyba naprawdę nie ma dziś żadnej wartości… Pozdrawiam!
    Dawid

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.