Rozpocznijmy kampanię wyborczą!

R
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, proszę nie przerażać się tytułem – wszystko jest wyjaśnione w rozważaniu. Zgodnie zresztą z wczorajszą zapowiedzią…
    A ja dzisiaj z całego serca przesyłam gorące pozdrowienia i najlepsze urodzinowe życzenia zaprzyjaźnionej ze mną Uli Wasilewskiej. Szczególnie w obliczu niedawnego – tak niespodziewanego – odejścia Mamy, życzę wielkiej siły i mocy do podjęcia nowych zadań: opieki nad Domem i nad Rodziną, ale też życzę dużo zdrowia, optymizmu i pogody ducha – pomimo wszystko i wbrew wszystkiemu! I zapewniam o pamięci w modlitwie!
     Wszystkim – na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

5
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Hi 7,1–4.6–7; 1 Kor 9,16–19.22–23; MK 1,29–39
CZYTANIE
Z KSIĘGI HIOBA:
Hiob
przemówił w następujący sposób: „Czyż nie do bojowania
podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak
niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty.
Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki.
Położę
się, mówiąc do siebie: «Kiedyż zaświta i wstanę?» Lecz noc
wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku.
Czas
leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni
me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię.
Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie
głosił Ewangelii.
Gdybym
to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam
nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż
przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię
bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia.
Tak
więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich,
aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem
się jak słaby, aby pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla
wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko
zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i
Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz
powiedział Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za
rękę podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z
nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego
wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u
drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele
złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić,
ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad
ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na
miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za nim Szymon z
towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię
szukają”. Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do
sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to
wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich
synagogach i wyrzucając złe duchy.
Iluż
z nas, słuchając dzisiejszego pierwszego czytania, mogłoby
podpisać się pod jego treścią? Iluż z nas mogłoby z całym
przekonaniem powtórzyć za zbolałym Hiobem: Czyż
nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak
najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka
zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki.

Czyż
to nie jest obraz codzienności wielu z nas – a może i nas
wszystkich?
Oczywiście,
nie chcemy poddawać się pesymizmowi i nie chcemy twierdzić, że
nasze życie to
wyłącznie pasmo nieszczęść i niepowodzeń,
ale
przecież są takie chwile – a może nie tylko chwile – kiedy
wszystko
zdaje się iść „pod górę”

i układać zupełnie inaczej, niż byśmy chcieli czy planowali. A
bardzo często nasza codzienność i nasze radzenie sobie z nią
przybiera postać prawdziwego
bojowania…

Tak
właśnie wyglądało życie Hioba, tak wyglądało zapewne życie
wielu spośród całej tej biedoty, która lgnęła do Jezusa w
nadziei na pomoc i ratunek. Najpierw była to teściowa Szymona,
która doczekała się uwolnienia od gorączki. A potem – jak
słyszymy – z
nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego
wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u
drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele
złych duchów wyrzucił…
Wyobrażamy
sobie tę sytuację? Całe miasto zebrane u drzwi… Oczywiście,
zapewne nie było to dosłownie całe miasto, ale musiała to być
naprawdę
ogromna rzesza ludzi,

skoro Ewangelista tak to zrelacjonował. I
wielu z nich odeszło uzdrowionych

– na duszy i na ciele. Nie wiemy, czy wszyscy, bo Ewangelista nie
mówi, że byli to wszyscy, ale wielu
z nich

takiej pomocy się doczekało.
Zapewne,
jak w każdym tego typu przypadku, wszystko
zależało od wiary danego człowieka,
od
jego wewnętrznego nastawienia, od osobistej
intencji, z jaką do Jezusa przyszedł. Nie możemy bowiem wykluczać,
że byli i tacy, którzy przyszli dla
sensacji,
a
może i z jakichś wrogich motywów…

Ci jednak, którzy przyszli z potrzeby serca i
po to, aby oddać się tak totalnie w moc Jezusa – ci na tym
wygrali.
Była
to więc jakaś duża
część mieszkańców tego miasta.

A może rzeczywiście wszyscy?… Tak, czy owak, wszyscy oni uznali,
że powinni przyjść właśnie
do
Jezusa, bo On
raczej ich nie zawiedzie.

Nie wiemy, czy byli do
końca przekonani o tym, co ich może spotkać, nie wiemy także, co
tak naprawdę myśleli,

kiedy stali u drzwi domu, w którym był Jezus. Może
nie byli do końca pewni?…
My
natomiast
dzisiaj
„startujemy” z innej pozycji.
Bo
my jesteśmy chrześcijanami, katolikami, przyjaciółmi Jezusa.
Dlatego nasze stanowisko w całej tej sprawie zapewne bliższe
będzie temu, jakie w drugim dzisiejszym czytaniu przedstawił
Święty Paweł.

A jakie to było stanowisko? Najpełniej wyraża się ono w jego
słowach: Nie
jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom
jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił
Ewangelii.
Gdybym
to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam
nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza.
Przekładając
to
„z polskiego na nasze”, możemy stwierdzić, iż Paweł ma
poczucie, że nie
robi nikomu żadnej łaski, głosząc Boże słowo.

Skoro zgodził się być Apostołem i szafarzem Bożych tajemnic, to
tylko spełnia związane z tym obowiązki.
Przenosząc
zaś

logikę myślenia na nasze dzisiejsze rozważanie – choć sprawa
nie będzie akurat dotyczyła wprost głoszenia Bożego słowa –
możemy stwierdzić, że jako
chrześcijanie nie mamy innego wyjścia, jak tylko zwrócić się o
pomoc do Jezusa.
Nie
mamy innego wyjścia. Nie jakoby nas ktoś do tego zmuszał, ale
dlatego, że nikt
inny tak naprawdę nam nie pomoże!

I
o ile inni – niewierzący, albo słabo wierzący, albo wierzący w
kogoś innego – mogą
tego nie wiedzieć,
że
tylko Jezus jest
w stanie
naprawdę i skutecznie pomóc, to my, wierzący, nie
możemy tego nie wiedzieć!
I
dlatego trzeba, abyśmy wszyscy, całym „miastem”, czyli
jako wspólnota wiary, stawali
u drzwi Jezusa i wręcz żebrali – a może nawet dobijali się –
o Jego pomoc.
Mówimy
to sobie, Kochani, w kontekście naszych
codziennych zmartwień i 
naszej
osobistej
biedy
powsze
dniej,
naszych codziennych
problemów,
naszych rodzinnych dramatów, naszych sąsiedzkich konfliktów,
naszych kłopotów w pracy i z pracą. I mówimy to sobie także w
kontekście naszej
polskiej biedy powszedniej.
Oto
w tych dniach borykamy
się z trudnościami na drogach, bo są one blokowane
przez rolników.
Strajkuje
też
górnictwo,
a przymierzają się już do strajków kolejarze, pracownicy poczty,
słyszałem też o nauczycielach i ciche, ale
konkretne
przymiarki w innych branżach. Ktoś powiedział, że będziemy mieli
„gorącą
wiosnę”.

Ja się tylko martwię o to, żeby się krew na ulicach nie lała.
Z
drugiej jednak strony władza
okazuje daleko posuniętą arogancję
i
bezczelność
,
wyprzedając za bezcen majątek narodowy: fabryki,
ziemię, lasy;
likwidując polski przemysł, niszcząc
szkolnictwo, a
służbę
zdrowia doprowadzając
do
totalnej zapaści… Wielu
ludzi żyje dziś na skraju ubóstwa,

podczas gdy afera
goni aferę, a wszystkie one, chociaż na początku tak nas oburzały,
już dawno zostały wyciszone i „zamiecione pod dywan”. Kraj
w sposób metodyczny
prowadzony
jest
– po równi pochyłej – do przepaści!
Jakiekolwiek
zaś
głosy
sprzeciwu są torpedowane, kiedy bowiem
w
telewizyjnych relacjach słyszymy przemówienia posłów opozycji, to
w tle ich słów daje się niemal zawsze słyszeć ów
denerwujący przerywany sygnał,

nakazujący im zakończenie wystąpienia – wystąpienia, na które
mieli minutę lub dwie. Zresztą, mogliby w sumie nic nie mówić, bo
i tak na zadane przez nich pytania nikt nie odpowie, a głosowanie
wszystko rozstrzygnie po myśli rządzących.
Przecież
wszystko jest od dawna ustalone.
Na
tej właśnie
zasadzie
w katolickiej Polsce, w kraju Jana Pawła II i
w roku Jana Pawła II

– roku nazwanym tak przez polski Parlament – akurat
została wprowadzona
konwencja
niszcząca
rodzinę,
demoralizująca młodzież i dzieci.
Oczywiście,
przepchnięto

w
atmosferze protestów rozsądnej części posłów,

ale tych akurat po prostu nie dopuszczono do głosu.
Ale
co tu mówić o głosach posłów, kiedy
miliony podpisów Polaków, zbieranych pod różnymi petycjami,
wyrzuca się do kosza, a bardzo
ważne dla losu Polaków ustawy „dopycha się kolanem” pod osłoną
nocy. Prawdziwy
terror parlamentarny i standardy państwa totalitarnego: racja
większości sejmowej ponad racją rozumu i ponad
racją
moralną!
Jednak
największy problem nie jest w tym, że tak rządzi obecna władza,
ale w tym, że 
władzę
Polacy
już dwukrotnie wybrali i nadal ma ona tak duże poparcie.

Tu jest problem. Gdzie się nie obejrzeć i z kim nie rozmawiać –
wszyscy
narzekają,

mówiąc,
że żyje im się coraz gorzej. I mówią, że odczuwają, że ta
władza ich zupełnie lekceważy – o czym zresztą ona sama mówi,
tyle że w zaciszu drogich restauracji. Tylu ludzi to widzi, ale
dalej na tę władzę głosuje,

zgadzając się tym samym na niszczenie kraju – tak gospodarcze,
jak i moralne.
Kochani,
to musimy sobie jasno powiedzieć: kto głosuje na taką władzę,
która później wprowadza ustawy godzące w życie, w moralność
chrześcijańską i w inne podstawowe wartości – bierze
na siebie jakąś część odpowiedzialności w sumieniu za 
jej
decyzje!

Bo swoim wyborem dał on zielone światło do takich działań.
Jednak
o
tym wielu ludzi albo
nie myśli, albo nie chce myśleć.

I to jest dopiero potężny problem!
Problem
z odpowiedzią na pytanie: Co
się stało z naszą narodową mądrością? Co się stało z naszym
polskim instynktem samozachowawczym,

który pomógł nam przetrwać tak wielkie dziejowe burze? Co się
stało z naszą miłością do Matki Bożej Częstochowskiej i do
Jana Pawła II, skoro nawet
w
Częstochowie i w Wadowicach
do
władz lokalnych zostali wybrani ludzie, o których wiadomo, że
wprost odżegnują się od wiary? Co się stało?
Kochani,
mamy
w Polsce problem! Jest naprawdę źle.

Stan polskiego społeczeństwa jest
poważny, a
skala
ogarniającego
go zewsząd marazmu
i
bierności

jest
ogromna.
Czy jednak oznacza to, że już
nie ma nadziei?

O,
nie! Nigdy! W żadnym wypadku! Wszystko jest
jeszcze
do
uratowania, wszystko jest do odbudowania i wszystko jest do

odzyskania.
Ale już nie naszymi siłami. My – co najwyżej – możemy sobie
tylko pogadać i się pozłościć. Zresztą, nieraz mówicie o tym,
że oglądając jakieś wiadomości telewizyjne, nie możecie się
powstrzymać przed przekleństwami i nerwami. Rozumiem Was, bo
ja też nie zawsze mogę się powstrzymać.

Ale
coraz częściej dociera do mnie, że to nie ma zupełnie sensu! Co
z tego,
że
ja sobie przed ekranem telewizora ponarzekam, albo nawet
poprzeklinam? Co
z tego,

że się będę złościł, miotał – kogo to będzie obchodziło?
Co najwyżej, będzie
to zgorszeniem dla otoczenia.
Można,
oczywiście, wyjść na ulice i strajkować. I to chyba nawet dobrze,
że te demonstracje się odbywają, bo świadczą one o tym, że
Polacy
j
eszcze
tak całkiem nie dali się stłamsić i ogłupić.

Ale ktoś kiedyś powiedział, że najlepszym marszem protestacyjnym
jest marsz
do urny wyborczej.
A
na co dzień, Kochani – i do tego zmierzam poprzez cały ten dość
obszerny wywód – ma to być wędrówka
do
drzwi Jezusa!

Całym „miastem”, a więc całą wspólnotą ludzi, którzy
widzą problem, garnijmy
się do Jezusa!
Bierzmy
się za różaniec, módlmy się na wiele innych sposobów,
przyjmujmy Komunię Świętą stale i spowiadajmy się systematycznie
– to jest nasz najlepszy sposób na odmianę trudnej sytuacji. Całą
energię, jaką byśmy m
ieli
przeznaczyć na przeklinanie i nerwy – przeznaczmy na modlitwę!

Kochani,
my naprawdę możemy wymodlić zupełnie nową, o wiele lepszą i
bardziej radosną rzeczywistość w naszym kraju! Możemy – to jest
w
zasięgu naszej ręki, ale pod warunkiem, że w tym ręku będzie
różaniec.

Dlatego
zachęcam wszystkich, którzy widzą potrzebę zmiany sytuacji
w
naszej Ojczyźnie, a szczególnie – potrzebę
zmiany myślenia Polaków,

aby podjęli wraz ze mną dzieło codziennej modlitwy za Ojczyznę!
Przynajmniej jeden
dziesiątek Różańca Świętego!
A
może
Litanię
Narodu Polskiego.
Litanię
tę łatwo znaleźć chociażby w internecie, trzeba tylko wpisać w
wyszukiwarce ten tytuł: „Litania Narodu Polskiego”. Ale można
jakąś inną modlitwę dodać do tego dziesiątka, a można sam
dziesiątek.
Choćby
tylko tyle – ale
codziennie.
Z
wielką wiarą i żarliwą nadzieją, że może, naprawdę
może być inaczej w naszej Polsce!

Może być lepiej
i mądrzej!
Może
być bardziej
po Bożemu i bardziej po ludzku!

Wszystko jednak naprawdę
zależy od tego, czy zbierzemy się całym „miastem” – czyli
jako wspólnota ludzi rozumiejących problem – czy
zbierzemy się u drzwi Jezusa i poprosimy Go o pomoc.

Nie
mamy innego wyjścia! Sami
nie damy rady, a On wszystko może.
Zjednoczmy
się więc
przed
Jezusem, zjednoczmy się w modlitwie, zachęćmy do tego innych.
Rozmawiajmy
o tym z innymi! Teraz,
właśnie w roku tak ważnych wyborów, rozpocznijmy
od dzisiaj kampanię
wyborczą:
prezydencką
i
parlamentarną – ale w formie wielkiej
kampanii modlitwy!

Zbierzmy
się
całym „miastem”, całą Ojczyzną – u drzwi Jezusa!
A
przekonamy się, że w
Polsce może być lepiej, może być naprawdę dobrze,

może
być mądrze, może
być po prostu – normalnie… Ale tylko – z
pomocą Jezusa i Jego Matki!

14 komentarzy

  • Drogi Księże Jacku – do pracy kapłańskiej, a nie do polityki proszę. Judzenie ludzi proszę pozostawić "judaszom". I nie bredzić.. nie bredzić… proszę.

  • @Anonimowy – słowa prawdy nie są judzeniem – naprawdę ludzie postępują w ten sposób, a z podaną przez Ks. Jacka diagnozą nie można się nie zgodzić. Zakładam, że Pana/Pani zadaniem/pracą jest w sieci obrażanie innych, zatem kwestię bredzenia pozostawię trzeźwiej ocenie pozostałych Czytelników. Na szczęście Sz. Autor bloga zdaje się być już odporny na tego typu zaczepki i epitety… Oby tylko więcej Polaków bredziło w ten sposób! 🙂
    Ora et labora (módl się i pracuj)!

    Z Panem Bogiem,
    Artur W.

  • Myślę, że ksiądz, jak każdy inny człowiek ma prawo mówic o wszystkim, nawet o polityce. Niestety władza zmienia ludzi na gorsze i nie mam pewności, czy gdyby nawet PiS wygrało wybory, to w Polsce byłoby lepiej. Znów zaczęłaby się walka o stanowiska i swoje potrzeby, a nie liczyłoby się dobro zwykłych ludzi. Ania.

    • I właśnie dlatego Aniu jest jak jest. Rozparcelowanie kraju i ekonomiczny nadzór prawdziwych "miśków" został przypieczętowany społecznym tumiwisizmem i mentalnym imposybilizmem.

  • Ks. Jacku – dziesiątka różańca i modlitwa za ojczyznę, z ochotą zawsze i wszędzie :), ale czy modlitwa może być własnymi słowami ;)? Pójście do urn nie załatwi sprawy – jak wiemy ważne kto i jak liczy głosy 😉 – dlatego modlitwa, a może nawet mocniejsze postawienie sprawy przed Bogiem przyda się z pewnością. Aaaaa, jeszcze prawda o rządzącej "większości" i tak ogólnie o "demokracji": w wyborach powszechnych, zwłaszcza przy sposobie liczenia głosów metodą D'Hondta (faworyzującą duże ugrupowania) zawsze rządzą reprezentanci MNIEJSZOŚCI z tą różnicą, że wybraną przez "większość" tych co poszli na wybory 🙂 (przy założeniu elementarnej uczciwości liczących głosy). Kolejny raz podkreślam z całą mocą: najważniejsze jest uświadomienie sobie stanu faktycznego otoczenia, w którym żyjemy, a następnie dopasowanie do tego metod "pracy organicznej" i "pracy u podstaw" :).

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.