CHCEMY UJRZEĆ JEZUSA! Dzień 2

C
Szczęść Boże! Pozdrawiam „rekolekcyjnie” i „roboczo” z Samogoszczy. Pamiętam o Was w modlitwie – mam nadzieję, że Wy też pamiętacie. A razem pamiętajmy o wspieraniu Rekolekcji w Surgucie i we wszystkich parafiach, w których się one aktualnie odbywają!
                                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

REKOLEKCJE
WIELKOPOSTNE – DZIEŃ 2
Sobota
4 Tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań: Jr 11,18–20; J 7,40–53

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Pan
mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki.
Ja
zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie
wiedziałem, że powzięli przeciw mnie zgubne plany: „Zniszczmy
drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi żyjących, a jego
imienia niech już nikt nie wspomina!”
Lecz
Pan Zastępów jest sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce.
Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę nad nimi, albowiem Tobie
powierzam swoją sprawę.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Wśród
tłumów słuchających Jezusa odezwały się głosy: „Ten
prawdziwie jest prorokiem”. Inni mówili: „To jest Mesjasz”.
Jeszcze inni mówili: „Czyż Mesjasz przyjdzie z Galilei? Czyż
Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie pochodził z potomstwa
Dawidowego i z miasteczka Betlejem?” I powstało w tłumie
rozdwojenie z Jego powodu. Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz
nikt nie odważył się podnieść na Niego ręki.
Wrócili
więc strażnicy do kapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich:
„Czemuście Go nie pojmali?”
Strażnicy
odpowiedzieli: „Nigdy jeszcze nikt nie przemawiał tak, jak Ten
człowiek przemawia”.
Odpowiedzieli
im faryzeusze: „Czyż i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze
zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w Niego? A ten tłum, który
nie zna Prawa, jest przeklęty”.
Odezwał
się do nich jeden spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem
przyszedł do Niego: „Czy Prawo nasze potępia człowieka, zanim go
wpierw przesłucha i zbada, co czyni?”
Odpowiedzieli
mu: „Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok
nie powstaje z Galilei”.
I
rozeszli się każdy do swego domu.

CHCEMY
UJRZEĆ JEZUSA!
– pod takim hasłem przeżywamy nasze
tegoroczne wielkopostne Rekolekcje. Dzisiaj już drugi ich dzień. I
także – drugi dzień Spowiedzi. Kochani, nie odkładajmy na
później naszego spotkania z Panem w Sakramencie Pojednania, nie
skazujmy Księdza Proboszcza i Księdza Kanonika na długie
siedzenie w konfesjonałach przed samymi Świętami

zwłaszcza, że Księża także pomagają w Spowiedzi w innych
Parafiach.
Dlatego
usilnie proszę i zachęcam, abyśmy skorzystali z obecności Księży
Spowiedników – naszych gości i przystąpili do Spowiedzi. A przy
okazji – przypominam o modlitwie w intencji posługujących
wśród nas Kapłanów
– o dobre natchnienia i światło Ducha
Świętego do jednania nas z Bogiem. I o anielską cierpliwość –
bo tej także nierzadko potrzeba. Ta właśnie prośba jest – jak
pamiętamy – jedną z intencji naszej codziennej modlitwy.
Ponadto,
modlimy się za siebie nawzajem, o dobre i trwałe duchowe
owoce tego czasu w naszych sercach i w naszym życiu, dołączając
do tego wszystkie nasze osobiste radości i nadzieje, ale też
dramaty i dylematy; jak również wszystkie sprawy i problemy naszych
rodzin, naszego sąsiedztwa, naszej Parafii, naszej Ojczyzny i całego
świata.
Trzecią
intencją zanoszonych do Pana modlitw w czasie tych Rekolekcji jest
duchowa łączność z osobami, które jakkolwiek bardzo by
chciały, ale nie mogą
w naszych spotkaniach uczestniczyć.
Myślimy tu o osobach obciążonych różnymi obowiązkami i trudną
sytuacją domową, ale także o osobach Starszych i
Chorych. I właśnie ich prosimy, aby ofiarowali w
intencji naszych Rekolekcji swoją modlitwę i chociaż cząstkę
swoich cierpień.
I
tak, jak wczoraj, tak i dzisiaj – proszę Was, Kochani, abyście
wszystkie te Osoby gorąco pozdrowili od nas wszystkich, a
szczególnie ode mnie, zapewniając je, że uważamy ich wszystkich
za pełnoprawnych i aktywnych uczestników naszych Rekolekcji.
I
wreszcie modlimy się za tych, którzy chociaż mogą, to jednak z
różnych powodów nie chcą
uczestniczyć w naszych spotkaniach.
Nie dopytujemy, dlaczego tak jest, ani ich nie osądzamy, natomiast
modlimy się za nich i serdecznie zapraszamy! Ani na moment nie
tracimy też nadziei,
że łaska Boża okaże się większa od
ich obaw, oporów, czy nawet niechęci. Wierzymy, że dadzą się
Panu zaprosić na spotkanie. Musi to być jednak ich wolna decyzja
– nie możemy ani nie chcemy ich do niczego przymuszać.
I
to właśnie w tych wszystkich intencjach, Kochani, modlimy się
codziennie, zanosząc przed Tron Boży zarówno nasze wspólne
błaganie
tu, w kościele, jak i w naszych domach. Jak
wczoraj mówiłem, bardzo zależy mi na tym, abyśmy także w
naszych domach budowali rekolekcyjną atmosferę.
W tym właśnie
celu codziennie wyznaczamy sobie jakąś jedną, określoną, taką
samą dla wszystkich modlitwę, aby odmawiając ją w naszych domach,
tworzyć tam ową dobrą atmosferę, ale także – tworzyć
jedność pomiędzy nami.
Jak
pamiętamy, tą modlitwą wyznaczoną, wspólną, są kolejne
dziesiątki części bolesnej Różańca Świętego.
Wczoraj
ustaliliśmy sobie, że odmówimy – indywidualnie lub we wspólnocie
rodzinnej – pierwszą tajemnicę: Modlitwa Jezusa w Ogrójcu;
jak też i drugą: Biczowanie Pana Jezusa. Jak nam się to
udało?
Serdecznie
dziękuję tym, którym się udało i którzy chcieli w to dzieło
wczoraj się włączyć. Jeżeli natomiast ktoś nie mógł, albo
zapomniał, a chciałby jednak wesprzeć nas modlitwą, to niech
dzisiaj odmówi tamte dwa dziesiątki,
ale także te, które na
dziś sobie wyznaczamy, a którymi są: trzecia tajemnica bolesna:
Ukoronowanie cierniem Pana Jezusa; oraz czwarta: Droga
krzyżowa. Bardzo proszę o ich odmówienie i sam
się do tego zobowiązuję.
A
oto teraz kontynuujemy naszą rekolekcyjną refleksję w duchu hasła:
CHCEMY UJRZEĆ JEZUSA!, przy czym staramy się w tej refleksji
wyjść od pytania: Gdzie możemy Jezusa ujrzeć? Jak Go możemy
ujrzeć?
A ponieważ staramy się bardzo ściśle trzymać Bożego
słowa, to właśnie ono wczoraj nam podpowiedziało, że możemy Go
szukać w naszych cierpieniach, trudnościach i przeciwnościach.

Nie
dlatego, iż to On miałby je powodować, ale dlatego, że On je z
nami przeżywa.
I to On także wszystkie te nasze cierpienia i
trudności – również te, spowodowane przez ludzi, szczególnie
jeżeli są one przez nas nie zawinione – On je wszystkie
przemienia w zwycięstwo, jeżeli tylko my mamy to wielkie
pragnienie i odwagę do Niego ze wszystkim się zwracać.
Wyliczaliśmy
sobie niektóre nasze biedy, ale przecież nie w tym cała sprawa,
żeby sobie to wszystko przypominać i się jakoś nawzajem nad sobą
użalać, ale właśnie przeciwnie: aby się nawzajem dźwigać i
sobie pomagać.
Ale też – aby dać się podźwignąć
Jezusowi. Bo właśnie tam, gdzie ludzkie cierpienie i ludzkie łzy i
bóle – tam On jest blisko, aby dźwigać i pocieszać.
A
oto dzisiaj przez chwilę pomyślimy nad tym, że ujrzeć Jezusa
możemy także w naszych duchowych i intelektualnych
poszukiwaniach i naszych codziennych pracach, zajęciach…

Mówiąc krótko – w szeroko rozumianej naszej codzienności.
Oto
odczytany przed chwilą fragment Ewangelii Jana zawiera relację z
ożywionej dyskusji, jaką ludzie prowadzili na temat Jezusa.
W dyskusję tę włączyli się – to oczywiste – kapłani i
faryzeusze, przy czym ich jednoznaczne, z góry zaplanowane
napiętnowanie postawy i działalności Jezusa spotkało się z
chłodnym i logicznym pytaniem Nikodema: Czy
Prawo nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha i zbada,
co czyni?
Odpowiedź,
jakiej mu udzielili: Czy
i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok nie
powstaje z Galilei

zdradza albo ich głęboką niewiedzę,
albo silne zacietrzewienie, każące im za wszelką cenę udowodnić
swoje racje. Tak się bowiem składało, że wbrew temu, co mówili,
z Galilei pochodził Prorok Jonasz, a w Talmudzie zapisano, że
nie ma takiego miasta w Izraelu, z którego by nie pochodził
jakiś Prorok.
Widzimy
zatem, że nie na prawdzie im zależało i nie na tym, aby
czegoś więcej dowiedzieć się o Jezusie. Gdyby bowiem tak było,
to nie zaprzeczaliby ewidentnym faktom, przedstawianym chociażby
przez strażników! Oni jednak mieli swoje, już z góry ustalone
zdanie
na temat Jezusa, trudno zatem i ich przypadku mówić o
jakimś poszukiwaniu, szczerym dociekaniu, odkrywaniu prawdy…
A
Jezus znowu znalazł się w sytuacji zagrożenia, a wręcz osaczenia
– czyli takiej, w jakiej w swoim czasie znalazł się Prorok
Jeremiasz, o czym sam mówi dziś w pierwszym czytaniu tak: Pan
mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki.
Ja
zaś jak baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie
wiedziałem,

że
powzięli przeciw mnie zgubne plany.
Dzięki
pouczeniu Pana, Prorok odkrywał plany swoich przeciwników. Jezus
nie musiał ich odkrywać, bo znał je, zanim jeszcze zostały
powzięte. Tak, czy owak, spory towarzyszące działalności Jezusa
jasno pokazały, że nie
jest On kimś nieważnym, albo obojętnym.

Nawet bowiem Jego przeciwnicy musieli wobec Niego zająć jakieś
określone stanowisko.
A
jakie my stanowisko zajmujemy, moi Drodzy, kiedy CHCEMY
UJRZEĆ JEZUSA?

Z jakiej pozycji Go szukamy? Patrząc na ten epizod, jaki opisał
dzisiaj Jan w Ewangelii, możemy odpowiedzieć sobie, czy
bliżej nam do Nikodema, czy jednak do kapłanów i faryzeuszy?
To
znaczy: czy poszukujemy Jezusa
takiego,
jakim jest On naprawdę,

czy poszukujemy jakiegoś wytworu
– przepraszam za to wyrażenie – „Jezusopodobnego”,
który jednak z tym prawdziwym Jezusem niewiele będzie miał
wspólnego?…
Na
temat poszukiwania Jezusa tak oto wypowiedział się Jan Paweł II w
swoim Orędziu
na XIX Światowy Dzień Młodzieży, w 2004 roku,

czyli w tym Orędziu, o którym wczoraj mówiliśmy sobie i które od
wczoraj towarzyszy naszym refleksjom.
Papież
pisał tak: „Zachęcam także i Was,
drodzy Młodzi,
abyście naśladowali owych Greków, którzy zwrócili się do
Filipa, kierując się pragnieniem
ujrzenia Jezusa.

Niech motywacją Waszego
poszukiwania nie będzie jedynie intelektualna ciekawość, która
sama w sobie jest wartościowa, lecz niech Was
pobudza przede wszystkim wewnętrzna
potrzeba znalezienia odpowiedzi na pytanie o sens
Waszego
życia.

[…]

Ten
kto zbliża się do Jezusa z sercem
wolnym od uprzedzeń,

może dość łatwo uwierzyć, gdyż Jezus już wcześniej popatrzył
na niego z miłością. Najwznioślejszy aspekt godności człowieka
to właśnie jego powołanie do porozumiewania się z Bogiem w
tej głębokiej wymianie spojrzeń,
która
przemienia życie. Aby zobaczyć Jezusa, trzeba przede wszystkim
pozwolić, by On popatrzył na nas!
Każdy
człowiek nosi
w sercu pragnienie, by zobaczyć Boga.

Drodzy Młodzi,
pozwólcie, by Jezus spojrzał Wam
w oczy, tak byście zapragnęli zobaczyć Światło, zakosztować
blasku Prawdy. Czy jesteśmy tego świadomi, czy nie, Bóg nas
stworzył, ponieważ
nas

kocha,
i
po to, abyśmy my kochali Jego. Taka jest przyczyna nieprzepartej
tęsknoty za Bogiem, jaka kryje się w sercu człowieka: Szukam,
o Panie, Twojego 
Oblicza;
swego
Oblicza
nie zakrywaj przede mną!

To Oblicze,
jak wiemy, Bóg objawił nam w Jezusie Chrystusie.” Tyle
z papieskiego Orędzia.
Właśnie,
Kochani, żeby ujrzeć Jezusa, żeby Go odnaleźć, odkryć –
trzeba nawiązać z Nim głęboką,
duchową wspólnotę.

Jezus sam pozwala się znaleźć tym, którzy szukają Go sercem
szczerym.

Czyli takim, jakim szukał Nikodem – nie zaś faryzeusze i kapłani
żydowscy. Jezus jest bardzo
blisko tych, którzy Go szczerze szukają

– którzy starają się odkrywać Jego obecność w zwykłych
okolicznościach życia.
Jakie
to ważne, moi Drodzy, abyśmy nie
oddzielali ową osławioną „grubą kreską”

naszego życia religijnego tu, w kościele, czy kiedy przeżywamy
jakieś uroczystości religijne w rodzinie, jak na przykład Pierwsza
Komunia Święta – od
naszej codzienności,

w której dla Jezusa i Jego zasad miałoby nie być miejsca, w
związku z czym
ze wszystkimi codziennymi problemami, a nawet ze zwykłym zmęczeniem
codzienną pracą, mielibyśmy
sobie radzić sami.
Jezus
jest obecny także w tych najbardziej
zwyczajnych, prozaicznych okolicznościach życia.

I daje się odkryć: w konkretnych wydarzeniach, sytuacjach z naszego
życia, w spotkaniach z ludźmi, z którymi razem na co dzień
żyjemy, z którymi pracujemy… Jezus jest tam obecny – i
mówi do nas przez te przeróżne sytuacje.
Dlatego
tam właśnie także powinniśmy Go szukać, starać się Go
dostrzec.
Warto
nawiązywać z Nim kontakt – chociażby przez akty
strzeliste,

czyli takie krótkie, ale serdeczne zwroty, kierowane do Jezusa, na
przykład: „Jezu,
kocham Cię”, „Jezu, ufam Tobie!”, „Jezu, pomóż mi!”,
„Jezu, dziękuję Ci!”, „Jezu, przepraszam Cię!”.

Zobaczmy, moi Drodzy, to takie krótkie zwroty, powiedzielibyśmy:
westchnienia, a jednak zawierają w sobie bardzo
wiele serdecznego odniesienia

do Jezusa i przez to Jezus naprawdę staje się nam bliższy.
Oczywiście,
to zwracanie się do Pana może przyjąć formę
dłuższej rozmowy,
prowadzonej
także swoimi słowami – o wszystkich problemach, jakie nas
dotykają i dotyczą. Warto, naprawdę warto włączać
w naszą codzienność takie „rozmówki”.

To się może dokonywać w drodze do pracy, czy w drodze z pracy, czy
w
trakcie jakichś codziennych zajęć,

jak na przykład przygotowywanie obiadu. Ale też – w drodze do
sklepu, czy przy codziennych zajęciach w gospodarstwie,
czy na spacerze, czy w czasie jazdy rowerem. Co jakiś czas – tak
szczerze, prosto z serca – możemy
się do Jezusa zwracać.
Naprawdę,
szybko przekonamy się, że On jest blisko, jest tuż – i że
naprawdę
czuwa,

naprawdę pomaga, uspokaja, prowadzi za rękę. A będzie stawał się
jeszcze
bliższy i jeszcze bardziej w naszym życiu obecny,

kiedy wprost nasz wysiłek skierujemy na to, aby Go szukać i
odkrywać.
W
tym celu warto czytać
Pismo Święte

i słuchać uważnie czytań biblijnych w liturgii. W tym celu także
warto podejmować
rozmowy

– nawet w czasie Spowiedzi, stawiając określone pytania
spowiednikowi, ale może to być też rozmowa z
księdzem przy
jakiejś innej
okazji.

O
tych sprawach – sprawach wiary, sprawach duchowych – powinniśmy
jak najwięcej rozmawiać
w gronie rodziny!
A
tymczasem – o czym rozmawiamy najczęściej? A o czym rozmawiamy
chociażby w czasie spotkania rodzinnego z okazji Świąt
Zmartwychwstania Pańskiego: ile
w naszych rozmowach jest właśnie Zmartwychwstania Pańskiego?
Czy
ten temat się pojawia? Czy w ogóle pojawiają się jakieś tematy,
związane z wiarą i z życiem Kościoła?
Oczywiście
tak – jak tylko media nagłośnią jakąś aferę z udziałem
księdza, prawda? Ale to nie o to dokładnie chodzi.
Moi
Drodzy, my musimy więcej
rozmawiać o naszym Bogu,

więcej się o Nim dowiadywać, trochę gorliwiej go szukać, starać
się Go dostrzec. Jeszcze zbyt często naszym argumentem w
spotkaniach ze świadkami Jehowy jest przysłowiowa
szczotka, czy ścierka,

którymi gonimy ich z domu. Inna sprawa, że z nimi właściwie
trudno jest dyskutować na argumenty, ale jest niestety i ten
problem, że my
często tych argumentów nie za wiele byśmy mieli…
Za
mało, naprawdę za mało chcemy dowiedzieć się o Jezusie, za mało
Go szukamy. Nasza edukacja
religijna skończyła się –
w
najlepszym razie
– na Bierzmowaniu,

przed którym trzeba było tego czy owego się nauczyć. A tymczasem
– ciągle trzeba nam zgłębiać prawdy o Bogu, ale też zasady,
których nas Jezus uczy.

Gdyby tak było, to nie mielibyśmy sytuacji, w której tak wielu
katolików popiera
metodę in vitro, albo morderstwo bezbronnego
Dziecka
poprzez barbarzyńskie porozrywanie go żywcem w łonie
matki,
nazywane
dla zmyłki aborcją…
Gdybyśmy
wszyscy kierowali się zasadami Jezusa,
to Polską nie rządziliby ludzie, którzy chociaż przełykają
Ciało Pańskie w Komunii Świętej, to jednak podpisują ustawy,
które wprost
godzą w życie i godność człowieka…

Gdybyśmy
wszyscy szanowali naukę Bożą,
to na wiele wydarzeń z naszego codziennego życia patrzylibyśmy
oczami
wiary

i starali się odnosić je wprost do Jezusa. A tak, jak wiemy,
niestety
nie
jest.
I
dlatego zamiast wierzyć Jezusowi, przemawiającemu
do nas chociażby przez Ojca Świętego i innych pasterzy Kościoła,
wierzymy pani redaktor lub panu redaktorowi, nieznośnie,
mentorsko pouczającego nas ze szklanego ekranu.
To
właśnie ci ludzie – o zgrozo! – kształtują zwykłą,
codzienną świadomość także wielu katolików!
Chciałbym
w tym kontekście przytoczyć fragment wypowiedzi jednej ze znanych
dziennikarek – wypowiedzi, jaką przed tygodniem zupełnie
przypadkowo znalazłem na internetowym portalu „wpolityce.pl”.
A jest to wypowiedź Ewy
Wanat,

szefowej „Radia dla Ciebie”, która udzieliła wywiadu w związku
ze skandalem obyczajowym, jaki ostatnio wybuchł w odniesieniu do
znanego dziennikarza TVN.
W
wywiadzie
tym
dokonała ona
oceny
nie tyle samego skandalicznego wydarzenia, co
problemu
dziennikarskich zachowań i postaw –

w całej jego szerokości.

Jest to o tyle niesamowite,
a dla mnie osobiście wręcz szokujące, że nie ukrywała w ogóle
swego nazwiska, a wypowiadała
się
bardzo, bardzo mocno.
Mówiła
tak: „Popatrzmy
obiektywnie na polskich dziennikarzy. Większość z nas
[podkreślmy
to: „z nas”!]

to straumatyzowani neurotycy, którzy 
żyją
w poczuciu nieustannego strachu.

Boimy się, że nam zamkną redakcję, że nas wywalą albo w
najlepszym wypadku zabiorą etat i że nie będziemy mieli za co
spłacić kredytu we frankach. Pracujemy w sytuacji ogromnego stresu
i napięcia.
To
jest paradoks […]
że
ludziom
opowiadają i tłumaczą świat osoby

głęboko
znerwicowane,
nieraz zapite, zaćpane, niemogące spać po nocach,

narcystyczne, niejednokrotnie z rozwalonym życiem prywatnym. Tacy
jesteśmy. I właśnie my opowiadamy reszcie społeczeństwa, jaki
jest świat i jak należy z nim postępować.
To
jest c
hore.”
A
w dalszej części wywiadu mówiła: „Siedzieliśmy w smrodzie od
lat, przyzwyczailiśmy się do tego na tyle, że nam to nie
przeszkadzało.” I dalsza jej wypowiedź: „Przyjemnie było
piętnować solidarność zawodową oskarżanych o nadużycia
seksualne księży, w tamtych sprawach
żaden
z dziennikarzy nie mówił o domniemaniu niewinności

i czekaniu na wyrok sądu. Umieliśmy też pokazywać hipokryzję
polityków, którzy nie wyciągnęli wniosków wobec
skompromitowanych partyjnych kolegów.
A
kiedy padło na nas nie zdaliśmy egzaminu.”
A
mówiąc o głębszych przycz
ynach
takiego stanu rzeczy, zauważyła: „Dzisiejsi szefowie redakcji
wywodzą się z pokolenia, które do mediów wkroczyło na początku
lat
dziewięćdziesiątych.
Nie mieliśmy wzorców, bo przecież w PRL wolne media nie istniały.
Mieliśmy za to 
poczucie,
że jesteśmy pionierami, robimy rewolucję że dzięki nam Polska
się zmienia.

Do tego doszedł olbrzymi szacunek społeczny i poczucie wielkiej
siły. W końcu liczyli się z nami najważniejsi ludzie w kraju, a
przecież mieliśmy po dwadzieścia kilka lat.
Wielu
z nas poczuło się prawie Bogami i tak zostało”.

I
co my na to, Kochani? Mocne, prawda? Kiedy nieraz zastanawiam się,
dlaczego
w Polsce jest tak, jak jest

i dlaczego pomimo, że tak jest, tylu ludzi popiera i tę obecną
władzę, i ten cały zgniły układ

słyszę w odpowiedzi, że 
ludzie
są zmanipulowani przez media.

Być może to prawda. Ale kto
każe
ludziom słuchać i wierzyć

tym mediom, które im robią wodę z mózgu?
Mnie
tak akurat nie manipulują,
ja
sobie na to nie pozwalam.

I wierzę, że wielu z Was również nie pozwala sobie na to. Kim są
więc ci, którzy dają się manipulować? I dlaczego sobie na to
pozwalają?
Kochani,
media – te dobre, katolickie, ale i te publiczne,
tylko
odbierane krytycznie, mądrze, refleksyjnie – mogą nam
pomóc
w odkrywaniu Jezusa.

Ale mogą w tym bardzo, ale to naprawdę bardzo przeszkodzić. O tym
także powinniśmy rozmawiać w gronie rodziny, przyjaciół,
bliskich czy współpracowników, bo to na tym też polega
poszukiwanie
Jezusa w naszej codzienności…

I
w tym kontekście teraz będzie zadana praca domowa. Przypomnę, że
wczoraj zadane było
wieczorne
wyciszenie – wieczór bez mediów:

bez telewizora, radia, odtwarzacza, internetu, a czas w ten sposób
zyskany m
iał
być wypełniony jakkolwiek, tylko pożytecznie. Jak się nam udało
zrealizować pracę domową?
Serdecznie
dziękuję tym

odważnym,
którzy
spróbowali –
to
prawdziwi bohaterowie!
Dziękuję
im i gratuluję odwagi. A dzisiejszą pracą domową będzie
jakiekolwiek
działanie,
które
pozwoli
nam
dowiedzieć się czegoś o Jezusie

– w jakiś sposób Go sobie przybliżyć, ujrzeć Jego
Oblicze.
Chodziłoby
mi albo o 
poczytanie
Pisma Świętego,

albo o przeczytanie jakiegoś – chociaż jednego – artykułu w
katolickiej prasie, albo posłuchanie któregoś radia katolickiego
(zakładając, że w tym czasie nie będzie emitowany koncert życzeń,
chodziłoby o jaką religijną audycję), albo 
obejrzenie
jakiegoś programu lub filmu religijnego

– nawet z płytki czy kasety. Może to być też rozmowa w rodzinie
na tematy związane z wiarą, z życiem Kościoła. Myślę, że
możliwości
jest dużo

i że są one w zasięgu ręki każdej i każdego z nas, dlatego
proszę o wykonanie dzisiaj właśnie takiej pracy domowej.
W
tym momencie dodam jeszcze, że jutro, na zakończenie rozważania,
pojawi się
pytanie
o nasze osobiste postanowienie

z tych Rekolekcji. Można już zacząć o tym myśleć…
A
oto teraz, w chwili ciszy, zechciejmy odpowiedzieć sobie na
następujące pytania:
Czy
jestem krytycznym, czy 

niestety – bezkrytycznym odbiorcą mediów?
Czy
rozmawiam z ludźmi z mojego otoczenia na tematy związane z wiarą
i
Kościołem
,
czy raczej się tego wstydzę?
Czy
staram
się w jakikolwiek sposób pogłębiać moją wiedzę religijną?

CHCEMY
UJRZEĆ JEZUSA!

Gdzie
możemy Cię Panie ujrzeć, gdzie możemy Cię spotkać?
W
naszych duchowych i intelektualnych poszukiwaniach,

pytaniach, dociekaniach… I w naszej
codzienności
– tej zwykłej, jak ją nazywamy: szarej… Pomóż nam, Panie,
odkryć Twoją obecność, ukaż nam swoje oblicze, aby dzięki temu
ta
nasza
codzienność nie była szara… 

2 komentarze

  • Wczoraj żyłam własnym rytmem, gdyż włączyłam się w Drogę Krzyżową w której rozważania prowadziła moja Wspólnota i dwie pierwsze stacje przypadły mi w udziale, potem Msza Święta a po przyjeździe do domu, czekały na mnie córki i mąż, więc wieczór spędziliśmy rodzinnie przy stole, ale niestety rozmowy były bardzo przyziemne…potem krótka modlitwa, bo zmęczenie dnia dało o sobie znać. Cały różaniec w intencji wszystkich rekolekcji odmówię w niedzielę.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.