Śmierć – Sąd Boży – Niebo albo piekło

Ś
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, dzisiaj Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, przeniesiona kilkanaście lat temu na siódmą Niedzielę Wielkanocną. Kończy się już Okres Wielkanocny – chociaż nie tak dawno przecież przeżywaliśmy radość Zmartwychwstania Pańskiego. Ale to właśnie całe nasze życie jakoś tak szybko upływa… Dlatego nie można go marnować!
          A piszę to po obejrzeniu – wczoraj o 19.00 – filmu „Apartament”, który daje sporo do myślenia właśnie na temat intensywnego i pięknego przeżywania czasu. Jan Paweł II był w tym mistrzem! Zachęcam Was do obejrzenia tej produkcji, ja zapewne też jeszcze nieraz do niej wrócę, bo jest to prawdziwe spotkanie z tym wielkim Papieżem, Kapłanem… Człowiekiem. 
       Ale ponieważ nie byłbym sobą, gdybym nie wsadził kija w mrowisko, to stawiam pytanie, czy ów tytułowy Apartament, czyli – jeśli wierzyć twórcom filmu – najbliższe otoczenie, najbliższa świta Papieża, towarzysząca Mu w trakcie wakacji, pomagała Mu, czy jednak utrudniała? Bardzo jestem ciekaw Waszych opinii po obejrzeniu całości. Mi osobiście ci ludzie przysłaniali Papieża. I zakłócali ciszę, której On tak bardzo potrzebował. Ale to moja opinia – bardzo subiektywne odczucie – tak na gorąco, po obejrzeniu filmu. Można się ze mną nie zgadzać.
      A oto dzisiaj imieniny Weroniki Kowalskiej z Trąbek, z mojej Wspólnoty tam funkcjonującej, oraz Weroniki Bernaciak z Kłoczewa, mojej Uczennicy z Liceum w Żelechowie. Życzę obu Paniom – a jedna i druga to Niewiasty niezwykle oryginalne – aby nic nie utraciły ze swego życiowego entuzjazmu, a coraz bardziej, z pomocą Bożą, rozwijały talenty, którymi Pan Je obdarzył. O to chcę się dla Nich modlić.
        A dla Księdza Michała Dziedzica, który dziś przeżywa rocznicę święceń kapłańskich, chcę się modlić o święte kapłaństwo. I takiego życzę!
     Moi Drodzy, mamy jeszcze tydzień do decydującej tury wyborów prezydenckich. Osobiście śledzę przebieg kampanii wyborczej – intensywnie czytam portal wpolityce.pl, ale też oglądam telewizyjne relacje. Te w telewizji publicznej wyraźnie są „nagięte”, chociaż  pewnych kompromitujących wpadek już ukryć się nie da. Natomiast uważam, że najważniejszą teraz sprawą jest modlitwa. Oczywiście, ona musi współgrać z trzeźwym myśleniem Polaków, ale właśnie o przemianę tego myślenia najbardziej trzeba się modlić. 
         Proszę Was, Kochani, jeszcze raz o bardzo, bardzo intensywną modlitwę! Jedną z jej form w tym tygodniu może być – i niech będzie – Nowenna do Ducha Świętego. Wszak to ważne narodowe wydarzenie odbędzie się – jak wczoraj wspomniałem – w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Niech On sam będzie natchnieniem dla Polaków. Módlmy się o to! Nowenna, ale też Litania Narodu Polskiego, Różaniec, Koronka, inne formy – wszystko jest dobre i potrzebne. Ośmielam się też prosić, moi Drodzy, wszystkich tych, którym czas pozwoli, aby w tym tygodniu codziennie, albo kiedy tylko będą mogli, poszli na Mszę Świętą i przyjęli Komunię Świętą w intencji Ojczyzny! Naprawdę, w tym tygodniu nasza modlitewna mobilizacja musi być bardzo mocna i zdecydowana!
     A przy okazji, polecam Waszym modlitwom naszą Mamę, która przez najbliższe trzy tygodnie przebywać będzie w szpitalu, na zaplanowanym wcześniej turnusie rehabilitacyjnym. Robimy całą Rodziną, co możemy, aby pomóc Mamie w pełnym powrocie do zdrowia, ale znowu – najważniejszym sposobem jest modlitwa, szczególnie ta, zanoszona przez nas od jakiegoś czasu przez wstawiennictwo Sługi Bożego Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Gdybyście zatem zechcieli czasami w swoich modlitwach wspomnieć tę intencję, to będę niezwykle wdzięczny.
        I tak na koniec: trwamy w duchowej łączności z Księdzem Markiem i Jego Syberyjską Ekipą, zdobywającą Ziemię Świętą. Krótkie pisemne relacje, jakie przesyła do mnie Marek, są bardzo entuzjastyczne. Wczoraj byli – między innymi – nad Jeziorem Galilejskim, na Górze Błogosławieństw, a wieczorem mieli Różaniec w Nazarecie. Atmosfera duchowa – gorąca, a ta na zewnątrz jeszcze gorętsza. Marek pisze, że słońce grzeje „jak głupie”. No cóż, tam tak jest…
      Na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Uroczystość
Wniebowstąpienia Pańskiego,
w
7 Niedzielę wielkanocną,
do
czytań: Dz 1,1–11; Ef 1,17–23; Mk 16,15–20
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Pierwszą
książkę napisałem, Teofilu, o wszystkim, co Jezus czynił i
nauczał od początku aż do dnia, w którym udzielił przez Ducha
Świętego poleceń Apostołom, których sobie wybrał, a potem
został wzięty do nieba. Im też po swojej męce dał wiele dowodów,
że żyje: ukazywał się im przez czterdzieści dni i mówił o
królestwie Bożym.
A
podczas wspólnego posiłku kazał im nie odchodzić z Jerozolimy,
ale oczekiwać obietnicy Ojca. Mówił:
Słyszeliście
o niej ode Mnie: Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie
ochrzczeni Duchem Świętym”.
Zapytywali
Go zebrani: „Panie, czy w tym czasie przywrócisz królestwo
Izraela?” Odpowiedział im: „Nie wasza to rzecz znać czas i
chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty
zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w
Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi”.
Po
tych słowach uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał
Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak
wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych
szatach. I rzekli: „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i
wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba,
przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia:
Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha
mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego, to
znaczy światłe oczy dla waszego serca, tak byście wiedzieli, czym
jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego
dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy
względem nas wierzących na podstawie działania Jego potęgi i
siły, z jaką dokona dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z
martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich,
ponad wszelką zwierzchnością i władzą, i mocą, i panowaniem, i
ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w
przyszłym.
I
wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade
wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem, Pełnią
tego, który napełnia wszystko na wszelki sposób.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MARKA:
Jezus
ukazawszy się Jedenastu powiedział do nich: „Idźcie na cały
świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i
przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie
potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą:
W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić
będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili,
nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą i ci
odzyskają zdrowie””
Po
rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po
prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan
współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej
towarzyszyły.
Cała
liturgia dnia dzisiejszego, a w sposób szczególny i wyrazisty
liturgia Słowa, kieruje naszą uwagę na Niebo. Mamy oczyma
duszy wpatrywać się właśnie w Niebo i tam widzieć punkt
docelowy wszystkich naszych dążeń. Taki przynajmniej
kierunek wskazuje nam
Jezus.
Zarówno
bowiem pierwsze czytanie, z Księgi Dziejów Apostolskich, jak i
Ewangelia Świętego Marka, jednoznacznie pokazują Jezusa, który po
wypełnieniu swej misji na świecie, pozostaje
ze swoim Kościołem już w inny, niż dotychczas,
bo w 
mistyczny sposób, natomiast
w tej postaci
ludzkiej odchodzi do Nieba. Trudno się
więc dziwić Apostołom, że poruszeni widokiem odejścia swego
Mistrza, uporczywie wpatrywali się w Niebo. Zapewne wszyscy
uczynilibyśmy to samo.
A
jednak – tajemniczy dwaj mężowie w białych szatach oznajmiają
im, że Jezus powróci, a ich misja tymczasem nie może
polegać na samym wpatrywaniu się w Niebo. Trzeba podjąć dzieło
Jezusowe w świecie, trzeba podjąć realizację polecenia, które
Jezus wyraźnie do nich skierował: Idźcie na cały świat i
głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!
Oczywiście
– Apostołowie nie będą w tym zdani tylko na siebie. Jezus bowiem
mówi: Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony, a kto
nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki
towarzyszyć będą: W imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi
językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co
zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść
będą i ci odzyskają zdrowi
e.
I
– jak dalej dopowiada Ewangelista – po rozmowie z nimi Pan
Jezus został wzięty do Nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś
poszli i głosili Ewangelię wszędzie,
a Pan
współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej
towarzyszyły.
A
zatem – tak naprawdę to Jezus pozostał ze swoim Kościołem.
Chociaż w ludzkiej postaci odszedł z tego świata i zasiadł po
prawicy Boga – jak mówi Ewangelista – to jednak pozostał
wśród swoich uczniów,
uczestnicząc w sposób mistyczny w ich
nauczaniu, w dokonywanych przez nich uzdrowieniach: zarówno z
chorób fizycznych, jak i duchowych. Jezus
pozostał, aby cały czas czuwać nad swoim Kościołem i
aby prowadzić tych, którzy w Niego uwierzyli – do zbawienia, do
Nieba właśnie.
Warunkiem
jednak ze strony człowieka jest wiara. Człowiek musi w to
uwierzyć!
To jest jedyna droga do Nieba. Jeżeli nie wierzy w
Niebo, jeżeli nie wierzy w Jezusa – nie osiągnie Nieba, bo
przecież nikt go tam
na siłę nie „wtłoczy”.
Zawsze bowiem jest to wolny wybór
człowieka, a Jezus mówi wyraźnie: Kto uwierzy i przyjmie
chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony.

Nie ma innej drogi, nie ma jakiegoś pośredniego, trzeciego
rozwiązania
.
Stąd
też życiu człowieka są tylko te dwie drogi: albo Niebo,
wieczna radość, wieczne zbawienie, albo – wieczne potępienie,
wieczne odrzucenie, wieczna kara, wieczny płacz i zgrzytanie zębów.
I to na własne życzenie!
Bo
to nie Jezus potępia człowieka, którego sobie ewentualnie z
jakiegoś powodu wcześniej upatrzył. To nie Jezus zamyka Niebo
przed człowiekiem, który Mu się z jakichś tam względów nie
spodobał. To człowiek sam skazuje się na wieczne odrzucenie, to
człowiek sam zamyka sobie wejście do Nieba!
Jezus
każe Apostołom głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu, nikogo
nie wyłączając. Ale kto uwierzy – ten będzie zbawiony. A
zatem szansę ma każdy, ale wybór zawsze jest osobisty.
I ta droga, którą Jezus dzisiaj tak wyraźnie i znamiennie odbywa;
ta droga, którą Jezus i nam wskazuje – jest propozycją.
Możemy ją z Jezusem przejść i w ten sposób znaleźć się w
Niebie. Ale możemy też – niestety – odwrócić się i wybrać
drogę przeciwną, drogę potępienia, drogę totalnej
przegranej.
Dzisiaj
jednak wielu wierzących zdaje się poszukiwać jeszcze innego
rozwiązania.
Nie chce im się czynić takiego wysiłku, żeby na
sto procent uwierzyć Jezusowi, żeby w pełni zaakceptować Jego
wolę w swoim życiu, żeby się z Nim tak na poważnie liczyć, ale
też nie dopuszczają do siebie myśli, że są niewierzący,
że
pozostają poza Jezusem, że idą inną drogą – nie tą, którą
On sam wskazał.
Mówiąc
jeszcze inaczej – Niebo dla nich „za wysoko”, ale piekło
też nie dla nich. Oni są pewni, że to ich ominie,
a tak w
ogóle to nie wiadomo do końca, jak to jest z tym piekłem: czy
ono jest, czy go nie ma,
a nawet jeśli jest, to oni – tak, jak
przez całe życie – coś „zakombinują”; pogadają, z kim
trzeba; uśmiechną się, do kogo trzeba i jakoś się „wywiną”,
jakoś „na swoje” wyjdą. I może nie będzie z nimi aż
tak źle…
A
jednak – Jezus mówi wyraźnie, w sposób nie budzący żadnych
wątpliwości: albo ktoś uwierzy i będzie zbawiony, albo nie
uwierzy i będzie potępiony.
Nie przewiduje się takiej
sytuacji, że trochę się uwierzy, a trochę nie uwierzy; że
uwierzy się „po swojemu”, albo – że uwierzy się w
jedno, a drugie pozostanie kwestią do przemyślenia. Uwierzy się w
to, w co łatwo uwierzyć, a o tym, co jest bardziej
wymagające, nie będzie się po prostu wspominać – i jakoś to
będzie…
Otóż
nie – trzeba się opowiedzieć bardzo jasno! To tylko
tu, na ziemi, człowiek może żyć w stanie tak zwanej
„letniości”, w stanie swoistego rozkroku: do „kościółka”
niby chodzi, ale swoje robi. Słyszy,
że Jezus w Ewangelii jasno
naucza, ale
on swoje i tak dobrze wie –
co
mu tam księża
będą gadać z ambony!
No
tak, ale taki stan jest przecież stanem przejściowym! To nasze
ziemskie życie – jest przejściowe. Skończy się.
Przyjdzie czas rozliczenia, a wtedy – jak mówimy w pacierzu,
wymieniając rzeczy ostateczne człowieka – śmierć, sąd Boży,
a potem: Niebo
albo piekło!
Nie da się wówczas być trochę w Niebie, a
trochę w piekle. Rozstrzygnięcie będzie jednoznaczne. I wielu
pewnie się zdziwi, że jednak nie było żadnej trzeciej drogi,
chociaż im się wydawało, że jest. I oto nie znaleźli się w
Niebie, więc…
No
właśnie! Niektórzy dzisiaj mówią, że oni tam w żadne piekło
nie wierzą, że to jest bajka dla niegrzecznych dzieci, że
to straszenie piekłem to sobie mogą księża zostawić na jakieś
spotkania przy świecach, jak chcą na kimś zrobić wrażenie.
Dzisiejszy człowiek – w
dobie nowoczesności i komputerów – nie wierzy z żadne
takie bujdy!
Przyznaję,
że staram się spokojnie odpowiadać na takie „mądrości”, ale
kiedy już zaczyna mi brakować cierpliwości, to kończę
stwierdzeniem, że niektórzy chyba z owych dyskutantów o
istnieniu piekła przekonają się osobiście i na własnej
skórze!
Ale wtedy już będzie za późno, żeby wyprowadzać z
tego refleksje. Po prostu – przegrają wszystko! To oczywiście
niezwykle straszna perspektywa i nikomu nie możemy jej
życzyć.
Dlatego
właśnie winniśmy – przeżywając dzisiejszą Uroczystość –
jasno uświadomić sobie, że przecież mamy bardzo konkretnie
wskazaną drogę.
Jezus ją
wytyczył, sam nią przeszedł i nam wskazuje – drogę do
Nieba!
Wystarczy uwierzyć, zobaczyć te znaki, które
dokonują się w Kościele, których On sam w Kościele dokonuje,
kiedy uzdrawia człowieka z mocy złego, kiedy go uświęca,
kiedy ochrania człowieka przed wpływami zła, kiedy podtrzymuje w
nim nadzieję, kiedy ratuje go w tylu sytuacjach, z których zdawało
się, że wyjścia już nie ma…
Jezus
działa w swoim Kościele –
tak
jak to zapowiedział w Ewangelii Marka. Ale my też musimy
podjąć konkretne działanie. Nie możemy tylko wpatrywać się w
Niebo. Owszem, tam mamy widzieć cel naszych dążeń, ale nie
może się skończyć na samym patrzeniu.
Trzeba w tym kierunku
wyraźnie zmierzać. Konkretnie odrzucać zło – i konkretnie
wybierać dobro. Naprawdę – jest to możliwe, to nie jest ponad
ludzkie siły. Jest to możliwe, bo sam Jezus wspiera wysiłki
człowieka.
Jest to możliwe i – jeśli się głębiej
zastanowić – jest to jedyne sensowne wyjście dla człowieka.

Ta
droga – owszem – nie zawsze jest łatwa. Ale cóż może równać
się szczęściu wiecznego przebywania z Chrystusem, o czym Apostoł
Paweł mówi w drugim czytaniu, że Bóg wskrzesił [Chrystusa]
z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich
[…]. I
wszystko poddał pod jego stopy, a Jego samego ustanowił nade
wszystko Głową dla Kościoła, który jest Jego Ciałem.

Kochani,
może to się wydać komuś
dziwnym, że dzisiaj w
Kościele tak piękna Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, a
my tu o piekle…
Ale to
właśnie dlatego, że tak wielu nie chce w nie wierzyć. I
złemu duchowi bardzo w
sumie zależy na tym, abyśmy
ani w niego samego, ani w piekło nie wierzyli,
bo wtedy będzie mógł
skutecznie prowadzić swoją krętacką działalność i coraz
bardziej ludzi do piekła wciągać. Właśnie do tego piekła, w
które oni
nie chcą wierzyć!
Dlatego
trzeba w nie wierzyć. Nie
po to, aby do niego dążyć, pragnąć
go lub polubić, ale właśnie
– żeby je „dużym łukiem” ominąć,
pokonać wszystkie przeszkody i znaleźć się w Niebie. Bo
to właśnie Niebo – i tylko Niebo! – jest rzeczywistym
celem
wszystkich naszych dążeń.
W
świetle tego rozważania zastanówmy się:
– Jak
często myślę o Niebie?
– Czy
wierzę w piekło i robię wszystko, aby go uniknąć?
– Czy
– próbując łagodzić moralne wymagania – nie poszukuję dla siebie jakiejś „trzeciej drogi”, pomiędzy
Niebem a piekłem?

Ten
Jezus, wzięty od was do Nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście
Go wstępującego do Nieba… 

16 komentarzy

  • Poemat Boga-Człowieka Maria Valtorta
    http://www.objawienia.pl/valtorta/valt/v-07-023.htmlIdźcie!

    Idźcie w Moim Imieniu ewangelizować ludzi aż po same krańce ziemi. Niech Bóg będzie z wami. Niech Jego Miłość was umocni. Niech Jego Światło was prowadzi, a Jego Pokój niech mieszka w was aż po życie wieczne.»

    Przemienia się w samo piękno. [Jest] piękny! Piękny jak na górze Tabor… jeszcze piękniejszy…. Wszyscy z uwielbieniem padają na kolana, On zaś unosi się ponad kamień, na którym stał. Szuka raz jeszcze jednej twarzy: twarzy Matki, a Jego uśmiech osiąga taką moc, jakiej nikt nigdy nie będzie mógł wyrazić… To Jego ostatnie pożegnanie z Matką.

    Wznosi się, wznosi… Słońce ogarnia Go swobodnie, bo żadne liście nie zatrzymują już jego promieni. W słonecznym blasku Bóg-Człowiek wstępuje do Nieba ze Swym Najświętszym Ciałem. [Światło] ujawnia Jego chwalebne Rany, które lśnią jak żywe rubiny. Reszta to uśmiech perłowego światła. To Światłość, która w tym ostatnim momencie – podobnie jak w noc narodzenia – ujawnia, czym jest. Świat iskrzy się od światła bijącego z unoszącego się Chrystusa. Światło to przewyższa [blask] słońca. To światło ponadludzkie, błogosławione. Światło zstępuje z Nieba na spotkanie ze Światłością, która wstępuje… I w tym oceanie blasku Jezus Chrystus, Słowo Boże, znika ludziom z oczu… Na ziemi, pośród głębokiego milczenia zachwyconego tłumu, słychać tylko dwa głosy: okrzyk Matki: «Jezu!» – kiedy [Jej Syn] znika – i płacz Izaaka.

    • Wiecie, że świat nie umie kochać. Jednak od tej chwili wy kochajcie świat miłością nadprzyrodzoną, żeby go nauczyć miłości… Patrząc na wasze prześladowania powiedzą wam: „To tak Bóg was kocha?… Każąc wam cierpieć i zadając wam ból?… Nie warto więc należeć do Boga”… Odpowiedzcie wtedy: „Boleść nie przychodzi od Boga. Bóg ją dopuszcza, a my znamy powód tego i chlubimy się z powodu udziału w [cierpieniach] Jezusa Zbawiciela, Syna Bożego”. Odpowiadajcie: „Chlubimy się tym, że jesteśmy przybici do Krzyża i kontynuujemy Mękę naszego Jezusa.” Odpowiadajcie słowami Księgi Mądrości: „‘Śmierć i ból weszły na świat przez zawiść diabła.’ Bóg nie jest autorem śmierci i cierpienia. On się nie cieszy z boleści żyjących. Wszystko, co od Niego pochodzi, jest życiem, i wszystko jest zbawienne.” Odpowiadajcie: „Obecnie widzicie nas jako prześladowanych i pokonywanych, ale w dniu Boga losy się odmienią. My, sprawiedliwi, prześladowani na ziemi, zostaniemy otoczeni chwałą wobec tych, którzy nas męczyli i gardzili nami.”

    • Wiecie, że świat nie umie kochać. Jednak od tej chwili wy kochajcie świat miłością nadprzyrodzoną, żeby go nauczyć miłości… Patrząc na wasze prześladowania powiedzą wam: „To tak Bóg was kocha?… Każąc wam cierpieć i zadając wam ból?… Nie warto więc należeć do Boga”… Odpowiedzcie wtedy: „Boleść nie przychodzi od Boga. Bóg ją dopuszcza, a my znamy powód tego i chlubimy się z powodu udziału w [cierpieniach] Jezusa Zbawiciela, Syna Bożego”. Odpowiadajcie: „Chlubimy się tym, że jesteśmy przybici do Krzyża i kontynuujemy Mękę naszego Jezusa.” Odpowiadajcie słowami Księgi Mądrości: „‘Śmierć i ból weszły na świat przez zawiść diabła.’ Bóg nie jest autorem śmierci i cierpienia. On się nie cieszy z boleści żyjących. Wszystko, co od Niego pochodzi, jest życiem, i wszystko jest zbawienne.” Odpowiadajcie: „Obecnie widzicie nas jako prześladowanych i pokonywanych, ale w dniu Boga losy się odmienią. My, sprawiedliwi, prześladowani na ziemi, zostaniemy otoczeni chwałą wobec tych, którzy nas męczyli i gardzili nami.”

  • Dzień dobry Wszystkim, Szczęść Boże Księże Jacku. Filmu o którym mowa nie oglądałem, niemniej mam wrażenie, że otoczenie Jana Pawła II przeszkadzało Mu w wielu sprawach, zwłaszcza w czasie, gdy był już kresu sił, poruszał na wózku, myślę, że również intelektualnie nie był już tak sprawny, jak wcześniej. Całym apartamentem, otoczeniem sterował obecny kardynał – Stanisław Dziwisz. Dlaczego? Czy Jan Paweł II, gdyby miał świadomość tego, co dzieje się w kościele: głośna sprawa z molestowaniem przez duchownych w USA, problemy Banku Watykańskiego i inne, nie zareagowałby. Proszę zwrócić uwagę, jak wiele kwestii wypłynęło na światło dzienne w trakcie pontyfikatu Benendykta XVI, który moim zdaniem nie był w stanie sam poradzić sobie ze wszystkim i abdykował. A może został niejako do tego przymuszony? Mam wrażenie, że wspomniany przeze mnie kard. Dziwisz "filtrował" informacje, które miały dojść do Jana Pawła II. Niestety, moim skromnym zdaniem Jan Paweł II nie wiedział o wielu sprawach, które miały miejsce w kościele w Polsce, a potem wyszły na światło dzienne. Zaznaczam mocno, że nie jestem zwolennikiem teorii spiskowych, nie mam zamiaru atakować kościoła, bo sam jestem jego członkiem. Pozwoliłem sobie tylko, na kanwie wypowiedzi Księdza Jacka, przedstawić własne spostrzeżenia i przemyślenia. Inaczej nie wyobrażam sobie "świętości" Jana Pawła II. Myślę, że podobnie widzi to wiele innych osób, zastanawiających się nad takim, a nie innym biegiem wydarzeń. No, chyba, że służby działają mocno w kościele i pewne rzeczy wypływały celowo, niejako również sfabrykowane, żeby zmusić do ustąpienia Benedykta XVI. Co w takiej sytuacji udało się w 100%.
    Pozdrawiam!
    Dawid

    • Jak napisałem w poniedziałek w słowie wstępnym, nie patrzyłem na problem tak szeroko – chodziło mi tylko o ten odcinek relacji Papieża z Jego Otoczeniem, które zostało pokazane w filmie. Dziękuję za dyskusję i pozdrawiam+! Ks. Jacek

    • A ja po raz kolejny stawiam pytanie, kim jest ten Pan, który z taką mocą naucza naród? Bo wypowiada słowa bardzo mocne i poucza, ale kim on jest i jaki autorytet (chodzi mi o jego osobisty autorytet, jego dokonania i inne znaki rozpoznawcze) za nim stoi? Pozdrawiam+! Ks. Jacek

    • Czy to oznacza, że prawo do oceny rzeczywistości mają tylko "autorytety" ? Na "autorytetach" można się solidnie zawieść – wiele jest na to przykładów. Pan Daniel dopiero buduje swoją "pozycję", można się z nim zgadzać lub nie. Można zgadzać się np. częściowo 🙂

    • Panie Robercie, nic takiego nie napisałem i proszę nie szukać ataku tam, gdzie go nie ma. Prawo do oceny ma każdy, ale prawo do pouczania – przynajmniej mnie – ma ten, o którym przede wszystkim coś wiem, a po drugie ten, kto ma jakiś dorobek i jest jednak jakimś autorytetem. Nie "napompowanym" autorytetem, ale prawdziwym: takim, który w mojej ocenie coś sobą reprezentuje. Być może, ten Pan jest kimś takim – nie wiem. I tylko tyle chciałem powiedzieć. Pozdrawiam serdecznie+! Ks. Jacek

    • Drogi Ks. Jacku – chyba się nie rozumiemy. Nie wiem czy to w wyniku przedwyborczej gorączki, czy z powodu innych spraw. Nie szukam ataku w wypowiedzi Księdza dot. p. Daniela. Skąd ten pomysł? Chciałbym jednak, a "mocno wierzę w to, że ten świat" – cytując Niemena – nie da się skundlić i każdy, kto ma coś do powiedzenia będzie mógł to robić :). Oczywistym jest to, że jedni mówią sensowniej od innych, ale nie po to protestowałem w obronie TV TRWAM, żebym niebawem musiał protestować w obronie kanału youtube Niezależnej TV p. Daniela :). Akurat w tym odcinku powiedział to, co myśli o przygotowaniu miękkiego lądowania (nowego garnituru) platformersów w nowotworze partii Balcerowicza – i ja się z tym zgadzam, dziwię się, że Ksiądz nie.

    • No właśnie, nie rozumiemy się. Szkoda. Proszę jeszcze raz przeczytać to, co napisałem i nie dopisywać mi tego, czego nie powiedziałem. Ja ani jednym słowem nie skomentowałem treści wystąpienia tego Pana, tylko odnoszę się do jego osoby. Ten Pan, o którym nic nie wiem, poucza mnie i kieruje do mnie takie lub inne zachęty. Dużo jest racji w tym, co mówi, ale ja w takiej sytuacji, jeżeli mam kogoś posłuchać, chciałbym wiedzieć, kto to jest i co sobą reprezentuje.
      A to stwierdzenie z przedwyborczą gorączką, to – proszę wybaczyć – ale… Ks. Jacek

    • Cz zdaniem Księdza moje pytanie mające na celu kontynuowanie dyskusji :"Czy to oznacza, że prawo do oceny rzeczywistości mają tylko "autorytety" ? " jest "dopisywaniem tego, czego Ksiądz nie powiedział"? Ja również proponuję przeczytanie mojej wypowiedzi, zakończonej emotikonką wyrażająca uśmiech. Co do pouczania: odbieram wypowiedzi tego Pana jako apel, naświetlanie pewnych spraw, które dla ludzi – a większość nie ma chęci analizowania rzeczywistości – są niewidoczne.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.