Kto pozostaje w Chrystusie – jest nowym stworzeniem!

K
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, bardzo dziękuję za Wasze wczorajsze życzenia – zarówno te, zamieszczone na blogu, jak i te przekazane drogą telefoniczną lub smsową. Wszystkie je odwzajemniam modlitwą i szczerym pragnieniem jak najgorliwszej kapłańskiej służby. Ale to będzie zależało w dużej mierze od tego, czy zechcenie mnie wspierać swoją modlitwą i bliskością serc… Raz jeszcze dziękuję!
      A na głębokie i religijne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                         Gaudium et spes!  Ks. Jacek

12
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: Job 38,1.8–11; 2 Kor 5,14–17; Mk 4,35–41
CZYTANIE
Z KSIĘGI HIOBA:
Z
wichru Pan powiedział Hiobowi te słowa: „Kto bramą zamknął
morze, gdy wyszło z łona wzburzone, gdym chmury mu dał za ubranie,
za pieluszki ciemność pierwotną? Złamałem jego wielkość mym
prawem, wprawiłem wrzeciądze i bramę. I rzekłem: «Aż dotąd,
nie dalej. Tu zapora dla twoich nadętych fal»”.
CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro jeden
umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich
umarł Chrystus po to, aby ci co żyją, już nie żyli dla siebie,
lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.
Tak
więc i my odtąd już nikogo nie znamy według ciała; a jeśli
nawet według ciała poznaliśmy Chrystusa, to już więcej nie znamy
Go w ten sposób. Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest
nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się
nowe.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MARKA:
Gdy
zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów:
„Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a
Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z
Nim.
Naraz
zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź
się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu.
Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie
obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do
jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała
głęboka cisza.
Wtedy
rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak
wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim
właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”
Wichry,
które wieją na drogach naszego życia, bywają nie mniej gwałtowne
i niespodziewane, jak ten, o którym słyszymy dzisiaj w Ewangelii.
Nieraz się wydaje, że są one nie do opanowania, że nie
będziemy w stanie wybronić się przed nimi. I łódź naszego życia
także niejednokrotnie miotana jest tak ogromnymi falami, iż prawie
się już napełnia – zalewają ją fale zła, fale różnych
afer i wstrząsów,
fale najróżniejszych niepokojów…
Ruszając
w drogę przez życie, człowiek najczęściej nie przewiduje
tego, co go na tej drodze spotka.
Apostołowie mieli zamiar
jedynie przeprawić się na drugą stronę jeziora. Okazało się
jednak, że ta podróż – skądinąd wcale nie taka długa – miał
obfitować w bardzo niezwykłe wydarzenia: w momenty walki z
żywiołem i rozpaczliwe wołanie do Jezusa, aby ratował sytuację.
Interwencja
Jezusa także była niezwykła. Aby ratować człowieka, zawiesił
prawa przyrody,
zapanował nad żywiołem. W momencie, kiedy ów
żywioł zdawał się wygrywać z człowiekiem, Jezus sprawił, że
stało się dokładnie odwrotnie: Milcz, ucisz się!
rzekł do wzburzonego jeziora. I uciszyło się…
Jak
ważny dla Jezusa jest człowiek!
Jak ważne są dla Niego ludzie
sprawy. A mówimy o tej zasadzie mając na uwadze nie tylko
ewangeliczny opis historycznego wydarzenia, tak bardzo nas
zachwycającego, a nawet wzruszającego. Jezus i dzisiaj nie
przestaje się troszczyć o człowieka,
i dzisiaj Jezusowi nie
mniej na człowieku zależy. I dzisiaj jest w stanie uciszyć burze,
i dzisiaj jest w stanie powstrzymać wzburzone fale.
Dokona
się to jednak wówczas, gdy będzie
płynął z człowiekiem
jego
łodzią, gdy człowiek na drogę swego życia zabierze
Jezusa do swojej łodzi.
I gdy zaufa Jezusowi, iż jest On w
stanie poratować w każdej sytuacji…
Apostołowie
znali przecież Jezusa od jakiegoś czasu i widzieli bardzo dużo
konkretnych i czytelnych znaków, a jednak – kiedy przyszło co do
czego – najpierw podjęli samodzielną, rozpaczliwą akcję
ratunkową,
która jednak nie na wiele się zdała. Potem zaczęli
popadać w rezygnację, aż po jakimś czasie dopiero pomyśleli, że
trzeba z prośbą o pomoc zwrócić się do Jezusa.
Pytanie,
jakie zadali Jezusowi, świadczy o tym, że byli już o krok od
rozpaczy,
od całkowitego załamania się: Nauczycielu, nic
Cię to nie obchodzi, że giniemy?
Czy
mogli zginąć, kiedy Jezus był z nimi? Czy On sam pozwoliłby na
to, aby im się coś stało? Okazuje się jednak, że w momencie
zagrożenia nie tak łatwo zdobyć się na odwagę wiary, na
odwagę zaufania. Nawet wobec Jezusa, co do którego już mieli tyle
dowodów na to, iż potrafi On zareagować w bardzo
niespodziewany sposób i poratować człowieka praktycznie w każdej
opresji – nawet obecność Jezusa
w łodzi nie powstrzymała ich przed strachem, przed
paniką
. Stąd też pełne wyrzutu słowa Jezusa: Czemu tak
bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary!
Jezus,
który płynie z nami naszą łodzią, także chciałby nam pomagać.
Oczekuje jednak tego, że człowiek świadomie będzie chciał tej
pomocy, że człowiek da sobie pomóc! Niestety, są i tacy,
którzy nauczyli się radzić sobie sami, którym wydaje się,
że sami sobie poradzą, którym Bóg jest niepotrzebny i drugi
człowiek jest niepotrzebny.
Mają
oni na tyle głębokie przekonanie o swojej samowystarczalności, że
zwracanie się do Boga z jakąkolwiek prośbą uważają za
znak słabości i staroświeckości, a zwrócenie się do drugiego
człowieka
– za znak jakiejś przegranej. A tymczasem – to
nie jest tak. Zresztą, życie szybko uczy właściwych rozstrzygnięć
i bardzo szybko okazuje się, że człowiek sam sobie nie poradzi.
Potrzebuje pomocy Jezusa i pomocy drugiego człowieka, jeśli – to
oczywiste – ten drugi człowiek będzie działał w imię
Jezusa.
Jezus
bowiem jest władny poratować człowieka z jego niepokojów, z jego
zagubienia, z nawałnicy fal, szalejących na oceanie życia. Ważne
jest, aby maksymalnie zaufać Jezusowi. A już tak praktycznie
mówiąc – zachować czyste sumienie, aby do Jezusa odnosić
każdy problem
.
W
momencie bowiem zaistnienia sytuacji trudnej – jak Apostołowie na
łodzi – zaczynamy poszukiwania różnych sposobów ratunku.
Najczęściej słuchamy wielu porad, albo ostatecznych
rozstrzygnięć, podsuwanych przez ludzi, znających się na
wszystkim i mających odpowiedzi na wszystkie pytania. Bo to zwykle
jest tak, że jak ktoś z boku patrzy, to wie, jak dany problem
rozwiązać i wszystko jest dla niego jasne i oczywiste. Sytuacja
najczęściej zmienia się, kiedy dany problem dotknie ich samych…
Dlatego
też porady takich ludzi zwykle w niczym nie pomagają, a
wręcz okazuje się, że złowrogie fale jeszcze mocniej biją w łódź
i nawet zaczyna ona powoli się zatapiać. I w takim momencie
przychodzi myśl, aby zapytać, co na to Jezus? A może trzeba
Go obudzić, aby powstał i sam uciszył te różne nasze niepokoje?
Rzecz
jasna – Jezus nie śpi i nawet nie czeka, aż człowiek Go
poprosi o pomoc. Sam zaczyna interweniować, sam zaczyna leczyć
sytuację. Człowiek tylko ma się poddać Jego działaniu. Tak
się bowiem składa, że największe fale uderzają
w łódź życia wówczas, kiedy człowiek za bardzo polega
na ludziach.
Kiedy za bardzo przejmuje się tym, co
powiedzą inni – czy spodoba się ludziom, co o nim pomyślą, czy
się na niego nie obrażą…
Chodzi
tu o domowników, czasami o przełożonych w pracy, nieraz o
sąsiadów. Czy sobie o nas źle nie pomyślą?
A może będą nas krytykować? I chociaż w sumieniu wiemy,
że postępujemy słusznie, że w świetle zasad Jezusa nie mamy
sobie nic do zarzucenia, to jednak myśl o tym, że ktoś obok
stojący może krzywo spojrzeć – już odbiera nam ten zapał
i myślimy, co by tu zrobić, aby jednak krzywo nie spojrzał, żeby
się nie zdenerwował.
Kochani,
to z tego właśnie powstają największe w naszym życiu fale,
największe zamieszanie – kiedy
chcemy zbytnio podobać się ludziom, a mniejszą uwagę
zwracamy na Jezusa.
Prawda jest jednak taka, że ludzie – sami
z siebie – nie uciszą w nas naszych niepokojów. Jeżeli
zaś potrafią to uczynić, to tylko dlatego, że działają w
imieniu Jezusa,
że poprzez Sakramenty – jeżeli są to kapłani
– lub przez każde dobre słowo, mówią w imieniu Jezusa: Milcz,
ucisz się
! – do naszych niepokojów, do naszych
burz wewnętrznych.
Często
jednak – niestety – nie kierują się oni myślą o Jezusie,
tylko własną ambicją i chęcią podporządkowania sobie innych;
chęcią błyszczenia kosztem innych, chęcią udowodnienia na siłę
swojej racji. Człowiek jednak o dobrze uformowanym sumieniu,
rozpozna każdą z tych sytuacji. I na pewno nie może się
przejmować
wtedy, kiedy w sumieniu – dobrze uformowanym –
rozstrzyga, że ma rację, a inni na siłę będą udowadniać, że
jej nie ma.
Zawsze
najważniejsza jest odpowiedź na pytanie – co na to Jezus?
Co mówi o tym Jego Ewangelia, co mówi o tym On sam – przez
konfesjonał, albo przez mądre, dobre słowo drugiego człowieka,
nie skażonego przerostem własnych ambicji. Co na to Jezus?
Trzeba,
koniecznie trzeba odnosić się tylko do Niego, koniecznie
trzeba Jemu tylko ufać. Nie polegać na ludziach, zwłaszcza tych,
którzy sami siebie mają za nieomylnych i znają sposób na każdy
problem. Okazuje się nieraz, że to oni są przyczyną wielu
zawirowań w życiu człowieka.
Tak
się bowiem składa, że o ile w przypadku całego tego wydarzenia, o
którym mowa w dzisiejszej Ewangelii, mieliśmy do czynienia z
siłami przyrody,
o tyle fale, które miotają łodzią naszego
życia, nie są spowodowane siłami przyrody. To ludzie sobie
nawzajem uprzykrzają życie,
to ludzki egoizm i grzech w
przeróżnych odmianach powoduje, że życie staje się koszmarem,
albo przynajmniej – jest coraz trudniejsze. To chorobliwy
przerost ambicji powoduje,
że jedni chcą budować swój prestiż
na innych, chcąc innym pokazać, że coś znaczą, że mają tu „coś
do powiedzenia”.
I
dlatego trzeba Jezusowego: Milcz, ucisz się! I
dlatego trzeba tego Bożego stwierdzenia, które usłyszeliśmy w
pierwszym czytaniu: Aż dotąd, nie dalej. Tu zapora dla twoich
nadętych fal!
I wreszcie trzeba bardzo poważnego
potraktowania słów, skierowanych przez Pawła do Koryntian: A
właśnie za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już
nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i
zmartwychwstał
. […] Jeśli więc ktoś
pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło,
a oto wszystko stało się nowe.
Właśnie
– skoro Chrystus umarł za nas i dla nas, skoro się tak ofiarował
– my też już nie możemy żyć dla siebie, ale trzeba nam
szukać sposobów ofiarowania siebie Chrystusowi i drugiemu
człowiekowi.
Skoro wszystko stało się nowe – potrzeba zmiany
naszego podejścia, zmiany naszego myślenia, potrzeba odnowienia
naszego spojrzenia
.
Myślę,
że o wiele mniej złych fal dzisiaj miotałoby naszą życiową
łódką, gdyby chrześcijanie, a więc przyjaciele Chrystusa, czuli
się bardziej zobowiązani do odnawiania swego myślenia i do
czerpania wzoru ze swego Mistrza.
Aby starali się nie tyle
wzbudzać fale i powodować niepokoje, co raczej wyciszać je mocą
Jezusa i w Jego imię. Aby starali się nie kierować jedynie
własną ambicją
i chęcią podkreślenia siebie na każdym
kroku, ale dobrem drugiego człowieka i pragnieniem wzrostu chwały
Bożej.
To
się – rzecz jasna – dobrze mówi na kazaniu, ale w praktyce o
wiele trudniej to zrealizować. Jakoś tak już jest w życiu
człowieka, że o wiele łatwiej coś zburzyć, niż
zbudować; o wiele łatwiej coś popsuć, niż
poustawiać we właściwym porządku. O wiele łatwiej
i szybciej wprowadza się zamieszanie, niż
jakąś harmonię. O wiele łatwiej wywołuje się burzę,
niż się ją wycisza…
A
właśnie my chrześcijanie, my – przyjaciele Chrystusa, wezwani
jesteśmy do tego, aby nie burzyć, nie
psuć, nie powodować zamieszania, nie wywoływać huraganów i
lawin, ale budować, porządkować, mądrze wszystko
ustawiać, wyciszać
– mocą Jezusa – burze, których
i tak nie brakuje w naszym życiu.
My
chrześcijanie, my – przyjaciele Chrystusa, jesteśmy wezwani i
zaproszeni do tego, aby zawsze pytać Jego samego, naszego Mistrza,
co On na to? Co On zrobiłby w danej sytuacji? Jak
wyciszyłby tę burzę, abyśmy i my mogli ją w ten sam sposób
wyciszyć… Abyśmy nie popadali w całkowitą rezygnację, w jaką
już zaczęli popadać Apostołowie w łodzi, ale abyśmy od razu
kierowali swój wzrok na Jezusa
– nie dopiero wówczas, kiedy
zawiodą ludzkie sposoby.
Abyśmy
tak odnawiali nasze spojrzenie na życie i na ludzi, abyśmy tak
odnawiali nasze myślenie, by Jezus nigdy nie musiał
skierować do nas tych swoich gorzkich słów: Czemu tak
bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiar
y!
Wprost
przeciwnie – niech myślą przewodnią naszego życia i
postępowania będą dzisiejsze słowa Apostoła Pawła: Jeżeli
więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co
dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe!

19 komentarzy

  • Spóźnione Życzenia Rocznicowe

    Życzę Księdzu Doktorowi sukcesów na obranej ścieżce Życia. Mimo wszystko i mimo wszystkiego… Przyjmuję bowiem, że intencje Księdza są uczciwe, a tylko d o g m a t y c z n e podejście do spraw l u d z k i c h uniemożliwia Księdzu z r o z u m i e n i e przyczyn postępowania C z ł o w i e k a . Oby zaczął Ksiądz być d o r a d c ą potrzebujących rady a nie e g z e k u t o r e m postanowień murszejących dogmatów.

    W.

    • Litości… Odpuść Dobry Człowieku, bo to co robisz, zwyczajnie staje się niesmaczne… O ile jestem w stanie zrozumieć, że skomplikowane koleje losu wpłynęły na Twoją złośliwość czy zgorzkniałość – czasami tak bywa, o tyle nie jestem w stanie pojąć tego, że nawet fakt złożenia życzeń (z natury rzecz dobra i godna pochwały) może być okazją do impertynencji i złośliwości… Z każdym można się nie zgodzić, zawsze można mieć odmienne zdanie, ale nie wolno nikogo obrażać, ani nikogo poniżać, tylko z tego powodu, że myśli inaczej, albo wyznaje inny system wartości.

  • Dzisiaj z kolei 25 lecie kapłaństwa obchodzi ks. kmdr por Zbigniew Rećko, brat stryjeczny mojej żony, proszę o modlitwę w jego intencji 🙂

    • "Nie płacz w liście.
      Nie pisz, że los ciebie kopnął.
      Nie ma na ziemi sytuacji bez wyjścia.
      Kiedy Bóg drzwi zamyka okno… "

      Ks.J.Twardowski

      …Wandaliuszu

      Gosia

    • A ja pytam.

      "Jeśli kochać
      jest niemodnie
      A sobą być
      niewygodnie
      Jeśli wierzyć w coś
      to głupie
      A bez celu żyć
      Jest cool! i super!

      To ja pytam dokąd
      jedzie ten pociąg?
      Jaki ma koniec
      ta smutna opowieść?

      Jeśli dzieckiem być
      nie wypada
      A być starym
      to przesada
      Jeśli nie czuć nic
      jest dobrze, bo zdrowo
      Bez sumienia żyć
      znaczy żyć kolorowo

      To ja pytam dokąd
      jedzie ten pociąg?
      Jaki ma koniec
      ta smutna opowieść?

      Jeśli młodość
      można kupić u chirurga
      A słonce
      w specjalnych żarówkach
      Jeśli siła dziś
      to pieniądz
      A moc
      oznacza przemoc

      To ja pytam dokąd
      jedzie ten pociąg?
      Jaki ma koniec
      ta smutna opowieść?

      Ja nie chcę pływać w morzu nieczułości
      Nie chcę uprawiać wirtualnej miłości
      Nie będę nosić sukienek z plastiku
      Nie kupię sobie ziemi na Księżycu

      To ja pytam dokąd
      jedzie ten pociąg?
      Jaki ma koniec
      ta smutna opowieść?
      O co chodzi tu?
      O co chodzi tu?"

      Lechoń Jan

      …Wandaliuszu

    • "…
      Odetchnij, popatrz
      Spadają z obłoków
      małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
      a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
      i zapomnij, że jesteś, kiedy mówisz, że kochasz"

      Ks.J.Twardowski

      …Wandaliuszu

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.