O oglądaniu się za siebie…

O
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj po raz pierwszy na tym forum zamieszczam życzenia imieninowe mojej młodszej Siostrzenicy, Emilce Niedźwiedzkiej. Ten mały Huragan ma w sobie tyle energii, że całą Rodziną nie możemy za nim nadążyć. Życzę więc naszej Solenizantce, aby otoczona miłością Rodziców i całej Rodziny tak wspaniale się rozwijała i mądrzała, jak dotąd, będąc dla nas wszystkich źródłem wielkiej radości!
      A ja wczoraj, moi Drodzy, odwiedziłem miejsce naszych spływów kajakowych. Z Szymonem i Karolem dotarliśmy do Płaskiej za Augustowem i Mikaszówki w celu znalezienia jednego nowego noclegu i dogadania spraw, związanych z kajakami. Udało się też odbyć dwugodzinny kurs kajakiem po okolicy. Piękny dzień, piękna pogoda – nic nie padało w czasie, kiedy płynęliśmy, a nawet było słońce! Niech Pan będzie uwielbiony za ten czas i za to piękne miejsce! 
        Tylko po przejechaniu ośmiuset pięćdziesięciu kilometrów za kierownicą dało się odczuć lekkie zmęczenie… Ale – cóż to jest wobec pięknych przeżyć tego dnia!
                                          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
13 Tygodnia zwykłego, rok I,
do
czytań: Rdz 19,15–29; Mt 8,23–27
Czytanie
z Księgi Rodzaju.
Aniołowie
przynaglali Lota, mówiąc: „Prędzej, weź żonę i córki, które
są przy tobie, abyś nie zginął z winy tego miasta”. Kiedy zaś
on zwlekał, mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za
ręce, Pan bowiem litował się nad nimi, i wyciągnęli ich, i
wyprowadzili poza miasto.
A
gdy ich już wyprowadzili z miasta, rzekł jeden z nich: „Uchodź,
abyś ocalił swe życie. Nie oglądaj się za siebie i nie zatrzymuj
się nigdzie w tej okolicy, ale szukaj schronienia w górach, bo
inaczej zginiesz”.
Ale
Lot rzekł do nich: „Nie, Panie mój. Jeśli jesteś życzliwy dla
twego sługi, uczyń większą łaskę niż ta, którą mi
wyświadczyłeś, ratując mi życie: bo ja nie mogę szukać
schronienia w górach, aby tam nie dosięgło mnie nieszczęście i
abym nie zginął. Oto jest tu w pobliżu miasto, do którego mógłbym
uciec. A choć jest ono małe, w nim znajdę schronienie. Czyż nie
jest ono małe? Ja zaś będę mógł ocalić życie”.
Odpowiedział
mu: „Przychylam się i do tej twojej prośby; nie zniszczę więc
miasta, o którym mówisz. Szybko zatem schroń się w nim, bo nie
mogę dokonać zniszczenia, dopóki tam nie wejdziesz”. Dlatego
dano temu miastu nazwę Soar. Słońce wzeszło już nad ziemią, gdy
Lot przybył do Soaru.
A
wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od
Pana z nieba. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze
wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność. Żona Lota,
która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli.
Abraham,
wstawszy rano, udał się na to miejsce, na którym przedtem stał
przed Panem. I gdy spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały
obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak
gdyby z pieca, w którym topią metal.
Tak
więc Bóg, niszcząc okoliczne miasta, przez wzgląd na Abrahama
ocalił Lota od zagłady, jakiej uległy te miasta, w których Lot
przedtem mieszkał.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MATEUSZA:
Gdy
Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała
się gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On
zaś spał. Wtedy przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc:
„Panie, ratuj, giniemy!”
A
On im rzekł: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Potem
wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.
A
ludzie pytali zdumieni: „Kimże On jest, że nawet wichry i jezioro
są Mu posłuszne?”
Bardzo
dużo daje do myślenia historia, opisana w pierwszym czytaniu. Pan
przez swoich Aniołów ratuje Lota i jego rodzinę z pożogi,
która za chwilę ma pochłonąć Sodomę i Gomorę.
I
już na początku naszego rozważania warto zauważyć, że Lot –
choć był krewnym Abrahama – wyraźnie różnił się od niego
swoich nastawieniem do Boga, ale także do innych ludzi. Oczywiście,
to nie jest żadną regułą, że pokrewieństwo – nawet bliskie –
miałoby decydować o podobieństwie charakterów. Natomiast
kiedy czyta się w Księdze Rodzaju o wszystkim, co uczynił i
powiedział, i jak postąpił w konkretnych sytuacjach Abraham, a jak
– dla porównania – postąpił Lot, to łatwo zauważyć różnice:
Lot nie był tak bezgranicznie oddany Bogu, jak Abraham, nie
był też tak bezinteresowny.
To
wszystko jednak nie przeszkodziło Bogu, aby Lotowi i jego rodzinie
okazać szczególną łaskawość. A możemy ją z całym
przekonaniem nazwać szczególną i wyjątkową, jeśli wczytamy się
chociażby w te słowa: Aniołowie
przynaglali Lota, mówiąc: „Prędzej, weź żonę i córki, które
są przy tobie, abyś nie zginął z winy tego miasta”. Kiedy zaś
on zwlekał, mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za
ręce, Pan bowiem litował się nad nimi, i wyciągnęli ich, i
wyprowadzili poza miasto.

Bóg
więc uratował Lota, pokonując przy tym nawet jego opieszałość
i
niepozbieranie.
Mało
bowiem brakowało, że Lot
zginąłby
tylko dlatego, że nie mógł się zebrać do wyjścia! Trzeba go
było ratować
wręcz na siłę!

A kiedy już otrzymał
od Aniołów Bożych
jasne wskazanie, że ma jak najprędzej iść w góry, on chciał
jeszcze więcej.
Ośmielił
się powiedzieć do Boga: Nie,
Panie mój. Jeśli jesteś życzliwy dla twego sługi, uczyń większą
łaskę niż ta, którą mi wyświadczyłeś, ratując mi życie: bo
ja nie mogę szukać schronienia w górach, aby tam nie dosięgło
mnie nieszczęście i abym nie zginął. Oto jest tu w pobliżu
miasto, do którego mógłbym uciec.

Bóg
i do tej prośby się przychylił! Lot otrzymał więc wszystko,
czego chciał,

przede wszystkim zaś – ocalił
życie.

Miał tylko szybko uciekać i nie
oglądać się za siebie.
Tylko
tyle. Niestety, dla żony Lota było to 
tyle.

Obejrzała się – i została zamieniona w słup soli. Oczywiście,
może to tylko taka biblijna metafora, na pewno jednak w
jakiś sposób została ukarana

za nieposłuszeństwo Bogu i za swoją nadmierną ciekawość. Kiedy
zaś rodzina Lota znalazła ratunek, Sodoma i Gomora zostały
zniszczone.
Możemy
zatem powiedzieć, że jesteśmy dziś świadkami sytuacji, w której
Bóg ratuje
człowieka wbrew niemu samemu!
To
zostało w
przeczytanym przed chwilą opisie
bardzo wyraziście pokazane: Aniołowie biorą poszczególnych
członków rodziny za
ręce i wyprowadzają,

nie czekając, aż ci się zastanowią i namyślą. Tu chodziło o
ratowanie życia, dlatego Bóg
zadziałał tak bardzo radykalnie!

Podkreślmy
jeszcze raz: niemalże wbrew
samym
zainteresowanym,
pomimo
ich opieszałości i oporów. Ich zadaniem było tylko podać
rękę
Bożym
Aniołom, dać
się poprowadzić

i
nie oglądać się za siebie.
Owo
„oglądanie
się za siebie”

zyskało w epizodzie,
opisanym
w dzisiejszej Ewangelii, znaczenie symboliczne. Bo chyba możemy
mianem
„oglądania
się za siebie” określić ów
potężny
strach,
jaki
opanował serca
Apostołów w obliczu nawałnicy na jeziorze. Gdyby patrzyli „przed
siebie”,

a więc z nadzieją w przyszłość, a tak dokładniej: gdyby z
większą wiarą spojrzeli na Jezusa,

który przecież był z nimi w łodzi, pewnie nie wpadliby w taką
panikę. Ale oni właśnie ciągle „oglądali się za siebie”, a
więc mieli
na uwadze swoje
obawy, swoje ograniczenia, swoje osobiste lęki…
To
jest właśnie w naszym życiu „oglądaniem się za siebie”, moi
Drodzy! Kto patrzy „przed
siebie”,

kto wyciąga rękę do Jezusa i daje
się Mu poprowadzić,
ten
ma szansę zwycięstwa i pokonania nawet własnych oporów i
ograniczeń. Kto jednak ciągle „ogląda się za siebie”, ten już
na
starcie przegrał.
Dlatego
tak ważne jest, abyśmy w orbicie naszego postrzegania mieli Jezusa
– a nie samych siebie!
W
tym kontekście pomyślmy:

Na
ile potrafię na co dzień dystansować się od swoich codziennych
zmartwień i oddawać je Jezusowi?

Czy
w obliczu największych trudności nie zdarza mi się wpadać w
panikę?

Czy
nie myślę tylko i nie mówię o słabościach swoich i innych?

Kimże
On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?… 

2 komentarze

  • Krocząc pewnie p r z e d siebie – oglądajcie się z a siebie. Człowiek nie baczący na przeszłość [osobistą, narodową, społeczną] staje się zaledwie i n d y w i d u u m podatnym na manipulacje farbowanych lisów i "grobów pobielanych" i wychodzi na tym jak posłuszne jurnemu tatusiowi córki Lota. Idący przed siebie i nie oglądający się także z a s i e b i e "już na starcie przegrał" [nie dotyczy krotkodystansowców]… Zresztą… Czyż manipulanci nie powołują się ciągle [gdy jest to dla nich wygodne] na T r a d y c j ę ?

    Zapraszam do Colosseum z propozycją uduchowionej rozrywki w stylu ś.p. cezara Nerona…

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.