Nauczycielu, dobrze powiedziałeś…

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym przesyłam bardzo serdeczne życzenia imieninowe Księdzu Januszowi Sałajowi, Proboszczowi Parafii w Kąkolewnicy, w Diecezji siedleckiej, któremu bardzo serdecznie dziękuję za życzliwość i pomoc, niejednokrotnie okazywaną, a dla którego modlę się o nieustanną kapłańską gorliwość w codziennej trosce o zbawienie powierzonych Mu ludzi. A jest to dla Solenizanta nowa rzeczywistość, bo od niedawna jest tam Proboszczem. Wspieram zatem modlitwą!
          Moi Drodzy, bardzo dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko z Syberii. Ależ ono głębokie, mądre – i na czasie! Z pewnością to przyznacie. Bardzo dziękuję za tak jasne postawienie tych spraw, które nurtują dzisiaj wiele osób. Dziękuję również za namiary na wskazane artykuły – one rzeczywiście są dobrym dopowiedzeniem do treści rozważania. Widzimy z tego, że rządcy Europy szukają przyczyn obecnych problemów nie tam, gdzie te przyczyny naprawdę są. Kiedy oprzytomnieją? I jakie zadania cała ta sytuacja nakłada na nas?
          Zachęcam do zagłębienia się raz jeszcze we wczorajsze słówko Księdza Marka…
                                             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Sobota
33 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny,
do
czytań: 1 Mch 6,1–13; Łk 20,27–40
CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI MACHABEJSKIEJ:
W
czasie swojej wyprawy po górnej krainie król Antioch dowiedział
się, że w Persji jest Elimais, miasto sławne z bogactwa, ze srebra
i złota, że jest tam nadzwyczaj bogata świątynia, a w niej złote
hełmy, pancerze i zbroja, którą pozostawił tam król macedoński
Aleksander, syn Filipa, który panował najpierw nad Grekami. Udał
się więc tam, usiłował zdobyć miasto i obrabować je, to mu się
jednak nie powiodło, gdyż mieszkańcy miasta poznali jego zamiary.
Stanęli do walki przeciwko niemu, a on musiał się wycofać. Z
wielkim smutkiem powrócił stamtąd i udał się do Babilonu.
Do
Persji przybył do niego jakiś posłaniec z wiadomością, że
pobite są te wojska, które były wysłane do ziemi judzkiej; przede
wszystkim wyruszył Lizjasz na czele ogromnego wojska i został przez
nich pobity; oni zaś stali się naprawdę mocni dzięki broni,
wojsku, a także dzięki wielkim łupom, które zabrali pobitemu
wojsku; zburzyli ohydę, którą wybudował na ołtarzu w
Jerozolimie, świątynię wokoło otoczyli wysokimi murami jak
poprzednio, a także jego miasto Bet–Sur.
Gdy
król usłyszał o tych wypadkach, zdumiał się i przeraził się do
tego stopnia, że padł na łoże i ze smutku się rozchorował, bo
nie tak się stało, jak sobie życzył.
Przez
wiele dni tam przebywał, gdyż przyszedł na niego ciężki smutek i
nawet przypuszczał, że umrze. Przywołał więc wszystkich swoich
przyjaciół i powiedział do nich: „Sen odszedł od moich oczu, a
troska gniecie me serce; powiedziałem więc w swoim sercu:
«Doszedłem do tak wielkiej udręki i niepewności, w jakiej obecnie
się znajduję, a przecież w używaniu swej władzy byłem łaskawy
i miłosierny. Teraz jednak przypominam sobie całe zło, którego
dopuściłem się w Jerozolimie. Zabrałem bowiem wszystkie srebrne i
złote naczynia, które tam się znajdowały, i bez przyczyny wydałem
rozkaz, aby wytępić wszystkich mieszkańców ziemi. Wiem, że
dlatego właśnie spotkało mnie to nieszczęście, i oto od
wielkiego smutku ginę na obcej ziemi»”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Podeszło
do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma
zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: „Nauczycielu,
Mojżesz tak nam przepisał: «Jeśli umrze czyjś brat, który miał
żonę, a był bezdzietny, niech jego brat weźmie wdowę i niech
wzbudzi potomstwo swemu bratu». Otóż było siedmiu braci. Pierwszy
wziął żonę i umarł bezdzietnie. Wziął ją drugi, a potem
trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu
umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich
będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę”.
Jezus
im odpowiedział: „Dzieci tego świata żenią się i za mąż
wychodzą. Lecz ci, którzy uznani są za godnych udziału w świecie
przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani
za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi
aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami
zmartwychwstania.
A
że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest
mowa o krzaku, gdy Pana nazywa «Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i
Bogiem Jakuba». Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych;
wszyscy bowiem dla Niego żyją”.
Na
to rzekli niektórzy z uczonych w Piśmie: „Nauczycielu, dobrze
powiedziałeś”, bo o nic nie śmieli Go już pytać.
Kluczowym
zdaniem dzisiejszego pierwszego czytania i całej tej dość długiej
i skomplikowanej historii, którą opisuje, jest – jak się wydaje
– właśnie to: Teraz
jednak przypominam sobie całe zło, którego dopuściłem się w
Jerozolimie.

I
chociaż jeszcze we wcześniejszym zdaniu król Antioch przekonywał
– zapewne sam siebie – mówiąc: Doszedłem
do tak wielkiej udręki i niepewności, w jakiej obecnie się
znajduję, a przecież w używaniu swej władzy byłem łaskawy i
miłosierny,
to
jednak w chwili, w której człowiek staje oko w oko ze śmiercią,
jakoś tak się dzieje, że to
oko otwiera się na prawdę.

I nawet, jeżeli człowiek przez całe życie od tej prawdy uciekał,
nie dopuszczał jej do siebie; udawał, że nic o niczym nie wie i że
wszystko, co czyni, jest absolutnie w porządku, to w momencie
śmierci prawda
ta
zwykle
go
„dogania”
i z całą swą ostrością zagląda mu w oczy.

A
wówczas człowiek, który całe życie oszukiwał sam siebie i
wszystkich wokół, z przerażeniem konstatuje, że żarty się
skończyły.
Już
nie
ma
sensu udawać

zresztą, nie bardzo się nawet da – trzeba odpowiedzieć za swoje
czyny. To właśnie dlatego zapewne, moi Drodzy, tak wielu ludzi boi
się śmierci,

tak wielu ludzi boi się tych ostatnich
momentów życia.

Zauważmy,
że o wielu Świętych i wielkich ludziach mówi się, że ich śmierć
była spokojna,
pobożna, po prostu – piękna…

Często z modlitwą na ustach i modlitwą najbliższych wspierani,
oddawali Bogu ducha… Wiedzieli bowiem, że Bóg
już czeka na nich z nagrodą

i wiedzieli, że prawda o ich kończącym się życiu jest dobra.

Może
to życie nie było łatwe, może było nawet bardzo trudne i pełne
cierpienia, i może niejednej krzywdy ze strony ludzi doznali, ale
oni
sami nie wstydzą się Bogu spojrzeć w oczy.

Bo choć świadomi także swoich własnych grzechów, to jednak
prawda, jaką o sobie w tym momencie poznają, jest taka, że mieli
w sobie dobrą wolę i szczere pragnienie spotkania z Bogiem,

dlatego liczą teraz na Boże miłosierdzie i nie obawiają się
spotkania z Panem. Odchodzą – jako rzekliśmy – spokojnie…
Jakże
inaczej – z
tej perspektywy – wygląda
sytuacja osób,
które żyły źle,
głupio, podle, grzesznie…

Cynicznie śmiali się w oczy tym, którzy żyli właściwie i nic
sobie nie robili z kierowanych do nich przestróg i dobrych rad. I
jeżeli przysłowie, mówiące o tym, że „ten
się śmieje naprawdę, kto się śmieje ostatni”,

ma gdzieś tak znaczące zastosowanie, to właśnie w
tej sytuacji. Bo takim ludziom w takim momencie jest wybitnie
„nie do śmiechu”.

Oni
zazwyczaj wtedy bardzo się boją – prawda o nich samych, która do
nich już bezpośrednio
dociera,
powoduje,
że zrobiliby wszystko, żeby chociaż jeszcze o kilka dni przedłużyć
to swoje życie. A może chociaż o jeden dzień… A może o
godzinę… Może by w tym czasie jeszcze
spróbowali „odkręcić” to i owo,

albo naprawić, albo odwołać jakieś swoje słowa, albo przeprosić
za krzywdy… Jednakże wtedy słyszą
w sercu te
najstraszniejsze chyba
słowa,
jakie w takim
momencie może usłyszeć człowiek: za
późno…
Można
było inaczej, można było mądrzej, można było lepiej, ale –
właśnie – można
było…

To słowo „było”
rozstrzyga
tu wszystko. Teraz jest już
za
późno…

Owszem,
można jeszcze zwrócić się do Boga w ostatnim, już takim totalnie
szczerym wołaniem o miłosierdzie

i wołanie to zostanie usłyszane. Ale – jak nas naucza Kościół

trzeba będzie zdać sprawę Bogu ze swojego postępowania i zła,

które się za sobą pozostawiło.
Zresztą,
w teologii jest również i takie przekonanie, że Sąd Boży na tym
właśnie polega, że dusza, oświecona Bożym blaskiem, w
momencie przejścia już zna absolutną prawdę o sobie.

Sąd Boży – to nie jakiś ludzki trybunał, przed którym rozprawy
ciągną się miesiącami, a wyroki wywołują ogólne poczucie
jawnej niesprawiedliwości. Boży
Sąd – to blask prawdy,
w
świetle której człowiek nie ma żadnych wątpliwości odnośnie do
swego życia.
A
moment odchodzenia z tego świata jest takim swoistym wejściem
w tę właśnie atmosferę,
dlatego
już wtedy dużą część owej niezmąconej prawdy człowiek o sobie
poznaje. I dlatego tak
bardzo różnie

w różnych konkretnych przypadkach wygląda odchodzenie człowieka z
tego świata. Może więc nie czekać z poznaniem owej prawdy o sobie
aż na ten moment, w którym będzie się to wiązało z tak wielkim
przerażeniem, ale przez
całe życie myśleć i postępować po Bożemu?…
Właśnie
brak takiego Bożego myślenia i spojrzenia Jezus dzisiaj wykazuje
opornym
saduceuszom.
Chociaż
problem, jaki przedstawili Jezusowi do rozstrzygnięcia, był – ich
zdaniem – intelektualnym
wyzwaniem,
któremu
Jezus w
żaden sposób nie sprosta,
to jednak udowodnili w ten sposób tylko swoją
własną ciasnotę umysłową i duchową.
Oby
nas Pan od
takiej ciasnoty zawsze uwalniał,

byśmy z Jego pomocą mieli zawsze oczy,
serca
i umysły
szeroko
otwarte naprawdę – prawdę
o sobie samych.
Niech
nam w tym pomaga i uczy nas tego Maryja w tajemnicy swego
Ofiarowania, którą to tajemnicę dzisiaj przeżywamy w liturgii
Kościoła.
Nie
mamy całkowitej pewności, czy wydarzenie, które wspominamy,
rzeczywiście dokonało
się w wymiarze historycznym.

Wielu znawców tematu taką możliwość dopuszcza, równie wielu
jednak w ogóle odrzuca
możliwość tego, iżby Maryja mogła przebywać w świątyni.

A uzasadniają to w ten sposób, że kobietom
wstęp w obręb świątyni był zakazany.
Pomimo
jednak tego, że brak jest
jednoznacznych wskazań na historyczny fakt ofiarowania Maryi

i że jest w tej sprawie tak znaczna rozbieżność zdań, święto
to dość wcześnie
zaczęto w Kościele obchodzić.

Być może, zostało to spowodowane tym, że w Kościele wiele świąt,
dotyczących tajemnic życia Jezusa, obchodzi
się również – na zasadzie podobieństwa – w odniesieniu do
życia Jego Matki.
I
tak oto, skoro obchodzimy uroczyście Poczęcie Jezusa, to obchodzimy
też Poczęcie Maryi.
Skoro przeżywamy Narodzenie Jezusa – to obchodzimy również
Narodzenie Maryi.
I skoro obchodzimy Wniebowstąpienie Jezusa – to przeżywamy także
Wniebowzięcie Maryi.
Wydaje się zatem naturalne obchodzenie – obok święta Ofiarowania
Chrystusa – także święta Ofiarowania
Jego Matki.
I
właśnie dla uczczenia tej tajemnicy obchodzono osobne święto
najpierw w Jerozolimie, a miało to miejsce prawdopodobnie już
w VI wieku,
kiedy to w
tymże mieście poświęcono kościół pod wezwaniem Najświętszej
Maryi Panny. Od VIII wieku obchodzono je już na całym Wschodzie, a
w 1585 roku Papież Sykstus V rozszerzył je na cały Kościół.
Nawet
zatem, jeżeli nie mamy zupełnej pewności co do historycznego
faktu ofiarowania Maryi w świątyni,
nie zmienia to faktu, że
to dzisiejsze wspomnienie ma bardzo głęboką treść
teologiczną,
o dużym znaczeniu dla wzrostu naszej wiary. Oto
bowiem Maryja, od momentu, w którym została niepokalanie poczęta,
poprzez swe narodziny i przez całe życie – była oddana Bogu.

Mając
to wszystko na uwadze, pomyślmy:

Czy
kończąc dzień, staram się zrobić krótki rachunek sumienia?

Czy
robię solidny rachunek sumienia przed każdą Spowiedzią?

Jak
reaguję, kiedy inni mówią mi w oczy trudną prawdę o mnie?

Nauczycielu,
dobrze powiedziałeś… 

4 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.