Wstań i namaść go – to ten!

W
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu
dzisiejszym swoje imieniny obchodzą:

Ksiądz
Mariusz Szyszko – mój serdeczny i oddany Przyjaciel jeszcze z
czasów wspólnej służby ministranckiej w naszej rodzinnej Parafii;
Człowiek, któremu bardzo wiele zawdzięczam i który zawsze jest
blisko, aby wspierać i pomagać;

Ojciec
Mariusz Rudzki, salezjanin, także pochodzący z naszej rodzinnej
Parafii;

Ksiądz
Biskup Henryk Tomasik – obecnie Biskup Radomski, a wcześniej:
Biskup Pomocniczy siedlecki, udzielający mi w swoim czasie święceń
diakonatu i mój Profesor w Seminarium;

Ksiądz
Mariusz Zaniewicz, Ksiądz Mariusz Korzenecki, Ksiądz Mariusz Lech –
Kapłani znajomi i z różnych względów mi bliscy;

Mariusz
Kozłowski – mój Kolega z Klasy ze szkoły podstawowej;

Mariusz
Niedziałkowski, Mariusz Kłusek i Mariusz Chmielewski – Mężowie
i Ojcowie trzech Rodzin, z którymi przyjaźń sięga jeszcze czasów
pierwszego mojego wikariatu, w Radoryżu Kościelnym;

Mariusz
Kozak – po prostu Znajomy.
Życzę
Drogim Solenizantom – idąc po myśli dzisiejszego słowa Bożego i
dzisiejszego rozważania – aby swoją życiową misję pełnili z
Jezusem i dla Jezusa!
Do
grona Solenizantów dołączam także Małgorzatę Grzechnik, która
należała przed laty do jednej z prowadzonych przeze mnie Wspólnot
młodzieżowych, a która wczoraj obchodziła imieniny i urodziny.
Życzę wielkiej mocy i łaski Bożej na każdy dzień! Modlitwą
ogarniam zarówno Jubilatkę, jak i wszystkich Solenizantów!
A
Księdzu Markowi wielkie dzięki za wczorajsze… poszukiwanie panny
młodej! To znaczy – za słówko z Syberii, z którego znowu można
tak wiele zaczerpnąć!
Błogosławionego
dnia Wszystkim!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Wtorek
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Józefa Sebastiana Pelczara, Biskupa,
do
czytań: 1 Sm 16,1–13; Mk 2,23–28

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Pan
rzekł do Samuela: „Dokąd będziesz się smucił z powodu Saula?
Uznałem go przecież za niegodnego, by panował nad Izraelem.
Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego
Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla”.
Samuel odrzekł: „Jakże pójdę? Usłyszy o tym Saul i zabije
mnie”. Pan odpowiedział: „Weźmiesz ze sobą jałowicę i
będziesz mówił: «Przybywam złożyć ofiarę Panu». Zaprosisz
więc Jessego na ucztę ofiarną, a Ja wtedy powiem ci, co masz
robić: wtedy namaścisz tego, którego ci wskażę”.
Samuel
uczynił tak, jak polecił mu Pan, i udał się do Betlejem.
Naprzeciw niego wyszła przelękniona starszyzna miasta. Jeden z nich
zapytał: „Czy twe przybycie oznacza pokój?” Odpowiedział:
„Pokój. Przybyłem złożyć ofiarę Panu. Oczyśćcie się i
chodźcie złożyć ze mną ofiarę”. Oczyścił też Jessego i
jego synów i zaprosił ich na ofiarę.
Kiedy
przybyli, spostrzegł Eliaba i mówił: „Z pewnością przed Panem
jest jego pomazaniec”. Jednak Pan rzekł do Samuela: „Nie zważaj
ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go,
nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy
na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce”.
Następnie Jesse przywołał Abinadaba i przedstawił go Samuelowi,
ale ten rzekł: „Ten też nie został wybrany przez Pana”. Potem
Jesse przedstawił Szammę. Samuel jednak oświadczył: „Ten też
nie został wybrany przez Pana”. I kazał Jesse przejść przed
Samuelem siedmiu swoim synom, lecz Samuel powiedział Jessemu: „Pan
ich nie wybrał”.
Samuel
więc zapytał Jessego: „Czy to już wszyscy młodzieńcy?”
Odrzekł: „Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce”.
Samuel powiedział do Jessego: „Poślij po niego i sprowadź tutaj,
gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie”.
Posłał
więc i przyprowadzono go: był rudy, miał piękne oczy i
pociągający wygląd. Wtedy Pan rzekł: „Wstań i namaść go, to
ten”. Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku
jego braci. Potem od tego dnia duch Pański opanował Dawida. Samuel
zaś udał się z powrotem do Rama.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Pewnego
razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego
zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego:
„Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”
On
im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid,
kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze?
Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i
jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał
również swoim towarzyszom”.
I
dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie
człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.

Zapewne
każdy, kto pełni jakiś zaszczytny, ale jednocześnie ważny
i zobowiązujący urząd
w społeczności, wspomina moment
powołania do jego pełnienia. I tak, na przykład, każdy biskup
wspomina ten moment, kiedy została mu obwieszczona decyzja Ojca
Świętego o nominacji; każdy proboszcz także dobrze pamięta
ten moment, kiedy otrzymał mianowanie na konkretną parafię, ale
też zapewne dobrze pamięta wcześniejsze rozmowy i „przymiarki”,
zanim jeszcze zapadła ostateczna decyzja. Podobnie, każdy
minister
dobrze pamięta ten dzień, w którym mu zaproponowano
pełnienie jego urzędu i ten moment, kiedy decyzja w tej kwestii już
zapadła; podobnie każdy dyrektor, czy wreszcie każdy, kto
jakiekolwiek zadanie spełnia.
Ale
nie tylko o tych „wysoko postawionych” należałoby tutaj mówić.
Trzeba bowiem także wspomnieć o każdym małżonku i o tym
momencie, kiedy wypowiedział (wypowiedziała) sakramentalne „tak”,
czy też o każdym księdzu lub osobie zakonnej – i o tym
momencie, w którym zaczęli oni pełnić swoją posługę, a
wcześniej jeszcze: kiedy odkryli, że Pan właśnie do tego
ich powołuje.
W
ten sposób, Kochani, to właściwie każdy z nas mógłby sięgnąć
pamięcią i przywołać taki moment, w którym nasze życie
zmieniło się,
bo zostaliśmy powołani do jakiegoś nowego
zadania – zadania często trudnego, ale też równie często
zaszczytnego. Czyż bowiem nie jest zaszczytnym zadaniem bycie
ojcem lub matką, mężem czy żoną?
Zawsze jednak był ten
moment, w którym rozpoczynało się pełnienie tego zadania.
Jak
ten moment wspominamy
– moment powołania, moment początku?
Ileż wtedy nadziei, ileż planów i zamiarów, ileż także
obietnic,
składanych wszystkim wokół, że zrobi się to, lub
tamto, a w ogóle – że zrobi się bardzo dużo, po prostu:
prawdziwa rewolucja się dokona! Czyż nie tak rozpoczyna się
zwykle pełnienie wszelkich nowych urzędów i zadań; podejmowanie
nowych funkcji, czy misji?
A
może był to moment strachu,
bo przeraziła nas perspektywa
zmagania się z wieloma trudnościami, jakie niesie ze sobą dana
funkcja?
Zapewne,
każda i każdy z nas może tu dużo powiedzieć i powspominać, a
mówimy to wszystko w kontekście owego wyboru, jakiego Prorok
Samuel dokonał
– w imieniu Boga – w rodzinie Jessego. Jak
słyszymy w pierwszym czytaniu, wybór ten był zaskoczeniem
dla całej rodziny, a już chyba najbardziej – dla samego
zainteresowanego, czyli Dawida. Jesse przedstawił przecież
wszystkich swoich dorodnych synów, a Dawida nawet nie brał pod
uwagę,
skoro go nawet nie zawołał od pasienia owiec i skoro
trzeba go było specjalnie przywoływać.
Ale
tak właśnie rozrządził Bóg, iż to Dawid, a nie któryś
ze starszych braci, ma podjąć zadanie wyjątkowe i szczególne –
ma być królem Izraela! Co w tym momencie mógł czuć Dawid?
Możemy się tylko domyślać… A co czuli jego bracia, kiedy
okazało się, że to żaden z nich?… Też możemy się tylko
domyślać…
Wiemy,
że Dawid od samego początku swoją misję i zadanie realizował
w łączności z Bogiem
– i to zarówno wtedy, kiedy zasiadł
już na królewskim tronie, jak też jeszcze wcześniej, kiedy musiał
chronić się przed napastliwością Saula, tak bardzo pragnącego
się pozbyć konkurenta do tronu. I choć w ciągu całego swego
panowania nie uniknął Dawid błędów – w tym szczególnie
jednego, bardzo ciężkiego grzechu – to jednak ogólny „bilans”
pełnienia przez niego misji, zleconej mu przez Boga, wypada nader
pozytywnie!
Ale
było tak właśnie dlatego, że bezgranicznie zaufał Bogu,
nie pozostając tylko na tym pierwszym zachwycie zaszczytem, jaki go
spotkał, ale biorąc się rzetelnie do pracy, w pełnym
zjednoczeniu z Bogiem. Wiemy natomiast, że nie wszyscy powołani
tak do swojej misji podchodzili i podchodzą.
Chociażby Saul,
poprzednik Dawida, który także został w najbardziej zwyczajnych
okolicznościach powołany na króla – sprzeniewierzył się
temu wyborowi
i musiał zostać odwołany.
I
wielu tych, którzy w chwili wyboru nie posiadają się ze szczęścia,
mając wielkie poczucie zaszczytu i wyróżnienia, w codziennej
praktyce później jakoś szybko gnuśnieją i spełniają tę
swoją posługę albo bez większego entuzjazmu, albo
popełniając całą masę błędów.
Dlatego
może nie tyle chodzi w tym wszystkim o to, aby w owym pierwszym
momencie – w momencie powołania, wyboru – czuć się szczególnie
dowartościowanych i jakoś spośród innych wyróżnionym, ale nade
wszystko zobowiązanym, by sprostać oczekiwaniom, związanym z
ową misją.
Codzienność
– jak nas przekonuje o tym chociażby dzisiejsza Ewangelia –
często nie będzie łatwa i trzeba będzie sięgać może nawet po
różne rozwiązania niekonwencjonalne, oryginalne… Ważne
jest jednak, aby to wszystko przeżywać i realizować w pełnej
jedności z Bogiem, w całkowitym pozostawaniu do Jego całkowitej
dyspozycji.
Tak
właśnie swoją misję pojmował i pracowicie realizował Patron
dnia dzisiejszego, Józef
Sebastian Pelczar. Urodził się 17 stycznia 1842 roku,

w Korczynie, w diecezji przemyskiej. Wychowany w atmosferze
religijnej, wstąpił do Seminarium Duchownego i
w roku 1864 przyjął święcenia
kapłańskie.
Po studiach odbytych w Rzymie był prefektem i profesorem w
Przemyskim Seminarium Duchownym, a w latach 1877 – 1899 profesorem
Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Jako
kapłan i profesor odznaczał się gorliwością i szczególnym
nabożeństwem
do Najświętszego Sakramentu, do Bożego Serca i Najświętszej
Maryi Panny,

co wyrażał w swej pracy kaznodziejskiej i pisarskiej. Przejęty
troską o dziewczęta zagrożone moralnie, o chorych i ubogich,
założył w Krakowie w 1894 roku Zgromadzenie Służebnic
Najświętszego Serca Jezusowego. W
roku 1899 został biskupem pomocniczym, a w 1900 ordynariuszem
Diecezji
przemyskiej.

Po
dwudziestu pięciu latach gorliwej posługi zmarł w opinii świętości
28
marca 1924 roku.

Papież Jan Paweł II w 1991 roku zaliczył go w poczet
Błogosławionych,
a
18 maja 2003 roku w Rzymie ogłosił go
Świętym
Kościoła powszechnego.
Wpatrzeni
w gorliwość i zaangażowanie naszego dzisiejszego Patrona w
pełnienie wciąż nowych zadań, do których był powołany, jak
również wpatrzeni w Dawida, przyjmującego niezwykłe powołanie, a
wreszcie – zasłuchani w całe Boże słowo, na dziś przeznaczone,
pomyślmy:

Jak
często wracam do tego momentu, kiedy rozpoczynałem pełnienie
swojego aktualnego, życiowego powołania?

Ile
mi zostało z pierwotnego zapału i owej pierwotnej gorliwości?

Co
robię, aby ten zapał w sobie ciągle ożywiać?

Napełnij
oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż
między jego synami upatrzyłem sobie króla!

19 komentarzy

  • Modlitwa (o jedność chrześcijan na dziś)
    Boże miłości, spójrz na naszą chęć służenia Tobie pomimo naszego
    ubóstwa duchowego i ograniczonych zdolności. Spełnij najgłębsze pragnienia naszych serc − pragnienia Twojej obecności. Napełnij nasze połamane
    serca Twoją uzdrawiającą miłością, abyśmy mogli Cię kochać tak, jak Ty
    nas umiłowałeś. Udziel nam daru jedności, abyśmy mogli Ci służyć z radością i dzielić się Twoją miłością ze wszystkimi. Prosimy Cię o to w imię
    Twojego Syna Jezusa Chrystusa, naszego Pana. Amen

  • Sytuacja, okoliczności wyboru Dawida na króla, kojarzą mi się z kamieniem węgielnym odrzuconym przez budujących, który stał się w rękach Boga kamieniem węgielnym, bo z rodu Dawida narodził się Mesjasz.

    • Dziękuję Mazur. Twój wpis zmobilizował mnie do ponownego przeczytania rodowodu Jezusa z ewangelii Mateusza [1,1 – 17]i już na wstępie przeczytałam "Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama" (Mt 1,1). Nie będę więc z Tobą dyskutować, bo dla mnie Słowo Boże jest ŚWIĘTE! Tańczyć też z Tobą nie zamierzam , bo mazura nie umiem. Idź więc swoją drogą i niech Bóg dawca pokoju, będzie z Tobą.

    • Dziękuję Księdzu, za właściwe odczytanie moich intencji i dzielenia się swoimi myślami, skojarzeniami. Proszę o prostowanie moich wypowiedzi, jeśli pachniały by herezją :). Szczęść Boże.

    • To taka prośba na przyszłość, bo jak powiadają "licho nie śpi" a im człek chce być bliżej Boga, to szatan uaktywnia swą działalność. Pozdrawiam serdecznie.

    • Ino co, Anko "Mazur" to określenie etniczne a nie tylko nazwa tańca, a że nikt nie może mieć kilku ojców [co by wtedy powiedzieć o matce?], przeto Jezus jest dla mnie tylko Synem Boga a nie jakiegoś tam Abrahama czy występnego Dawida, z którego rodu oczywiście nie pochodzi…
      Do tańca Cię oczywiście nie zapraszałem… A rodowód – inny – podaje także następny z Ewangelistów…

      Mazur [z Mazur]

  • Poemat Boga-Człowieka

    Wszyscy ci, którzy będą wierni Chrystusowi w doświadczeniach życia, będą książętami w Moim Królestwie. Ci bowiem, którzy wytrwają aż do końca w męczeństwie życia, będą podobni do was, którzy ze Mną wytrwaliście w Moich doświadczeniach. Utożsamiam się z Moimi wierzącymi. Ból, który przyjmuję z powodu was i z powodu wszystkich ludzi, daję najbardziej wybranym jako sztandar. Ten, kto w Cierpieniu będzie Mi wierny, będzie Moim błogosławionym, podobnym do was…

    Dasiek

  • Nie jestem jeszcze żoną ani Matką – dopiero narzeczoną więc wszystko przede mną 🙂
    Od 8 lat jestem Mamą Chrzestną mojej starszej Siostrzenicy. Pamiętam, strach i dumę jednocześnie, ale się zgodziłam. Teraz nie żałuję.
    Gosia

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.