Któryż bóg podobny Tobie?…

K
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym imieniny obchodził
Mirosław Oleszczuk – mój Wujek, któremu dziękuję za rodzinną
bliskość i 
zwykłą, ludzką przyjaźń, oraz
za dogłębne recenzje moich kazań. Życzę zawsze dobrych natchnień
do podejmowania trafnych decyzji życiowych i zawodowych, oraz Bożej
opieki na każdy dzień.
Ponadto
imieniny obchodzili:

Ksiądz
Mirosław Golonka – mój Kolega Kursowy;

Ksiądz
Mirosław Cisowski, Ksiądz Mirosław Krupski, Ksiądz Mirosław
Pietrzak, Ksiądz Mirosław Stańczuk, Ksiądz Mirosław Sitarz –
Kapłani bliscy mi i życzliwi;

Mirosław
Sawczuk – mój dobry Znajomy z rodzinnej Parafii;

Mirosław
Winiarczyk – mój dobry Znajomy z Parafii Świętego Ojca Pio w
Warszawie.
Życzę
Drogim Solenizantom, aby wszystko, co się dzieje w ich życiu,
przeżywali w nieustannej bliskości Boga i na Jego chwałę. O to
się będę dla Solenizantów modlił.
A
za wczorajsze słówko dziękuję Księdzu Markowi. I gratuluję
młodszemu bratu naszego bloga kolejnego jubileuszu! Oby się jak
najlepiej rozwijał, niosąc ludziom – szczególnie tam, w tych
szczególnych warunkach – dobrą nowinę o królestwie Bożym!
A
ja pozdrawiam Wszystkich już z Lublina!
Dobrego
i błogosławionego dnia!
                      Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Sobota
2 Tygodnia Wielkiego Postu,
do
czytań: Mi 7,14–15.18–20; Łk 15,1–3.11–32
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA MICHEASZA:
Paś
lud Twój, Panie, laską Twoją, trzodę dziedzictwa Twego; co
mieszka samotnie w lesie, pośród ogrodów. Niech wypasają Baszan i
Gilead, jak za dawnych czasów. Jak za dni Twego wyjścia z ziemi
egipskiej ukaż nam dziwy.
Któryż
bóg podobny Tobie, który oddalasz nieprawość, odpuszczasz
występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze,
bo upodobał sobie miłosierdzie.
Ulituje
się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości
morskie wszystkie nasze grzechy. Okażesz wierność Jakubowi,
Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś przodkom naszym od
najdawniejszych czasów.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy,
aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten
przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
Opowiedział
im wtedy następującą przypowieść:
Pewien
człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca:
«Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada».
Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn,
zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój
majątek, żyjąc rozrzutnie.
A
gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam
zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z
obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł
świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które
jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy
zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod
dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do
mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem
ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię
choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do
swojego ojca.
A
gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się
głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i
ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw
Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim
synem».
Lecz
ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą
suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i
sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie:
będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był
umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli
się bawić.
Tymczasem
starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu,
usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał
go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec
twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go
zdrowego».
Na
to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł
i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę
i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś
nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak
wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z
nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę».
Lecz
on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i
wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z
tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a
odnalazł się»”.
Dzisiejsza
liturgia Słowa to jeden wielki hymn na cześć Bożego
miłosierdzia.
Jednocześnie jednak, w odczytanych przed chwilą
tekstach odnajdujemy jasne pouczenia, jak winniśmy pojmować to
Boże miłosierdzie,
jak się na nie otwierać, jak je
przyjmować. Jaki zatem obraz tegoż Bożego miłosierdzia jawi się
przed nami?
Słuchając
pierwszego czytania, z pewnością zauważymy, że Bóg w okazywaniu
swego miłosierdzia jest bardzo wytrwały i cierpliwy.
Świadczy o tym chociażby to stwierdzenie: Ulituje
się znowu

nad
nami,

a
zatem Bóg ponawia swoją łaskawość i ciągle ją okazuje.
Zresztą, jeśli idzie o ową ciągłość, to pobrzmiewa ona
właściwie z treści całego czytania, a szczególnie w tych
słowach: Któryż
bóg podobny Tobie, który oddalasz nieprawość, odpuszczasz
występek Reszcie dziedzictwa Twego? Nie żywi On gniewu na zawsze,
bo upodobał sobie miłosierdzie;

albo
też w tych: Okażesz
wierność Jakubowi, Abrahamowi łaskawość, co poprzysiągłeś
przodkom naszym od najdawniejszych czasów.

Boża
łaskawość nie zmienia się nawet na przestrzeni wielu wieków, bo
Bóg
jest wierny

temu, co przed wiekami postanowił i obiecał. A znowu siła i
radykalizm Bożej miłości ukazują
te słowa: Wrzuci
w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy.

Nie
mamy chyba wątpliwości, że wrzucenie do morza oznacza ostateczne
rozstrzygnięcie i definitywną skuteczność

jakiegoś działania. Takie jest właśnie miłosierdzie Boga wobec
człowieka, a wszystkie te cechy zostały niejako zebrane i obrazowo
ukazane w
postawie miłosiernego ojca

z ewangelicznej przypowieści Jezusa.
To
właśnie tenże ojciec wykazał się niezwykłą
wręcz cierpliwością,

kiedy jego młodszy syn tak bardzo go zlekceważył i poniżył,
zabierając swoją część spadku jeszcze za jego życia. Wszak
testament
– i wynikający z niego ewentualnie podział majątku – nabiera
mocy dopiero po śmierci

tego, kto testament sporządził. Tutaj syn zażądał „swojej”
części jeszcze za życia ojca, na co ojciec
zareagował wielkim spokojem,

spełniając po prostu wolę syna. I ani
jednego słowa potępienia

nie wypowiadając pod jego adresem.
A
kiedy syn poszedł sobie i trwonił majątek, ojciec
cierpliwie czekał.
Co
sobie wówczas myślał – trudno powiedzieć. A właściwie, to
chyba możemy próbować to sobie wyobrażać,
bo co może myśleć kochający ojciec,

gdy widzi, jak jego dziecko – z własnej i nieprzymuszonej woli –
stacza się na
dno moralnej nędzy?…

A
niewykluczone też,
że jakieś wiadomości o wyczynach zbuntowanego syna różnymi
drogami docierały do zbolałego ojca.
On
jednak, nie tracił nadziei i
wytrwale, cierpliwie czekał.
A
kiedy syn, doświadczywszy na sobie samym skutków swojej decyzji,
postanowił ukorzyć
się przed ojcem

(i to też nie wiadomo, czy z miłości do ojca, czy z powodu głodu,
który mu doskwierał), ojciec
wręcz
jakby czekał
na
jego pojawienie się i natychmiast wybiegł
mu na spotkanie. I już o nic nie pytał, tylko przywrócił
do poprzedniej godności syn
owskiej,
czego zewnętrznym symbolem był pierścień i sandały. A
potem jeszcze musiał zmierzyć się z
wątpliwościami starszego syna

– w dużej mierze uzasadnionymi.
Wszystko
to udowadnia,
że w swoim pełnym miłosierdzia nastawieniu ojciec
był po prostu niezachwiany.

Rysując przed naszymi oczami jego obraz, chciał Jezus bardzo
wyraziście pokazać, na
czym polega miłosierdzie Boga.

I jakie cechy nosi.
Natomiast
cały ten bezmiar i wielkość Bożego miłosierdzia może
nic nie znaczyć

– jakkolwiek by to dramatycznie i niewiarygodnie nie brzmiało –
jeżeli człowiek na
ten dar zamknie swoje serce.
Powiedzmy
to bardzo mocno dzisiaj, w kontekście usłyszanego słowa:
miłosierdzie
Boże musi zostać przyjęte, zaakceptowane przez człowieka, musi
być chciane przez człowieka!

Boże miłosierdzie jest naprawdę niezmierzone, ale człowiek jest
mu w stanie postawić
tamę!
To się wydaje niewiarygodne i wręcz niemożliwe, a jednak tak
właśnie jest!
Dlatego
kiedy mówimy, czytamy czy śpiewamy o Bożym miłosierdziu, kiedy o
nim rozważamy, albo w modlitwie przyzywamy, zawsze miejmy
w świadomości udział człowieka

w całej sprawie. Bo Bóg ze swoim miłosierdziem do człowieka
wychodzi, On mu je zawsze okazuje, obdarza go nim bez miary – ale
nigdy
się z nim nie narzuca,

nie „wciska” go człowiekowi na siłę. Człowiek musi go chcieć,
musi
żałować za swoje grzechy,

musi podjąć bardzo konkretne decyzje, dotyczące zmiany stylu
życia. Dokładnie tak, jak uczynił to zbuntowany, marnotrawny syn.
To
prawda, że musiał
dotknąć dna moralnej nędzy,

żeby podjąć taką refleksję, ale ją podjął. A wówczas cały
bezmiar ojcowskiego miłosierdzia był w zasięgu jego ręki. Inaczej
byłoby to niemożliwe.
Dlatego
kiedy prosić będziemy o Boże miłosierdzie dla nas i dla całego
świata, nigdy nie zapominajmy, że my
też mamy w tej sprawie zadanie do wykonania.
Pomyślmy:
– Czy
nie postrzegam Bożego miłosierdzia jako naiwnego przyzwolenia na
bezkarne grzeszenie?
– Ile
jest we mnie z postawy ojca z Jezusowej przypowieści, a ile z
postawy syna – i którego?

Od
czego zależy moje miłosierdzie wobec bliźnich?
A
trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był
umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się…

8 komentarzy

  • … Zdajemy sobie sprawę, że droga powrotu to nie jest pstryczek i gotowe. Jest to droga trudna, bo nieprzyjaciel natury ludzkiej stawia wiele przeszkód. Nie odpuści tak łatwo ofiary, która wpadła w jego szpony. Dlatego w tych powrotach mogą być nawroty do upadków. Walka trwa i człowiek upada. Ważne, by się nie zniechęcał. Co trzyma syna marnotrawnego przy życiu? Pewność, że jest dom Ojca i pewność, że Ojciec przyjmie pod dach. Zapewne i tutaj podszeptywał zły duch: nie przyjmie, wyrzuci za próg, to nie ma sensu, dodając jak ty się pokażesz wobec domowników.

    Powrót do domu to w rzeczywistości powrót do siebie. Poza domem jesteśmy nikim. Sierotami bezimiennymi. Ludźmi bezdomnymi tułającymi się gdzie popadnie. Nie jesteśmy wagabundami (łażą gdzie i kiedy chcą i kiedy im się chce). My mamy dom i do niego zmierzamy. Mamy określony cel, który pragniemy osiągnąć. Niekiedy, jak widzimy w dzisiejszej ewangelii są to drogi zaiste pogmatwane (w przypadku obu synów).

    Te pewne punkty stałe trzeba kultywować, ochraniać, rozwijać. One, nawet w najczarniejszych scenariuszach są światłem w tunelu. To one pulsują jak bijące serce miłującego Ojca. Przypominają jak delikatne tchnienie bryzy zrywającej się popołudniową porą ku ochłodzie ludzi. Warto się im przysłuchiwać. Bo Bóg nie chce nawrócenia na siłę, na jakiś czas z wielkim wewnętrznym spięciem, które kończy się napięciem i eksplozją.
    Pan Bóg i tak czyni po swojemu… podzielił majątek między nas. Robimy z nim co chcemy, a On ciągle czeka. Wie, że cierpimy niedostatek i że wszystko się rozsypało. Czeka wytrwale. Tak tylko Ojciec umie oczekiwać. A kiedy zauważy najmniejszy ruch nawrócenia widzi to z daleka i… Jego serce ogarnia głębokie wzruszenie. Takie samo jak Pana Jezusa w chwili wskrzeszenia Łazarza. Nawrócenie to jest doświadczenie zmartwychwstania. Zresztą słyszymy to wyraźnie w rozmowie ojca z „obrażonym” synem.

    To, co ważne to fakt, że nie pozwala nam mówić. Kiedy już dobiega do nas to rzuca się nam na szyję i całuje nas (czyż nie winno tego czynić dziecko?). I nie słucha naszych tłumaczeń. Przechodzi od razu do rzeczy: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. (…) A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął a odnalazł się. …

  • "musiał zmierzyć się z wątpliwościami starszego syna – w dużej mierze uzasadnionymi" – to jedno zdanie budzi we mnie emocje ponieważ odkryłam, że jego wątpliwości wcale nie są uzasadnione… Moze dlatego, ze widze w tym starszym synu siebie jeszcze nie dawno… On jest niby blisko ale bardzo daleko. Wypełnia prawo ale nie kocha. Nie potrafi rozmawiać z Ojcem – on się Go boi bo nawet nie zapytał o to czy może zabawić się z przyjaciółmi… Jego ojciec to ktoś kto budzi strach – tak naprawdę Go nie zna chociaz jest tak blisko…

    • …a ja bardzo chcę rozmawiać z Ojcem… a nie boję się zapytać… nie budzi Ojciec we mnie strach, naprzeciw – ufam Ojcu. Ale.. Czy chce tego Ojciec mój…?
      Józefa

    • Wiele już dyskutowaliśmy na naszym blogu o starszym synu i nieraz braliśmy go w obronę. To prawda, że z jednej strony zachował się małostkowo, z drugiej jednak strony nie zapominajmy, że był on konsekwentnie wierny swoim zadaniom, swoim codziennym obowiązkom, a to właśnie taka postawa jest potwierdzeniem czyjejś wiarygodności. Dlatego ja osobiście – i niektóre Osoby spośród naszej Blogowej Rodzinki – nie oceniały go tak surowo, a nawet dostrzegały w jego postawie aspekty pozytywne. Ks. Jacek

  • "Nie żywi On gniewu na zawsze, bo upodobał sobie miłosierdzie.
    Ulituje się znowu nad nami, zetrze nasze nieprawości i wrzuci w głębokości morskie wszystkie nasze grzechy."
    W Twym Słowie Panie widzę dla siebie nadzieję…

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.