Miłujcie waszych nieprzyjaciół…

M
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym drugą rocznicę święceń kapłańskich przeżywa Ksiądz Adam Potapczuk, Wikariusz w Miastkowie Kościelnym. Doceniając gorliwość młodego Kapłana i wszystko to, co już udało Mu się zrobić w pracy z Młodzieżą i w opiece nad Służbą Liturgiczną, modlę się dla Niego o to, by ten zapał nigdy nie zgasł, ale także o to, aby zawsze pamiętał, że jest na służbie – na służbie Chrystusa i Ludu Bożego. 
        Urodziny dzisiaj natomiast przeżywa Filip Gębala, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Życzę Filipowi, aby w swoim życiu tylko Jezusa słuchał i tylko za Nim podążał. I o to dla Niego się modlę.
        Moi Drodzy, dzisiaj i wczoraj mamy taki mały – jak by go określić – „liturgiczny problem”. Jak bowiem zapewne wiecie, od stycznia tego roku wchodzi do użytku Kościoła w Polsce nowa, nieco zmodyfikowana forma Lekcjonarza Mszalnego. Problem polega na tym, że zmiana ta nie jest definitywnie nakazana, bo to wiązałoby się z koniecznością zakupu w parafiach nowych kompletów Lekcjonarzy – i to po kilka. Dlatego zmiana ta jest zalecana i już na różnego rodzaju forach internetowych pojawiają się bądź to inne teksty, bądź – jak jest w większości przypadków – teksty te same, ale w nieco zmodyfikowanej szacie językowej: zmienione są niektóre sformułowania, albo całe części zdań. Czy te zmiany naprawdę były potrzebne? Powiem szczerze – nie jestem przekonany… Momentami noszą one znamiona zmiany dokonanej niejako dla „samej zasady”, bo nowe brzmienie pewnych fraz wcale nie wydaje się lepsze, czy bardziej przekonujące… 
       Natomiast wczoraj i dzisiaj zmiana jest jeszcze dalej idąca, bo w poprzednim Lekcjonarzu pierwsze czytania wzięte są z Księgi Kronik, zaś w nowym – z Księgi Królewskiej. Ja postanowiłem odnieść się w rozważaniu – tak dzisiejszym, jak i wczorajszym – do tego, co jest w starym Lekcjonarzu, bo jestem przekonany, że w większości kościołów właśnie takie usłyszycie. Ale nie zdziwcie się, że w „Oremus”, czy na portalach internetowych, zawierających czytania na dzień, znajdziecie inne teksty. Myślę, że jakoś sobie z tą zamianą będziemy radzić…
      W każdym razie – jutro już bez zmian. I w następnych dniach też.
                    Tymczasem życzę Wszystkim błogosławionego dnia!
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
11 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Bł. Michała Kozala, Biskupa i Męczennika,
do
czytań: 2 Krn 18,25–31a.33–34; Mt 5,43–48
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI KRONIK:
Król
izraelski Achab rozkazał: „Weźcie Micheasza i zaprowadźcie go z
powrotem do Amona, dowódcy miasta, i do syna królewskiego, Joasza,
i powiedzcie: «Tak rzekł król: Wtrąćcie go do więzienia i
żywcie chlebem i wodą jak najskąpiej, aż do mego powrotu w
pokoju»”. Na to Micheasz powiedział: „Gdybyś miał powrócić
w pokoju, to znaczyłoby, że Pan nie mówił przeze mnie”.
Jednak
król izraelski i Jozafat, król judzki, wyruszyli na Ramot w
Gileadzie. Tam król izraelski powiedział Jozafatowi: „Zanim pójdę
w bój, przebiorę się. Ty zaś wdziej swoje szaty”. Następnie
król izraelski przebrał się i dopiero wtedy przystąpili do walki.
A król syryjski dowódcom swoich rydwanów wydał taki rozkaz: „Nie
walczcie ani z małym, ani z wielkim, lecz tylko z samym królem
izraelskim”. Toteż kiedy dowódcy rydwanów zobaczyli Jozafata,
powiedzieli: „Ten jest królem izraelskim”. Wtedy otoczyli go,
aby z nim walczyć.
A
pewien człowiek naciągnął łuk i przypadkiem ugodził króla
izraelskiego między spojenia pancerza. Powiedział więc król
woźnicy: „Zawróć i ratuj mnie z tej walki, bo zostałem
zraniony”. Tego dnia rozgorzała walka, a król izraelski
utrzymywał się stojąc na rydwanie naprzeciw Syryjczyków aż do
wieczora, a zmarł o zachodzie słońca.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚW
IĘTEGO
MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano:
«Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego
będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;
tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ
On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On
zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli
bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć
będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie
tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego
nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec
wasz niebieski”.
Król
izraelski Achab, któremu Prorok Micheasz wyraźnie odradzał –
rzecz jasna: w imieniu Boga – wyruszenie na wojnę, postawił
jednak „na swoim”
i na wojnę wyruszył. Co więcej, kazał
uwięzić i w surowych warunkach przetrzymywać Proroka, aż do czasu
swego – jak się sam wyraził – powrotu w pokoju.
Można wręcz odnieść wrażenie, że chciał w ten sposób jakby
zaklinać rzeczywistość,
jakby wmawiać sobie samemu, że to
jednak on ma rację, a nie Prorok Pański.
Trudno
wydedukować, na co w ogóle liczył i jak chciał dokonać tego, co
zamierzył, jeżeli słowo Boże wobec niego było tak jednoznaczne.
Czyżby myślał, że pod wpływem jego uporu Bóg zmieni swoje
zamiary?
Zresztą,
nie było wcale zamiarem Boga, ani tym bardziej Proroka, aby Achab
poniósł śmierć. Gdyby posłuchał przepowiedni Micheasza –
o którą zresztą sam prosił – to ocaliłby życie.
Ponieważ jednak postanowił rozegrać całą sprawę po swojemu, to
finał tego wszystkiego był dokładnie taki, jak to zostało opisane
w Księdze Kronik.
I
można chyba powiedzieć, że tak się dzieje zawsze, kiedy człowiek
– wbrew zdrowemu rozsądkowi – stawia „na swoim” pomimo
wszystko
i upiera się, aby swoje zamiary zrealizować, wbrew
wyraźnym zastrzeżeniom ze strony Boga: zawsze wtedy człowiek
przegrywa!
I nie jest żadnym usprawiedliwieniem takiej jego
postawy to, że może nie zawsze otrzymuje w konkretnej sytuacji
tak konkretne wskazanie,
jak to, które otrzymał Achab, iż ma
powstrzymać się przed wyruszeniem na wojnę.
My
nieraz długo rozważamy i roztrząsamy różne problematyczne
sytuacje; długo zastanawiając się, jak właściwie postąpić i
które rozwiązanie będzie najlepsze. Ale przecież znamy naukę
Bożą,
w której od dziecka jesteśmy wychowani i jeżeli nawet
nie zawsze w pewnych bardzo szczegółowych kwestiach jesteśmy
do końca zorientowani, to w tych zasadniczych, tych podstawowych
i fundamentalnych
na pewno jesteśmy obeznani dobrze. O jakich
kwestiach mówimy?
A
chociażby o tych, które Jezus podjął w dzisiejszej Ewangelii.
Słyszymy tam jeden z najbardziej – o ile tak można go określić
sztandarowych nakazów ewangelicznych: nakaz miłości
nieprzyjaciół.
Jest to z całą pewnością znak
rozpoznawczy chrześcijaństwa!
I chociaż można zastanawiać
się, jak w konkretnych życiowych sytuacjach tę miłość
realizować, jakie środki, potrzebne do jej wypełnienia powziąć,
to jednak co do samej generalnej zasady chyba nie mamy żadnych
wątpliwości.
I
dlatego nie da się – z chrześcijańskiego punktu widzenia – w
żaden sposób uzasadnić zemsty, potępienia lub odrzucenia
człowieka, pogardy wobec niego, czy jakiejkolwiek nienawiści.

Naturalnie, miłość nieprzyjaciół nie oznacza akceptacji
bezkarności i przyzwolenia na czyjeś zło. Nie przeczy też w
żaden sposób dochodzeniu ludzkiej sprawiedliwości i poszanowania
własnej godności.
Natomiast z całą pewnością – jak było
wspomniane – sprzeciwia się zemście, nienawiści, pogardzie. I my
to, Kochani, dobrze wiemy!
A
jeżeli tak, to czym usprawiedliwić i jak wytłumaczyć tyle
zawiści, zazdrości, a wręcz wrogości, panującej pomiędzy
ludźmi
– i to właśnie pomiędzy chrześcijanami? Przecież
wszyscy oni wiedzą doskonale o tym – jak go nazwaliśmy –
najbardziej sztandarowym nakazie Chrystusa! A jeżeli wiedzą,
to dlaczego żyją inaczej?
A
dlaczego wyznawcy Jezusa i Jego przyjaciele na tyle innych sposobów
łamią Boże Prawo i żyją w ewidentnym, publicznym grzechu,
jak chociażby narzeczeni, mieszkający ze sobą przed ślubem, albo
wszystkie inne pary, nie związane sakramentalnym węzłem, a
żyjące na sposób małżeński?
Przecież oni wszyscy doskonale
wiedzą, że w ten sposób łamią Prawo Boże! Dlaczego więc
wmawiają sobie na siłę, że jest inaczej? Czy przez to będzie
im lżej na sercu, a sumienie przestanie kołatać?
Jeżeli
rzeczywiście tak miałoby się stać, to dopiero wówczas zacząłby
się prawdziwy dramat! Bo to by oznaczało, że sumienie jest już na
tyle zagłuszone, że jego głos nie dociera do człowieka.
A to
prawdziwy dramat! Prawdziwe nieszczęście, które ma miejsce zawsze
wtedy, gdy człowiek znając doskonale wolę i naukę Bożą,
zapisaną na kartach Pisma Świętego i w swoim własnym sumieniu,
woli jednak zrobić po swojemu… Bo wydaje mu się, że wie
lepiej, albo rozumie więcej. Jakże bolesne jest jednak
rozczarowanie i jak dotkliwa przegrana…
Czy
warto aż tak dużo ryzykować – i tak dużo stracić?…
Patron
dnia dzisiejszego przekonuje nas, że nawet w najtrudniejszych i
najbardziej wrogich człowiekowi okolicznościach,
można jednak
Prawo Boże zachowywać, pokonując grzech, nienawiść, wrogość i
bezsensowną przemoc – mocą ewangelicznej
miłości.
Tym Patronem i zarazem Nauczycielem jest dzisiaj dla
nas Błogosławiony Biskup Michał Kozal.
Urodził
się 25
września
1893
roku,
w
Nowym Folwarku koło Krotoszyna. Był kapłanem archidiecezji
gnieźnieńskiej. W roku 1939 został biskupem pomocniczym diecezji
włocławskiej. Sakrę
biskupią przyjął 13 sierpnia tegoż roku.
We
wrześniu 1939 roku nie
opuścił swojej diecezji,
którą
zarządzał po wyjeździe z kraju biskupa diecezjalnego. Jego
nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem
zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. Niemcy
aresztowali go 7 listopada 1939 roku.
Najpierw
wraz z alumnami seminarium i kapłanami został osadzony w więzieniu
we Włocławku. Od stycznia 1940 roku do 3 kwietnia 1941 roku
internowano go w klasztorze księży salezjanów w Lądzie nad Wartą.
Po wywiezieniu z Lądu, więziony był w
obozach w Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Halle, Weimarze i
Norymberdze.

Wszędzie ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i
gorliwość kapłańską doznawał
szczególnych upokorzeń i prześladowań.
Od
lipca 1941 roku był więźniem
obozu w Dachau,

gdzie tak jak inni kapłani pracował ponad siły. Doświadczał tu
wyrafinowanych szykan, ciesząc się w duchu, że stał
się godnym cierpieć zelżywości dla imienia Jezusowego.

Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły, dzielił się
swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie, potrafił
oddać ostatni kęs chleba klerykom.

Odważnie niósł posługę duchową chorym i umierającym, a
zwłaszcza kapłanom.
W
styczniu 1943 roku ciężko zachorował na tyfus; gdy był już
zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny rewir. 26
stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem z fenolu.

Umarł w zjednoczeniu z Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo prób ocalenia
jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w krematorium.
Po
bohaterskiej śmierci sława świętości Biskupa
Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy
prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem. Zaraz po wojnie
zaczęto zabiegać o Beatyfikację.
Dokonał jej Papież
Jan Paweł II
w
Warszawie,

na zakończenie swojej Pielgrzymki do Ojczyzny, w
dniu
14
czerwca 198
7.
Błogosławiony
Biskup przekonuje nas, że zawsze można – i należy –
zachowywać Boże Prawo,
zapisane na kartach Pisma Świętego i w
sercu człowieka.
W
tym kontekście zastanówmy się:
– Czy
w moim zachowywaniu Prawa Bożego jestem radykalny i konkretny, czy
może stosuję jakieś „uniki”?
– Czy
nie tworzę – na swój własny użytek – „ulepszonej”, albo
„uwspółcześnionej” wersji Ewangelii?
– Jak
realizuję w swojej chrześcijańskiej codzienności przykazanie
miłości nieprzyjaciół?

Bądźcie
więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski!

19 komentarzy

  • Biblia chrześcijańska wymagała/wymaga "od zawsze" krytycznego opracowania i przeredagowania, wtedy mogla/mogłaby stać się logiczna i ewentualnie w sferze ideowej i praktycznej możliwa do poważnego przyjęcia. Wystarczyło zachować Genesis i Nowy Testament. Reszta to tylko szacowny historyczny [w rzeczy samej przedhistoryczny] relikt i świadek wychodzenia barbarzyńskich plemion hebrajskich ze stanu dzikości i kształtowania się [z oporami i bez szczególnej konsekwencji] religijnej wspólnoty plemion Judy i Izraela oraz ponadplemiennej religii narodowej.

    Nikt tego od dawna już nie traktuje i nie przyjmuje poważnie.

    Ksiądz Jackowski codziennie daje w sposób niezamierzony przykład tego stanu rzeczy, gdy obficie cytuje "smakowite" przykłady bratobójczo niszczących się królów judzkich i izraelskich, sterujących nimi "zza kuluarów" proroków i kapłanów, którzy nierzadko "w Imię Pańskie" sieją nienawiść, propagują podstępny mord i spustoszenie, kreują spolegliwych i niszczą zagrażających ich fantasmagoriom władców, usiłują zaprowadzić swoisty totalitaryzm.

    Niech ktoś w miarę normalny wskaże mi, w jaki sposób mam dziś stosować "prawo Boże" odnoszące się [przykładowo] do ubiorów, pożywienia, podróży, seksu, uprawy roli, "dokarmiania" Pana Zastępów mięsem cielic, jagniąt, byków i gołębi, tudzież wychowania synów [zwłaszcza za pomocą kija] zawarte u tych wszystkich Ezdraszów, Koheletów, Micheaszów, "mądrych inaczej" Salomonów… i innych "proroków większych" czy "proroków mniejszych". Poza tym – zemsta, mściwość, nienawiść, więzienie, morderstwa i zabójstwa, krzywoprzysięstwa,wynaturzenia wszelkiego kalibru – to obok wzniosłości i dobroci także "codzienność" Biblii [traktowanej całościowo jako "prawo Boże"]…
    Stosowanie się obecnie do tak pojmowanego "prawa Bożego" to prosta droga do samounicestwienia jednostki i społeczeństw – ale i zaprzeczenie uniwersalizmu.
    Pojmował to już św. Paweł, który zwalczał tamten przebrzmiały system i wprowadzał własny [nie we wszystkim lepszy].

    Rozumiem, że teraz etatowi dyskutanci dadzą przykład "miłości nieprzyjaciół swoich".
    Powodzenia…

    Biskup Kozal był prawy i konkretny.
    Ale jacy wobec tego byli ci "pasterze" [z prymasem na czele] w większości uciekający z "kasą" i podwiniętymi sutannami? A co rzec o tych nakazujących już w pierwszym tygodniu niemieckiej agresji "kazać" na mszach po niemiecku? A ci zalecający "ludowi Bożemu" posłuszeństwo wobec okupanta [na ogół tylko niemieckiego] jacy byli? Byli "konkretni" czy "unikalni"?…

    • O, proszę, już o 7.34! Super, Chłopcze, tak trzymać! Pozdrawiam szczerze – pomimo tego pogardliwego "Księdza Jackowskiego". Czuwaj dalej od samego rana! Ks. Jacek Jaśkowski

    • Janku, wiele razy dyskutowaliśmy o Biblii, Słowie Bożym, kontekście i aspekcie historycznym (czasu, miejsca i ludzi). O tym, że mamy Nowy Testament, gdybyś nie zauważył 🙂 – twoja odporność na wiedzę wydaje się nad wyraz wysoka, skoro zamęczasz nas od lat swoimi pseudo filozoficznymi złotymi myślami i wątpliwościami, na które dość łatwo znaleźć odpowiedzi u filozofów (św. Augustyn, św. Tomasz czy Kierkegaard), teologów KK, papieży (zwłaszcza tych z XX wieku – piszą przystępnie, żebyś mógł zrozumieć, gdybyś tylko chciał poczytać :)). Tymczasem polecam pozycje prof. Anny Świderkówny z serii "Rozmowy o Biblii", a na dobry początek "Biblia a człowiek współczesny" :). "Ucz się Janek ucz – wiedza to potęgi klucz" jak mówi przysłowie :).

  • W sobotę obejrzałam w kinie " Młody Mesjasz". Polecam. Film dobrze zrobiony, który powinien zobaczyć każdy wierzący. Daje dużo do przemyślenia.
    Pozdrawiam wszystkich.
    Wiesia.

    • Ja mam szansę obejrzeć ten film w czwartek, bo jutro będę uczestniczyła w poświęceniu pomnika – Krzyża przez Biskupa, na moim osiedlu. Krzyż, upamiętniający 1050 rocznicę Chrztu Polski,znalazł w końcu miejsce ukryte, nie budzące protestów, przy ogrodzeniu szkoły podstawowej, przy siatce boiska do gry w piłkę nożną, przy wąskiej ścieżce – chodniczku oddzielającym 2 szkoły i wiodącym do marketu. Nie było miejsca dla Ciebie Jezu w Betlejem, nie było miejsca godnego dla Twojego Krzyża w Koninie.

    • Po obejrzeniu filmu, podzielam Twój pogląd, warto się zatrzymać w czasie i potowarzyszyć Jezusowi i Jego bliskim w Jego dziecięctwie.

  • A może to własnie najlepsze miejsce na Krzyż zapewne dużo ludzi bedzie przechodzic koło niego być może ktoś w biegu przy Krzyżu znajdzie chwilę czasu na chociaż krótką modlitwę.W moim dawnym miejscu zamieszkania Ksiadz postawił Krzyż na przeciwko jest osiedle z boku Krzyża jest cpn a styłu ogródki działkowe na samym końcu miasta i sama czesto zastanawiałam się po co w tym miejscu jest Krzyż przecież tam nikt nie bedzie chodził a nagle okazuje się że ludzi tam bardzo często można spotkać.Pozdawiam M

    • Masz rację M, Pan Bóg poradzi sobie w każdej sytuacji i w każdym miejscu a usytuowanie symbolu wiary – Krzyża między szkołą podstawową a gimnazjum z liceum może wywrzeć wpływ na dzieci i młodzież, na ich życiowe wybory, bo tablica upamiętnia również rok spotkania Papieża z młodymi świata w naszej Ojczyźnie. To my ludzie być może patrzymy zbyt po ludzku na te sprawy…

    • Aczkolwiek niczym złym nie jest zabieganie o znalezienie godnego miejsca dla Krzyża w przestrzeni publicznej. Myślę, że nikt nam – wierzącym – nie robi łaski, że nam pozwoli postawić krzyż tam, gdzie chcemy. W końcu, katolików w Polsce jest zdecydowana większość, czego więc mielibyśmy się wstydzić? Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • A nawet gdyby była mniejszość (bo bardziej interesuje mnie tutaj postawa życiowa, niż statystyki chrztu świętego) to i tak nie mamy się czego wstydzić stawiając krzyże jak Polska długa i szeroka!

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.