Odpowiedź, od której zależy wszystko…

O
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę święceń obchodzi Ksiądz Wiesław Mućka, pochodzący z Parafii w Radoryżu Kościelnym, gdzie rozpoczynałem moją kapłańską pracę: kiedy ja przyszedłem tam na wikariat, Wiesław rozpoczynał właśnie studia seminaryjne. Rocznicę święceń przeżywa także Ksiądz Krzysztof Piórkowski i wszyscy Ich Koledzy kursowi. Życzę Jubilatom takiej gorliwości, z jaką dwanaście lat temu rozpoczynali swą posługę. I o to się dla Nich modlę.
        A ja pozdrawiam Was z Miastkowa, gdzie jestem już od wczorajszego wieczoru, gdyż potrzebna była pomoc duszpasterska. Dzisiaj zaś – tak, jak w każdą niedzielę…
       Na głębokie i pobożne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

12
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Za 12,10–11; Ga 3,26–29; Łk 9,18–24
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To
mówi Pan: „Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję
Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i
boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać
będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym.
W
owym dniu będzie wielki płacz w Jeruzalem, podobny do płaczu w
Hadad – Rimmon na równinie Megiddo.
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO GALATÓW:
Bracia:
Wszyscy dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie
Jezusie. Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie,
przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina,
nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny
ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie
Jezusie.
Jeżeli
zaś należycie do Chrystusa, to jesteście też potomstwem Abrahama
i zgodnie z obietnicą – dziedzicami.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił
się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy?”
Oni
odpowiedzieli: „Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni
mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.
Zapytał
ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Piotr
odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”.
Wtedy
surowo im przykazał i napominał ich, żeby nikomu o tym nie mówili.
I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie
odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie;
będzie zabity,
a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Potem
mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną niech się
zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie
naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto
straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.
Pytanie,
jakie Jezus dzisiaj postawił swoim uczniom, może trochę dziwić.
Bo to trochę wygląda tak, jakby Jezus wytrwale nauczał, czynił
znaki i na różne sposoby przybliżał ludziom Boże królestwo, a
po upływie jakiegoś czasu – jak to nieraz słyszymy w mediach –
badał nastroje wśród odbiorców: czy są zadowoleni z tego,
co słyszą, czy nie… I czy przekaz, z którym się do nich zwraca,
odpowiada ich oczekiwaniom, czy też nie…
Przy
bardzo pobieżnym wsłuchaniu się w treść dzisiejszego dialogu
Jezusa z uczniami, można by rzeczywiście takie wrażenie odnieść
– że oto Jezus przeprowadza, na własny użytek i we własnym
zakresie – sondaż poparcia. I według sondażowych słupków
będzie mógł ewentualnie coś zmodyfikować w swojej posłudze,
albo nawet w treści swego nauczania. Czy jednak naprawdę o
to chodzi?
Myślę,
że już sam kontekst, w jakim to pytanie zostało postawione, nie
pozwala na takie pojmowanie sprawy. Zauważmy, że Jezus zwrócił
się z tym pytaniem do uczniów w chwili, w której modlił
się na osobności.

A
zatem, nie po tym, jak kogoś uzdrowił, czy chleb rozmnożył i
kilkanaście tysięcy ludzi nakarmił, bo wtedy o opinię na swój
temat mógłby być spokojny.
Zresztą,
po jednym z rozmnożeń chleba ludzie – nawet bez pytania o to, za
kogo Jezusa uważają – chcieli
Go obwołać królem,

dlatego sam
zszedł im z oczu. Nie w takim zatem
momencie
Jezus zadaje swoje pytanie, ale w
tym, w
którym
modlił
się na osobności…

Wydaje
się, że w takim momencie człowiek staje przed Bogiem – i przed
samym sobą – w jakiejś totalnej
szczerości.
Wtedy
nie gra i nie udaje, bo jeżeli w takim momencie chciałby cokolwiek
udawać lub kogokolwiek grać, to chyba sam
przed sobą zupełnie by się skompromitował.
A
zatem, w takiej chwili wypowiada człowiek rzeczy ważne i naprawdę
istotne. I
tak
właśnie należy postrzegać postawione przez Jezusa pytanie.

Zwłaszcza, że zaraz potem następuje zapowiedź, wyrażona w
słowach: Syn
Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez
starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabit
y,
a

trzeciego
dnia
zmartwychwstanie.
Po
co zatem Jezusowi potrzebna jest odpowiedź na pytanie, za kogo
uważają Go ludzie? Po co Jezusowi wiedza na ten temat? Myślę, że
wszyscy wiemy, albo przynajmniej się domyślamy…
Po
co zatem?
Po
nic!
Oczywiście,
że po nic! Jezusowi w ogóle
wiedza na ten temat nie jest potrzebna,
Jego
w ogóle nie musiało obchodzić, za kogo ludzie Go uważają, bo On
i tak doskonale wiedział, co miał czynić i czego nauczać – a
to
w żaden sposób nie
było zależne od 
opinii,
jaką
na Jego temat wypowiedzą
ludzie.
Jeżeli
jednak zdecydował się postawić takie pytanie i wręcz dociekał
odpowiedzi, to nade wszystko dlatego, że taka
odpowiedź potrzebna jest nam – Jego uczniom!
To
my musimy sobie odpowiedzieć na pytanie,
za kogo uważamy Jezusa, kim On dla nas tak naprawdę jest!?
To
nam potrzebne jest jasne uświadomienie sobie tego, bo od tej
odpowiedzi naprawdę bardzo, ale to bardzo dużo w naszym życiu
zależy. A tak naprawdę – to
wszystko zależy!

Całe nasze życie –
jego kształt, kierunek i cel

od tej odpowiedzi zależy!
Święty
Paweł trochę nam to pomaga zrozumieć, zwracając się do Galatów,
ale i do nas wszystkich w drugim dzisiejszym czytaniu z takim oto
pouczeniem: Wszyscy
dzięki wierze jesteście synami Bożymi w Chrystusie Jezusie. Bo wy
wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie,
przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina,
nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny
ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie
Jezusie.
Otóż
właśnie, zjednoczenie
z Chrystusem czyni z nas zupełnie
nowych ludzi,

czyni z nas dzieci
Boże,

a więc przeorientowuje całe nasze życie! Tak, bo Ten,
którego
przebili

jak się dziś w
pierwszym czytaniu wyraził
Prorok Zachariasz – swoją Ofiarą, złożoną za każdą i każdego
z nas sprawił, że nie
możemy
pozostać
obojętni, nieczuli lub zamknięci

na
tę Jego Ofiarę

i na Niego samego.
Trzeba
się jakoś opowiedzieć: za
– lub przeciw!

Ale jednoznacznie i wyraźnie, i konsekwentnie. Nie można żyć w
rozkroku, w jakimś zawieszeniu… Oczywiście, można, bo kto komu
zabroni. Ale wtedy na pewno nie
ma mowy o żadnej wierze, ani o przyjaźni z Jezusem.

A my wszyscy przecież jesteśmy Jego uczniami – przynajmniej za
takich się uważamy.
Dlatego
nie możemy uciekać od odpowiedzi na pytanie, postawione przez
Jezusa, bo ta odpowiedź – żeby to jeszcze raz powtórzyć –
jest naprawdę bardzo
ważna i bardzo nam potrzebna.

Powinna
się ona
pojawiać jak najczęściej w naszej osobistej refleksji, ale też w
naszych rozmowach; powinna
motywować
nasze decyzje i nasze działania.
Zanim
więc
zaczniemy
szukać przeróżnych i rozlicznych uzasadnień
i usprawiedliwień dla działań sprzecznych

– i to w sposób wyraźny – z Prawem Bożym, z nauką Ewangelii,
to najpierw należałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, za
kogo ja uważam Jezusa? Kim On dla mnie tak naprawdę jest?

Kiedy
zatem
prosto
ze Mszy Świętej niedzielnej pomaszeruję
do sklepu na zakupy,

to zanim zacznę
to na dwieście sposobów
usprawiedliwiać, to najpierw
szczerze spojrzę
w oczy Jezusowi i odpowiem
– Jemu, a jeszcze bardziej sobie – na
pytanie,
kim
On dla mnie tak naprawdę jest?

Za kogo tak
naprawdę Go
uważam? Jak Go traktuję? I
jak traktuję ten dzień, który On sobie zastrzegł?…
I
kiedy postanowię
zamieszkać
z drugą osobą pod
jednym dachem na sposób małżeński – pomimo że nie jesteśmy
małżeństwem

– to zanim dokonam przeliczeń, że to się bardziej opłaca, bo
ceny stancji czy wynajęcia
lokalu

wysokie; lub zanim jeszcze inne argumenty przywołam, to najpierw
spojrzę w oczy Jezusowi i odpowiem na pytanie, za
kogo ja Go tak naprawdę uważam? Kim On dla mnie jest?

Jakie znaczenie dla mnie ma to, czego On naucza, do czego mnie
zachęca, a czego mi zabrania?…
I
kiedy
zacznę
plotkować
o innych,

kiedy
zacznę
innych
przeklinać,
pogardzać
nimi, potępiać, poniżać;
kiedy
będę
próbował
pod
innymi „kopać
dołki”, to zanim
usprawiedliwię
to sobie całą masą argumentów, jacy to ci inni źli
i podli, to najpierw spojrzę w oczy Jezusowi i odpowiem na pytanie,
za
kogo
tak
naprawdę
Go
uważam?

I jak rozumiem te Jego słowa, że cokolwiek uczynię drugiemu
człowiekowi, to uczynię Jemu?…
I
kiedy sięgnę
po pornografię,
kiedy
będę
chciał oglądać
erotyczne
filmy,
strony internetowe lub zdjęcia;

lub kiedy całą

nieczystość wprowadzę
do moich myśli, do moich osobistych zachowań, lub małżeńskiego
współżycia, to zanim wytłumaczę to sobie stwierdzeniem, że
przecież to nic takiego złego, to najpierw spojrzę w oczy Jezusowi
i odpowiem na pytanie, za
kogo tak naprawdę Go uważam? I ile znaczą dla mnie Jego
przykazania?

I
kiedy
będę chciał coś z
zakładu pracy po cichu wynieść, albo sąsiadowi z podwórka;

kiedy postanowię wręczyć
lub przyjąć łapówkę,

kiedy będę kogoś oszukiwał w kwestiach finansowych, to zanim
wytłumaczę to sobie spokojnym stwierdzeniem, że dzisiaj takie
czasy i wszyscy tak robią, to najpierw spojrzę w oczy Jezusowi i
odpowiem na pytanie, za
kogo tak naprawdę Go uważam?
I
ile dla mnie znaczy sumienie?…

I
jeszcze wiele przeróżnych życiowych sytuacji można by tu, moi
Drodzy, przywołać, a wszystkie one pokazałyby
w sumie jedno i to samo: to właśnie, że nawet kiedy dokonujemy
wyborów moralnych, związanych z naszą wiarą, albo wynikających z
wiary w Jezusa – często
w
ogóle nie myślimy o Jezusie!

I
nie zastanawiamy się,
co
On na to?

Jak On zapatrywałby się na nasze życiowe decyzje i wybory? I
dlatego kalkulujemy w wielu sprawach po
ludzku, a nie myślimy o Jezusie,
który
– jako żywo – jest w tym wszystkim najważniejszy.
Stąd
też potrzeba naszej pogłębionej refleksji nad pytaniem: za
kogo tak naprawdę uważamy Jezusa? Kim On dla nas jest?

I na ile to, kim dla nas jest, ma znaczenie przy podejmowaniu
wszelkich
życiowych decyzji? Czy w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie?
Gdyż
to właśnie w kontekście takich i podobnych pytań Kościół
ostrzega swoich wiernych zarówno przed wyborem grzechu,

jak i świadomym i chętnym wyborem
okazji do grzechu.

W
tym świetle, jasno i jednoznacznie rozstrzyga, że – na przykład
nie
mogą otrzymać sakramentalnego rozgrzeszenia, a tym samym nie mogą
przystępować do Komunii Świętej ci wszyscy, którzy 
mieszkają
ze sobą na wzór małżeński, nie będąc małżonkami!
I
to bez względu na to, w jakiej konfiguracji: zarówno osoby żyjące w
związkach niesakramentalnych, jak i narzeczeni przed ślubem, jak
też wreszcie studenci, mieszkający
tak jak małżonkowie w na stancji lub w akademiku.
Wszystkie
te osoby żyją w
stanie permanentnego grzechu ciężkiego,

dlatego nie mogą uzyskać rozgrzeszenia, a jeżeli świadomie ukryją
na Spowiedzi lub jakoś zakamuflują

fakt takiego wspólnego pomieszkiwania, to popełniają
świętokradztwo!
I jeżeli pomimo takiego stanu rzeczy przystępują
do Komunii Świętej, popełniają świętokradztwo!

Oczywiście,
mam
świadomość, że w
tym momencie zapewne pojawi się cała
góra zastrzeżeń: „
Dlaczego
tak ostro?

Co
Ksiądz wymyśla? O co się Ksiądz czepia?” Niejednokrotnie
słyszałem
w kancelarii, że życia nie znam, że nie rozumiem
problemów, z jakimi dziś borykają się ludzie, bo
przecież wynajęcie
stancji to 
niemały
wydatek,

kiedy
więc
ta biedna studentka nie ma
się gdzie podziać, to
co
w tym złego, jeśli zamieszka
z chłopakiem… A w końcu ostatecznie wyciąga się i ten argument,
to zapewnienie, że przecież „między
nami do niczego nie dojdzie”,
bo
„my się będziemy pilnować”…
Moi
Drodzy, ja chcę jasno powiedzieć, że wiele
z tych argumentów
(nazwijmy
je: egzystencjalno – bytowych) jest
prawdziwych i logicznych,

i ja w nie naprawdę wierzę. Co więcej: jestem głęboko
przekonany, że ci młodzi, którzy zapewniają, że będą się
starali, żeby „do niczego między nimi nie doszło”, też
mówią to zwykle bardzo szczerze!

Oni naprawdę tego często chcą! I
szczerze w to wierzą!
Ale
czy są w stanie za siebie ręczyć?

Czy są w stanie zapewnić, że
nie ulegną pokusie,
jeżeli
w jej p
olu
rażenia będą cały czas
przebywali?
Myślę, że odpowiedzi na te pytania są oczywiste.
I
dlatego nauka moralna Kościoła rozstrzyga, że skoro człowiek
świadomie
i w sposób wolny wybiera okazję do grzechu,

decyduje się wejść w taki
grzeszny stan, to tym
samym już
popełnia grzech, bo opowiada się po stronie zła. Świadomie i w
sposób wolny wybiera zło!

Czyli udziela negatywnej odpowiedzi na pytanie, kim dla niego jest
Jezus Chrystus!
I
nie ma tu nad czym dyskutować, wybielać, kręcić, kombinować, lub
oskarżać księdza, że się czepia. Ci,
którzy mają na te sprawy pogląd zgodny z wiarą i ci, którzy
wiedzą, kim dla nich jest Jezus Chrystus, w
ogóle nie dopuszczają możliwości wejścia w tego typu grzeszne
sytuacje!
Oni
od
razu szukają
rozwiązania powyższych trudności zgodnego
z

moraln
ością
chrześcijańską
,
a nie kombinują,
jak by tu wytłumaczyć czy
usprawiedliwić
życie
w grzechu.
Jedyną
bowiem
możliwością
otwarcia sobie drogi do Sakramentów Świętych jest we wspomnianej
sytuacji oddzielne
zamieszkanie dwojga ludzi,

bądź zawarcie
sakramentalnego małżeństwa,

względnie
– jeśli sytuacja trwa już kilkadziesiąt lat i jest nie do zmiany
życie
ze sobą jak brat z siostrą,

ale tę kwestię
należy skonsultować z duszpasterzem.
Jeśli
zaś idzie o oddzielne zamieszkanie narzeczonych – ponowne zamieszkanie – to bardzo często
doradza
się podjęcie takiej odważnej decyzji,
nawet
jeżeli do ślubu jest miesiąc lub krócej.
Ktoś
to kiedyś nazwał „wtórną
czystością”,

a polega to właśnie na tym, że narzeczeni, którzy przez jakiś
czas mieszkali już razem, nawet
na
tak
zwanej „
ostatniej
prostej”
przed ślubem

zamieszkują
oddzielnie

i tak przygotowują się do zawarcia
małżeństwa.
Mogą w tym czasie przystępować do Spowiedzi i Komunii Świętej, a
więc ich przygotowanie nabiera tym
samym głębszego
sensu – prawdziwego sensu!
Moją
ogromną radością jest, że w ciągu swojej kapłańskiej posługi
spotkałem
kilka par narzeczonych, który się na taki odważny krok
zdecydowali.

Byłem – i jestem – szczerze im za to wdzięczny i nie ukrywałem
uznania.
Ktoś
może powie, że
to przesada, że to się już nie opłaca,
że
na „ostatniej prostej” do ślubu to już nie warto mnożyć
problemów. Wprost przeciwnie, w tych sprawach nawet
jeden dzień, przeżyty
w
pełnej jedności z

Jezusem,
ma sens i jest wartością!

Ale
zrozumie to ten, kto znajdzie w głębi swego serca odpowiedź –
pozytywną odpowiedź – na pytanie, kim
dla niego
tak
naprawdę

Jezus Chrystus

jest?
Bo
zarówno w tej sprawie, o której tu sobie mówiliśmy, jak i w tych,
o których mówiliśmy chwilę
wcześniej, jak wreszcie w całym naszym życiu – od tej odpowiedzi
tak naprawdę wszystko zależy… Wszystko…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.