O ile wielki jesteś – o tyle się uniżaj…

O
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa nasza Ciocia, Teresa Nowicka, u której dwa dni temu byliśmy z Markiem w odwiedzinach. Życzymy Cioci wielkiej wytrwałości, cierpliwości i optymizmu w codziennej opiece nad chorą Córką – i w takim ogólnym trzymaniu „w pionie” całego domu. Niech ta siła ducha, z której Ciocia jest znana, nigdy Jej nie opuszcza!
        Imieniny natomiast obchodzi Patrycja Sakowska, z dawnej Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Niech Jej Pan we wszystkim błogosławi. Obie świętujące Panie ogarniam modlitwą.
        Moi Drodzy, to już ostatnia niedziela wakacji (oczywiście, tych szkolnych, bo wakacje studenckie jeszcze potrwają przez miesiąc). 
         Dzisiaj także uroczystości pogrzebowe Inki i Zagończyka – zachęcam do śledzenia ich przebiegu w Telewizji Polskiej.
       Na głębokie, religijne i jak najbardziej radosne świętowanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

22
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Syr 3,17–18.20.28–29; Hbr 12,18–19.22–24a; Łk
14,1.7–14
CZYTANIE
Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Synu,
z łagodnością wykonuj swe sprawy, a każdy, kto jest prawy, będzie
cię miłował. O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a
znajdziesz łaskę u Pana. Wielka jest bowiem potęga Pana i przez
pokornych bywa chwalony.
Na
chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim
zapuściło korzenie. Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho
słuchacza jest pragnieniem mędrca.
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Nie przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły,
do ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego
dźwięku słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do
nich nie mówił.
Wy
natomiast przystąpiliście do góry Syjon, do miasta Boga żyjącego,
Jeruzalem niebieskiego, do niezliczonej liczby aniołów, na
uroczyste zebranie, do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani
w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów
sprawiedliwych, które już doszły do celu, do pośrednika Nowego
Testamentu, Jezusa.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy
Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w
szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili.
I
opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie
wybierali pierwsze miejsca. Tak mówił do nich: „Jeśli cię kto
zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca; by czasem ktoś
znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas
przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: «Ustąp temu
miejsca»; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce.
Lecz
gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy
przyjdzie gospodarz i powie ci: «Przyjacielu, przesiądź się
wyżej»; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników.
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się
poniża, będzie wywyższony”.
Do
tego zaś, który Go zaprosił, rzekł: „Gdy wydajesz obiad albo
wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani
krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie
zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie,
zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych.
A
będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się
odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu
sprawiedliwych”.
Dobra
rada Mędrca Syracydesa, zawarta w zdaniu: O
ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana,

znalazła
ciekawe rozwinięcie w wypowiedzi Jezusa, zapisanej przez Ewangelistę
Łukasza. Można powiedzieć, że Jezus podpowiada, jak
konkretnie tę właśnie radę zrealizować

w tak prozaicznych okolicznościach, jak spotkanie na uczcie.
Oczywiście,
to tylko jedna z możliwych
do przewidzenia
okoliczności, bo przecież życie
człowieka nie składa się wyłącznie z ucztowania

– poza tymi
wyjątkowymi przypadkami,
kiedy się składa… Zasadniczo jednak, codzienność stawia nas w
bardzo różnych sytuacjach i okolicznościach,

daje
nam możliwość spotkań z różnymi ludźmi – i wtedy to właśnie
mamy okazję do tego, by wykazać się swoją osobistą
klasą, pewnym poziomem ducha i intelektu,

oraz wieloma różnymi walorami
swojej osobowości.
Ja
ze swej strony przyznaję, że owa dobra rada, którą Mędrzec
Syracydes zawarł w swoich pismach, a które Jezus pokazał w
realiach konkretnej, życiowej sytuacji – jakoś szczególnie
do mnie przemawia.

Bo zawsze imponowali mi i wciąż imponują – i to bardzo! –
ludzie, którzy mając się czym naprawdę
przed
innymi pochwalić, mogąc
innych wręcz onieśmielać

swoim życiowym doświadczeniem, swoim wykształceniem, wieloma
osiągnięciami w różnych dziedzinach i wreszcie
swoimi kontaktami
o
zasięgu wręcz światowym,
w rzeczywistości nigdy
się z tym nie obnoszą

i nie dają nikomu wokół tego odczuć.
Nie
wywyższają się nad innymi, nie
budują żadnego dystansu

– nie mówiąc już o jakiejś przepaści, jaka nierzadko
istnieje
pomiędzy tymi wysoko postawionymi, a resztą „zwykłych” ludzi…
Ci,
których przekonuje rada Syracydesa: O
ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana,

dobrze
wiedzą, że jeżeli naprawdę mają w sobie wewnętrzny potencjał,
to jest to ich prawdziwą
i obiektywną wartością,
przeto
nie muszą się rozpaczliwie starać „podkreślać
siebie” na każdym kroku

– w obawie, że świat może nie doceni ich pozycji i znaczenia.
Oni
wiedzą, że tego, co mają w sercu i umyśle, nikt
im nie odbierze

i nie jest to w żaden sposób zależne od ludzkiego uznania, czy
jego braku…
Wydaje
się natomiast,
że tymi, którzy – idąc za obrazem, ukazanym przez Jezusa –
zajmują pierwsze miejsca na ucztach, są ludzie z
jakichś powodów niedowartościowani,

a przy tym nierzadko wewnętrznie
puści.

Może to zbyt
ostre
stwierdzenie i zbyt radykalne zestawienie, ale w końcu nie mówimy o
nikim konkretnym – z imienia i nazwiska – tylko o różnych
ludzkich
postawach.

A wśród tychże postaw odnajdujemy nierzadko właśnie takie, że
człowiek, który nie ma za wiele innym do zaoferowania ze swego
ducha lub intelektu, na
każdym kroku podkreśla swoją zwykle wyimaginowaną pozycję

i żąda od innych jakichś
nadzwyczajnych oznak szacunku.
Oczywiście,
ten podział na dwie kategorie ludzi, jaki tu sobie przyjęliśmy,
także nie jest jakiś sztywny i nieprzekraczalny. Możemy bowiem
spotkać się z ludźmi, którzy mają
naprawdę dużo „w sobie”:

w swoim umyśle, w swoim sercu, w swoim życiowym doświadczeniu –
i
na każdym kroku to podkreślają.

Nie wystarczy im to, że naprawdę są ludźmi wartościowymi
wewnętrznie – oni jeszcze muszą
o
tym powiedzieć
,
przypomnieć
wszystkim,
a nawet upomnieć
się o docenienie

z ich
strony.

Wydaje
się, że symbolem takich właśnie ludzi jest niezwykle
barwnie ukazany w Trylogii Sienkiewicza pan
Zagłoba.
Jak
pamiętamy, został on opisany
jako człowiek naprawdę
oryginalny i wielce oddany Ojczyźnie, ale takoż wielce zapatrzony w
siebie.
I
na ten – nazwijmy go tak technicznie – „syndrom Zagłoby”
cierpi dziś wielu naprawdę dobrych i ciekawych ludzi,
potrzebujących
niestety
docenienia
ze strony innych.

I
jest jeszcze jedna grupa, wyłamująca
się z
tego podziału, jaki na początku sobie zarysowaliśmy. Chodzi tu
mianowicie o ludzi, którzy rzeczywiście
chcą
się
uniżać, ale robią to na tyle ostentacyjnie,

że w końcu stają się niewiarygodni, a wręcz irytujący.
Okazuje
się bowiem, że – zwłaszcza, jeśli są w hierarchii społecznej
wysoko postawieni – zorganizowanie
im możliwości pokazania się ze swoim ubóstwem i skromnością

wiąże się z koniecznością zaangażowania znacznych środków i z
takim ogólnym zamieszaniem, że naprawdę lepiej byłoby, gdyby
już
sobie z tym dali spokój,
a
swoją skromność (jeżeli jest szczera) praktykowali tak
zwyczajnie, na co dzień, bez
szumu i zadęcia.

Czasami
bowiem owa
ostentacyjnie
pokazywana skromność wydaje się na
tyle pretensjonalna i przesadzona,
że
w odbiorze ludzi wywołuje
efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego.
I
właśnie dlatego warto pójść za pouczeniem Jezusa, który dzisiaj
gospodarzowi, który zaprosił Go na ucztę, tak doradził: Gdy
wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani
braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni
nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz
przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych.
A
będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się
odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu
sprawiedliwych.

Widzimy
zatem, że Jezusowi nie chodzi o jakiekolwiek działanie
na
pokaz.

Także gdy mówił o zajmowaniu ostatniego miejsca, na pewno nie miał
na myśli jakiegoś fałszywego uniżania się, ale właśnie taką
zwyczajną,
maksymalnie naturalną postawę człowieka…

Dobry
przykład w tym względzie daje nam sam Bóg, o czym mówi bardzo
wyraźnie Autor Listu do Hebrajczyków w drugim czytaniu. Zestawiając
ze sobą sposób
komunikowania się Boga z człowiekiem

w Starym i Nowym Przymierzu, tak
zwraca się do swoich współwyznawców: Nie
przystąpiliście do dotykalnego i płonącego ognia, do mgły, do
ciemności i burzy ani też do grzmiących trąb i do takiego dźwięku
słów, iż wszyscy, którzy go słyszeli, prosili, aby do nich nie
mówił.

W
sposób tu
opisany Bóg
objawiał się – chociaż też nie zawsze – w Starym Przymierzu.
Było to ze wszech miar konieczne, aby ustawić właściwe relacje
pomiędzy Bogiem a człowiekiem, ale także zaznaczyć wyższość i
w
ogóle prawdziwość
Boga Jedynego na tle wielu fałszywych bóstw,

w jakie wierzyli ludzie z krajów ościennych, a w które niekiedy
także wierzyli członkowie narodu wybranego. Tak zatem było w
Starym Przymierzu.
Obecnie
owo kontaktowanie się Boga z człowiekiem dokonuje się na
płaszczyźnie ducha, w tym wymiarze najbardziej głębokim, niemalże
intymnym…

Co oczywiście nie oznacza, że człowiek może Boga lekceważyć i
zapominać, kto jest kim, zacierając różnicę i dystans między
sobą, a Bogiem. Bóg
ten dystans niesamowicie skraca,

ale my musimy pamiętać, że to Bóg jest Bogiem, a nie my sami dla
siebie jesteśmy bogami…

Jeżeli
zatem Bóg tak bardzo wyraźnie
i tak jakoś bardzo
naturalnie schodzi

na te nasze – jak śpiewamy w kolędzie – „ziemskie niskości”,
to naprawdę nie ma powodu, abyśmy my,
ludzie, pomiędzy
sobą budowali mury i przepaścisty dystans.

Człowiek
naprawdę wielki i naprawdę wartościowy – nigdy
się nad innych nie wynosi

i ze swoim wewnętrznym bogactwem nigdy się nie
obnosi.

Jeżeli się obnosi i szuka dowartościowania u ludzi, to znaczy, że
coś
jednak jest nie tak

z tą jego wewnętrzną wartością. Bo ten, kto jest naprawdę
bardzo wartościowy, nie potrzebuje ludzkich pochwał.
Co
ciekawe, bardzo często jest
właśnie chwalony i doceniany,

bo wśród ludzi jakąś wręcz
samoistną sympatię

wzbudzają tacy, którzy coś sobą prezentują, a się z tym nie
obnoszą, wychodzą
zaś
do

ludzi tak zwyczajnie,

że można z nimi porozmawiać bez żadnej obawy czy skrępowania…
Takie
wielkie, choć rzeczywiście skromne osobowości, są naprawdę dla
innych wzorem. I
nawet jeśli ludzie ich nie zauważą i nie docenią, to
Bóg ich doceni

– i oni o tym zawsze wiedzą.
Jakże
natomiast śmieszny, a momentami wręcz żałosny
i godny politowania

– i ostatecznie uciążliwy
dla otoczenia

– jest człowiek, który za
wszelką cenę

chce być zauważony, doceniony, pochwalony. Żeby to jeszcze raz
powtórzyć: daje on świadectwo jakiegoś totalnego
zakompleksienia, wynikającego z duchowej pustki.

Dlatego,
Kochani, ciesząc się z tego, co w
swoim sercu i umyśle mamy;

ciesząc się ze swoich życiowych osiągnięć i sukcesów, ciesząc
się z dobra, jakie się w naszym życiu dokonało i jakiego sami
dokonaliśmy – za
wszystko dziękujmy Bogu!

Starajmy się z tym w
ogóle nie obnosić,

starajmy się jak
najmniej o tym mówić!

Niech inni o tym powiedzą, niech inni to zauważą – nie musimy im
w tym pomagać.
My
natomiast całą radość z tego, co mamy i jakimi jesteśmy, oraz
ewentualne oznaki ludzkiej wdzięczności, kierujmy do Tego,
któremu się one tak
naprawdę i przede wszy
stkim
należą!
Czyli
do kogo? Dobrze wiemy…
To
On właśnie poucza nas dzisiaj przez Mędrca Syracydesa, zachęcając
każdą i każdego z nas: O
ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana!

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.