Dziś muszę się zatrzymać w Twoim domu!

D
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, jak tam dzisiaj, po zmianie czasu? Nie pogubiliście się w programie dnia? Nie wstaliście o godzinę za wcześnie? 
       Kiedy dotrzecie – już o tej właściwej porze – na Mszę Świętą, to zapewne niektórzy przekonają się, że odczytane będą inne teksty biblijne, aniżeli te, które widzicie poniżej. To dlatego, że dzisiejsza niedziela jest dniem obchodzenia rocznicy poświęcenia własnego kościoła – w tych parafiach, w których rocznica ta nie jest precyzyjnie znana. Jeżeli bowiem jest znana, to właśnie w tym dniu winna być obchodzona. Jeżeli zaś nie jest znana, to jest obchodzona dzisiaj, w ostatnią niedzielę października. Tak będzie także w Miastkowie. Jednak ja zamieszczam Boże słowo i rozważanie z 31 Niedzieli zwykłej.
       Zaraz wyjeżdżam do Miastkowa, zostawiając w domu moich Gości: Siostrę Anię i Szwagra Kamila, z Ich Gwiazdami: Weroniką i Emilką. Są u mnie od piątkowego wieczoru. Domyślacie się zapewne, co się działo tu wczoraj, kiedy te nasze dwa małe – wielkie Wichry uruchomiły swoją energię… Bardzo się cieszę z tych odwiedzin!
          A jutro na pewno ucieszymy się wszyscy – słówkiem z Syberii!
Na głębokie i religijne przeżywanie dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek

31
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Mdr 11,22–12,2; 2 Tes 1,11–2,2; Łk 19,1–10
CZYTANIE
Z KSIĘGI MĄDROŚCI:
Panie,
świat cały przy Tobie jak ziarnko na szali, kropla rosy porannej,
co spadła na ziemię. Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w
Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili.
Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co
uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego
uczynił.
Jakżeby
coś trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się
zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to
wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia.
Bo
we wszystkim jest Twoje nieśmiertelne tchnienie. Dlatego nieznacznie
karzesz upadających i strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by
wyzbywszy się złości, w Ciebie, Panie, uwierzyli.
CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia:
Modlimy się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego
wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra
oraz czyn płynący z wiary. Aby w was zostało uwielbione imię Pana
naszego Jezusa Chrystusa, a wy w Nim, za łaską Boga naszego i Pana
Jezusa Chrystusa.
W
sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i naszego
zgromadzenia wokół Niego prosimy was, bracia, abyście się nie
dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź
przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas
pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A był tam pewien
człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty.
Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z
powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i
wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał
przechodzić.
Gdy
Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego:
„Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w
twoim domu”. Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go
rozradowany. A wszyscy widząc to szemrali: „Do grzesznika poszedł
w gościnę”.
Lecz
Zacheusz stanął i rzekł do Pana: „Panie, oto połowę mego
majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam
poczwórnie”.
Na
to Jezus rzekł do niego: „Dziś zbawienie stało się udziałem
tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy
przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”.
Słowo
Boże, które ofiaruje nam dzisiaj Jezus, tchnie potężnym
optymizmem.
Kiedy z uwagą wczytujemy się w teksty pierwszego i
drugiego czytania, a wreszcie Ewangelii, zauważamy, że wszystkie
one mówią o tym, jak to Bóg interesuje się człowiekiem, jak
się o niego troszczy.
Autor
Księgi Mądrości stwierdza – rzeczywiście, z wielką mądrością
– że cały świat jest przed Bogiem jak ziarnko na szali,
kropla rosy porannej, co spadła na ziemię.
Ten Bóg, który
wszystko dokładnie widzi i wszystko rzetelnie ocenia, w
rzeczywistości pragnie tylko dobra człowieka.
Wychwalając
tę Bożą dobroć, Autor wspomnianej Księgi tak mówi: Nad
wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy i oczy zamykasz na
grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie
stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś
miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś
trwać mogło, gdybyś Ty nie powołał do bytu? Jak by się
zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to
wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia. Bo we wszystkim jest Twoje
nieśmiertelne tchnienie.
W
ten sposób Autor biblijny wychwala Boga, rozmiłowanego w swoim
stworzeniu. Panie, miłośniku życia… – tak
określa Boga.
Po
tej linii – po linii owej miłości Boga do swego stworzenia –
idzie także Święty Łukasz, który w swojej Ewangelii ukazuje nam
dzisiaj konkretny przejaw miłości Boga do człowieka. Oto
Jezus zwraca uwagę na Zacheusza, a więc człowieka, który –
najoględniej rzecz ujmując – nie cieszył się najlepszą
opinią otoczenia.
Zwierzchnik celników, człowiek bardzo
bogaty, który wzbogacił się nie na czym innym, jak na pobieraniu
podatków –
i
to jakich? Takich właśnie, jakich żądali Rzymianie,
którzy – musimy o tym pamiętać – w owym czasie byli okupantami
narodu wybranego. A zatem Zacheusz, który ściągał podatki na
rzecz okupanta, siłą rzeczy nie mógł mieć dobrej opinii w
otoczeniu.
Dlatego,
kiedy zapragnął zobaczyć Jezusa – a tak swoją drogą: zupełnie
nie wiadomo, z jakiego powodu – mógł ten swój zamiar
zrealizować tylko w ten sposób, iż wspiął się na sykomorę.
Bo z pewnością żaden pobożny Izraelita nie zrobiłby mu
przejścia, aby mógł do Jezusa podejść, tym bardziej żaden nie
pozwoliłby mu wejść na dach swojego domu. Musiał więc sobie
Zacheusz poradzić sam. I – jak słyszeliśmy – całkiem
nieźle
sobie poradził!
Jezus
zauważył te jego starania, zauważył jego dobrą wolę, jego
zdecydowanie; poznał jego szczere pragnienie i wypowiedział słowa,
które zaskoczyły Zacheusza, a przy okazji – bardzo
nieprzyjemnie zaskoczyły całe otoczenie, które nie omieszkało
wyrazić swojej opinii w pełnych oburzenia słowach: Do
grzesznika poszedł w gościnę.
Kiedy
widzimy Jezusa, który postanawia do grzesznika pójść w gościnę,
nie możemy nie przypomnieć ostatniego zdania z dzisiejszego
pierwszego czytania: Dlatego nieznacznie karzesz upadających i
strofujesz przypominając, w czym grzeszą, by wyzbywszy się złości,
w Ciebie, Panie, uwierzyli.
Jezus
nie musiał strofować Zacheusza. Myślę, że już mu się
dostatecznie dużo „dostało” od ludzi, wśród których żył. I
tak w sumie zastanawiam się, czy ludzie ci jednak nie mieli
racji:
czy Zacheuszowi nie należało się konkretne upomnienie
za kolaborację z okupantem?…
A
przy okazji, warto także i o tym wspomnieć – sam Zacheusz się do
tego przyznaje – iż nie był on wzorem uczciwości. Jezus
także o tym doskonale wiedział, tyle tylko, że Jezus nie „mruczał
pod nosem” jak wszyscy inni, bojąc się cokolwiek powiedzieć w
oczy
samemu Zacheuszowi. Jezus postanowił sprawę rozwiązać
radykalnie i w sposób, który zaskoczył samego Zacheusza, a tym
bardziej – całe otoczenie: Zacheuszu, zejdź prędko,
albowiem dziś muszę się zatrzymać w Twoim domu.
Zadziwiać
może już sam fakt, że Jezus w ogóle dojrzał Zacheusza na tym
drzewie – a tu jeszcze chciał się zatrzymać w jego domu! Okazało
się, że zastosowana przez Jezusa „terapia szokowa”
jak byśmy ten gest określili dzisiejszym językiem – mająca u
swej podstawy ogromną miłość do człowieka,
dała bardzo
konkretne i wręcz wymierne efekty już od razu: Zacheusz postanowił
się nawrócić i naprawić wszystkie krzywdy, a nawet dodatkowo
wynagrodzić je tym, wobec których zawinił!
Jezus
osiągnął zamierzony cel, a sądzę także, że i niedawni
przeciwnicy Jego wizyty u Zacheusza musieli przyznać, iż miał
rację i że z całej sytuacji wyszedł zwycięsko. Chociaż
dokonał tego w sposób oryginalny.
Dla
Jezusa jednak każdy sposób jest dobry i godny zastosowania, jeżeli
prowadzi do nawrócenia
człowieka,
do jego uratowania – uratowania od śmierci
wiecznej.
W
całym tym wydarzeniu natomiast na uwagę zasługują dwa momenty.
Po pierwsze: Bogu zależy na człowieku i dlatego czyni
wszystko, aby mu pomóc. To jeden moment. I druga myśl: człowiek
zgadza się na to pragnienie Boga
i pozytywnie odpowiada na Boże
starania. Nie zamyka się na to, nie mówi: A co mnie to
obchodzi?
Pomimo
tego, że Zacheusz całym swoim życiem bardzo skrupulatnie
„zapracował” na taką opinię, jaką miał, to jednak wielkim
jego zwycięstwem w tej chwili było to, że natychmiast
zareagował
na Bożą miłość swoją miłością, którą
wyraził w gościnie, udzielonej Jezusowi, ale bardziej jeszcze
w postanowieniach,
które przy
tej okazji podjął: Panie, oto połowę mego majątku
daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie.

To
jest chyba najważniejszych zdanie
całej
dzisiejszej Ewangelii, bo wyraża pozytywne
nastawienie człowieka do propozycji Bożej. Oznacza jakiś wielki
przełom,
jaki dokonał się w sercu człowieka. I jeżeli teraz
mówimy o miłości Boga do człowieka, o trosce Boga o człowieka,
to musimy natychmiast łączyć z odpowiedzią
człowieka.
Bo tylko wtedy troska ta okaże się owocna, kiedy
spotka się z pozytywnym odzewem w ludzkim sercu. Zacheusz jest
przykładem właśnie takiej postawy.
I
o taką postawę dla wiernych w Tesalonikach modlił się Święty
Paweł, o czym sam tak pisał w Liście do nich skierowanym: Modlimy
się zawsze za was, aby Bóg nasz uczynił was godnymi swego
wezwania, aby z mocą udoskonalił w was wszelkie pragnienie dobra
oraz czyn płynący z wiary.
Otóż,
właśnie! Czyn płynący z wiary; wszelkie pragnienie
dobra
– oto konkretna odpowiedź człowieka na Bożą
miłość, na Bożą propozycję, na Boże wezwanie. Tak pisze Święty
Paweł, mając na uwadze wezwanie do świętości, do zjednoczenia z
Bogiem, i dodaje: Aby w was zostało uwielbione imię
Pana naszego Jezusa Chrystusa,
a wy w Nim, za
łaską Boga naszego i Pana Jezusa Chrystusa.
Kochani,
każdy z nas jest wezwany do tego, aby w nim było uwielbione
imię Jezusa. Bo owo radosne przesłanie, jakie zawarte jest w
dzisiejszych czytaniach, odnosi się do każdego z nas. Każdego z
nas
bowiem Bóg otacza indywidualną miłością,
każdemu z nas daje szansę i podtrzymuje w istnieniu
nawet pomimo dość znacznych upadków i uchybień.
Każdemu
z nas daje po wielekroć szansę, każdego z nas dostrzega,
siedzącego nawet na najwyższym drzewie swojego grzechu i
wygórowanych ambicji; i do każdego indywidualnie mówi: Zejdź z
tego drzewa, Ja chcę być gościem w twoim domu!
Ja chcę być
gościem w twoim sercu! Już mam dość twojego grzechu, chcę ci
pomóc się z niego wydostać! Każdy z nas może liczyć na taką
pomoc ze strony Jezusa. Każdy!
Myślę,
że gdybym sobie dzisiaj pozwolił na porównywanie nas, tu
zgromadzonych, do Zacheusza, to wiele osób mogło by się
oburzyć:
Bez przesady, ja nie jestem tak nieuczciwy, jak ten
celnik! Ja się naprawdę staram na co dzień żyć w zgodzie w
sumieniem, staram się nie czynić nikomu krzywdy, nie powodować
niczyich łez! I tak na pewno jest! Ale – waśnie – skoro
Jezus zauważył nawet takiego zdrajcę i oszusta, jakim był
Zacheusz, to o ileż bardziej zauważy każdego z
nas,
którzy mamy prawo uważać się za uczciwszych od niego.
Tylko
teraz pytanie: Jak ja reaguję na Bożą troskę o mnie? Czy
odpowiadam swoją miłością? A tak bardzo konkretnie: czy
kiedy przybywam na Mszę Świętą, kiedy klękam do modlitwy lub
podejmuję modlitwę na przykład w drodze do pracy, lub ewentualnie
w trakcie jakichś codziennych zajęć – czy uświadamiam sobie, że
w tym momencie wchodzę w indywidualny kontakt z
Bogiem?
Czy udział we Mszy Świętej odbieram jako indywidualne
obdarowanie przez Jezusa, który na Krzyżu złożył swoją Ofiarę
za każdego bez wyjątku człowieka
a więc także za mnie?
I
tak idąc dalej: jak postrzegam moje miejsce w Kościele
tym pisanym przez wielkie: „K”, a więc we wspólnocie
wierzących,
we wspólnocie uczniów Chrystusa? Jak to odbieram
nawet na płaszczyźnie parafialnej? Czy Kościół, którego jestem
cząstką, jest naprawdę moim Kościołem, za który czuję
się osobiście i imiennie odpowiedzialny? Czy mam świadomość,
że przez grzech umniejszam dobro duchowe Kościoła, czynię
ten Kościół uboższym, a więc – co za tym idzie – duchowo
zubażam także innych członków tej społeczności?
Czy
nie ma jeszcze we mnie takiego podejścia do sprawy, jakie
charakterystyczne było dla słusznie minionej poprzedniej epoki –
epoki żyjącej jeszcze niestety w niektórych umysłach – iż
„Kościół to oni”, jacyś „oni”,
najczęściej biskupi?
A w związku z tym – dlaczego Kościół „miesza się do
polityki”, dlaczego Kościół krytykuje aborcję, eutanazję,
złodziejstwo, kumoterstwo i tym podobne „uroki” naszej
codzienności?
A
może, gdyby się udało uzdrowić w tej kwestii swoje myślenie,
to łatwiej byłoby zdać sobie sprawę, że Kościół to jednak my
wszyscy, że Kościół to także ja, a jeżeli Kościół to ja,
więc Kościół ma prawo „mieszać się do polityki”, bo
ja mam prawo uczestniczyć w życiu politycznym; i jeżeli Kościół
to ja, więc mam prawo protestować przeciwko okradaniu
i szkalowaniu, przeciwko chamstwu w urzędach i łapówkarstwu na
stanowiskach.
Jeżeli
Kościół to ja,
więc moim świętym obowiązkiem jest o tym
pamiętać, kiedy obejmuję ważne stanowisko i zaczynam podejmować
ważne decyzje. I jeżeli Kościół to ja, to mam o tym pamiętać
także wtedy, gdy staję przy urnie wyborczej.
Jeżeli Kościół
to ja, to muszę tak bardzo poważnie zapytać samego siebie: Co
ja Kościołowi daję z serca,
co daję z siebie?
Czasami
słyszy się skargi: Wiara mi nic nie daje! Kościół mi nic nie
daje!
Przepraszam, a
co
Ty dajesz Kościołowi? I nie myślę tu nawet w
tej chwili o sferze materialnej, ale tej duchowej. Modlisz
się za Kościół?
Modlisz się za swoją Parafię? Modlisz się
za swojego Proboszcza, czy tylko na niego narzekasz? Jeżeli się
ani razu nie modliłeś, to nie masz prawa narzekać
i jeżeli
ani duchowo, ani materialnie nie włączasz się we wspólne dzieła,
podejmowane w Parafii, to nie masz prawa wypowiedzieć ani jednego
słowa krytyki!
Ja
sam pochodzę z Parafii, w której przez kilkanaście lat prowadzono
budowę świątyni. Obiekt, który wspólnymi siłami udało się
postawić, okazał się imponujący. Ale ile słów krytyki,
niesprawiedliwej i nieuzasadnionej,
musiał wysłuchać Proboszcz
– i to z ust tych, którzy ani jednego dnia nie poświęcili
wspólnej pracy na budowie, ani też wcale nie wspierali materialnie
tego dzieła. Właśnie oni najwięcej mieli zawsze do
powiedzenia!
Jezus,
który w dzisiejszym Słowie uczula nas na indywidualny kontakt
człowieka z Bogiem;
który przypomina nam o indywidualnym, tak
bardzo serdecznym i osobistym zaangażowaniu się Boga w dialog z
człowiekiem, pyta mnie dzisiaj o odpowiedź na tę Bożą miłość,
na to Boże zatroskanie – w konkrecie mojej postawy.
Czy
stać mnie na taką zdecydowaną odpowiedź, na jaką zdobył się
Zacheusz? Czy mam świadomość, że jestem przez
Boga obdarowan
y, jak o tym przypomina dziś
pierwsze czytanie z Księgi Mądrości; ale i sam powinienem
obdarowywać, pomnażać dobro Kościoła? Czy czuję
się
osobiście, indywidualnie odpowiedzialny za
Kościół?
Czy mam świadomość, że krytykując Kościół,
zamiast czynić go lepszym przez poprawę własnego postępowania i
życzliwe upominanie błądzących – niejako oskarżam samego
siebie?
Święty
Paweł modlił się za Tesaloniczan, aby Bóg z mocą udoskonalił w
nich wszelkie pragnienie dobra oraz czyn płynący z
wiary,
aby zostało w nich
uwielbione imię Jezusa Chrystusa.
O to samo i my módlmy się dzisiaj, aby myśl, że każdy z nas jest
indywidualnie przez Chrystusa obdarowany, ale tym samym indywidualnie
odpowiedzialny za Kościół, była natchnieniem do
twórczego działania,
a kiedy
trzeba – także twórczym
wyrzutem sumienia!

6 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.