Dobrze, że jesteś!

D
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, bardzo dziękuję Księdzu Markowi za wczorajsze słówko, a w nim – za kolejny rzut oka na warunki pracy duszpasterskiej w największej terytorialnie Parafii na świecie! Myślę, że wszyscy jesteśmy gotowi pozytywnie odpowiedzieć na apel Księdza Marka i modlitwą wspierać to wielkie dobro, jakie tam realizuje ze swymi Parafianami.
        A oto dzisiaj ferie zimowe rozpoczynają się w województwie lubelskim i jeszcze w kilku innych. Życzymy Wszystkim, których to dobrodziejstwo dotyczy – bardzo dobrego czasu odpoczynku!
       Na głębokie przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                                     Gaudium et spes!  Ks. Jacek

2
Niedziela zwykła, A,
do
czytań: Iz 49,3.5–6; 1 Kor 1,1–3; J 1,29–34

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Pan
rzekł do mnie: „Tyś sługą moim, Izraelu, w tobie się
rozsławię”.
Wsławiłem
się w oczach Pana, Bóg mój stał się moją siłą. A teraz
przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego
sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził Mu Izraela.
I
mówił: „To zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia
pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię
światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi”.

POCZĄTEK
PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Paweł,
z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes,
brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali
uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół
ze wszystkimi, którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana
naszego Jezusa Chrystusa, ich i naszego Pana.
Łaska
wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jan
zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek
Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym
powiedziałem: «Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył
godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Ja Go przedtem nie
znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się
objawił Izraelowi”.
Jan
dał takie świadectwo: „Ujrzałem Ducha, który jak gołębica
zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem,
ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do
mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i
spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym».
Ja
to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym”.

Sługa
Boży, o którym w swoim Proroctwie mówi Izajasz, utożsamiany
był z różnymi postaciami,
żyjącymi w jego czasach. Mógł to
być chociażby król Cyrus, albo król Dariusz – co ciekawe, nie
będący królami narodu wybranego, ale najeźdźcami, jednak to
właśnie nimi Bóg posługiwał się w realizacji swoich planów.
Innym razem znowu, tytułem: „Sługa Jahwe” określano
cały naród wybrany. Odczytując Izajaszowe Proroctwo z
perspektywy Nowego Testamentu, bardzo łatwo dopatrzeć się
podobieństw pomiędzy owym Sługą a najdoskonalszym Sługą
Bożym,
jakim był i jest Jezus Chrystus, Syn Boży.
Tak,
czy owak, czytając dzisiejszy fragment z Księgi Izajasza, możemy
zauważyć, że ów Sługa został przez Boga bardzo
doceniony,
co przejawia się choćby w tym, że mocno podkreślona
została jego wartość i wyznaczono mu nowe
zadania. Słyszeliśmy to chociażby w tych słowach samego
Boga: To
zbyt mało, iż jesteś mi sługą dla podźwignięcia pokoleń
Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela. Ustanowię cię
światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców
ziemi.
Z
kolei,
w drugim czytaniu otrzymujemy tekst o
tyle piękny, co dziwny…

Słyszymy bowiem początkowe
słowa z Pierwszego Listu Pawła Apostoła do Koryntian. Są to –
jako rzekliśmy – słowa naprawdę piękne: Paweł z jakimś
apostolskim
dostojeństwem

przedstawia się adresatom jako Autor Listu, wspomina przy tym swego
współpracownika, a wszystko utrzymane jest w
tonie
patetycznym;
po czym zwraca się do adresatów, także w formie oficjalnej i
uroczystej, aby następnie napisać: Łaska
wam i pokój od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa.

to zatem
– jako rzekliśmy – słowa piękne, ale
nieco dziwne,

bo usłyszeliśmy
imiona
Autora i odniesienie
do adresatów,
po
czym padło jedno
zdanie pozdrowienia i…
nic więcej!
No
właśnie! Jakie przesłanie wynika
dla nas z
takiej treści – bez treści?…

Tylko
– czy aby na
pewno bez treści?…

A może tą treścią są te
słowa,
na które zwykle
nie zwraca się uwagi,

bo są to zwyczajowe i grzecznościowe wstępy?… W
tym przypadku wydają
się być
czymś więcej, bo stanowią – podobnie, jak w pierwszym czytaniu –
podkreślenie
i docenienie konkretnych ludzi…

A
można chyba nawet zaryzykować stwierdzenie, że pierwszym, którego
Apostoł w ten sposób docenił, jest
on sam,

jednak nie jest to absolutnie spowodowane jakąś jego pychą, ale
wynika ze świadomości, że
Jezus
tak
bardzo
go obdarował

– i właśnie to obdarowanie zostało tu podkreślone. Podobnie
zresztą, jak doceniona została wiara
i postawa adresatów.
Nie
mamy zatem dzisiaj jakichś konkretnych
wskazań i pouczeń,
których
tak
w ogóle
w tym Liście
nie
brakuje, ale koncentrujemy
uwagę

na konkretnych osobach:

na ich postawie i działaniu Boga w ich życiu.
I
wreszcie Ewangelia, która – zauważmy to! – utrzymana jest w
dość podobnym tonie. Słyszymy bowiem
świadectwo
o Jezusie:

świadectwo piękne, będące apoteozą
Syna Bożego i afirmacją wielkości Boga,

objawiającego
się w Jego osobie.
Jan
Ewangelista przekazuje nam takie słowa swego imiennika, Jana
Chrzciciela: Oto
Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym
powiedziałem: «Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył
godnością, gdyż był wcześniej ode mnie»;

a
następnie: Ujrzałem
Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim.
Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym
chrzcił wodą, powiedział do mnie: «Ten, nad którym ujrzysz Ducha
zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci
Duchem Świętym». Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest
Synem Bożym.

Naprawdę,
piękne to i wzniosłe świadectwo, podkreślające wielkość i
misję Syna Bożego w świecie.
Patrząc
zatem, moi Drodzy, na wszystkie
trzy teksty biblijne,

podarowane nam dziś w liturgii Kościoła, możemy dostrzec pewną
łączącą je myśl: wszystkie one zawierają w sobie odniesienie
do kogoś,
kto
jest jakoś związany z Bogiem, kto jest Jego sługą, a to
odniesienie jest bardzo
pozytywne

i
ma za cel afirmację
tegoż
Bożego sługi: jego pochwalenie, docenienie, podkreślenie jego
roli, jego znaczenia – także jego misji… W pierwszym czytaniu,
tym kimś jest Sługa
Jahwe,
w
drugim – Święty
Paweł i chrześcijanie w Koryncie,

a wreszcie
w
Ewangelii – sam
Jezus
Chrystus.
Słuchając
uważnie tych treści, możemy
wyprowadzić z nich
zachętę,
abyśmy
i my także starali się dostrzegać
dobro w drugim człowieku;

doceniać jego wielkość i indywidualność; zauważać także i
podkreślać działanie
Boga w 
jego
życiu i w jego postawie
.
Mówiąc
krótko, mamy tu na myśli szeroko rozumianą afirmację
drugiego człowieka.
Tak,
zdaję sobie sprawę, że brzmi to bardzo podniośle: „afirmacja
człowieka”!

A tak naprawdę chodzi o sprawy bardzo proste i oczywiste, które
jednak gdzieś
nam w codzienności umykają… Chodzi bowiem o to, abyśmy
dostrzegli
ludzi, wśród których żyjemy,
abyśmy
ich zauważyli, uświadomili sobie na nowo – a wręcz na
nowo
odkryli
– ich obecność obok nas…

Dziwne
to? A może ktoś powie, że absurdalne? Jak można mówić o
„odkryciu”
kogoś, z kim na co dzień się spotykam
y,
o kogo wręcz się ocieramy
w czterech ścianach swego domu, z kim codziennie rozmawiamy,
a nierzadko się kłócimy
– jak można mówić o „odkrywaniu” kogoś takiego? Przecież
to jakiś absurd!
Naprawdę?…
A
czy z tym naszym „stykaniem się” to nie jest tak, jak z
czytaniem listu, kiedy to pomija się wstępy i tak zwane
„grzecznościówki” i od
razu przechodzi się do meritum?

Czy nasze relacje też tak nie wyglądają, iż
uważamy za rzecz
oczywistą, że dany człowiek jest w naszym domu

i od razu przechodzimy z nim do meritum, czyli do rozwiązywania
codziennych spraw – i dopiero kiedy go z
jakichś powodów zabraknie,

wówczas
zauważamy, jak wielkim był skarbem, jak był potrzebny i
jak bardzo go teraz brakuje?…
Nie
chciałbym, moi Drodzy, abyście odebrali to, co tu mówię, jako
takie czepianie się dla samego czepiania
i mówienie o
sprawach
zupełnie nieistotnych

jakby ważniejszych nie było…
Ja
jestem
naprawdę
przekonany,
że
to sprawy
istotne.
Przecież
tak wiele konfliktów i napięć w naszych domach i w naszych
rodzinach stąd się właśnie bierze, że my w
którymś momencie jesteśmy
już
sobą
nawzajem
zwyczajnie
zmęczeni,
mamy się już nawzajem
dosyć
– na
tyle,
że w swoich najbliższych zaczynamy
dostrzegać
jedynie

wady i błędy,

a
ich obecność zaczyna nas wyłącznie
drażnić…

I dopiero – jak już sobie wspomnieliśmy – kiedy kogoś
zabraknie, nagle
„odkrywamy”,
że to
był
przecież
ktoś tak
bardzo ważny w naszym życiu

i tak bardzo potrzebny…
Nie
czekajmy zatem na moment, w
którym
kogoś bliskiego
zabraknie, ale już teraz zauważmy
i doceńmy
jego
obecność w naszym życiu. Ucieszmy
się tą obecnością!
To
na tym właśnie będzie polegała owa afirmacja,
o
której dziś
wspominamy…

Na
naszej Pieszej Pielgrzymce Podlaskiej na
Jasną Górę
„od zawsze” był taki zwyczaj, że na początku dnia, kiedy grupa
już wyruszyła z
noclegu,
albo nawet zanim wyruszyła, ale już się formowała do wyjścia,
wszyscy wszystkim podawali rękę i mówili: „Dobrze,
że jesteś!”
I
nawet powstała na ten temat piosenka, którą w wielu grupach się
śpiewało: „Dobrze,
że jesteś! Co by to było, gdyby Cię nie było! Ale by się
narobiło!”

Oczywiście,
spieszę uspokoić, że nie będę zachęcał, abyśmy po powrocie z
kościoła łapali się w domu za ręce i wyśpiewywali: „Dobrze,
że jesteś!”, podskakując
przy tym z radości.

Chociaż jeżeli ktoś czuje taką potrzebę w sercu i tak bardzo
cieszy się z obecności swoich najbliższych, to czemu nie?… Niech
się nie krępuje!
Mi
natomiast bardziej chodzi o to, abyśmy tak wewnętrznie w sercu
uświadomili sobie, że ten drugi człowiek, z którym na co dzień
żyjemy,
jest dla nas
naprawdę wielkim
Bożym darem!

Owszem, jest
też zadaniem!

Nierzadko
– niełatwym…

Ale nade wszystko – darem!
Dlatego
może trzeba, abyśmy zaczęli – jeżeli jeszcze tego nie robimy –
codziennie
modlić się za niego,

zaczynając od wielkiego
podziękowania Bogu

za to, że nam go dał… I może trzeba, abyśmy zaczęli dostrzegać
i doceniać jego wa
lory,
jego dobre cechy, których mu na pewno nie brakuje, a których w tym
całym naszym
zabieganiu
i w tej całej naszej „powszedniości”
po
prostu nie dostrzegamy… Abyśmy zaczęli dostrzegać i doceniać
dobro,
jakie nam wyświadcza,

jakie czyni w domu, w rodzinie…
Żeby
to nie było tak, Kochani, że kiedy
mama, czy żona, przygotuje
obiad, to… tak powinno być,

nie ma w tym nic szczególnego. Ale kiedy
się z obiadem spóźni, albo go nie przygotuje, to wtedy pretensja i
krzyk. A może warto by najpierw docenić to, że ten obiad zawsze
jest – i wreszcie
za
niego
podziękować?

I już od dzisiaj – dziękować
codziennie?…
Oczywiście,
to jest tylko jedna z przykładowych sytuacji. Moglibyśmy tu ich
wymieniać bardzo dużo – takich zwykłych, codziennych… Bo
okazji
i możliwości dostrzeżenia i docenienia drugiego człowieka –
owej wspominanej tu afirmacji
– mamy bardzo
wiele.

Tylko my ich nie zauważamy,
tak szybko nam przemykają przed oczami –
jak i samo życie szybko przemija…
Dlatego
nie można przeoczyć
lub
zmarnować
żadnej – dosłownie: żadnej!
– okazji
ku
temu,
aby ucieszyć się drugim człowiekiem, pomodlić się za niego,
podziękować Bogu za niego, podziękować jemu samemu… I
powiedzieć mu, patrząc prosto w oczy: „Kocham
Cię! Dobrze, że jesteś!”…
Moi
Drodzy, do takiej właśnie postawy pięknie – bo poetycko –
zachęca nas Ksiądz
Jan Twardowski.

W swoim jakże znanym wierszu konkluduje
właściwie to wszystko, o czym tu sobie dziś mówimy. Niech więc
część tego wiersza będzie podsumowaniem
naszej
refleksji:

Śpieszmy
się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną
po nich buty i telefon głuchy
tylko
co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze
tak prędkie że nagle się staje
potem
cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak
czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy
myślimy o kimś zostając bez niego

Nie
bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera
nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi
jednocześnie jak patos i humor
jak
dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak
szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak
dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby
widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż
większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy
wciąż za mało i stale za późno

[…]

Śpieszmy
się kochać ludzi tak szybko odchodzą…

4 komentarze

  • Księdza refleksja do Słowa współgra z moim dzisiejszym odczuciem po wyjeździe mojej córki do Bremen. Trzydniowy pobyt a dom wywrócony " do góry nogami". Godzina po wyjeździe a tu już smutek zagląda w oczy i refleksja" jaki ten bałagan był nieistotny".

  • Do Żywego Płomienia
    Na jedno Moje wybrane przeze Mnie dziecko Boże , demon daje aż sześć swoich. Moje wybrane przeze Mnie dzieci są ciche , pokorne , dbają o to by być niezauważeni , zawsze chcą być na końcu . Ci , których prowadzi demon są inni. Ci lubią błyszczeć pośród innych , być na topie, rozpoznawalni, podziwiani. Bardzo dużo w nich jest pychy i buty , zarozumiałości , lubią jak się ich tytułuje wybrańcem Bożym, być podziwiani. Nie oglądając się na nikogo, gdy ktoś naciśnie im na „odcisk ” kąsają słowem bez opamiętania , wprowadzają niepokój, zamęt i zamieszanie.
    Dasiek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.