Nadzieja jak kotwica!

N
Szczęść Boże! Moi Drodzy, wczoraj – jak widzimy – wywiązała się mocna i długa dyskusja pomiędzy M. a Robertem. Bardzo się z tego cieszę, bo w takich momentach widzę, że nasze forum „żyje”, będąc przestrzenią wymiany myśli i doświadczeń. Dziękuję za to – i proszę o więcej! O więcej – może nawet ostrej, ale jednak na pewnym poziomie kultury i wzajemnego szacunku utrzymanej dyskusji. Tak, jak to widzimy właśnie we wczorajszej wymianie zdań.
     Niestety, ten sympatyczny obraz zaburza postawa jednego naszego „rozmówcy”, który z wartą lepszej sprawy determinacją epatuje swoją złośliwością, obrażając i okazując pogardę wszystkim pozostałym. W jednej z mojej odpowiedzi na tego typu Jego wpis obiecałem, że takie wpisy po prostu będę usuwał. Wyjaśniałem wówczas – a teraz to tylko powtórzę – że jestem otwarty na dialog i bardzo się cieszę, jeśli nasze forum jest dla takiego dialogu otwartą i szeroką przestrzenią. Natomiast dialog ten musi być utrzymany na pewnym poziomie! 
       Nie widzę powodu, dla którego ktoś – mówiąc obrazowo – przychodząc do mnie w gościnę, będzie mi za każdym razem brudził w mieszkaniu. Jak widzimy, Człowiek ten często krytykuje nasze wypowiedzi i utyskuje na niski poziom naszej dyskusji, jakby sam pozjadał wszystkie rozumy. Jeżeli jest Mu tak źle z nami, to po co tu zagląda i się w ogóle wypowiada? I w imię czego zarówno Wy, jak i ja, mamy znosić takie traktowanie?
          Dlatego wtedy ostrzegałem, a teraz już wprost zapowiadam, że tego typu chamskie, podszyte pogardą wypowiedzi, będę bezceremonialnie usuwał. Proszę więc, abyście – na miarę możliwości – do nich się nie odnosili, bo później nie będzie wiadomo, czego dotyczą Wasze wpisy, skoro chamskiej wypowiedzi już nie będzie. Ja oczywiście – jeśli będzie taka potrzeba – będę informował o tego typu swoich interwencjach.
        Jeszcze raz powtórzę: Nie widzę najmniejszego powodu, dla którym mamy znosić takie traktowanie. Męczeństwa „dla samej zasady” naprawdę nie potrzeba! A za tego pogubionego frustrata, który te rzeczy wypisuje, codziennie się modlę – i Was o to proszę!
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek
2 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Antoniego, Opata,
do
czytań: Hbr 6,10–20; Mk 2,23–28
CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia:
Nie jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i
miłości, którą okazaliście dla imienia Jego, gdyście usługiwali
świętym i jeszcze usługujecie. Pragniemy zaś, aby każdy z was
okazywał tę samą gorliwość w doskonaleniu nadziei aż do końca,
abyście nie stali się ospałymi, ale naśladowali tych, którzy
przez wiarę i cierpliwość stają się dziedzicami obietnic.
Albowiem
gdy Bóg Abrahamowi uczynił obietnicę nie mając nikogo większego,
na kogo mógłby przysiąc, przysiągł na samego siebie, mówiąc:
„Zaiste, hojnie cię pobłogosławię i ponad miarę rozmnożę”.
A ponieważ tak cierpliwie oczekiwał, otrzymał to, co było
obiecane. Ludzie przysięgają na kogoś wyższego, a przysięga dla
stwierdzenia prawdy jest zakończeniem każdego sporu między nimi.
Dlatego
Bóg pragnąc okazać ponad wszelką miarę dziedzicom obietnicy
niezmienność swego postanowienia, wzmocnił je przysięgą, abyśmy
przez dwie rzeczy niezmienne, co do których niemożliwe jest, by
skłamał Bóg, mieli trwałą pociechę, my, którzyśmy się
uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei. Trzymajmy się jej jako
bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy, która przenika poza
zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za nas, stawszy się
arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Pewnego
razu, gdy Jezus przechodził w szabat wśród zbóż, uczniowie Jego
zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze rzekli do Niego:
„Patrz, czemu oni robią w szabat to, czego nie wolno?”
On
im odpowiedział: „Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid,
kiedy znalazł się w potrzebie, i był głodny on i jego towarzysze?
Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i
jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał
również swoim towarzyszom”.
I
dodał: „To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie
człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest panem szabatu”.
Jak
wiemy, w świątyni jerozolimskiej Miejsce Najświętsze
oddzielone było
od tej części, w której przebywali wierni
wielką zasłoną, poza którą raz do roku, w Dniu Pojednania,
mógł wejść arcykapłan – i tylko on! – aby błagać Boga
właśnie o dar pojednania dla całego ludu. Tak było w Starym
Przymierzu.
Jezus
Chrystus, Arcykapłan Nowego Przymierza, wszedł – jak
obrazowo przedstawia to dziś Autor Listu do Hebrajczyków – poza
zasłonę Nieba,
aby przygotować nam miejsce, a jednocześnie
być dla nas Przewodnikiem, który doprowadzi nas do pełnej
jedności z Ojcem, czego owocem i znakiem będzie zajęcie przez nas
owego przygotowanego nam miejsca.
A
ponieważ w Jezusie Bóg faktycznie zrealizował swoje niezmienne
zamiary zbawcze
wobec nas, przeto odnosimy bezpośrednio do
siebie i bierzemy głęboko do serca te oto słowa zachęty,
wypowiedziane dziś przez Autora biblijnego: My,
którzyśmy się uciekli do uchwycenia zaofiarowanej nadziei.
Trzymajmy się jej jako bezpiecznej i silnej kotwicy duszy, kotwicy,
która przenika poza zasłonę, gdzie Jezus poprzednik wszedł za
nas, stawszy się arcykapłanem na wieki na wzór Melchizedeka.

To
właśnie na podstawie tych słów symbol kotwicy niejednokrotnie był
i jest stosowany w grafice na oznaczenie różnych
dążeń
i
nadziei ludzkich,

także – dążeń
wolnościowych.
Tak było w czasie ostatniej wojny, tak też było w czasie
niepodległościowego zrywu „Solidarności”. Z
taką symboliką zresztą spotykamy się również
w
malarstwie i w rzeźbie, a we wczesnym chrześcijaństwie symbol
kotwicy niekiedy traktowany był na
równi – albo zamiennie – z symbolem krzyża.
Źródłem
takiego pojmowania symbolu kotwicy
jest właśnie powyższy tekst z Listu do Hebrajczyków.
Jest
on zresztą bardzo ciekawy i przekonujący: rzeczywiście bowiem,
niczym kotwica
zarzucona za zasłonę niebieską,

tak nasza nadzieja – jeżeli ma być silna i skuteczna – musi
być oparta o Niebo!

Właśnie w Niebie musi być zakotwiczona. Całe dzisiejsze pierwsze
czytanie to jedno wielkie i zdecydowane przekonywanie nas do tego, że
Bóg
wart jest, aby Mu wierzono

i aby na Nim wszelkie nadzieje opierać.
Wzorem
takiego
bezgranicznego
zawierzenia Bogu
stał
się w swoim czasie Abraham. Chrześcijanie, którzy uważają go
za swojego
ojca w wierze,

na nim właśnie powinni się wzorować – i tak, jak on, we
wszystkim i zawsze, Bogu ufać. Czyli – nawiązując do omawianego
obrazu – zarzucać
kotwicę w Niebie.

O
tym także jest mowa
w dzisiejszej Ewangelii: oto Jezus przekonuje faryzeuszów, aby swoje
rozumienie
przepisów prawnych nieco poszerzyli;

aby nie byli tak bezwarunkowo i bezrefleksyjnie wpatrzeni w samą
tylko literę Prawa, ale aby spróbowali
przekierować
wzrok bardziej na Boga…

Okazywało
się bowiem wielokrotnie, że z powodu takiego ciasnego i
schematycznego pojmowania przepisów, nie
dostrzegali już ani Boga, ani drugiego człowieka.

A przecież Prawo po to zostało ustanowione, aby pomogło
uporządkować zarówno relacje ludzi z Bogiem, jak i relacje
międzyludzkie.
Tymczasem – w przypadku faryzeuszów – rzecz się miała
dokładnie odwrotnie: ciasne
i schematyczne

pojmowanie Prawa powodowało totalną
blokadę
serca.
Dlatego
Jezus każe spoglądać na Boga, przy okazji wskazując na siebie,
jako Tego, który jest
Panem
szabatu!

Moi Drodzy, to Jezusowe pouczenie w praktyce zawiera w sobie
dokładnie

zachętę, którą wyraził Autor Listu do Hebrajczyków: my naprawdę
mamy nasze
wszystkie kotwice zarzucać w Niebie!
Odważnie
– bez żadnych obaw, że
to za wysoko, albo za daleko…
A
myślę,
że wszyscy już niejednokrotnie przekonywaliśmy się, iż
ilekroć nasze osobiste
nadzieje kotwiczyliśmy czy to w ludzkich układach, czy
to
w ludzkich obietnicach,

czy może
w
talentach lub zdolnościach swoich lub czyichś; czy w dobrach
materialnych; czy wreszcie
w
społecznym prestiżu lub poparciu – w każdym z tych przypadków
zostawaliśmy
„na lodzie”!

Wcześniej, czy później – zostawaliśmy „na lodzie”! Albo –
trzymając się metafory morza – dryfowaliśmy,
miotani życiowymi falami, w nieznanym kierunku.
Jeżeli
chcemy tego na przyszłość uniknąć i jeżeli naprawdę chcemy,
aby nasze ludzkie nadzieje nie
był
y
tylko naiwnymi mrzonkami,

albo wybujałymi sennymi
marzeniami,
a
miały mocne i realne oparcie, musimy je
każdego
dnia mocno
zakotwiczać poza zasłoną Nieba – czyli w Jezusie Chrystusie!

Tylko On jest naszą prawdziwą nadzieją!
Według
tej zasady całe swoje życie układał Patron dnia dzisiejszego,
Święty
Antoni, Opat.

Urodził
się w Środkowym Egipcie w
251 roku.
Miał zamożnych
i religijnych rodziców, których jednak wcześnie stracił – kiedy
miał lat dwadzieścia.
Po ich śmierci, kierując się wskazaniem Ewangelii, sprzedał
ojcowiznę, a pieniądze rozdał ubogim.
Młodszą
siostrę oddał pod opiekę szlachetnym paniom, zabezpieczając jej
byt materialny. Sam zaś udał się na pustynię w pobliżu
rodzinnego miasta. Tam
oddał się pracy fizycznej, modlitwie i uczynkom pokutnym.

Podjął życie pełne umartwienia i milczenia.
Nagła
zmiana trybu życia kosztowała
go wiele wyrzeczeń, a nawet trudu. Musiał
znosić jawn
e
atak
i
ze strony szatana,
który
go nękał, pokazując
mu się w różnych postaciach. Doznawał wtedy umacniających go
wizji nadprzyrodzonych.

Początkowo
Antoni mieszkał w grocie. Około 275 roku przeniósł się jednak na
Pustynię Libijską. Dziesięć lat później osiadł w ruinach
opuszczonej fortecy Pispir na prawym brzegu Nilu. Miał
dar widzenia rzeczy przyszłych. Słynął ze świętości i
mądrości.
Jego
postawa znalazła wielu naśladowców. Sława i cuda sprawiły, że
zaczęli ściągać
uczniowie, pragnący poddać się jego duchowemu kierownictwu.

Początkowo nie zgadzał się na to, jednak po wielu sprzeciwach
zdecydował się ich przyjąć i odtąd oaza Farium na pustyni
zaczęła zapełniać się
rozrzuconymi wokół celami eremitów.
Niektórzy
uważają, że mogło ich być około sześciu tysięcy.
W
311 roku Antoni gościł w Aleksandrii, wspierając duchowo
chrześcijan, prześladowanych przez cesarza Maksymiana. Tam również
z wielkim zaangażowaniem
bronił czystości wiary

w obliczu tego, że w roku 318 wystąpił – tam właśnie – z
błędną nauką kapłan Ariusz, znajdując dla swych teorii wielu
zwolenników. Jednym z nich był nawet cesarz. I to w odpowiedzi na
te błędy, Antoni podjął
żarliwą obronę czystości wiary wśród swoich uczniów.
Cieszył
się przy tym wielkim poważaniem. Korespondował – między innymi
– z cesarzem Konstantynem Wielkim i jego synami. Zachowane listy
Antoniego do mnichów zawierają głównie jego nauki moralne:
szczególny nacisk kładzie on w nich na poszukiwanie
indywidualnej drogi do doskonałości, wsparte lekturą Pisma
Świętego.
Według
podania, Święty Antoni zmarł
17 stycznia 356 roku,
w
wieku stu sześciu lat. Jego
życie było przykładem dla wielu nie tylko w Egipcie, ale i
w innych stronach chrześcijańskiego świata,

a jego kult rychło rozprzestrzenił się na całym Wschodzie i w
całym Kościele.
W
Żywocie
Świętego Antoniego”,

napisanym przez Świętego
Atanazego, biskupa, czytamy między innymi takie słowa: „Po
śmierci rodziców Antoni
pozostał sam wraz ze swoją młodszą siostrą
.
Mając wtedy osiemnaście czy dwadzieścia lat, zajmował się domem
i opiekował siostrą. Gdy nie minęło jeszcze sześć miesięcy od
śmierci rodziców, szedł
zgodnie ze zwyczajem do kościoła, zatopiony w rozmyślaniu.

Rozważał, dlaczego Apostołowie, opuściwszy wszystko, poszli za
Zbawicielem oraz kim byli ci ludzie, którzy – jak podają Dzieje
Apostolskie – sprzedawali swe dobra i składali u stóp Apostołów
pieniądze, aby oni rozdawali je potrzebującym.
Zastanawiał
się także, jakiego rodzaju i jak wielka nagroda została wyznaczona
im w niebie. Tak rozmyślając przybył do świątyni, gdy właśnie
odczytywano Ewangelię. Usłyszał słowa, które Pan powiedział do
bogatego młodzieńca: Jeśli
chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim,
potem przyjdź i pójdź za Mną, a będziesz miał skarb w niebie
.
Antoniemu zdawało się,
jak gdyby sam Bóg przemówił do niego słowami Ewangelii, jakby
czytanie to przeznaczone było dla niego. Wyszedł natychmiast z
kościoła i rozdał
mieszkańcom wioski odziedziczoną po rodzicach ziemię,

aby odtąd nie była dla niego i jego siostry ciężarem. Sprzedał
także wszelkie inne dobra, a pieniądze rozdał ubogim. Tylko
niewielką ich część zachował ze względu na siostrę.
Przyszedłszy
znowu do kościoła, usłyszał słowa Pana z Ewangelii: Nie
troszczcie się o jutro
.
Nie mogąc ich słuchać
obojętnie, natychmiast
wyszedł i pozostałą część rozdał ubogim.

Siostrę oddał na wychowanie i naukę znanym
z prawości dziewicom.

Sam zaś poświęcił się praktykowaniu życia ascetycznego,
mieszkając w pobliżu swego domu.
W
ciągłym czuwaniu nad sobą prowadził życie pełne wyrzeczeń.
Pracował własnymi
rękoma,
ponieważ
usłyszał: Kto
nie chce pracować, niech też nie je
.
Otrzymaną w ten sposób zapłatę przeznaczał na swoje utrzymanie i
na potrzebujących. Modlił się nieustannie, albowiem dowiedział
się, że „zawsze należy
się modlić”.
Czytał
tak uważnie, że nic nie uchodziło jego uwagi, ale przeciwnie,
zapamiętywał wszystko.

Z czasem pamięć mogła zastąpić mu księgi. Wszyscy mieszkańcy
wioski oraz pobożni ludzie, z którymi często się spotykał,
widząc jego sposób życia, nazywali
go przyjacielem
Boga – jedni miłowali go jak syna, inni jak brata.”
Tyle
z „Żywota” Świętego Antoniego, Opata. Wpatrzeni w jego piękną
postawę, a jednocześnie wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej
liturgii, zastanówmy się:
– Czy
nikomu z ludzi nie ufam bardziej, niż Jezusowi?
– A
czy Jezusowi ufam bezgranicznie, czy pod jakimiś warunkami?
– Na
czym konkretnie w moim życiu polega „zakotwiczanie nadziei w
Niebie”?

Nie
jest Bóg niesprawiedliwy, aby zapomniał o czynie waszym i miłości,
którą okazaliście dla imienia Jego…

12 komentarzy

  • Ja ze swojej strony dziękuje Robertowi za naszą wymianę myśli chociaż tak naprawdę nie wiedziałam czym to się skończy chociaż by przez fakt,że jak górę biorą emocje to najpierw piszę później myślę i naprawdę cieszę się i dziękuje.
    Ps.A no i trochę szkoda mi było,że popsułam Księdza Jacka przekaz.M

  • 1/Słyszałam też taką interpretację, że ta zasłona Przybytku Bożego, chroniąca miejsce Najświętsze,oddzielająca Boga od grzesznego ludu rozdarła się w chwili śmierci Jezusa(Mt 27,51)Naszego Zbawiciela, Odkupiciela i od tej chwili mamy dostęp bezpośredni do Boga, jeśli tylko chcemy. Możemy patrzeć w Jego Oblicze, obcować z Nim jak z Osobą, Przyjacielem.
    2/Stwierdzenie, że Jezus był Kapłanem na wzór Melchizedeka, upoważnia nas ( chyba) do wysnucia wniosku odwrotnego, że Melchizedek w swoim kapłańskim życiu był jak Jezus.
    3/Święty Antoni, Opata i pustelnik jest patronem i wzorem dla wielu współczesnych pustelników.

    • Ad. 1 – pełna zgoda. Jest taka interpretacja, a właściwie: taki fakt, jak rozdarcie zasłony w chwili Śmierci Jezusa.
      Ad. 2. Na czym to podobieństwo Melchizedeka do Jezusa miałoby polegać?
      Ad. 3. Pytanie tylko: jak wielu jest dzisiaj pustelników?
      Pozdrawiam! Ks. Jacek

    • Ad.2 Na przykład Jezus nie patrząc na "grzechy i grzeszki" błogosławił ludzi, uzdrawiał, czynił dobro. Melchizedek pobłogosławił Abrahama,w chwili gdy Ten powrócił z odsieczy i odbił od wroga, Lota swego bratanka, nie patrząc na to, że ten jego krewniak nie był wcześniej wobec niego lojalny i dopuścił się różnych zdrad. Abraham wykazał się miłością miłosierną, miłością przebaczającą i taką właśnie kapłańską miłość pobłogosławił Melchizedek i w imię takiej miłości oddał swe życie za nas Jezus.
      Ad.3 Kilkoro by się znalazło nawet w Polsce; zakonni jak Kameduli, w świecie Kartuzi, nasi diecezjalni; Pustelnik z Czatachowej- o. Daniel Galus, Pustelnik z Eremu Maryi-ks. dr Leszek Niewiadomski.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.