Dam ci wody żywej!

D
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w piątek imieniny przeżywali:
– Ksiądz Doktor Zbigniew Tonkiel – mój Profesor z Seminarium;
– Ksiądz Doktor Zbigniew Sobolewski – w swoim czasie Dyrektor Liceum Katolickiego, funkcjonującego na terenie mojej rodzinnej Parafii;
– Ksiądz Profesor Zbigniew Janczewski, Recenzent mojego doktoratu;
– Ksiądz Zbigniew Nikoniuk – Kolega z Seminarium, a obecnie Proboszcz Parafii neounickiej w Kostomłotach koło Kodnia;
– Zbigniew Chmiel – za moich czasów: Lektor w Parafii w Radoryżu Kościelnym;
– Patryk Śliwa – należący ongiś do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
        Urodziny zaś przeżywała w piątek Agata Witek, także należąca w swoim czasie do jednej ze Wspólnot.
         Z kolei wczoraj urodziny przeżywała Siostra Joanna Andruszczyszyna, posługująca wraz z Księdzem Markiem w Surgucie.
            Natomiast dzisiaj imieniny przeżywają:
– Józef Bronisz – aktywny Uczestnik naszego bloga, ale jeszcze bardziej: aktywny Uczestnik życia parafialnego w Radoryżu Kościelnym;
– Ojciec Józef Czernecki – znajomy Oblat, do niedawna: Ekonom Wspólnoty zakonnej w Kodniu, kierujący rozbudową tamtejszego Sanktuarium;
– Klaudia Kołodziejczuk – należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.
     Urodziny natomiast przeżywa dzisiaj Szymon Olender, Lektor z Celestynowa, mój Przyjaciel i naprawdę bardzo, bardzo dobry Człowiek.
         Wszystkim Świętującym życzę takiego zżycia się z Jezusem, do jakiego zachęca dzisiejsze Boże słowo. Ze swej strony zapewniam o modlitwie!
        Moi Drodzy, bardzo dziękuję za życzliwe słowa wsparcia, związane z odejściem naszej Babci, a szczególnie – za modlitwę w Jej intencji. O tę modlitwę wciąż proszę, szczególnie w czasie pogrzebu, który odbędzie się jutro, w Parafii Świętego Jana Chrzciciela w Narzymiu, w Diecezji toruńskiej, o godzinie 10.00. 
        A na głębokie przeżywanie dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
                        Gaudium et spes!  Ks. Jacek

3
Niedziela Wielkiego Postu, A,
do
czytań: Wj 17,3–7; Rz 5,1–2.5–8; J 4,5–42
CZYTANIE
Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Synowie
Izraela rozbili obóz w Refidim, ale lud pragnął tam wody i dlatego
szemrał przeciw Mojżeszowi i mówił: „Czy po to wyprowadziłeś
nas z Egiptu, aby nas, nasze dzieci i nasze bydło wydać na śmierć
z pragnienia?” Mojżesz wołał wtedy do Pana i mówił: „Co mam
uczynić z tym ludem? Niewiele brakuje, a ukamienują mnie!”
Pan
odpowiedział Mojżeszowi: „Wyjdź przed lud i weź kilku ze
starszych Izraela z sobą. Weź w rękę laskę, którą uderzyłeś
Nil, i idź. Oto Ja stanę przed tobą na skale, na Horebie. Uderzysz
w skałę, a wypłynie z niej woda, a lud zaspokoi swe pragnienie”.
Mojżesz
uczynił tak na oczach starszyzny izraelskiej.
I
nazwał to miejsce Massa i Meriba, ponieważ tutaj kłócili się
synowie izraelscy i wystawiali Pana na próbę, mówiąc: „Czy też
Pan jest rzeczywiście w pośrodku nas, czy nie?”
CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Dostąpiwszy usprawiedliwienia przez wiarę, zachowajmy pokój z
Bogiem przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu
uzyskaliśmy przez wiarę dostęp do tej łaski, w której trwamy i
chlubimy się nadzieją chwały Bożej.
A
nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest
w naszych sercach przez Ducha Świętego, który został nam dany.
Chrystus bowiem umarł za nas jako za grzeszników w oznaczonym
czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka
sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą
trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego
odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam
swoją miłość przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli
jeszcze grzesznikami.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus
przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu
pola, które Jakub dał synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło
Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to
około szóstej godziny.
Nadeszła
tam kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej:
„Daj Mi pić”. Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do
miasta dla zakupienia żywności.
Na
to rzekła do Niego Samarytanka: „Jakżeż Ty, będąc Żydem,
prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?” Żydzi
bowiem nie utrzymują stosunków z Samarytanami.
Jezus
odpowiedział jej na to: „O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała,
kim jest Ten, kto ci mówi: «Daj
Mi się napić», prosiłabyś
Go wówczas, a dałby Ci wody żywej”.
Powiedziała
do Niego kobieta: „Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest
głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś
większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z
której pił i on sam, i jego synowie, i jego bydło?”
W
odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: „Każdy, kto pije tę wodę,
znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu
dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam,
stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu
wiecznemu”.
Rzekła
do Niego kobieta: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie
przychodziła tu czerpać”.
A
On jej odpowiedział: „Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj”.
A
kobieta odrzekła Mu na to: „Nie mam męża”. Rzekł do niej
Jezus: „Dobrze powiedziałaś: «Nie
mam męża». Miałaś bowiem
pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem:
To powiedziałaś zgodnie z prawdą”.
Rzekła
do Niego kobieta: „Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie
nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w
Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga”.
Odpowiedział
jej Jezus: „Wierz Mi, niewiasto, że nadchodzi godzina, kiedy ani
na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy
czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ
zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina,
owszem, już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć
Ojcu w Duchu i prawdzie, i takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg
jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w
Duchu i prawdzie”.
Rzekła
do Niego kobieta: „Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A
kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko”.
Powiedział
do niej Jezus: „Jestem Nim Ja, który z tobą mówię”.
Na
to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą.
Jednakże żaden nie powiedział: „Czego od niej chcesz?” lub
„Czemu z nią rozmawiasz?” Kobieta zaś zostawiła swój dzban i
odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: „Pójdźcie, zobaczcie
człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On
nie jest Mesjaszem?” Wyszli z miasta i szli do Niego.
Tymczasem
prosili Go uczniowie, mówiąc: „Rabbi, jedz!” On im rzekł: „Ja
mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie”.
Mówili
więc uczniowie jeden do drugiego: „Czyż Mu kto przyniósł coś
do jedzenia?”
Powiedział
im Jezus: „Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie
posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: «Jeszcze
cztery miesiące, a nadejdą żniwa»?
Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją
na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie
wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem
okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja
was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni
się natrudzili, a w ich trud wyście weszli”.
Wielu
Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu
kobiety świadczącej: „Powiedział mi wszystko, co uczyniłam”.
Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich
pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich
uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: „Wierzymy już
nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy
i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata”.
Jeśliby
tylko tak pobieżnie odczytać słowo Boże dzisiejszej
liturgii, to doszlibyśmy do wniosku, że mowa jest tam o ludzkim
pragnieniu i o wodzie,
która ma je zaspokoić.
Oto
w pierwszym czytaniu, z Księgi Wyjścia, słyszymy głośne i ostre
protesty członków narodu wybranego
na sytuację – ich zdaniem – dla nich krzywdzącą, a mianowicie:
na pragnienie, którego doświadczają na pustyni. Dzięki
interwencji Boga jednak udaje się je zaspokoić.
A
w Ewangelii owym spragnionym jest sam Jezus, dlatego zwraca
się do napotkanej przypadkowo kobiety, Samarytanki, z prośbą, aby
zaczerpnęła dla Niego wody i dała Mu pić. Oczywiście, przypomnę
raz jeszcze, iż mówimy o pobieżnym rozumieniu dzisiejszych
czytań.
A my przecież nie chcemy jedynie pobieżnie rozumieć Bożego słowa, ale starać się je zgłębiać. I jeśli właśnie tak
spróbujemy na nie spojrzeć, to przekonamy się, że –
rzeczywiście – nie ma tu mowy tylko o samej wodzie jako takiej,
ale owa woda jest pretekstem do tego, aby dotknąć tematów
głębszych.
Zobaczmy:
Izraelici mają pretensje do Mojżesza, że chce ich wygubić, że
przez niego przyszły na nich takie trudności. O co jednak tak
naprawdę chodziło?
Czy o samo pragnienie? Czy o samą wodę?
Czy może rzeczywiście chodziło o zagrożenie życia? Nie!
Absolutnie – nie!
Tutaj
z całą pewnością chodziło o to, że oporny naród,
pomimo tylu dowodów opieki i troski Bożej, po uszy tkwił w
swoich grzechach, po uszy tkwił w niewoli
– nie tylko
egipskiej, chociaż w tej także, bo pomimo tego, iż z niej
fizycznie się wydostał, to jednak sercem i umysłem tkwił tam
jeszcze na dobre.
Ale
Izraelici tkwili w niewoli swojego ciasnego serca,
swojej ciasnoty duchowej
i chociaż Bóg wyprowadził ich z
Egiptu, przeprowadził przez Morze Czerwone suchą nogą, osłaniał
ich za dnia przed żarem słońca, a w nocy był dla nich blaskiem
rozjaśniającym ciemności; chociaż zsyłał im mannę z nieba i
przepiórki, którymi mogli się pożywić, a wreszcie – jak
słyszeliśmy dzisiaj – dał im wodę, to jednak wszystkiego
tego było ciągle za mało!
Ciągle za mało! A
przynajmniej – zbyt mało na to,
aby przekonać serca oporne, że Bóg naprawdę ich kocha i
że zależy Mu na nich.
Dlatego
ciągle mówili, jaka to im się krzywda stała, iż muszą iść
przez pustynię, ale też: jak bardzo męczy ich ta trudna
wolność,
jak nie potrafią się z niej cieszyć, jak im dobrze
było w domu niewoli,
bo zasiadali do garnków pełnych jedzenia
– lepszego czy gorszego, ale zawsze jedzenia – i to właśnie tam
im mówiono, co mają
robić, dokon
ywano za nich wyborów i podejmowano
decyzje
– i było im tak dobrze!
A
oto tutaj – przyszła wolność, a ponieważ kosztuje trochę trudu
i wyrzeczenia, to powracają tęsknoty za niewolą. Bo
cóż począć z tą trudną
wolnością, jak
ją mądrze zagospodarować?…
Tak
swoją drogą – to jakbyśmy to w Polsce skądś znali, prawda?…
I
jeszcze jedna dygresja: Czy nie wydaje się Wam, moi Drodzy, że
dzisiaj ludzie swoimi postawami coraz bardziej przypominają ów
ciągle narzekający i szemrzący
naród żydowski? Czy nie
odnosicie wrażenia, że ludzie są dzisiaj jakby bardziej
roszczeniowi, pretensjonalni,
ciągle
im się coś nie podoba, wiecznie coś krytykują, przeciwko
czemuś protestują i o wiele więcej wymagają od innych, niż od
siebie samych?… Czy nie jest tak dzisiaj?… Ale to tylko taka moja
obserwacja, nikt nie musi się z nią zgadzać…
Wracając
zaś do Izraelitów, wędrujących przez pustynię, to z ich strony –
jak się wydaje – nie było potrzeba wówczas niczego nadzwyczaj
trudnego. Po prostu – mieli zaufać Bogu i czynić to, o co
ich prosił. I przestawić swoje myślenie z tego ciasnego,
doraźnego, przykutego do ziemi i do ziemskich tylko potrzeb – na
myślenie głębsze, mądrzejsze, bardziej otwarte na Boga. Pan Bóg,
przez obdarowanie ich wodą, a także wszystkimi innymi dobrami,
chciał ich przekonać do siebie i do tego, że jest z nimi.
Także
Jezus, rozmawiając z Samarytanką, a potem – ze swoimi uczniami,
próbuje nakierować ich myślenie na sprawy głębsze, na sprawy
Boże. A oni wszyscy – wręcz uparcie – tkwią w swoich
schematach.
Dlatego w dzisiejszej Ewangelii owo zderzenie
doczesności, ziemskości, z tym, co Boże, co wieczne, co
nadprzyrodzone – jest aż nadto widoczne.
Zresztą,
zobaczmy: Samarytanka, mówiąc o wodzie, ma na myśli dokładnie
tę wodę, której chciała zaczerpnąć ze studni.
Jezus z
kolei, mówiąc o wodzie żywej, ma na myśli swoją łaskę, swoje
dary, a wreszcie życie wieczne, które płynie z Sakramentów,
w tym szczególnie – z Chrztu Świętego, dokonywanego za pomocą
wody.
Kiedy
Samarytanka prosi o zaspokojenie swego pragnienia, to ma na myśli
zaspokojenie tego pragnienia doczesnego.
Ma więc nadzieję na
to, że nie będzie musiała tu przychodzić i czerpać, bo to
wiązało się dla niej z niemałym trudem. Jezus jednak myśli o
zaspokojeniu pragnienia duchowego:
kto
pić będzie wodę żywą, a więc – kto się otworzy na strumień
Bożych łask, ten będzie wewnętrznie bogaty i zaspokoi swe
najgłębsze oczekiwania.
Kiedy
Samarytanka widzi w Jezusie tylko jakiegoś tajemniczego
przybysza,
On sam wskazuje na swoją wielkość i godność, a
także – na swoją niezwykłość, przypominając Samarytance jej
niezbyt chlubną przeszłość,
związaną z kilkukrotnym
zamążpójściem, co raczej nie przysparzało jej uznania w
otoczeniu, dlatego też z pewnością wolała to ukryć. A Jezus
wyraźnie pokazuje, że – po
pierwsze – o tym wszystkim wie, a po drugie: że nie
przeszkadza Mu to, aby rozmawiać z nią; i to rozmawiać z
szacunkiem.
A
potem rozmowa o kulcie – i znowu: Samarytanka
mówi o miejscu, bardziej koncentrując się na
względach organizacyjnych, geograficznych, jakichś logistycznych…
Jezus mówi o tym, że cześć Bogu
należy oddawać w Duchu i prawdzie – a więc w
sposób bardziej wewnętrzny, duchowy.
I
wreszcie – powrót Apostołów z zakupów (jak byśmy
powiedzieli dzisiejszym językiem) i prośba, skierowana do Jezusa,
aby jadł, na co On odpowiada, że Jego pokarmem jest pełnienie
woli Bożej…
Było to dla
nich powodem niemałego zdziwienia.
Podobnie
zresztą jak i to, że Jezus
w ogóle rozmawia
z kobietą, a do tego – z Samarytanką,
chociaż przyjęte
było, że rabini żydowscy
zachowywali dystans wobec kobiet i dzieci,
nie mówiąc już o
tym, że z Samarytanami generalnie nie wchodziło się w żadne
kontakty, jako że Żydzi byli do nich nastawieni nieprzyjaźnie. A
Jezus pokazuje, że dla Niego ważny jest każdy człowiek, zaś
zbawienie człowieka – o
wiele bardziej cenne, niż
jakiekolwiek
wiekowe i narodowe zaszłości.
Tak
zatem, wszystkie te rozmowy, cały ten dialog – pomimo, iż
dokonywał się w jednym miejscu, pomiędzy tymi samymi osobami,
za pomocą tych samych słów,
to jednak sprawiał wrażenie
dialogu prowadzonego na dwóch płaszczyznach: dialogu, w którym
jedni nie rozumieli drugich. Bo chociaż posługiwano się
tymi samymi słowami, to Jezus zdawał się przez nie rozumieć
jedno, a Jego rozmówcy – drugie.
W
rzeczywistości, możemy być pewni, że Jezus doskonale wiedział,
o co chodzi Samarytance, czy 
Apostołom. I w wielu
innych, podobnych sytuacjach, kiedy prosili Go, aby jadł, to
normalnie jadł razem z nimi. Jezus jednak nieraz zaskakiwał swoich
najbliższych głębszym rozumieniem danej sprawy, aniżeli
oni ją rozumieli. I uczył ich, aby
także
oni starali się jak najwięcej dostrzegać i rozumieć,
nie poprzestając jedynie na tym, co widoczne na zewnątrz, czy
też zrozumiałe jedynie na pierwszy rzut oka.
Dlatego
to właśnie Jezus starał się wykorzystywać takie zwykłe
sytuacje codzienne i rozmowy,
dotyczące najbardziej prozaicznych
spraw, aby skierować uwagę swoich uczniów i rozmówców na
sprawy najwyższej wagi,
na
sprawy najbardziej istotne. I aby zmieniać ich myślenie, aby
odrywać ich wzrok od tych doczesnych, ziemskich potrzeb i
pragnień; aby wyzwalać ich od duchowej, wewnętrznej ciasnoty
umysłowej, ciasnoty serca,
a naprowadzać na to, co duchowe, co
Boskie, co wieczne. Aby ich podejście do Boga i do drugiego
człowieka
było pełne miłości, życzliwości, pełne nadziei…

Zresztą,
Jezus sam daje przykład takiego podejścia. Paweł Apostoł
mówi do Rzymian, ale i do nas wszystkich w drugim czytaniu, że On –
Jezus – oddał życie za nas
wtedy, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Bo nawet za
człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z
największą trudnością
– pisze dzisiaj Paweł.
I
rzeczywiście, w komentarzach do tego fragmentu Listu Apostoła
wymienia się dwie sytuacje, w których – prawdopodobnie –
byłoby możliwe oddanie za kogoś życia. Pierwsza miałaby miejsce
wówczas, kiedy dany człowiek jest bardzo potrzebny danej
społeczności
i dlatego trzeba chronić jego życie, oddając
własne. Druga to taka, kiedy ktoś decyduje się oddać życie za
człowieka sobie bardzo życzliwego
– wtedy kieruje się
miłością, wdzięcznością… Ale i tak – zarówno w jednym, i w
drugim przypadku – musiałoby się to wiązać z
niezwykłym, wręcz
heroicznym poświęceniem!
A
Jezus oddał życie za nas, kiedy byliśmy grzesznikami, kiedy
byliśmy od Boga oddaleni, zbuntowani wobec Niego. Czy musiał tak
postąpić
? Oczywiście, że nie! Ale powszechnie się
uważa, że nie mógłby w żaden inny sposób pokazać, jak
bardzo nas kocha!
Pokazał to więc poprzez dar największy, jaki
tylko mógł nam ofiarować – dar samego siebie i całego siebie!
Wszystko
to zaś potwierdza jedynie tę prawdę, że Bóg
– w kontakcie z człowiekiem – szuka okazji, aby
„dać więcej”,
aby bardziej otworzyć przed nim swe serce. A
człowiek bardzo często patrzy
jedynie, jakby tu dać nie za dużo, jakby
się nie przemęcz
yć, nie za dużo z siebie
poświęcić… I dlatego potem, Kochani, okazuje się, że taka
rozmowa, jak Mojżesza z narodem
wybranym,
czy
Jezusa z Samarytanką i uczniami – także dzisiaj nieraz
się odbywa. I dzisiaj Jezus nam proponuje zbawienie, a my
uparcie tkwimy w tym, co ziemskie i doczesne. Nawet, jeżeli używa
się tych samych słów i mówi się o sprawach Bożych,
to my
często patrzymy na nie po ziemsku, w sposób bardzo pobieżny.
Zobaczmy,
już wkrótce rozpoczniemy rekolekcje. Jezus da
nam ten czas, abyśmy przemyśleli wiele aspektów swego życia,
podjęli postanowienia, zerwali ze swymi nałogami i grzechami. A dla
wielu z nas słowo: „rekolekcje” z czym się
kojarzy?
Z tym, że codziennie, przez tych kilka dni, trzeba
będzie przychodzić do kościoła, ustawiać się
w długą kolejkę do konfesjonału – tyle fatygi i dodatkowego
ambarasu, jakby go było mało na co dzień…
Albo
właśnie Spowiedź:
Jezus daje nam ją jako wielką łaskę i
szansę, abyśmy pozbyli się tego, co złe i bardzo
zdecydowanie wkroczyli na drogę dobra. A my, mówiąc o Spowiedzi,
mamy na myśli często
wyrecytowanie od lat wyuczonego „wierszyka”
dla
tak zwanego „świętego spokoju”…
Albo
Wielki Post: Jezus daje nam ten czas jako wielkie
dobrodziejstwo, abyśmy w tym codziennym pędzie i w tym świecie,
tak pełnym huku i wrzasku, wyciszyli się, odpoczęli, pomyśleli
– w którą stronę i po co biegniemy;
abyśmy na spokojnie
popracowali nad swoimi wadami i oderwali – choć trochę – swój
wzrok od tego, co doczesne. A nam Wielki Post kojarzy się często z
koniecznością przykrych wyrzeczeń, z ograniczeniami,
które
ktoś – nie wiedzieć, po co i dlaczego – nakłada na nas.
Dlatego czekamy, aby się szybko skończył, żeby można było
znowu wziąć kieliszek do ręki, albo powrócić do innych
przyzwyczajeń, przed którymi powstrzymywaliśmy się zwyczajowo w
tym czasie…
Okazuje
się bowiem, moi Drodzy, że dochodzi do takiego paradoksu, iż można
używać takich słów, jak: „Msza Święta”, „rekolekcje”,
„Spowiedź”, „Komunia Święta”, „modlitwa”, „Boże
Narodzenie”, „Wielkanoc”, a wcale nie myśleć o Bogu, tylko
o zwyczaju, obowiązku i poczuciu przyzwoitości,
które często
towarzyszy spełnianiu praktyk religijnych. Albo o płytkich,
chwilowych wzruszeniach… A przecież nie o to chodzi!
Chodzi
natomiast o to, żebyśmy poprzez ich spełnianie rzeczywiście
zbliżali się do Boga! Bo tylko wówczas
mają one sens.
Takiej bowiem wiary, którą
mierzy się jedynie
„choineczką, opłateczkiem i jajeczkiem”,
wystarczy co
najwyżej na to, żeby się czasami powzruszać i ewentualnie dobrze
wypaść przed księdzem w czasie wizyty duszpasterskiej. Ale na
pewno nie wystarczy jej w chwilach jakichkolwiek, choćby
najmniejszych doświadczeń czy przeciwności!
Bo wtedy
prawdziwym ratunkiem będzie tylko wiara głęboka, wewnętrzna,
wyrażona – między innymi – poprzez solidne i pobożne
spełnianie praktyk religijnych.
I
dlatego starajmy się wgłębiać w treść tego wszystkiego, co
Bóg do nas mówi
i starać się rozpoznać, co tak naprawdę
chce nam powiedzieć
we Mszy Świętej, w Spowiedzi, w czasie
rekolekcji, w czasie Wielkiego Postu, czy w ogóle – poprzez
zwyczajne codzienne sytuacje.
Niech
w ten sposób spełnią się słowa, wyśpiewane dzisiaj w Psalmie:
Obyście dzisiaj usłyszeli głos Jego: „Niech nie twardnieją
wasze serca!”…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.