Któż jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?…

K
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę zawarcia
sakramentalnego Małżeństwa przeżywają Agnieszka i Mariusz
Niedziałkowscy, Osoby bardzo mi bliskie i niezmiernie życzliwe.
Dziękując za tę życzliwość i bliskość, życzę wytrwałości
w budowaniu domu: zarówno tego duchowego, jak i tego materialnego.
Zapewniam o modlitwie – nie tylko zresztą w dniu dzisiejszym.
Serdecznie
pozdrawiam Was wszystkich, moi Drodzy! Niech Pan Wam błogosławi we
wszelkim dobru, jakiego dziś będziecie chcieli dokonać z Jego
pomocą…
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Czwartek
25 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Wacława, Męczennika,
do
czytań: Ag 1,1–8; Łk 9,7–9
POCZĄTEK
KSIĘGI PROROKA AGGEUSZA:
W
drugim roku rządów króla Dariusza, w pierwszym dniu szóstego
miesiąca Pan przemówił przez usta proroka Aggeusza do Zorobabela,
syna Szealtiela, namiestnika Judy, i do arcykapłana Jozuego, syna
Josadaka, tymi słowami:
Tak
mówi Pan Zastępów: Ten lud powiada: «Jeszcze nie nadszedł czas,
aby odbudować dom Pana»”.
Wówczas
Pan skierował te słowa przez proroka Aggeusza: „Czy to jest czas
stosowny dla was, by spoczywać w domach wyłożonych płytami,
podczas gdy ten dom leży w gruzach? Teraz więc tak mówi Pan
Zastępów: «Rozważcie tylko, jak się wam wiedzie. Siejecie wiele,
lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do
sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz
się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje
odkładając do dziurawego mieszka».
Tak
mówi Pan Zastępów: «Wyjdźcie w góry i sprowadźcie drewno, a
budujcie ten dom, bym sobie w nim upodobał i doznał czci», mówi
Pan”.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Tetrarcha
Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był
zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z
martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z
dawnych proroków zmartwychwstał.
Lecz
Herod mówił: „Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o
którym takie rzeczy słyszę?” I chciał Go zobaczyć.
Znowu
w naszych rozważaniach powraca temat budowy domu Bożego. Tym razem,
w Księdze Proroka Aggeusza odnajdujemy dość mocne i kategoryczne
słowa samego Pana, pytającego retorycznie: Czy
to jest czas stosowny dla was, by spoczywać w domach wyłożonych
płytami, podczas gdy ten dom leży w gruzach?
Następnie
ukazany został obraz sytuacji, w której znaleźli się ludzie –
sytuacji,
która jest konsekwencją
zaniedbania tej ważnej sprawy.

Usłyszeliśmy takie oto, pełne wyrzutu słowa Boga, skierowane do
swego narodu: Rozważcie
tylko, jak się wam wiedzie. Siejecie wiele, lecz plon macie lichy;
przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie
gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten,
kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego
mieszka.

Wyjście
z tej sytuacji jest tylko jedno. Bóg mówi: Wyjdźcie
w góry i sprowadźcie drewno, a budujcie ten dom, bym sobie w nim
upodobał i doznał czci…

Dla
nas chyba także dzisiaj nie jest to niczym nadzwyczajnie dziwnym, że
właściwe
ułożenie relacji z Bogiem owocuje

uporządkowaniem wszelkich relacji międzyludzkich i harmonijną
relacją z całym
otaczającym światem.
Bo gdzie
Bóg jest na pierwszym miejscu – wszystko jest na swoim właściwym
miejscu.

I kiedy Bogu oddawana jest chwała, wówczas człowiek także odkrywa
w swoim sercu właściwą hierarchię wartości i należyty duchowy
porządek. Kiedy
zaś miejsce
Boga zajmuje ktoś lub coś,

wówczas trudno o zachowanie jakiegokolwiek,
choćby minimalnego
porządku…
Tetrarcha
Herod raczej nie należał do tych, którzy w swoim sercu mieli
właściwie poustawianą hierarchię wartości
i spraw.
Stąd jego niepokój na wieść o
wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa.

I
stąd także dopytywanie, kimże jest ten, który tego wszystkiego
dokonuje… A przecież nie jest tajemnicą, że kiedy w obliczu
wielkich
i wspaniałych Bożych
dzieł w czyimś sercu –
zamiast radości i uwielbienia – powstaje
niepokój, to znak, że to
serce… chyba ma w sobie bałagan.

Bo inaczej – czegóż miałoby się obawiać?… Kogo?…
Z
całą pewnością, moi Drodzy, uporządkowana relacja z Bogiem –
owocuje
porządkiem

we wszystkich innych relacjach. Wystawienie świątyni Bogu w swoim
sercu –
owocuje
świętością życia

i właściwą ludzką postawą. Postawienie Boga na pierwszym miejscu
swojej
osobistej hierarchii –
owocuje
Jego przeobfitym błogosławieństwem

we wszystkich wymiarach naszej
doczesności. Związanie się z Bogiem na sto procent – owocuje
wiecznym zbawieniem.

Warto,
naprawdę warto, wystawić
Bogu tę świątynię!

Warto nie skąpić Bogu miejsca w swoim sercu…
Bardzo
szeroko swe serce otworzył przed Bogiem Patron dnia dzisiejszego,
Święty
Wacław, Męczennik.
Urodził
się około 907
roku,
jako syn księcia
czeskiego Wratysława I. Został wychowany przez swoją babkę,
Świętą Ludmiłę. Po
śmierci ojca, mając osiemnaście lat, objął rządy.

Starał się o rozszerzenie chrześcijaństwa, popierając
misjonarzy. Był hojny dla
ubogich i życzliwy dla wszystkich,
szczególnie
prostych ludzi.
Miał
jednak przeciw sobie opozycję o tendencjach odśrodkowych – ludzi
broniących tradycyjnego pogaństwa. I to właśnie ich intrygi
doprowadziły ostatecznie do tego, iż zginął
on z rąk siepaczy, nasłanych przez rodzonego brata, Bolesława
Okrutnego,
w Starym
Bolesławcu. Stało
się to w roku 929
lub 935.
Relikwie jego
spoczywają w katedrze praskiej. Święty Wacław jest Patronem Czech
i katedry krakowskiej.
A
oto w jaki sposób – według pięknej, starosłowiańskiej
opowieści – nasz Patron złożył ofiarę ze swego życia: „Po
śmierci Wratysława Czesi wybrali jego syna Wacława na następcę.
Był on dzięki łasce Bożej wzorem
w wyznawaniu wiary. Wspierał wszystkich ubogich,
nagich
odziewał, łaknących żywił, podróżnych przyjmował zgodnie z
nakazami Ewangelii.
Nie dozwalał wyrządzać krzywdy wdowom, miłował wszystkich ludzi,
biednych i bogatych. Wspomagał sługi Boże, uposażał kościoły.
Niektórzy
jednak Czesi zbuntowali
się i podburzyli młodszego brata Bolesława,

mówiąc: «Brat
Wacław pragnie cię zabić, spiskuje z matką i swymi ludźmi».

Kiedy
się odbywały uroczystości poświęcenia kościołów w różnych
miastach, Wacław
odwiedzał wszystkie te miejscowości.

W niedzielę, w uroczystość Kosmy i Damiana, przybył do miasta
Bolesława. Po wysłuchaniu Mszy Świętej zamierzał powrócić do
Pragi. Bolesław jednak, zamierzając
dokonać zbrodni,

zatrzymał go słowami: «Dlaczego
chcesz odejść, bracie?»
Nazajutrz rano zadzwoniono na jutrznię. Usłyszawszy głos dzwonów,
Wacław powiedział: «Bądź
pochwalony, Panie, który dozwoliłeś mi żyć aż do dzisiejszego
poranka
».
Wstał i udał się na modlitwę poranną.
Zaraz
potem Bolesław przystąpił doń u drzwi. Wacław zobaczył go i
rzekł: «Bracie,
dobrym byłeś dla nas wczoraj».
Szatan jednak podszepnął
Bolesławowi, uczynił przewrotnym jego serce,

tak iż wyciągnąwszy miecz, odezwał się: «Teraz
pragnę być jeszcze lepszym».
To powiedziawszy, uderzył
go mieczem w głowę.
Wacław,
zwróciwszy się do niego, rzekł: «Co
czynisz, bracie?»
Pochwyciwszy go, rzucił na ziemię. Tymczasem podbiegł jeden ze
wspólników Bolesława i ciął Wacława w rękę. Ten porzuciwszy
brata, ze zranioną ręką uszedł do kościoła. W
drzwiach kościoła zabili go dwaj zamachowcy.

Trzeci przybiegłszy, przebił mu bok. Wówczas Wacław oddał
ostatnie tchnienie z tymi słowami: «W
ręce Twoje, Panie, oddaję ducha mego
».
Tyle z pięknej starosłowiańskiej opowieści.
Wpatrzeni
w przykład chrześcijańskiej postawy Świętego Wacława, ale też
zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, pomyślmy:

Po
czym konkretnie widać, że w moim sercu jest prawdziwa świątynia
Boża?

Kto
lub co najczęściej zajmuje miejsce Boga w moim sercu?

Czy
wszystkie sfery swojego życia oddaję Bogu, czy niektóre zamierzam
kształtować wyłącznie
po swojemu?

Któż
więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?…

7 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.