Mówię wam – przyjaciołom moim…

M
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym imieniny przeżywał Piotr
Antosiewicz, za moich czasów – Prezes Służby liturgicznej w
Parafii w Celestynowie. Życzę Solenizantowi, aby pełnymi garściami
czerpał ze zdrojów Bożej łaski. I o t
ę łaskę
będę się dla Niego modlił.
Wielkie
dzięki Księdzu Markowi za wczorajsze słówko z Syberii i za ważne
wskazania, jak posługiwać się kluczami do królestwa Bożego. A
jednocześnie – za tak bardzo cenne dla nas migawki z życia
duszpasterskiego na Syberii! Zachęcam do tego, byście zechcieli
powrócić jeszcze do tego słówka i odnieśli się do jego bogatej
treści.
Moi
Drodzy, zgodnie z zapowiedzią, w środę wieczorem, razem z
Rodzicami, obejrzałem „Dwie korony” – najnowszą produkcję
filmową o Świętym Maksymilianie Kolbe. Nie będę się szczegółowo
rozpisywał na ten temat, żeby nie odbierać ciekawego wrażenia
tym, którzy może zamierzają obejrzeć film – do czego zresztą
serdecznie zachęcam. Jest akurat teraz w kinach. Warto! Naprawdę
warto!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Piątek
28 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Św. Jana Kantego, Kapłana,
do
czytań: Rz 4,1–8; Łk 12,1–7

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia:
Zapytajmy, co zyskał Abraham, przodek nasz według ciała. Jeżeli
bowiem Abraham został usprawiedliwiony z uczynków, ma powód do
chlubienia się, ale nie przed Bogiem. Bo cóż mówi Pismo?
„Uwierzył Abraham Bogu i zostało mu to poczytane za
sprawiedliwość”.
Otóż
temu, który pracuje, poczytuje się zapłatę nie za łaskę, ale za
należność. Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w
Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za
tytuł do usprawiedliwienia, zgodnie z pochwałą, jaką Dawid
wypowiada o człowieku, którego Bóg usprawiedliwia niezależnie od
uczynków:
Błogosławieni
ci, których nieprawości zostały odpuszczone i których grzechy
zostały zakryte. Błogosławiony mąż, któremu Pan nie poczyta
grzechu”.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
ŁUKASZA:
Kiedy
wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni
cisnęli się na drugich, zaczął mówić najpierw do swoich
uczniów: „Strzeżcie się kwasu, to znaczy obłudy faryzeuszów.
Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic
tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co
powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w
izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach.
Lecz
mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy
zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę
wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu
ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie.
Czyż
nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich
nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na
głowie wszystkie są policzone.
Nie
bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.

Paweł
w swoim Liście, którego fragmentu wysłuchaliśmy w pierwszym
czytaniu, przekonuje wiernych Rzymu, ale także nas wszystkich, że
usprawiedliwienie, a więc uwolnienie od grzechów, a więc
ostatecznie zbawienie – nie dokonuje się dzięki ludzkim
zasługom.
Za pomocą kolejnych argumentów i przywołując
kolejne postaci i obrazy – tak, jak dzisiaj, postać Abrahama –
Apostoł stara się nas przekonać, że usprawiedliwienie, czyli
zbawienie, jest darem darmo danym nam przez Pana.
Opaczne
i zbyt dosłowne rozumienie tych pouczeń, w oderwaniu od kontekstu,
może nas – przed czym wczoraj przestrzegał Ksiądz Marek –
prowadzić do fałszywych wniosków, że uczynki
człowieka w dziele osiągania zbawienia nie mają znaczenia.
Oczywiście, tak nie jest, uczynki mają znaczenie, bo są
wyrazem naszego zaangażowania we współpracę z łaską Bożą,
co z kolei jest warunkiem koniecznym do tego, by Boża łaska
owocowała w naszym życiu. Ona zawsze domaga się z naszej strony
współpracy – Bóg niczego nie „wciska” nam na siłę,
także dobra!
A może – przede wszystkim dobra. My musimy
chcieć Jego łaski i z nią współpracować. I Święty Paweł
także o tym pisze w innych miejscach.
Co
nie zmienia faktu, że samymi naszymi uczynkami na zbawienie nie
będziemy w stanie zasłużyć. Potrzeba Bożej łaski! Bo
zbawienie zawsze jest i pozostanie darem Bożej łaskawości i
znakiem Bożej łaskawości. Żadnymi, choćby najwspanialszymi
uczynkami – samymi z siebie – człowiek nie jest w stanie na
zbawienie zasłużyć.
Tylko uczynki, będące znakiem i wyrazem
współpracy z łaską Bożą – raz jeszcze podkreślmy: darmo daną
nam z Bożej miłości – mają wartość zasługującą. U
podstaw wszystkiego jest jednak dar Boży i wiara człowieka w Bożą
wszechmoc i dobroć. To są warunki podstawowe i fundamentalne.
Zatem,
właściwa relacja człowieka z Bogiem zakłada zachowanie należytego
porządku i hierarchii spraw.
Nie było to – jak wynika z
dzisiejszej ewangelicznej wypowiedzi Jezusa – mocną stroną
faryzeuszów. Ich postawa charakteryzowała się obłudą, przed
którą Jezus wyraźnie ostrzega swoich słuchaczy. A jednocześnie
zapewnia wszystkich – może też trochę uspokaja – że wszelkie
faryzejskie intrygi i knowania dobrze znane są Bogu, oraz że
przyjdzie taki czas, kiedy będą znane wszystkim ludziom.
Jak
się wyraził Jezus, nie ma […]
nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego,
co by się nie stało wiadome.
A z tego wynika
konkretne pouczenie dla słuchaczy, zawarte w tych oto słowach:
Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle
będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą
na dachach.
Oznacza
to, że nie należy się bać żadnych ludzkich knowań, podstępów
lub obłudy, bo Bóg jest ponad tym wszystkim i On sam je
wszystkie dokładnie widzi. Przeto zaufanie do Boga i zjednoczenie
się z Nim daje gwarancję, że ludzie nic nam tak naprawdę nie
będą w stanie zrobić.
Nawet, jeżeli odbiorą ziemskie życie,
to nie zaszkodzą na wieczność. Na całą wieczność może
zaszkodzić szatan
i dlatego jego właśnie należy się strzec.
Nie tyle panicznie się bać, bo jeśli będziemy blisko Jezusa,
to zły duch nic nam nie uczyni.
Natomiast nie można go
lekceważyć, czy walczyć z nim jedynie własnymi siłami. Jak nas
pouczył dziś Święty Paweł, zawsze musimy liczyć przede
wszystkim na Bożą łaskę
i wierzyć w Bożą wszechmoc.
A wówczas nikt i nic nie będzie nam tak naprawdę w stanie niczego
złego uczynić…
Intensywnie
z Bożą łaską współpracował i głęboko w moc Bożą wierzył
Patron
dnia dzisiejszego, Święty
Jan,
Kapłan i
Profesor Akademii Krakowskiej.
Urodził
się 23 czerwca
1390 roku w Kętach,
niedaleko
Oświęcimia. W dokumentach podpisywał się najczęściej po łacinie
jako Jan z Kęt
– a znanych jest około sześćdziesięciu jego podpisów. Po
ukończeniu szkoły w rodzinnej miejscowości – szkoła ta stała
na wysokim poziomie! – zapisał się w 1413 roku na Uniwersytet
Jagielloński. W roku 1414
w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie.
W
ciągu dalszych lat pilnych studiów jako student i kapłan doszedł
w
1415 roku do stopnia
bakałarza nauk wyzwolonych,
a
w trzy lata później – do stopnia
magistra filozofii.
Objął
wtedy funkcję wykładowcy. Ponieważ stanowisko to było wówczas
bezpłatne, dlatego na swoje utrzymanie zarabiał prywatnymi lekcjami
i kapłańską pomocą duszpasterską.
Tymczasem,
w 1421 roku Akademia
Krakowska wysłała go w charakterze
kierownika do szkoły klasztornej w Miechowie.

Spędził tam osiem lat – do 1429 roku. Zadaniem szkoły było
przede wszystkim kształcenie kleryków zakonnych. Wolny czas Jan
spędzał na przepisywaniu
rękopisów,
które były
mu potrzebne do wykładów. Jan Kanty pełnił równocześnie przy
kościele klasztornym obowiązek kaznodziei. Oprócz tego, musiał
się również interesować muzyką,

gdyż odnaleziono drobne fragmenty zapisów pieśni dwugłosowych,
uczynionych jego ręką.
Kiedy
w roku 1429 zwolniło się
miejsce w jednym z kolegiów Akademii Krakowskiej,

przyjaciele natychmiast zawiadomili go o tym i sprowadzili do
Krakowa. Kolegium dawało pewną stabilizację, zapewniało
bowiem utrzymanie i mieszkanie.

Profesorowie w kolegiach mieszkali razem i wiedli życie na wzór
zakonny. W początkach Uniwersytetu tych kolegiów było niewiele i
były bardzo szczupłe. Dlatego niełatwo było w nich o miejsce.
Gdy
tylko Jan wrócił do Krakowa, objął
wykłady na wydziale filozoficznym.

Równocześnie jednak zaczął
studiować teologię.

Jako profesor, wykładał traktaty, które przypadły mu – zgodnie
z ówczesnym zwyczajem – przez losowanie. Z nielicznych zapisków
wiemy, że komentował
logikę, potem fizykę i ekonomię Arystotelesa.

Na tym wydziale piastował także okresowo urząd dziekański, a od
roku 1434 był również rektorem Kolegium Większego. W roku 1439
zdobył tytuł bakałarza z teologii.
Pod
kierunkiem swojego mistrza studiował Pismo Święte, kontynuując
studia teologiczne. W związku z tym, co
pewien czas trzeba było
zdawać egzaminy, brać udział w dysputach, mówić kazania i
prowadzić ćwiczenia.

Ponieważ Jan był równocześnie profesorem filozofii, dziekanem i
rektorem Kolegium Większego – nic dziwnego, że jego studiowanie
teologii wydłużyło się aż do trzynastu lat. Dopiero w
roku 1443 uzyskał tytuł
magistra teologii, który był wówczas jednoznaczny z doktoratem.
W
roku 1439 został kanonikiem
i kantorem kapituły Świętego Floriana w Krakowie oraz proboszczem
w Olkuszu.
To jednak było
zbyt wiele. Po kilku miesiącach zrzekł się kanonii i probostwa.
Jednak sam fakt, że został wybrany na kantora, potwierdza
jego znajomość zagadnień muzycznych.

Urząd ten nakładał bowiem obowiązek opieki nad muzyką i śpiewem
liturgicznym.
Po
uzyskaniu stopnia magistra teologii w roku 1443, Jan Kanty poświęcił
się do końca życia wykładom z tej dziedziny.

A pośród swych rozlicznych zajęć znajdował jeszcze czas na
przepisywanie manuskryptów. Jego
rękopisy liczą łącznie ponad osiemnaście tysięcy stron!

Biblioteka Jagiellońska przechowuje je w piętnastu grubych tomach.
Własnoręcznie przepisał dwadzieścia sześć kodeksów. Sprzedawał
je zapewne nie tyle na swoje utrzymanie, ile raczej na dzieła
miłosierdzia i na pielgrzymki.
Jest
rzeczą pewną, że
w roku 1450 udał
się do Rzymu,
aby
uczestniczyć w 
Roku
Świętym
i uzyskać odpust jubileuszowy.

Prawdopodobnie do Rzymu pielgrzymował więcej razy, aby w ten sposób
okazać swoje przywiązanie do Kościoła i uzyskać odpusty. Był
bowiem człowiekiem żywej
wiary i głębokiej pobożności.

Słynął z wielkiego miłosierdzia. Nie mogąc zaradzić nędzy,
wyzbył się nawet własnego odzienia i obuwia.
Pomimo
bardzo pracowitego i pokutnego życia, jakie prowadził, dożył
osiemdziesięciu trzech lat. Zmarł
w Krakowie, 24 grudnia 1473 roku.

Przekonanie o jego świętości było tak powszechne, że od razu
pochowano go w kościele Świętej Anny pod amboną. Kanonizował
go Papież Klemens XIII, w dniu 16 lipca 1767 roku.

Kult Świętego Jana Kantego jest do dnia dzisiejszego żywy. Jest on
bowiem czczony przede wszystkim jako Patron
uczącej się i studiującej młodzieży oraz profesorów i
wykładowców.
A
oto jak scharakteryzował jego postawę i świętość wspomniany
przed chwilą Papież Klemens XIII:
„Nikt
nie zaprzeczy, że Jan Kanty, który w Akademii Krakowskiej
przekazywał wiedzę zaczerpniętą z najczystszego źródła, jest
godny zaliczenia do wybranego grona znamienitych mężów,
wyróżniających się
wiedzą i świętością. Postępowali
oni tak, jak nauczali,
i
stawali w obronie prawdziwej wiary przeciwko tym, którzy ją
zwalczali. W tych czasach, gdy w sąsiednich krajach panowały błędy
i odszczepieństwo, on nawoływał
do zachowania chrześcijańskiej postawy i obyczajów,

a to, co głosił z ambony i wyjaśniał wiernym, potwierdzał
swoją pokorą,
czystym
życiem, miłosierdziem, umartwieniem i wielu innymi cnotami,
cechującymi prawdziwego kapłana i niestrudzonego pracownika.
Jan
Kanty stał się więc chlubą i ozdobą wykładowców tejże
Akademii! Zostawił też przepiękny przykład przyszłym pokoleniom,
by się ze wszystkich sił
starały naśladować ten wzór doskonałego mistrza

i przykładały wiernie do nauczania wiedzy Świętych
oraz innych umiejętności tylko na chwałę i uwielbienie Boga.
Z
pobożnością, z którą się odnosił do spraw Bożych, łączył
on pokorę. Chociaż
przewyższał wszystkich swoją wiedzą,
miał się jednak za nic i nigdy się nie wywyższał ponad innych.

Co więcej, pragnął być wzgardzonym i niepoważanym, a tych,
którzy go obmawiali i byli mu nieprzychylni, znosił z pogodą
ducha.
Tej
pokorze towarzyszyła rzadko spotykana dziecięca prostota. W jego
słowach i postępowaniu
nie było fałszu ani obłudy: co myślał, to i mówił.

A gdy spostrzegł, że jego słowa, choć słuszne, wzbudzały
niekiedy niezadowolenie, wtedy przed przystąpieniem do ołtarza
usilnie prosił o wybaczenie, choć winy nie było po jego stronie.
Codziennie
po ukończeniu swoich zajęć, udawał się z Akademii prosto do
kościoła,

gdzie się długo modlił i adorował Chrystusa, utajonego w
Najświętszym Sakramencie. Tak więc, zawsze
Boga tylko miał w sercu i na ustach.”

Tyle z pisma Papieża Klemensa XIII.
Wpatrzeni
w przykład Świętego Jana, a jednocześnie zasłuchani w Boże
słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:
– Czy
sam siebie nie uważam za doskonałego i samowystarczalnego?
– Czy
dziękuję Jezusowi za swoją przynależność do Kościoła i
możliwość zbawienia, czy może uważam, że nie muszę tego
czynić?
– Jak
walczę z obłudą i zakłamaniem w swojej postawie?

Nie
bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej
uczynić nie mogą…

8 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.