Ducha nie gaście!

D
Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Życzę Wszystkim pięknej
niedzieli – już trzeciej w Adwencie!
Na
jej radosne i pobożne przeżywanie – niech Was błogosławi Bóg
wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
3
Niedziela Adwentu, B,
do
czytań: Iz 61,1–2a.10–11; 1 Tes 5,16–24; J 1,6–8.19–28
CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Duch
Pański nade mną,
bo
Pan mnie namaścił.
Posłał
mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim,
by
opatrywać rany serc złamanych,
by
zapowiadać wyzwolenie jeńcom
i
więźniom swobodę;
aby
obwieszczać rok łaski u Pana.
Ogromnie
się weselę w Panu,
dusza
moja raduje się w Bogu moim,
bo
mnie przyodział w szaty zbawienia,
okrył
mnie płaszczem sprawiedliwości,
jak
oblubieńca, który wkłada zawój,
jak
oblubienicę strojną w swe klejnoty.
Zaiste,
jak ziemia wydaje swe plony,
jak
ogród rozplenia swe zasiewy,
tak
Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość
i
chwalba wobec wszystkich narodów”.
CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO
PAWŁA APOSTOŁA DO TESALONICZAN:
Bracia:
Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu
dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie
względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie.
Wszystko badajcie, a co szlachetne – zachowujcie. Unikajcie
wszystkiego, co ma choćby pozór zła.
Sam
Bóg pokoju niech was całkowicie uświęca, aby nienaruszony duch
wasz, dusza i ciało bez zarzutu zachowały się na przyjście Pana
naszego Jezusa Chrystusa. Wierny jest Ten, który was wzywa: On też
tego dokona.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Pojawił
się człowiek posłany przez Boga,
Jan
mu było na imię.
Przyszedł
on na świadectwo,
aby
zaświadczyć o Światłości,
by
wszyscy uwierzyli przez niego.
Nie
był on światłością,
lecz
posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.
Takie
jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy
kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał,
a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.
Zapytali
go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”
Odrzekł:
„Nie jestem”.
Czy
ty jesteś prorokiem?”
Odparł:
„Nie!”
Powiedzieli
mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy
nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”
Odpowiedział:
„Jam głos wołającego na pustyni: «Prostujcie drogę Pańską»,
jak powiedział prorok Izajasz”.
A
wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania,
mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani
Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”
Jan
im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten,
którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie
jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.
Działo
się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał
chrztu.
Po
wysłuchaniu drugiego czytania, będącego fragmentem Pierwszego
Listu Świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan, można by już
nie rozwijać żadnego kazania,
bo przesłanie apostolskie jest
samo w sobie bardzo zrozumiałe. A jeżeli jednak próbujemy dłużej
rozważać te treści, to tylko po to, aby je sobie utrwalić w sercu
oraz zobaczyć jedną myśl, łączącą wszystkie dzisiejsze
czytania.
Święty
Paweł mówi bowiem dzisiaj tak: Zawsze się radujcie,
nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka
jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie
gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co
szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór
zła.
I
chociaż to pouczenie wydaje się bardzo czytelne, to jednak trudno
powiedzieć, żeby było proste do
wykonania. Jak tu się nieustannie radować? Z czego? Z
tylu codziennych problemów? Z konfliktów w rodzinie? Z tylu trosk,
które nie dają spać w nocy? A jak tu się nieustannie modlić,
kiedy trzeba ciągle wiązać koniec z końcem i ciężko pracować –
tak, że nawet na odpoczynek niewiele jest czasu, a już nie mówiąc
o rodzinie i sprawach domowych. Jak można w każdym położeniu
dziękować,
a zwłaszcza w takim, w którym nic się nie układa
i nie wiadomo, jak rozwiązać piętrzące się problemy? Czy to
wszystko, do czego zachęca Apostoł, jest w ogóle realne?
Szukając
odpowiedzi na tak postawione pytania, najpierw z uwagą wczytujemy
się w Proroctwo Izajasza, zawarte w pierwszym czytaniu: Duch
Pański nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić
dobrą nowinę ubogim, by opatrywać razy serc złamanych, by
zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać
rok łaski u Pana.
Właśnie
– jeżeli poszukujemy źródła radości i nadziei, jeżeli
poszukujemy motywacji do tego, aby nie tracić optymizmu, aby
zdobyć się nie tylko na narzekanie, ale również na dziękczynienie
Bogu, to chyba właśnie dlatego, że to On sam jest tego źródłem.
Duch Boży, który jest w
człowieku, stanowi wewnętrzną siłę i zachętę do
tego, aby się nie poddawać. Ale żeby tak mogło być, potrzeba,
aby ten Duch naprawdę w nas panował, aby nas ogarniał. Potrzeba,
aby Jezus był Domownikiem w naszych sercach.
Jest bowiem jakaś wyraźna różnica pomiędzy nami, którzy
się uważamy za uczniów Chrystusa, za Jego przyjaciół, jednym
słowem: za chrześcijan – a pomiędzy tymi, którzy od Chrystusa
się odwracają i próbują życie układać sobie zupełnie bez
Niego.
I
tu nie chodzi o to, aby tych drugich lekceważyć! Nie!
Szanujemy
ich oraz ich osobistą decyzję, do której mają prawo. Ale też
modlimy się za nich, aby nie pozbawiali się sami szczęścia i
nadziei,
jakie płyną wprost od Jezusa. Bo Jezus i w ich życiu
działa. I ich także kocha. I o nich nie zapomina. Ale nie może
działać w pełni,
bo ich serca są zamknięte, zimne,
niechętne… My zaś jesteśmy tymi, którzy z Jezusem chcemy żyć
na co dzień. Chcemy Go słuchać, chcemy Go szczerze kochać.
Szczerze tego chcemy…
Ale
musimy się gdzieś w głębi duszy przyznać, że z tą nadzieją to
i u nas nie jest tak do końca dobrze.
Bo chociaż jesteśmy przyjaciółmi Jezusa i traktujemy Go poważnie,
o czym świadczy chociażby to, że jesteśmy systematycznie na Mszy
Świętej, modlimy się codziennie i chcemy żyć dobrze, to jednak i
nam również tej nadziei
niekiedy brakuje;
i nam również czasami już się nie chce żyć, bo nie bardzo widać
perspektywy na przyszłość i wszystko ciągle idzie jakby „pod
górę”… A więc nie tylko ci,
którzy żyją z dala od Jezusa,
ale i my musimy odnawiać w sobie wiarę
. Ciągle odbudowywać
nadzieję. Ciągle poszukiwać motywów radości.
I
rzeczywiście – tak właśnie jest! Nam także potrzeba odnowienia
w sobie dobrego ducha. Dlatego przeżywamy czas odnowy – Adwent.
Dlatego przeżywamy rekolekcje.
Nie po to, aby zaliczyć kolejną formalność i móc stwierdzić:
„Na rekolekcjach byłem, Spowiedź zaliczyłem, z
Panem Bogiem na jakiś czas mam spokój”.
To może zbyt
brutalne postawienie sprawy i chyba nikt się nie odważy tak wprost
do Boga powiedzieć, ale gdzieś w głębi duszy taka pokusa się
pojawia. A tymczasem to nie o to chodzi.
Bo
Adwent, który przeżywamy, czy rekolekcje, które przeżywaliśmy –
są po to, aby gdy inni będą szukać rozwiązania swoich problemów
w alkoholu czy narkotykach, gdy inni będą
zagłuszać je ostrą muzyką, to my możemy sobie z nową mocą
uświadomić, że jest jeszcze Bóg i jest Jego Matka. Jest
jeszcze prawdziwa pomoc z Nieba – jedyna skuteczna pomoc. I
nawet jeżeli na co dzień nie zawsze o tym pamiętamy i nie zawsze
tam właśnie szukamy ratunku, to po to właśnie mamy Adwent i po to
mamy rekolekcje, aby – obrazowo mówiąc – barkę,
któr
ą płyniemy przez życie, znowu dobrze
ukierunkować.
A konkretnie przybierze to właśnie takie formy,
o jakich mówi dzisiaj Paweł.
Będzie
to zatem nieustanna modlitwa. Jest ona możliwa. I wcale nie
musi polegać na tym, że przez cały dzień będziemy odmawiali
jeden gigantyczny pacierz, nie robiąc nic innego. Naturalnie,
warto i trzeba odmawiać pacierz, ale z Bogiem można też rozmawiać
za pomocą własnych słów. I
nie tylko rano czy wieczorem, ale doskonale się z nim
rozmawia w drodze do szkoły, do pracy i w drodze powrotnej; w
przerwie w pracy, w wolnej chwili, a nawet w czasie rozlicznych prac
domowych, jakie wykonujemy, a więc na przykład: gotowanie,
sprzątanie… Wtedy naprawdę możemy porozmawiać z Bogiem –
dosłownie o wszystkim. I możemy z Nim rozmawiać w czasie
podróży, w kolejce do lekarza czy w ogóle – w każdej wolnej
chwili i w czasie takich zwyczajnych, codziennych czynności.
Zawsze
można wtedy odmówić dziesiątek Różańca Świętego, albo
Koronkę do Miłosierdzia Bożego, ale też jedno lub drugie
zdanie – własnymi słowami. Mogą to być też tak zwane akty
strzeliste,
czyli króciutkie westchnienia do Boga, takie małe
„strzałki do Nieba”, w stylu: „Jezu, ufam Tobie!”,
„Jezu, kocham Cię!”, „Jezu, pomóż!”, „Matko, bądź ze
mną”, i tym podobne…
Ponadto,
modlić się możemy nie tylko swoimi słowami i nie tylko pacierzem.
Możemy się modlić ciszą. Dobrze byłoby czasami usiąść
tu, w kościele przed Jezusem, albo w domu przed krzyżem – i
nic nie mówić. Nic!
Po prostu się wyciszyć, odpocząć,
wyrównać oddech, uspokoić nerwy, oddać Jezusowi wszystko. To
też modlitwa. Modlitwa ciszy…
Bardzo potrzebna człowiekowi
zwłaszcza dzisiaj, kiedy żyje w takim stresie i w takim ostrym
tempie. I można się wreszcie modlić Pismem Świętym:
poprzez czytanie i rozważanie – nawet krótkich fragmentów. A
wówczas Jezus będzie autentycznie przemawiał.
Jest
zatem możliwa owa nieustanna modlitwa,
o
której mówi Paweł i okazuje się, że wcale nie musi ona
zajmować tak bardzo wiele czasu, gdyż można ją „wkomponować”
w codzienny plan działań. Można ją łączyć z wieloma
czynnościami. I można ją łączyć także z odpoczynkiem. Można
– i trzeba – zwracać się do Jezusa w sytuacjach
radosnych,
kiedy wszystko układa się idealnie i w domu panuje
słodka sielanka. Dobrze byłoby wtedy skierować do Jezusa
przynajmniej jedno serdeczne zdanie podziękowania.
Ale
też można – i chyba szczególnie potrzeba – zwrócić się do
Niego z prośbą o pomoc wtedy, gdy w domu zaczyna się wszystko
komplikować,
bo jakieś problemy w pracy, bo mąż znowu wrócił
pijany, bo żona się o wszystko czepia, bo nieposłuszne dzieci
chodzą swoimi drogami, bo nie wiadomo, jak związać koniec z
końcem, a na domiar wszystkiego jeszcze przyplątała się jakaś
choroba… Właśnie wtedy – chociaż to na pewno trudne
trzeba zacząć rozmawiać o tym z Jezusem. Zacząć się modlić.
Swoimi, najprostszymi – na jakie nas tylko stać – słowami.
Ale
też słowami szczerymi. Bardzo szczerymi. My naprawdę możemy
Jezusowi mówić wszystko i mówić szczerze: możemy narzekać,
możemy się uskarżać, możemy wypowiadać pretensje, zarzuty. Nie
ma obawy o to, że Jezus się obrazi. Nie obrazi się!
Ale mamy
rozmawiać z Nim o wszystkim i tak szczerze, jak tylko będziemy
potrafili.
Ktoś
jednak mógłby mi powiedzieć, że to wszystko, o czym tu dzisiaj
rozważamy, to taka słodka poezja, to jest dobre na ambonę,
na kazanie, ale życie jest znacznie bardziej skomplikowane i wcale
to wszystko takie oczywiste nie jest, i rozwiązywanie problemów nie
jest wcale takie proste…
No
cóż, jeżeli ktoś jest przekonany, że na pewno to, o czym tu
dzisiaj rozważamy, jest mrzonką i poezją i nie ma żadnego wpływu
na codzienność i problemy, jakie ona ze sobą niesie, to może po
prostu jeszcze nie próbował w ten sposób problemów
rozwiązywać.
Bo jeżeli człowiek tylko spróbuje oprzeć się
na Jezusie tak na „sto procent”, szybko się przekona, że nie
został oszukany, że Jezus zadziałał. Ja
się o tym przekonałem – niejeden raz!
Trzeba
się tylko naprawdę nieustannie modlić – nie tylko
pacierzem, ale szczerą osobistą rozmową z Bogiem w prostych
słowach, lekturą i rozważaniem Pisma Świętego, a także –
kojącym nerwy milczeniem. Trzeba również zacząć dostrzegać
działanie Boże,
które już się dokonuje w codzienności. I to
nawet wówczas, gdy sytuacja jest trudna. Nigdy bowiem nie jest
tak, że sytuacja jest jednoznacznie zła.
Nawet taka zwykła
życiowa mądrość podpowiada, że zło zawsze idzie w parze z
dobrem i choć nawet sytuacja jest nie do pozazdroszczenia, to jednak
jakieś elementy dobra można w niej dostrzec.
Niekiedy
zdarza mi się słuchać wypowiedzi niektórych osób, w których to
wypowiedziach słyszy się długą listę narzekań: „To mi
się nie udało, to mi źle wyszło, z tym nie jest tak, jak być
powinno”. I kiedy po cierpliwym wysłuchaniu tej listy stawiam
pytanie o to, co się jednak w tym ostatnim czasie udało;
kiedy stawiam pytanie o dobro, to najpierw widzę wielkie zdziwienie:
„Dobro? Jakie dobro?!” Jednak już po krótkiej rozmowie okazuje
się, że coś się przypomina, że jednak to dobro miało
miejsce,
że takie to, a takie wydarzenie dokonało się w
ostatnim czasie.
A
więc jest też dobro i ono również się dokonuje. Tylko że my
jeszcze nie wypracowaliśmy w sobie postawy owego „dziękowania
w każdym położeniu”,
do której zachęca nas dzisiaj Paweł.
Nam jest raczej łatwiej w każdym położeniu narzekać i na
pewno dużo prosić. Nie mamy natomiast nawyku dziękowania Bogu.
Dobrze więc byłoby i to włączyć do naszych modlitw.
Aby
w ten sposób Jezus zajął w naszym życiu to miejsce, jakie
zajmował w życiu Jana Chrzciciela. Kiedy – jak słyszeliśmy
w Ewangelii – Żydzi wypytywali go, kim jest i czy przypadkiem nie
jest Mesjaszem, on zgodnie z prawdą odpowiedział, że Nim nie jest.
Jest tylko Jego głosem, ale nie jest godzien nawet rozwiązać
Mu rzemyka u sandała.
Jeżeli
wobec Jezusa będziemy potrafili zająć tak samo pokorną
postawę,
jaką zajął Jan; jeżeli zarezerwujemy Mu pierwsze
miejsce w życiu;
jeżeli do Niego będziemy się odnosili ze
wszystkim, co leży nam na sercu; jeżeli pozwolimy się ogarnąć
Duchowi Pańskiemu, o którym mówi pierwsze dzisiejsze czytanie,
wówczas program zapisany przez Apostoła Narodów w drugim czytaniu
nie będzie ponad nasze siły.
I
choćby droga nie była łatwa – to nie będzie drogą donikąd. I
choćby życie nie było proste – to nie będzie życiem
bez sensu.
I chociaż przyjdzie cierpienie – to nie będzie ono
puste, niepotrzebne. I chociaż przyjdzie czasami rozterka i
zagubienie – to zwycięży radość i nadzieja!
A
zatem, jak mówi dzisiaj Paweł: Ducha nie gaście!

21 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.