Ty jesteś Syn Boży!

T
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny i urodziny przeżywa
Małgorzata Grzechnik, należąca w swoim czasie do jednej z
młodzieżowych Wspólnot. Modlę się dla Niej o stałą bliskość
Pana i podążanie za Nim przez całe życie!
A
oto dzisiaj także rozpoczynamy Tydzień Modlitw o Jedność
Chrześcijan. Módlmy się, moi Drodzy, o mądry ekumenizm, który
nigdy nie będzie się sprowadzał do zatraty własnej tożsamości
duchowej i religijnej, ale będzie dążył do jedności na tych
wszystkich przestrzeniach, na jakich jest to tylko możliwe.
Życzę
błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
2 Tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań: 1 Sm 18,6–9;19,1–7; Mk 3,7–12

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Gdy
Dawid wracał po zabiciu Filistyna Goliata, kobiety ze wszystkich
miast wyszły ze śpiewem i tańcami naprzeciw króla Saula, przy
wtórze bębnów, okrzyków i cymbałów. I śpiewały kobiety wśród
grania i tańców: „Pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki
tysięcy”. A Saul bardzo się rozgniewał, bo nie podobały mu się
te słowa. Mówił: „Dawidowi przyznały dziesiątki tysięcy, a
mnie tylko tysiące. Brak mu tylko królowania”. I od tego dnia
patrzył Saul na Dawida zazdrosnym okiem.
Saul
namawiał syna swego, Jonatana, i wszystkie sługi swoje, by zabili
Dawida. Jonatan jednak bardzo upodobał sobie Dawida, uprzedził go
więc o tym, mówiąc: „Ojciec mój, Saul, pragnie cię zabić. Od
rana miej się na baczności; udaj się do jakiejś kryjówki i
pozostań w ukryciu. Tymczasem ja pójdę, by stanąć przy mym ojcu
na polu, gdzie ty się będziesz znajdował. Ja sam porozmawiam o
tobie z ojcem. Zobaczę, co będzie, i o tym cię zawiadomię”.
Jonatan
mówił życzliwie o Dawidzie ze swym ojcem, Saulem. Powiedział mu:
„Niech nie zgrzeszy król przeciw swojemu słudze, Dawidowi! Nie
zawinił on przeciw tobie, a czyny jego są dla ciebie bardzo
pożyteczne. On przecież swoje życie narażał, on zabił
Filistyna, dzięki niemu Pan dał całemu Izraelowi wielkie
zwycięstwo. Patrzyłeś na to i cieszyłeś się. Dlaczego więc
masz zamiar zgrzeszyć przeciw niewinnej krwi, bez przyczyny
zabijając Dawida?” Posłuchał Saul Jonatana i złożył
przysięgę: „Na życie Pana, nie będzie zabity!”
Zawołał
Jonatan Dawida i powtórzył mu całą rozmowę. Potem zaprowadził
Dawida do Saula i Dawid został u niego jak poprzednio.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim
wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z
Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego
mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił
swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze
względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli.
Wielu
bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś
choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy
nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: „Ty jesteś
Syn Boży”. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.

Chociaż
dzisiejsze pierwsze czytanie kończy się pozytywnie i problem
zagrożenia dla życia Dawida zostaje rozwiązany, to jednak jest to
tylko chwilowe uspokojenie sytuacji. Chwilowe i pozorne.
Czytając bowiem uważnie Pierwszą Księgę Samuela, z łatwością
przekonamy się, że takich deklaracji, jak ta dzisiejsza, składał
Saul jeszcze przynajmniej kilka, a każdą z nich złamał i
do końca swoich dni czyhał na tego, o którym domyślał się, a
potem już wiedział, że będzie jego następcą.
Wszystko
to bowiem – o czym musimy pamiętać – dzieje się już po tym,
jak Prorok Samuel obwieścił Saulowi wolę Boga, który postanowił
odebrać mu królestwo i przekazać innemu. Saul przez jakiś
czas nie wiedział, kto jest tym wybranym przez Boga następcą,
dlatego tak, jak później Herod w stosunku do Dzieci Jerozolimskich,
tak on postępował wobec wszystkich, którzy mogliby stanowić
choćby cień zagrożenia dla jego władzy.
I
dlatego właśnie – jak dzisiaj słyszymy – przeciwko Dawidowi
obróciło się zwycięstwo,
jakiego dokonał nad Goliatem. Kiedy
– jak by się należało spodziewać – wszyscy cieszyli się, że
tak wielkie niebezpieczeństwo zostało zażegnane, a tak groźny
wojownik, jak Goliat, pokonany, król Saul zaczął widzieć w
Dawidzie konkurenta.
Już nie było dla niego ważnym, że
przecież sam mógł postradać życie, bo gdyby Goliat wygrał, to
Filistyni dopełniliby reszty zniszczenia na całym wojsku izraelskim
i król też mógłby tego nie przeżyć – to już przestało być
ważne.
Wszystko
dobrze się skończyło, Goliat zginął, Filistyni rozpierzchli się,
ale przed zazdrosnym i zawziętym Saulem pojawił się nowy problem:
ktoś może zagrozić jego władzy, jego pozycji, jego
wielkości, jego ego… Dlatego to, słysząc okrzyki kobiet,
wołających z podziwem: Pobił Saul tysiące, a Dawid
dziesiątki tysięcy,
król bardzo się rozgniewał, bo
nie podobały mu się te słowa. Mówił:
„Dawidowi
przyznały dziesiątki tysięcy, a mnie tylko tysiące. Brak mu
tylko
królowania”. I od tego dnia patrzył Saul na Dawida zazdrosnym
okiem.
Otóż, właśnie!
Tu
jest sedno sprawy, tu jest przyczyna wszystkich możliwych problemów,
przed jakimi staje wielu ludzi, ale też wiele wspólnot i
organizacji, a nawet instytucji państwowych i kościelnych. O czym
mówimy? O jakich problemach, a może nawet dokładniej: o jakim
problemie –
jednym i konkretnym? Tak, dobrze
przeczuwamy: o problemie zazdrości.
Ileż
dobrych dzieł, które powstały lub mogłyby powstać, zniszczyła
właśnie zazdrość!
Bo dlaczego to on ma odnosić sukcesy, a
nie ja? Dlaczego to jego mają chwalić, a nie mnie? Dlaczego to jego
zasługi wszyscy mają podkreślać, a o moich to nawet nikt nie
wspomni, bo może nawet o nich nie wie?… I cóż z tego, że w ten
sposób zniweczy się naprawdę wielkie i piękne dzieła, cóż
z tego?…
Oczywiście,
nikt otwarcie nie przyzna się do tego i nie powie, że to jego
własna, szczera i z serca płynąca zazdrość, spowodowała
zniweczenie tego lub innego dobra – nie! Znajdzie się wiele innych
wytłumaczeń, jednak prawda jest bezlitosna: to zazdrość
powoduje,
że jeden nie wesprze działań drugiego, że jeden
drugiego nie pochwali, nie doceni; nie będzie też jego dobrych
działań kontynuował, tylko wszystko po nim poprawiał, bo
przecież nic jest nie tak, jak być powinno, wszystko jest źle
zrobione…
Moi
Drodzy, powiedzmy szczerze, czy naprawdę nie spotykamy się z takimi
sytuacjami? Czy też sami nie ulegamy takim pokusom, by w
ludziach, wśród których żyjemy, widzieć li tylko konkurentów,
a nie współpracowników, siostry i braci, połączonych w jednym,
wspólnym dziele?…
A
z drugiej strony – czy nie zauważyliśmy takiej prawidłowości,
że kiedy człowiek nie szuka własnej chwały, tylko chwały Bożej,
i robi solidnie to, co do niego należy, to i tak w końcu
zostanie doceniony przez ludzi? I to nawet tym bardziej,
im mniej się o to stara?… A ten, kto bardzo zabiega o ludzkie
pochwały, w końcu się ich doczeka, ale… No, właśnie… Jak
patrzymy na takich ludzi,
którzy na każdym kroku zabiegają o
uznanie dla siebie i którzy wszystko robią najlepiej i na wszystkim
najbardziej się znają?… Co o takich myślimy? A czy i w sobie
samych nie odnajdujemy
czegoś z tego typu postaw?…
Ewangelia
dzisiejsza pokazuje nam przepiękny obraz całych rzesz ludzi,
gromadzących się wokół Jezusa. I wszyscy – pełni podziwu
dla Niego i Jego wspaniałych dzieł!
Przy takim nastawieniu
nawet zły duch – jak słyszeliśmy – nie mógł za bardzo
namącić, bo był definitywnie wyciszany i odsyłany… no, właśnie,
chciałoby się powiedzieć: „do diabła”!
A
kiedy ludzie sobie nawzajem zazdroszczą, to nie dość, że żadne
dobre dzieło nie może się swobodnie rozwijać, to jeszcze zły
duch ma prawdziwe używanie i ogromną, złowrogą radość… Nie
sprawiajmy mu tej radości!
Pomyślmy:
– Czy
drugiego człowieka postrzegam jako brata, przyjaciela,
współpracownika – czy konkurenta i zagrożenie dla mojej pozycji?
– Czy
samego Boga nie postrzegam jako konkurenta?
– Czy
umiem się szczerze cieszyć z powodzenia i sukcesów innych i
szczerze za nie dziękować Bogu?

Niech
nie zgrzeszy król przeciw swojemu słudze, Dawidowi! Nie zawinił on
przeciw tobie, a czyny jego są dla ciebie bardzo pożyteczne.

4 komentarze

  • Ja zauważyłam w dzisiejszej Ewangelii, że Jezus zorganizował sobie " miejsce awaryjne" przed tłumem ludzi, którzy wobec rozlicznych uzdrowień Jezusa, stawali się nachalnymi i cisnęli na Niego nie bacząc na nic i na nikogo, widząc tylko swoje potrzeby, swój " czubek nosa".
    A po co ja przychodzę do Jezusa…z prośbami… z modlitwą dziękczynienia… z modlitwą uwielbienia? Czy daję czas Jezusowi na odpowiedź na moje prośby, czy chcę natychmiast, już, teraz…Czy Jezus jest dziś tak tłumnie oblegany…czy tylko od święta, od wielkiego dzwonu, gdy ogarnia trwoga…

    • Niestety masz rację Robert, na co dzień mniej jest Jezus oblegany, wystarczy zajrzeć do Kaplic z wystawionym Najświętszym Sakramentem, gdzie Jezus czeka cierpliwie. Zdarzają nam się co prawda "akcje", gdzie się mobilizujemy i idziemy, jedziemy "szturmem" gdy " Jezus-Uzdrowiciel" przyjeżdża i wówczas zachowujemy się jak ludzie powyższej Ewangelii.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.