Czy ty zbudujesz Mi dom?…

C
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby, gdzie dzisiaj
od rana wieje i pada deszcz. Przez dwa ostatnie dni Młodzież szalała na
nartach i jeszcze dzisiaj było to zaplanowane, ale – póki co –
trudno powiedzieć, czy to się uda. Jeśli nie, to trzeba będzie
uruchomić „wariant B” i zająć się czymś innym. Zobaczymy.
Jak
na razie, atmosfera w Grupie jest naprawdę bardzo dobra, o czym
nawet wczoraj wieczorem rozmawialiśmy w trakcie wspólnego
spotkania. Codzienna Msza Święta, dzielenie się Słowem, wspólny
Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, Litania Loretańska i
Litania do Świętego Jana Pawła II – budują tę dobrą
atmosferę. A także – jak wierzymy – są duchowym wsparciem dla
tych, którzy pozostali w domach i tych, którym obiecaliśmy naszą
modlitwę…
Gaudium
et spes! Ks. Jacek
Środa
3 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Św. Franciszka Salezego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do
czytań: 2 Sm 7,4–17; Mk 4,1–20
CZYTANIE
Z DRUGIEJ KSIĘGI SAMUELA:
Pan
skierował do Natana następujące słowa: „Idź i powiedz mojemu
słudze, Dawidowi: To mówi Pan: «Czy ty zbudujesz Mi dom na
mieszkanie? Nie mieszkałem bowiem w domu od dnia, w którym
wywiodłem z Egiptu synów Izraela, aż do dzisiaj. Przebywałem w
namiocie albo przybytku. Czy w czasie wędrówki z całym Izraelem
powiedziałem choć jedno słowo do kogoś z przywódców izraelskich
pokoleń, którym przekazałem rządy nad ludem moim izraelskim:
Dlaczego nie budujecie Mi domu cedrowego?»
A
teraz przemówisz do sługi mojego, Dawida: «To mówi Pan Zastępów:
Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad
ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się
udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół.
Dam ci sławę największych ludzi na ziemi. Wyznaczę miejsce mojemu
ludowi, Izraelowi, i osadzę go tam, i będzie mieszkał na swoim
miejscu, a nie poruszy się więcej, a ludzie nikczemni nie będą go
już uciskać jak dawniej.
Od
czasu, kiedy ustanowiłem sędziów nad ludem moim izraelskim,
obdarzyłem cię pokojem ze wszystkimi wrogami. Tobie też Pan
zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się dni twoje i
spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę tobie potomka
twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego
królestwo.
On
zbuduje dom imieniu memu, Ja zaś utwierdzę tron jego królestwa na
wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem, a jeżeli zawini,
będę go karcił rózgą ludzi i ciosami synów ludzkich. Lecz nie
cofnę od niego mojej życzliwości, jak ją cofnąłem od Saula,
twego poprzednika, którego opuściłem. Przede Mną dom twój i
twoje królestwo będą trwać na wieki. Twój tron będzie
utwierdzony na wieki»”.
Zgodnie
z tymi wszystkimi słowami i zgodnie z tym całym widzeniem przemówił
Natan do Dawida.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
znowu zaczął nauczać nad jeziorem i bardzo wielki tłum ludzi
zebrał się przy Nim. Dlatego wszedł do łodzi i usiadł w niej na
jeziorze, a cały lud stał na brzegu jeziora. Uczył ich wiele w
przypowieściach i mówił im w swojej nauce:
Słuchajcie:
Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedno ziarno padło na drogę;
i przyleciały ptaki, i wydziobały je. Inne padło na miejsce
skaliste, gdzie nie miało wiele ziemi, i wnet wzeszło, bo gleba nie
była głęboka. Lecz po wschodzie słońca przypaliło się i nie
mając korzenia, uschło. Inne znów padło między ciernie, a
ciernie wybujały i zagłuszyły je, tak że nie wydało owocu. Inne
w końcu padły na ziemię żyzną, wzeszły, wyrosły i wydały
plon: trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”. I
dodał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.
A
gdy był sam, pytali Go ci, którzy przy Nim byli razem z Dwunastoma,
o przypowieści. On im odrzekł: „Wam dana jest tajemnica królestwa
Bożego, dla tych zaś, którzy są poza wami, wszystko dzieje się w
przypowieściach, aby patrzyli oczami, a nie widzieli, słuchali
uszami, a nie rozumieli, żeby się nie nawrócili i nie była im
wydana tajemnica”.
I
mówił im: „Nie rozumiecie tej przypowieści? Jakże zrozumiecie
inne przypowieści?
Siewca
sieje słowo. A oto są ci posiani na drodze: u nich sieje się
słowo, a skoro je usłyszą, zaraz przychodzi szatan i porywa słowo
zasiane w nich. Podobnie na miejscach skalistych posiani są ci,
którzy gdy usłyszą słowo, natychmiast przyjmują je z radością;
lecz nie mają w sobie korzenia i są niestali. Gdy potem przyjdzie
ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamują. Są
inni, którzy są zasiani między ciernie: to są ci, którzy
słuchają wprawdzie słowa, lecz troski tego świata, ułuda
bogactwa i inne żądze wciskają się i zagłuszają słowo, tak że
zostaje bezowocne. W końcu na ziemię żyzną zostali posiani ci,
którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc:
trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny i stokrotny”.
Dlaczego
Bogu aż tak bardzo zależało na tym, by mieć swój dom, swoje
miejsce, w królestwie Dawida? Dlaczego tak intensywnie
dopominał się o to przez Proroka Natana?
Przecież wszyscy doskonale już wówczas wiedzieli, jak i dzisiaj
wiedzą, że nie ma najmniejszej możliwości zbudowania takiego
domu, który – mówiąc obrazowo – „pomieściłby” Boga.
Także w wielu miejscach Pisma Świętego mowa jest o tym, że ani
ziemia, ani niebiosa, ani wszechświat nie są w stanie ogarnąć
potęgi Boga, a tymczasem dzisiaj słyszymy, że Bóg niejako
dopomina się o dom, czyli miejsce swojego zamieszkania… I
nawet wprost zapowiada: Kiedy wypełnią się dni twoje i
spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę tobie potomka
twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego
królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, Ja zaś utwierdzę tron jego
królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem…

Oczywiście,
mamy świadomość, że w pierwszym rzędzie chodzi tu o
bezpośredniego potomka Dawida, czyli jego syna Salomona,
który rzeczywiście wybudował okazałą świątynię swemu Bogu.
Ale już następne słowa, wypowiedziane przez Proroka, zdają się
przekierowywać nasz wzrok na znacznie dalszą i szerszą
perspektywę,
niż tylko panowanie bezpośredniego następcy
Dawida. Słyszymy bowiem: Przede Mną dom twój i twoje
królestwo będą trwać na wieki. Twój tron będzie utwierdzony na
wieki.
Otóż,
właśnie! Dom, który ma trwać na wieki… Jaki dom jest w stanie
przetrwać tak długo? Wszak świątyni jerozolimskiej,
wystawionej przez Samuela, od dawna już nie ma, chociaż to
ona była tym domem i Bóg za takowy ją uznał. O jakim zatem domu
mówimy?
Zapewne
o tym, jaki nieraz zwykliśmy kojarzyć z pojęciem rodu,
dynastii,
kolejnych pokoleń… A jeżeli tak, to mówiąc
o potomku Dawida, chyba jednak będziemy widzieli kogoś innego,
znacznie większego i potężniejszego, niż Salomon – tak, właśnie
Kogoś, kto jest w stanie utrwalić na wieki swoje panowanie, kto
jest w stanie wystawić dom, który wieki przetrwa…
I
jeśli tak na to spojrzymy, a do tego wsłuchamy się uważnie w
przesłanie dzisiejszej Ewangelii, to uzyskamy także odpowiedź na
pytanie, postawione na początku: dlaczego Bogu tak bardzo zależy
na domu,
w którym – jak sam mówi – chciałby zamieszkać,
chociaż my dobrze wiemy, że nie jest to nawet fizycznie możliwe?…
Dlaczego Bogu na tym zależy?
Otóż,
dlatego, że chce On być wśród swego ludu, chce mieć
swoje miejsce w sercach ludzi,
chce być wśród nich, z nimi, a
nawet w nich – w ich sercach – aby okazywać im swoją miłosierną
miłość! I dlatego dzisiaj Jezus mówi o posiewie słowa,
które niczym ziarno, ma paść na glebę ludzkiego serca, by wydać
plon jak największy.
Niestety,
słyszymy, że nie zawsze tak to się odbywa. Niekiedy ziarno pada
między ciernie, a czasami – na skałę. Wtedy nie przynosi plonu.
Czyli – jak to ujmuje pierwsze czytanie – Bóg nie znajduje
domu w ludzkim sercu.
Jego słowo zostaje zmarnowane, zniweczone,
przepada… Przez co On sam zostaje zlekceważony, mówiąc bardzo
brutalnie: zostaje za drzwiami! Nie ma dla Niego miejsca! A
Bogu przecież tylko na tym zależy, by to miejsce w sercu człowieka
znaleźć, by być z człowiekiem, by mu pomóc w osiągnięciu
zbawienia…
Dlatego
– biorąc to wszystko pod uwagę – możemy do samych siebie
odnieść to pytanie, które Bóg przez Proroka Natana skierował do
Dawida: Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie?…
Czy zbudujesz Mi dom w swoim sercu? Czy moje słowo znajdzie w
twoim sercu żyzną glebę, na której będzie mogło przynosić plon
stokrotny?…
Z
pewnością, takie pytania musiał sobie stawiać i chyba jednak
właściwą odpowiedź znajdować na nie Patron dnia dzisiejszego,
Święty Franciszek Salezy.
Urodził
się w
Alpach Wysokich pod Thorens, 21
sierpnia 1567 roku.
Jego
ojciec, także Franciszek, był kasztelanem w Nouvelles. Matka,
Franciszka, pochodziła również ze znakomitego rodu. Spośród
licznego rodzeństwa Franciszek był najstarszy.
W
domu otrzymał wychowanie głęboko katolickie, przy czym wpływ
decydujący na to miała matka. Wyszła ona za mąż za człowieka
czterdziestopięcioletniego, mając zaledwie lat piętnaście. Mąż
mógł być zatem dla niej raczej ojcem, niż współmałżonkiem.
Wychowała
trzynaścioro dzieci.
Jej
opiece było zlecone ponadto całe gospodarstwo i służba.
Franciszka umiała znaleźć czas na wszystko, była bardzo
pracowita, systematyczna, spokojna i zapobiegliwa. Właśnie przykład
matki
stał się
dla Franciszka wzorem
postawy,
jaką
później proponował
osobom żyjącym w świecie, by nawet
wśród najliczniejszych zajęć
umiały
jednoczyć się z Panem Bogiem.
W
roku 1573, jako sześcioletni chłopiec, Franciszek rozpoczął
regularną naukę w kolegium. W tym też czasie, w roku 1577,
przyjął Pierwszą Komunię Świętą
i Sakrament
Bierzmowania. Kiedy miał jedenaście lat, zgodnie z ówczesnym
zwyczajem, otrzymał tonsurę jako znak przynależności do stanu
duchownego. Kiedy zaś miał zaledwie piętnaście
lat, udał się do Paryża, by studiować na tamtejszym słynnym
uniwersytecie.
Dodatkowo
w kolegium jezuitów studiował klasykę.
W
czasie tychże studiów owładnęły nim wątpliwości, czy się
zbawi, czy nie jest przypadkiem
przeznaczony na potępienie. Właśnie wtedy bowiem wystąpił
we Francji Kalwin ze swoją nauką o przeznaczeniu.

Franciszek odzyskał spokój dopiero wtedy, gdy oddał się w
niepodzielną opiekę Matki Bożej.
Ponadto,
Franciszek studiował na Sorbonie teologię i zagadnienia biblijne.
Do rzetelnych studiów biblijnych przygotował się przez naukę
języka hebrajskiego i greckiego. Posłuszny
woli ojca, by rozpoczął studia prawnicze,

które mogły mu otworzyć drogę do kariery urzędniczej, Franciszek
z Sorbony udał się do Padwy. Studia
na tamtejszym uniwersytecie uwieńczył doktoratem.
Po
ukończeniu studiów w Padwie, udał się do Loreto, gdzie w 1591
roku złożył ślub dozgonnej czystości. Rok później, odbył
pielgrzymkę do Rzymu.
Kiedy
powrócił do domu, ojciec miał już gotowy dla niego plan:
zamierzał go wprowadzić
jako adwokata i prawnika

do senatu w Chambery i czynił starania, by go ożenić z bogatą
dziedziczką. Franciszek jednak, ku wielkiemu niezadowoleniu ojca,
obie propozycje stanowczo
odrzucił.
Natomiast
zgłosił się do swojego biskupa, by ten
przyjął
go w
poczet swoich duchownych.
Święcenia
kapłańskie otrzymał w roku 1593, przy niechętnej zgodzie
rodziców. Po upływie zaledwie roku, za zezwoleniem biskupa,
Franciszek udał się w charakterze misjonarza, by umocnić w wierze
katolików i aby próbować
odzyskać dla Chrystusa tych, którzy odpadli od wiary i przeszli na
kalwinizm.
Wśród
niesłychanych trudów, musiał przełęczami pokonywać wysokości
Alp, dochodzące miejscami do ponad czterech tysięcy metrów.
Odwiedzał
wioski i poszczególne zagrody wieśniaków. Miał
dar nawiązywania kontaktu z ludźmi prostymi,
umiał
ich przekonywać, swoje spotkania okraszał złotym humorem.
Na murach i parkanach
rozlepiał ulotki

zwięzłe wyjaśnienia prawd wiary. Może dlatego właśnie Kościół
ogłosił Świętego Franciszka Salezego patronem katolickich
dziennikarzy.
Wśród
jego cnót na pierwszy plan wybijała się niezwykła łagodność.

Co ciekawe,
z natury był raczej
popędliwy i skory do
wybuchów. Jednakże długoletnią pracą nad sobą potrafił zdobyć
się na tyle słodyczy i dobroci, że porównywano go do samego
Chrystusa. W epoce fanatyzmu i zaciekłych sporów, Franciszek
objawiał wprost wyjątkowy umiar i łagodność.
W
kontaktach z ludźmi wyznawał zasadę, że więcej much złapie się
na kroplę miodu, aniżeli na całą beczkę octu. Według podania,
miał w ten sposób
odzyskać dla Kościoła kilkadziesiąt tysięcy wyznawców
kalwinizmu.
W
swojej żarliwości apostolskiej Franciszek posunął się do tego,
że kilkakrotnie w przebraniu udawał się do Genewy, by
złożyć wizytę
głowie Kościoła kalwińskiego i nakłaniać go do powrotu na łono
Kościoła katolickiego.
Nie
przyniosło to jednak zamierzonych owoców.
W
roku 1599 Papież
Klemens VIII mianował Franciszka biskupem pomocniczym, a
w 1602 roku – biskupem diecezjalnym Genewy.

Z właściwą sobie żarliwością nowy
Biskup zabrał się
natychmiast do dzieła. Rozpoczął od
wizytacji czterystu pięćdziesięciu parafii swojej diecezji,
położonej po większej części w Alpach.

Niestrudzenie przemawiał, spowiadał, udzielał Sakramentów
Świętych, rozmawiał z księżmi, nawiązywał bezpośrednie
kontakty z wiernymi. Wizytował także klasztory. Zreformował
kapitułę katedralną.
Zdając
sobie sprawę, jak wielkie
spustoszenia może sprawić brak wiedzy religijnej,

popierał Bractwo Nauki Chrześcijańskiej. Za podstawę nauczania
wiary służył katechizm, ułożony niewiele wcześniej przez
Świętego Kardynała Roberta
Bellarmina. Sam także
cały wolny czas poświęcał
Franciszek
nauczaniu.
Stworzył nowy ideał pobożności, polegający na tym, że życie
duchowe, wewnętrzne, praktykowane w klasztorach, wydobył
z ukrycia, aby „wskazywało drogę tym, którzy żyją wśród
świata”.
W roku 1604
zapoznał się ze Świętą Joanną Franciszką de Chantal i przy jej
współpracy założył nową rodzinę zakonną – sióstr
Nawiedzenia NMP, czyli sióstr wizytek, które
w 1654 roku przybyły nawet do Polski i zamieszkały w Warszawie.

Franciszek
zmarł nagle, w Lyonie,
podczas
powrotu ze spotkania z królem Francji,
w dniu 28 grudnia 1622 roku.

Jego ciało przeniesiono do Annecy, gdzie spoczęło w kościele
macierzystym sióstr wizytek. Jego serce zatrzymały jednak wizytki w
Lyonie. Beatyfikacja odbyła się w roku 1661, a kanonizacja już w
roku 1665. Papież Pius IX
ogłosił Świętego Franciszka Salezego
Doktorem
Kościoła, a 
Papież
Pius XI –
Patronem
dziennikarzy i katolickiej prasy.

Jego pisma wyróżniają się tak pięknym językiem i stylem, że do
dnia dzisiejszego zalicza się je do klasyki literatury francuskiej.
W
jednym z jego dzieł, zatytułowanym Wprowadzenie
do życia pobożnego”
,
czytamy: „Bóg stwarzając świat rozkazał roślinom przynosić
owoc – każdej według swego rodzaju. Podobnie też nakazuje
chrześcijanom, żywym roślinom swego Kościoła, aby przynosili
owoce pobożności odpowiednio do stanu i powołania. Inaczej
rozwijać ma pobożność człowiek wyżej postawiony, inaczej
rzemieślnik lub sługa, inaczej książę, inaczej wdowa, inaczej
dziewica lub małżonka.

Nawet i to nie wszystko. Trzeba jeszcze, aby każdy rozwijał
pobożność odpowiednio do swych sił, zajęć i obowiązków.
Powiedz
mi, proszę, Filoteo, czy byłoby rzeczą właściwą, gdyby biskupi
zapragnęli żyć w samotności jak kartuzi, gdyby ludzie żonaci nie
więcej starali się o powiększenie dóbr materialnych niż
kapucyni, gdyby
rzemieślnik cały dzień spędzał w kościele jak zakonnik, a znowu
zakonnik był wystawiony na wszelkiego rodzaju spotkania i sprawy,

jak ci, którzy zobowiązani są śpieszyć bliźnim z pomocą, na
przykład biskup? Czyż
taka pobożność nie byłaby śmieszna, nieuporządkowana i
nieznośna?
A tymczasem
tego rodzaju pomyłki i nieporozumienia zdarzają się bardzo często.

Otóż
nie, moja Filoteo: pobożność,
jeżeli jest prawdziwa i szczera, niczego nie rujnuje, ale wszystko
udoskonala i dopełnia.

Kiedy zaś przeszkadza i sprzeciwia się prawowitemu powołaniu lub
stanowi, z pewnością jest fałszywa.
Pszczoła
tak zbiera miód z kwiatów, iż nie doznają one żadnej szkody.
Pozostawia je nienaruszone i świeże, tak jak je zastała. Otóż
prawdziwa pobożność czyni więcej: nie
tylko nie przeszkadza żadnemu powołaniu, żadnemu zajęciu, ale
przeciwnie, wszystko doskonali i ozdabia.

[…] Gdziekolwiek zatem jesteśmy, możemy i powinniśmy dążyć do
doskonałości.” Tyle z
dzieła naszego dzisiejszego Patrona.
Widzimy
zatem, że uczy on
nas otwierania się na Boga i
wprowadzania Go w najzwyklejsze okoliczności życia. Jego droga do
świętości polega – jak słyszeliśmy – na praktykowaniu
pobożności odpowiedniej
do swego stanu i powołania
oraz
na tym, aby
solidnie wypełniać swoje codzienne obowiązki,
poczynając
od tych najprostszych i najbardziej zwyczajnych.
A wszystko – z miłości do Boga.
Jego
droga do świętości jest więc – jeśli tak można powiedzieć –
bardzo
praktyczna!

Jednej z kobiet, która dopytywała go o jakąś dobrą radę,
bo chciała być świętą,
kazał na początek przestać trzaskać drzwiami. A innej –
wyczyścić buty i ubrać się czysto i schludnie. Taki
zwyczajny styl i taka „praktyczna” duchowość,

jaką proponuje dzisiejszy Patron, to chyba dobra
propozycja dla nas wszystkich!
Wpatrzeni
w tę jego postawę, oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej
liturgii, zastanówmy się nad
tymi pytaniami, które już sobie dzisiaj postawiliśmy. Niech
wybrzmią one raz jeszcze w naszych sercach:
Czy
ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie?…
Czy zbudujesz Mi
dom w swoim sercu? Czy moje słowo znajdzie w twoim sercu żyzną
glebę, na której będzie mogło przynosić plon stokrotny?…

19 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.