Najwyższy stopień zażyłości z Bogiem!

N

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Filip
Gębala, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w
Trąbkach, a także Kacper Malarz – Prezes Służby liturgicznej w
Celestynowie.
Rocznicę
Święceń kapłańskich natomiast przeżywa Ksiądz Adam Potapczuk,
mój Poprzednik na stanowisku wikariusza w Miastkowie Kościelnym.
Życzę
Jubilatom takiej zażyłości z Bogiem, jakiej przykład daje dzisiaj
Prorok Eliasz i Biskup Michał Kozal. Zapewniam o modlitwie!
I
z radością zapowiadam w dniu jutrzejszym – słówko z Syberii!
Dobrego
i błogosławionego dnia!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Czwartek
10 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie
Bł. Michała Kozala, Biskupa i Męczennika,
do
czytań: 1 Krl 18,41–46; Mt 5,20–26

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Eliasz
powiedział Achabowi: „Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos
deszczu”. Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na
szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między
swoje kolana.
Potem
powiedział swemu słudze: „Podejdź no! Spójrz w stronę morza!».
On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: «Nie ma nic!” Na to mu
odrzekł: „Wracaj siedem razy!” Za siódmym razem sługa
powiedział: „Oto obłok mały, jak dłoń człowieka, podnosi się
z morza!” Wtedy mu rozkazał: „Idź, powiedz Achabowi: «Zaprzęgaj
i odjeżdżaj, aby cię deszcz nie zaskoczył»”.
Niebawem
chmury oraz wiatr zaciemniły niebo i spadła ulewa. Więc Achab
wsiadł na wóz i udał się do Jizreel. A ręka Pana wspomogła
Eliasza; opasawszy swe biodra pobiegł przed Achabem w kierunku
Jizreel.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Jeśli
wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i
faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście
że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił
zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się
gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu
«Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku»,
podlega karze piekła ognistego.
Jeśli
więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz że brat
twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a
najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar
swój ofiaruj.
Pogódź
się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze,
by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie
wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz
stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.

Zapowiedzi
prorockie, wygłaszane chociażby w Sarepcie Sydońskiej, w domu
ubogiej wdowy, iż Bóg zlituje się nad ludźmi i ześle deszcz
na ziemię – spełniły się.
Chociaż stało się to w sposób
dość zaskakujący i chyba wystawiło na próbę wiarę sługi
Eliasza, a potem króla Achaba. Jakkolwiek, akurat w tym ostatnim
przypadku o wierze w ogóle trudno mówić.
Natomiast
z całą pewnością Bóg swoją potęgą okazał w całej pełni, a
jednocześnie – bardzo mocno podkreślona została zażyłość
Proroka z Bogiem.
Zauważmy bowiem, w jaki sposób Eliasz
poinformował swego sługę, a przez niego króla Achaba, że deszcz
nadchodzi. Cała ta scena wiele mówi.
Najpierw
sługa miał siedem razy chodzić nad morze i wypatrywać deszczowych
chmur. Sześć razy wracał z niczym. Za siódmym razem wrócił z
informacją: Oto obłok mały, jak dłoń człowieka, podnosi
się z morza!
I już to wystarczyło, aby Eliasz mógł mu
nakazać: Idź, powiedz Achabowi: «Zaprzęgaj i odjeżdżaj,
aby cię deszcz nie zaskoczył.
Samo wręcz nasuwa się
stwierdzenie: Wolne żarty! Maleńki obłoczek, którego
ledwie widać, a sługa ma nakazać królowi, aby ten już uciekał
przed ulewą!
Zwróćmy
uwagę, że tu chodzi o króla, a nie o kogokolwiek, a
przecież wiadomym było wówczas i dzisiaj jest, że kapryśność
rozzłoszczonego króla zwykle skutkuje śmiercią kogoś, kto
przynosi złą wiadomość. Możemy przeto domyślać się, co czuł
w tym momencie sługa Eliasza. A jednak – wiadomość została
przekazana,
król chyba uwierzył Eliazowi, skoro wsiadł na wóz
i odjechał, deszcz zaś rzeczywiście spadł.
W
tym wszystkim być może ważna jest – a przynajmniej warta
zauważenia, skoro zauważył ją Autor biblijny – pozycja, w
jakiej Eliasz wypowiadał
swoje szczegółowe zapowiedzi. Oto
bowiem słyszymy, że wszedł [on] na
szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między
swoje kolana.
Co to miało znaczyć?
Nie
wiemy. Może rozmawiał tak z Bogiem, a może mocował się
wewnętrznie z samym sobą
i z jakimiś swoimi osobistymi
obawami… Możemy natomiast wyobrazić sobie Proroka, który tak
właśnie siedząc na górze, z pochyloną, ukrytą twarzą, co i
raz unosił ją lekko, aby wypowiedzieć
jedno, czy drugie
zdanie, potem znowu ukrywał twarz, a w tym czasie jego zapowiedzi
tak po prostu się spełniały. Dość oryginalna scena – jeszcze
raz podkreślmy: znamionująca jego rzeczywistą zażyłość z
Bogiem.
I chyba jednocześnie jakiś jego dystans do całego
otaczającego świata,
chociaż akurat ten dystans był czymś
poniekąd normalny w przypadku posługi każdego z Proroków. Ale u
Eliasza był on bardzo widoczny i pozwalał widzieć go jako męża
wielkiego, wywierającego silny wpływ
na bieg spraw zarówno w
sferze – nazwijmy ją tak – politycznej, jak i nawet w
przyrodzie!
I
chociaż z jednej strony możemy za to Eliasza podziwiać, to jednak
musimy też szczerze przyznać, że to nie jego osobista zasługa,
czy jego wielkość, spowodowała taki stan rzeczy. Jego wielkość
polegała właśnie na zażyłości z Bogiem
– to Bóg sam mógł
przez Eliasza tak bardzo skutecznie działać, bo Eliasz Mu na to
pozwolił. Bo był z Nim tak bardzo zjednoczony, że – jak
słyszeliśmy wczoraj – wyprosił czytelny znak w postaci
pochłonięcia przez ogień z nieba całopalnej ofiary; z kolei, w
domu wdowy w Sarepcie Sydońskiej zapowiedział deszcz i obfite
plony, a dzisiaj widząc maleńki obłoczek, wiedział doskonale,
że za chwilę będzie ulewa.
Te
wszystkie sytuacje mogły mieć miejsce tylko dlatego, że człowiek,
który ich dokonał, był bardzo, ale to bardzo mocno zjednoczony
z Bogiem.
Dlatego właśnie kaprysami świata mógł się nie
przejmować…
Do
takiej zażyłości z Bogiem Jezus dzisiaj zaprasza nas wszystkich.
Przy czym zaznacza w Ewangelii, że dokona się to wówczas, kiedy my
– tak jak On sam – wypełnimy szczerą miłością przepisy
Prawa Bożego.
Czyli, że nie będziemy ich przestrzegać li
tylko literalnie, zwyczajowo, ale autentycznie, głęboko w sercu,
szczerze i serdecznie,
troszcząc się o prawdziwe dobro drugiego
człowieka.
Tak
pojmowane rozumienie Bożego Prawa zakłada powstrzymanie się od
skrywanej w sercu nienawiści i pogardy wobec drugiego człowieka,
czy chęci jakiegokolwiek odegrania się na nim za cokolwiek. Tylko
wtedy człowiek – z Bożą pomocą – będzie w stanie wejść
na wyższy poziom ducha!
A tym samym – nawiązać mocną,
bardzo mocną więź z Bogiem! Taką, jaką nawiązał Eliasz.
I
Patron dnia dzisiejszego – Biskup Michał Kozal.
Urodził
się 25 września 1893
roku,
w rodzinie
chłopskiej, w Nowym Folwarku pod Krotoszynem. Po ukończeniu szkoły
podstawowej, a później gimnazjum w Krotoszynie, wstąpił
w 1914 roku do Seminarium Duchownego w Poznaniu.

Ostatni rok studiów odbył w Gnieźnie. Tam też otrzymał
święcenia kapłańskie
,
w dniu 23 lutego 1918 roku.

Planował
podjąć dalsze studia specjalistyczne, ale po
nagłej śmierci
ojca musiał
zapewnić utrzymanie matce i siostrze.
Był
wikariuszem w różnych parafiach. Odznaczał się gorliwością w
prowadzeniu katechizacji, wiele
godzin spędzał w konfesjonale,

z radością głosił słowo
Boże, dużo modlił się. Był wyrozumiały, uczynny i miłosierny
wobec wiernych.
W
uznaniu dla jego gorliwej posługi kapłańskiej i wiedzy, zdobytej
dzięki samokształceniu, Kardynał
August Hlond mianował go w
1927 ojcem duchownym Seminarium w Gnieźnie.

A wówczas okazał
się doskonałym przewodnikiem sumień przyszłych kapłanów. Alumni
powszechnie uważali go za człowieka świętego. Dwa lata później
został powołany na stanowisko rektora
seminarium.
Obowiązki
pełnił do roku 1939,
kiedy
to
Pius XI mianował go biskupem pomocniczym diecezji włocławskiej.

Konsekrację
biskupią otrzymał 13
sierpnia 1939 roku,
w
katedrze włocławskiej. We wrześniu 1939 roku, po wybuchu II Wojny
Światowej, nie opuścił
swojej diecezji.
Jego
nieustraszona, pełna poświęcenia postawa stała się wzorem
zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich.
Niemcy
aresztowali go 7 listopada 1939 roku. Najpierw – wraz z alumnami
seminarium i kapłanami – osadzony był w więzieniu we Włocławku,
następnie internowany w klasztorze księży salezjanów w Lądzie
nad Wartą, potem więziono go – między innymi – w obozach w
Inowrocławiu, Poznaniu, Berlinie, Norymberdze…
Wszędzie
ze względu na swoją niezłomną postawę, rozmodlenie i gorliwość
kapłańską doznawał szczególnych
upokorzeń i prześladowań.

Od lipca 1941 roku był więźniem obozu w Dachau, gdzie – tak jak
inni kapłani – pracował
ponad siły.
Doświadczał
tu wyrafinowanych szykan, jednak nie narzekał, a cieszył się w
duchu, że stał się
godnym cierpieć dla imienia Jezusowego.

Chociaż sam był głodny i nieraz opuszczały go siły, dzielił
się swoimi racjami żywnościowymi ze słabszymi od siebie,

potrafił oddać ostatni kęs chleba klerykom. Odważnie niósł
posługę duchowną chorym i umierającym, a zwłaszcza kapłanom.
W
styczniu 1943 roku ciężko
zachorował na tyfus.
Gdy
był już zupełnie wycieńczony, przeniesiono go na osobny rewir. 26
stycznia 1943 roku został uśmiercony zastrzykiem.
Umarł
w zjednoczeniu z
Chrystusem ukrzyżowanym. Mimo
prób ocalenia jego ciała przez więźniów, zostało ono spalone w
krematorium. Po bohaterskiej śmierci sława
świętości
Biskupa
Kozala utrwaliła się wśród duchowieństwa i wiernych, którzy
prosili Boga o łaski za jego wstawiennictwem.
Zaraz
po wojnie zaczęto zabiegać o Beatyfikację. Dokonał
jej jednak
dopiero Papież
Jan
Paweł II, podczas uroczystej Mszy Świętej, zamykającej II Krajowy
Kongres Eucharystyczny, w dniu 14
czerwca 1987 roku, w Warszawie.
Być
może, łatwiej nam będzie zrozumieć motywy tak heroicznego
wypełnienia przez Błogosławionego Michała Kozala kapłańskiej
misji, jeżeli uważnie wsłuchamy się w treść homilii,
wygłoszonej
przez
niego w
Poznaniu, w roku 1938,
z
okazji jubileuszu Biskupa Antoniego Laubitza. Mówił
wówczas:
„Prawdziwą
wielkość człowieka mierzy się miarą
jego zjednoczenia z Bogiem,
mierzy
się jego umiejętnością i gorliwością wykonywania planów
Bożych. Obiektywnie najwięcej znaczy ten, który nosi w sobie życie
Boże i potrafi to życie budzić w innych i doprowadzać do pełnego
rozwoju.
Wobec
tej prawdy nie może ulegać wątpliwości, że kapłan
Chrystusowy mocą swego powołania i swej godności kapłańskiej

wyrasta
ponad zwykłych ludzi,

bo Bóg powierza mu najważniejsze zadanie i w tym celu dopuszcza go
do
najściślejszego zjednoczenia ze sobą.

Święty Paweł genialnym swym umysłem, oświeconym łaską Bożą,
naprowadza nas w listach swoich na zrozumienie tej rzeczywistości
nadprzyrodzonej. Od niego dowiadujemy się, jak
Chrystus Pan, za pomocą
Sakramentów
Świętych,
dokonuje niewidzialnych wprawdzie, a przecież niezaprzeczalnych
zmian w
duszach ludzkich.
Te
zmiany przyrównać
można do kształtowania się i rozwoju organizmu ludzkiego.

Wiadomo, że żywe ciało wchłania w siebie surową, nieorganiczną
materię, a drogą wewnętrznej przemiany przekształca ją i
upodabnia do siebie. Z tej przekształconej i do siebie upodobnionej
materii korzysta potem albo w ten sposób, że wzmacnia
nią ogólnie cały organizm,
albo
też używa jej do
odpowiedniego wyposażenia członków,
lub
wreszcie przeznacza ją na tworzenie narządów, czyli tych części
ciała, które nie tylko same żyją, ale zarazem rozprowadzają siły
i soki życiowe po całym ciele.
Otóż
rzecz podobna dzieje się w dziedzinie łaski. Pan
Jezus przerabia, przekształca dusze nieśmiertelne.

Z życia przyrodzonego podnosi je do życia nadprzyrodzonego. Celem
przeprowadzenia tych zmian cudownych stworzył organizm
nadprzyrodzony,

który życiem i działaniem swoim przyrównany być może do ciała
ludzkiego, mianowicie ustanowił
Kościół
Święty,
czyli swoje Ciało Mistyczne.

Sam jest Głową tego Ciała, Duch Święty duszą jego, a członkami
wierni.
Gdy
teraz zrozumieć chcemy, co Chrystus Pan z duszą czyni, gdy do
kapłaństwa ją wynosi, to pamiętajmy, że pierwszego, zasadniczego
przekształcenia dokonuje Pan Jezus za
pomocą
Chrztu
świętego.
W
chwili Chrztu
świętego wlewa nowe życie do duszy, żyjącej dotąd tylko
przyrodzonym życiem. Przemienia
tę duszę do głębi, upodabnia
do siebie, łączy ją ze sobą,

wciela do swego cudownego Ciała Mistycznego, czyli włącza ją do
Kościoła świętego.
Gdy
zaś na wybranej duszy wyciska
znamię kapłaństwa,

wtedy nadprzyrodzone zjednoczenie osiąga swój punkt kulminacyjny.
Dusza wówczas nie tylko jest w Kościele, nie tylko czynną rolę
odgrywa w Kościele, ale należy do duchowego ośrodka Kościoła
Świętego.
Dusza
kapłańska wchodzi w skład samego serca w Mistycznym Ciele
Chrystusa Pana.”
Słuchając
tych słów dzisiejszego Patrona, a jednocześnie – słowa Bożego,
zawartego w dzisiejszych czytaniach, zapytajmy o stopień swojej
zażyłości z Bogiem – na ile jest on wysoki, a nasza
bliskość z Panem jest szczera, mocna, bezkompromisowa?… I
– co bardzo ważne – w jakim stopniu wpływa ona na nasze
relacje z ludźmi;
z całym, otaczającym nas światem?…

3 komentarze

  • …"wszedł [on] na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między swoje kolana. Co to miało znaczyć?".
    – Ano tylko to, że to starochaldejska [a więc i egipska i habrajska] sztuka wróżenia z genitaliów.
    A "obłoczek" nad ciepłym morzem to po prostu zapowiedź deszczu – bez cudów. Zwykla obserwacja meteorologiczna. Każdy rybak morski o tym wie – nawet nad Bałtykiem.

    • Nie, no to już przebiło wszystkie wcześniejsze i późniejsze absurdy tego Komentatora: sztuka wróżenia z genitaliów! Absolutna rewelacja! Ciśnie się na myśl tyle skojarzeń, ale nie wypada się nimi tu dzielić… Więc tylko pozdrawiam serdecznie, zanosząc się gromkim śmiechem!
      Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.