Tu nasze miejsce – to nasz kraj…

T

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny
obchodzą:

Ksiądz
Marcin Nowicki – mój stryjeczny Brat, Kapłan Diecezji toruńskiej;

Ksiądz
Marcin Komoszyński – pochodzący z mojej Parafii rodzinnej;

Marcin
Mućka – Człowiek mi bliski, pochodzący z mojej pierwszej Parafii
w Radoryżu Kościelnym;

Marcin
Zagubień – mój dobry Znajomy z czasów posługi w Parafii
Celestynów;

Marcin
Mazuryk – Kolega z czasów służby ministranckiej w naszej Parafii
rodzinnej, obecnie Doktor prawa;

Marcin
Zając – Człowiek życzliwy, mocno zaangażowany w życie Parafii
i Gminy Miastków Kościelny.

Z
kolei jutro świętować będziemy pierwszą rocznicę Chrztu
Świętego mojego Siostrzeńca, Tomka Niedźwiedzkiego.
A
urodziny jutro będzie przeżywał Ojciec Mateusz Fleiszerowicz,
franciszkanin, mój Kolega ze studiów prawa kanonicznego z KUL.
W
czwartek, 15 listopada, imieniny przeżywał będzie Albert
Paszkowski – Alumn Seminarium warszawskiego, mój dobry Znajomy ze
wspólnego posługi na Pieszej Pielgrzymce Podlaskiej.
Z
kolei, w piątek, 16 listopada, imieniny będzie obchodził Ksiądz
Edmund Szarek, Proboszcz i Dziekan w Łaskarzewie, a niegdyś –
Proboszcz w Serokomli, gdzie mieszkałem w pierwszym roku studiów na
KUL.
Tego
dnia urodziny będzie przeżywał Ksiądz Marcin Komoszyński,
wspomniany już powyżej.
A
w sobotę, 17 listopada, będą imieniny Pani Profesor Elżbiety
Szczot, z którą współpracowałem niegdyś na KUL, w ramach
Katedry Prawa Sakramentów Świętych.
Wszystkim
świętującym w tym tygodniu życzę takiego zaufania do Boga, o
jakim dzisiaj tak dużo słyszymy w Bożym słowie. I zapewniam o
modlitwie!
A
o tę modlitwę chcę prosić dzisiaj Was wszystkich, moi Drodzy,
jako że od jutra do soboty będę przeżywał rekolekcje kapłańskie
w Kodniu, „pod okiem” Matki Bożej. Będę tam o Was pamiętał w
modlitwie, ale i Was proszę, abyście pamiętali o mnie. Rekolekcje
kapłańskie to dla mnie naprawdę dobry i święty czas, czekam na
nie i bardzo się cieszę, kiedy mogę je przeżywać.
W
tym czasie naszym Gospodarstwem zajmie się Ksiądz Marek, a w sobotę
słówko napisze Jakub. Ja będę tu zaglądał, bo chciałbym –
tak dla własnej refleksji – skorzystać z rozważań, które będą
się pojawiały. Ale kontakt ze światem – także telefoniczny,
smsowy i mailowy – chciałbym ograniczyć.
Już
teraz dziękuję za Waszą bliskość – bo przecież wiem, że mogę
na Was liczyć. Zawsze tak jest.
Dzisiaj
zaś, na głębokie i radosne przeżywanie 32 Niedzieli zwykłej, ale
także tak wielkiej uroczystości narodowej – niech
Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

32
Niedziela zwykła, B,
do
czytań: 1 Krl 17,10–16; Hbr 9,24–28; Mk 12,38–44

CZYTANIE
Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Prorok
Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta,
pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Więc zawołał ją i
powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się
napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na
nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.
Na
to odrzekła: „Na życie Pana, twego Boga, już nie mam pieczywa,
tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie
zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie
i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.
Eliasz
zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś;
tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi
przyniesiesz. A sobie i twemu synowi zrobisz potem.
Bo
Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i
baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści
deszcz na ziemię»”.
Poszła
więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona
oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się
i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan
wypowiedział przez Eliasza.

CZYTANIE
Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Chrystus
wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej
odbiciem prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz
wstawiać się za nami przed obliczem Boga, nie po to, aby się
często miał ofiarować jak arcykapłan, który co roku wchodzi do
świątyni z krwią cudzą. Inaczej musiałby cierpieć wiele razy do
stworzenia świata. A tymczasem raz jeden ukazał się teraz, na
końcu wieków, na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego
siebie.
A
jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd, tak Chrystus raz
jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów wielu, drugi raz
ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla zbawienia tych,
którzy Go oczekują.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus
nauczając mówił do zgromadzonych: „Strzeżcie się uczonych w
Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią
pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne
miejsce na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają
długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok”.
Potem
usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał
drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele.
Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli
jeden grosz.
Wtedy
przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam
wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy
kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało;
ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe
swe utrzymanie”.

W
pierwszym zdaniu pierwszego czytania słyszymy, że Prorok
Eliasz poszedł do Sarepty.
Było to wówczas miasto
pogańskie, w którym powszechnie czczono Baala, uznawanego przez
miejscową ludność za boga deszczu i urodzaju. Okazało się
jednak, że i to miasto – jak wiele okolicznych w tamtym czasie –
zostało dotknięte suszą. Wynikiem tego, ludzie cierpieli
coraz większy głód, tracąc powoli nadzieje na jakikolwiek
ratunek.
Zapewne
wynikiem takiego właśnie nastawienia były słowa wdowy, do której
przybył Eliasz. Mówiła ona: Na życie Pana, […]
Boga, już nie mam pieczywa, tylko garść mąki w dzbanie
i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna
i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to,
a potem pomrzemy.
Straszna perspektywa – powiedzmy
to sobie szczerze.
Jednak
Eliasz, Prorok Boga Jedynego, zapowiada zupełnie inny finał
całej sprawy.
Zapowiada ratunek, który przyjdzie nie od Baala,
fałszywego bożka, ale od prawdziwego Boga. Zatem, na
terenie, który ludzie niejako oddali pod panowanie swego zmyślonego
bożka, prawdziwą władzę i moc okazuje Bóg Jedyny! A uboga
wdowa, która tutaj symbolizuje prawych ludzi, pochodzących z
pogaństwa, jest znakiem całych rzesz pogan, którzy okazywali
większy szacunek i posłuch Bożym Prorokom, aniżeli ich
rodacy, z narodu wybranego. W przyszłości, to właśnie poganie
często mieli przewyższać Izraelitów swym zaufaniem do Jezusa
i do Jego nauki.
I
dlatego zapewne Prorok został przez samego Boga posłany do tejże
ubogiej wdowy, aby go żywiła – takie zdanie odnajdujemy w
Drugiej Księdze Królewskiej, z której wzięte jest dzisiejsze
pierwsze czytanie, ale nie zostało ono do tegoż czytania włączone.
Informacja jest jednak wyraźna: Prorok jest posłany do tej
konkretnej wdowy, aby go żywiła
, on zaś odwdzięczył się jej
tym, że dzban mąki nie wyczerpał się i
baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan
wypowiedział;
ale także tym, że przywrócił do
życia – oczywiście, mocą Bożą – jej syna, który akurat
wtedy zachorował i zmarł. O tym też dzisiaj nie usłyszeliśmy,
ale jest to opisane w dalszej części Księgi.
Bóg
zatem po wielekroć okazał swoją wielką moc. Ciekawą jest
natomiast pozycja w całej tej sprawie Proroka Eliasza, jako tego,
który przyjmuje gościnę ubogiej wdowy. Czyni to – jeszcze
raz podkreślmy – na polecenie Boga.
Czy
nie nasuwa się nam w tym momencie skojarzenie z treścią
dzisiejszej Ewangelii, w której to Jezus ostrzega przed sytuacją
dokładnie odwrotną,
a więc związaną z postawą uczonych w
Piśmie, którzy z upodobaniem chodzą
[…]
w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na
rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsce na
ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie
modlitwy?…
Mamy
tutaj ponownie do czynienia z ludźmi, którzy korzystają z
gościnności ubogich wdów, ale ocena ich postawy – w oczach
Jezusa – jest diametralnie inna, niż postawy Eliasza. Ten został
przez Boga wprost wysłany do ubogiej wdowy, aby go żywiła,
a Bóg już sam sprawił, że miała go czym żywić. I sama się
przy okazji pożywiła, i synowi miała co podać… Ci z kolei, sami
wpraszali się w gościnę,
zachowując przy tym jedynie pozory
pobożności.
Jakże
diametralnie sytuacje te od siebie się różnią – chociaż może
się wydawać, że pewne podobieństwo zachodzi między nimi.
Zasadniczo jednak, różnią się między sobą bardzo wyraźnie: oto
ten, którego posłał Bóg, w imię Boże dokonał niezwykłych
znaków
i wynagrodził ubogiej wdowie to, że mu zaufała, a
przez niego – zaufała samemu Bogu. Tamci zaś po prostu
oszukiwali wszystkich wokół, zdecydowanie nadużywając
zaufania,
jakie im było okazywane.
A
w tym kontekście, trudno nie wspomnieć o jeszcze jednej wdowie,
którą dziś zauważył Jezus i na którą wskazał, mówiąc, iż
ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze
wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z
tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła
wszystko, co miała, całe swe utrzymanie.
Jakże
wielkie było jej zaufanie do Boga! Jako żywo, przypomina tę z
dzisiejszego pierwszego czytania.
Jedna
i druga – jeśli idzie o zaufanie do Boga – poszły na całość!
Bo położyły na szali całe swoje życie: ta z Sarepty Sydońskiej
zdecydowała się oddać Prorokowi resztę pożywienia, ta z
Ewangelii – oddała na rzecz świątyni Bożej całe swoje
utrzymanie.
Mogła – nawet w świetle starotestamentalnego
Prawa – jeden z tych pieniążków, które wrzuciła, zachować
na swoje potrzeby
i ofiara też byłaby uznana. Ale ona
postanowiła bezgranicznie zawierzyć Bogu i oddać wszystko.
Bo wierzyła, że Bóg sam zatroszczy się o nią. Podobnie z
pewnością widziała całą sprawę wdowa z Sarepty Sydońskiej: ona
też w którymś momencie musiała uwierzyć, że Bóg nie
pozostawi jej samej
i nie da jej – i jej synowi – zginąć z
głodu.
Jak
wiemy, Bóg nie zawiódł ani jednej, ani drugiej, chociaż o
tej drugiej nic pewnego nie wiemy. Wiemy natomiast, że Jezus ją
zauważył i postawił za przykład swoim uczniom, a ci przez
dwa tysiące lat czytając ten fragment Ewangelii, uczą się od niej
postawy prawdziwego zaufania. Z tego możemy wnioskować, że Jezus
na pewno i o jej los się zatroszczył.
Nie
mógł bowiem inaczej postąpić Ten, któremu tak bardzo zależało
na każdym człowieku.
Wyraźnie o tym mówi nam dzisiaj Autor
Listu do Hebrajczyków, w drugim czytaniu. Oto Jezus Chrystus wszedł
nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem
prawdziwej świątyni, ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się
za nami.
I to On właśnie ukazał się teraz, na końcu
wieków, na zgładzenie grzechów przez ofiarę z samego siebie.

[…]
Raz jeden był ofiarowany dla zgładzenia grzechów
wielu, drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, lecz dla
zbawienia tych, którzy Go oczekują.
Dlatego,
moi Drodzy, warto Mu bezgranicznie zaufać. Bo On
bezgranicznie zaufał nam. Złożył za nas swe życie w
ofierze, odpokutował za nasze grzechy, przebłagał swego Ojca, aby
Ten dał szansę zbuntowanej ludzkości. I Bóg to
rzeczywiście uczynił. Dla Jego – czyli Jezusa – bolesnej
Męki, okazał miłosierdzie całemu światu.
Jezus – jeśli
idzie o miłość do człowieka – poszedł na całość! Chociaż
wiedział – bo przecież On wie wszystko – że na tylu ludziach
się zawiedzie, że dla tak wielu ludzi Jego zbawcza Ofiara, Jego
wielkie poświęcenie i cierpienie, będą niestety daremne,
to jednak nie zrezygnował ze swego zamiaru i do końca wypełnił
wolę Ojca.
Zaufał
bezgranicznie człowiekowi. Ukochał bezgranicznie człowieka.
Nie jakiegoś tam człowieka – konkretnego człowieka.
Ciebie i mnie. Indywidualnie, konkretnie, po imieniu… Tak, jak
dostrzegł tę biedną wdowę przy świątynnej skarbonie… My nie
znamy jej imienia, ale On doskonale je znał i ją samą znał
– i jej zaufanie dobrze znał. I nam pozwolił je poznać –
abyśmy się takiego właśnie uczyli, o takie się starali, modlili…

Czy
stać nas na takie zaufanie do Boga?… Czy stać nas na
jakiekolwiek zaufanie do Boga?…
Wiemy, że w konkretnych
sytuacjach różnie to wypada. Ileż to razy, w ostatnich dniach,
osobiście zapraszałem niektórych – młodszych i starszych
– na Różaniec lub Koronkę do Miłosierdzia Bożego w intencji
Zmarłych, aby uzyskać dla nich odpust zupełny. W odpowiedzi
słyszałem, że nie ma na to czasu, bo „tyle nauki, jutro
dwa sprawdziany, siedem lekcji”; albo znowu, że „jutro rano
trzeba do pracy wstać, a w domu jeszcze tyle do zrobienia”…
Czasami
nie reagowałem na to, ale niekiedy mówiłem, że może jednak warto
przyjść, pomodlić się – po prostu: zaufać Bogu! Papież
Benedykt XVI uczył, że czas ofiarowany Bogu nigdy nie jest
czasem zmarnowanym!
Zatem, może warto przyjść i pomodlić się
za Zmarłych, to potem i nauka sprawniej pójdzie, i pracę jakoś
tak zgrabniej i szybciej się wykona… Moi Drodzy, to jest naprawdę
wielokrotnie sprawdzone, wypraktykowane i potwierdzone
zapewne także przez Was samych!
A
jednak – pomimo tego – tak trudno zaufać Bogu! Przecież
nie chodzi o to, żeby w ogóle się nie uczyć, czy żeby w ogóle
nie wykonywać zleconej pracy, nie wypełniać swoich obowiązków.
Wprost przeciwnie: trzeba się ze swoich zadań wywiązywać.
Ale czy koniecznie tylko o własnych siłach? Czy ofiarowanie
jakiegoś czasu na spotkanie z Bogiem – czyż to naprawdę
zakłóci rytm pracy,
czy może jednak go usprawni? Nie mówiąc
już o tym, że często tego samego dnia znacznie więcej czasu
przeznaczamy na telewiz
, internet i inne,
nieistotne sprawy, a kiedy jest okazja się pomodlić, przyjść na
Różaniec czy na inne nabożeństwo – to akurat wtedy najwięcej
nauki i najwięcej różnej roboty.
A
czyż Zmarli, którzy otrzymają z naszej strony duchową pomoc, nie
odwdzięczą się nam
swoim wstawiennictwem w naszych sprawach
przed Bogiem? Czyli – czy nam po prostu nie pomogą? Oczywiście,
że pomogą!
I
tyle jeszcze innych sytuacji możemy wskazać, w których to sprawdza
się nasze zaufanie do Boga:
do Jego woli, do Jego rozstrzygnięć,
do Jego słów, do Jego nauki… Każdy dzień, a nawet – każda
kolejna godzina dnia niesie nowe sytuacje, w których sami
przekonujemy się na bieżąco,
czy więcej w nas zaufania do
Boga, czy jednak więcej do własnych sił, własnych możliwości,
pomysłów?… I czy nie ma w nas tego miażdżącego lęku, tej
ciągłej obawy, że jak za bardzo zaufamy Bogu, a sami o wszystko
nie zadbamy,
to na pewno nic z tego nie wyjdzie?…
Ile
w nas ufności wobec Boga? Ile w nas tej szczerości i totalnego
oddania, całkowitego zawierzenia, którego nas uczą ubogie i
proste wdowy?… A mówiąc o „nas”, mamy na myśli tak
konkretnie – nas, obecnych teraz, na Mszy Świętej: każdą
i każdego z nas indywidualnie; ale mamy także na myśli nas,
jako naród polski,
w tym szczególnym dniu wielkiego jubileuszu.

I
pytamy: ile w nas, Polakach, zaufania do Boga – do tegoż Boga,
który przez tak liczne wieki otaczał Polskę blaskiem potęgi i
chwały;
który osłaniał ją tarczą swej opieki od nieszczęść,
które pognębić ją miały?… Często się nad tym osobiście
zastanawiam, kiedy chociażby oglądam nagrania ze Mszy Świętych,
sprawowanych przez Papieża Polaka
na polskiej ziemi; z
uroczystości pod przewodnictwem Prymasa Wyszyńskiego, albo ze Mszy
Świętych, sprawowanych przez Księdza Jerzego, na których to
Mszach ludzie nie mieścili się nie tylko w kościele, ale na
całym przyległym placu i na pobliskich ulicach.
Nieraz
zadaję sobie pytanie: gdzie są dzisiaj ci ludzie? Po której
stronie są dzisiaj? Gdzie jest tamta Polska? Gdzie jest tamto
zaufanie do Boga? I dlaczego wtedy, kiedy dotykały nas
prześladowania i zniewolenia, nie mieliśmy wątpliwości, że
swoje kroki trzeba skierować do kościoła i zaufać Jezusowi, a
dzisiaj Jezus jest jedną z wielu propozycji do wyboru – i
to wcale niekoniecznie tą pierwszą i najważniejszą; ot, jedną z
wielu, niczym jeden z tysięcy różnych towarów na sklepowej
półce?…
Co
się stało z naszym zaufaniem do Jezusa? Czy się już nam za
dobrze powodzi,
już za wygodnie żyjemy, żebyśmy „musieli”
chodzić do kościoła i przejmować się jakimiś tam Dziesięcioma
Przykazaniami?…
Może
to za ostre postawienie sprawy, dlatego niech dzisiaj każdy sam
sobie na te pytania odpowie – niech sam określi swoje miejsce
przed Jezusem i miejsce Jezusa w swoim życiu.
I niech każdy sam
sobie odpowie, ile ma odwagi, by zaufać Bogu – na co dzień, w
tych najbardziej prozaicznych okolicznościach swojego życia?
A w związku z tym – ile jest tego zaufania w naszej polskiej
codzienności?
To
naprawdę zależy od każdej i każdego z nas. Dlatego nie traćmy
nadziei, tylko bierzmy się do roboty!
I módlmy się – módlmy
się jak najczęściej i jak najżarliwiej – za naszą Ojczyznę!

A
dzisiaj ucieszmy się tym, że ją mamy i że jest naszą dumą,
naszą radością,
ale też naszym twórczym zadaniem i
zobowiązaniem. Niech formą wyrażenia tej dumy i radości będą
słowa piosenki Jana Pietrzaka – piosenki, którą kiedy,
przed laty, pierwszy raz usłyszałem, to na tyle się nią
zachwyciłem i wziąłem do serca, że często jej słucham, wracam
do niej, nucę ją sobie… Jej słowa doskonale oddają to, co
sam czuję i myślę
o naszej Ojczyźnie:

Jest
takie miejsce u zbiegu dróg,
Gdzie
się spotyka z zachodem wschód…
Nasz
pępek świata,
Nasz
biedny raj…
Jest
takie miejsce,
Taki
kraj.
Nad
pastwiskami ciągnący dym,
Wierzby
jak mary, w welonach mgły…
Tu
krzyż przydrożny,
Tam
święty gaj…
Jest
takie miejsce,
Taki
kraj.
Kto
tutaj zechce w rozpaczy tkwić,
Załamać
ręce, płakać i pić…
Ten
święte prawo
Ma,
bez dwóch zdań…
Jest
takie miejsce,
Taki
kraj.
Nadziei
uczą ci, co na stos
Potrafią
rzucić swój życia los…
Za
ojców groby,
Za
Trzeci Maj…
Jest
takie miejsce,
Taki
kraj.
Z
pokoleń trudu, z ofiarnej krwi,
Zwycięskiej
chwały nadchodzą dni…
Dopomóż
Boże!
I
wytrwać daj…
Tu
nasze miejsce,
To
nasz kraj!

10 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.