Odwaga i radość nowości!

O

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
urodziny przeżywa Kamila Malinowska, należąca w swoim czasie do
jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Jej Pan błogosławi i
ciągle duchowo odnawia – jak o tym mowa w rozważaniu. Zapewniam o
modlitwie!
Dzisiejszą
niedzielę – czwartą Wielkiego Postu – nazywamy w liturgii
Niedzielą „Laetare”, czyli niedzielą radosną. Oto Wielki Post
został przepołowiony, coraz bardziej zbliża się jego dopełnienie.
Przeto wyrażamy radość z tego, że Pan tak intensywnie działa w
naszym życiu. A owo łacińskie słowo, oznaczające wezwanie do
radości, to jedno z pierwszych słów antyfony na wejście z
dzisiejszej liturgii Mszy Świętej.
W
Miastkowie dzisiaj kończą się Rekolekcje wielkopostne. Bogu niech
będą dzięki za tak wiele Osób, które przystąpiły do Spowiedzi
Świętej i włączyło się w to dzieło. Niestety, wielu się nie
włączyło… Na co czekają?…

Moi
Drodzy, trwa Pielgrzymka Ojca Świętego do Maroka. Telewizja TRWAM
prowadzi transmisję z kolejnych jej etapów. Zachęcam do
zainteresowania się tym dziełem i do wspierania go modlitwą.
A
my – cóż? Mamy za sobą krótszą noc… Na szczęście, już
niedługo zmiana czasu przejdzie do historii. Już dawno powinna!
Na
głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

4
Niedziela Wielkiego Postu, C,
do
czytań: Joz 5.9a.10–12; 2 Kor 5,17–21; Łk 15,1–3.11–32

CZYTANIE
Z KSIĘGI JOZUEGO:
Pan
rzekł do Jozuego: „Dziś zrzuciłem z was hańbę egipską”.
Rozłożyli
się obozem synowie Izraela w Gilgal i tam obchodzili Paschę
czternastego dnia miesiąca wieczorem, na równinie Jerycha.
Następnego dnia Paschy jedli z plonu tej krainy, chleby przaśne i
kłosy prażone tego samego dnia.
Manna
ustała następnego dnia, gdy zaczęli jeść plon tej ziemi. Nie
mieli już więcej synowie Izraela manny, lecz żywili się tego roku
z plonów ziemi Kanaan.

CZYTANIE
Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia:
Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co
dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to
pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i
zlecił nam posługę jednania. Albowiem w Chrystusie Bóg pojednał
ze sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś
przekazując słowo pojednania. Tak więc w imieniu Chrystusa
spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela
napomnień.
W
imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem. On to dla nas
grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali
w Nim sprawiedliwością Bożą.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy,
aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Ten
przyjmuje grzeszników i jada z nimi”.
Opowiedział
im wtedy następującą przypowieść:
Pewien
człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca:
«Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada».
Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn,
zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój
majątek, żyjąc rozrzutnie.
A
gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam
zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z
obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł
świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które
jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy
zastanowił się i rzekł: «Iluż to najemników mojego ojca ma pod
dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do
mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem
ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię
choćby jednym z najemników». Wybrał się więc i poszedł do
swojego ojca.
A
gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się
głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i
ucałował go. A syn rzekł do niego: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciw
Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim
synem».
Lecz
ojciec rzekł do swoich sług: «Przynieście szybko najlepszą
suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i
sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie:
będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był
umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się». I zaczęli
się bawić.
Tymczasem
starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu,
usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał
go, co to znaczy. Ten mu rzekł: «Twój brat powrócił, a ojciec
twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go
zdrowego».
Na
to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł
i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: «Oto tyle lat ci służę
i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś
nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak
wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z
nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę».
Lecz
on mu odpowiedział: «Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i
wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z
tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a
odnalazł się»”.

Wielką
nowością tchnie z dzisiejszych czytań! To pierwsza myśl,
jaka się nasuwa po ich przeczytaniu. Oto naród wybrany wchodzi
do ziemi obiecanej
– do Kanaanu. Jak to dokładnie wyglądało?

Autor
biblijny relacjonuje: Rozłożyli
się obozem synowie Izraela w Gilgal i tam obchodzili Paschę
czternastego dnia miesiąca wieczorem, na równinie Jerycha.
Następnego dnia Paschy jedli z plonu tej krainy, chleby przaśne i
kłosy prażone tego samego dnia.

A skoro mogli już jeść z plonu tej krainy, przeto
manna
ustała następnego dnia, gdy zaczęli jeść plon tej ziemi. Nie
mieli już więcej synowie Izraela manny, lecz żywili się tego roku
z plonów ziemi Kanaan.

Najlepszym
zaś
komentarzem
do całej tej sytuacji było stwierdzenie samego Boga, skierowane do
Jozuego:
Dziś
zrzuciłem z was hańbę egipską.


Tak,
właściwie dopiero w tym momencie można było
powiedzieć
o
całkowitym
uwolnieniu
Izraelitów
z niewoli egipskiej, bo – jak się okazało – samo wyjście z
Egiptu i nawet cudowne przejście przez Morze Czerwone, to 
jeszcze
nie był ten moment.

Ludzie bowiem fizycznie opuścili miejsce niewoli,
to
prawda –
ale
mentalnie
tam
pozostali.

I
trzeba było
czterdziestoletniej
tułaczki

przez pustynię, aby po ponad
czterystu
latach

niewoli zmieniło się ich myślenie, ich spojrzenie – na Boga, na
świat, na samych siebie, na swoją sytuację…
Aby
ni
e
było to już
myślenie
i spojrzenie niewolników.
Dlatego
to właśnie dopiero po wejściu do nowej ziemi, kiedy już złożyli
Bogu ofiarę z jej plonów; kiedy ustała manna, będąca pokarmem na
pustyni, pokarmem na drogę – dopiero wówczas Bóg mógł ogłosić:
Dziś
zrzuciłem z was hańbę egipską.

Gdyż
od tego dnia wszystko już było nowe!
A
Święty Paweł tę nowość postrzega w wymiarze jeszcze głębszym,
gdy pisze do Koryntian:
Jeżeli
ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne,
minęło, a oto wszystko stało się nowe.

Tak, to Chrystus przyniósł ową nowość. Znakiem tego, co
przeszłe, co stare, co
przegrane
– jest grzech. I właśnie
w
Chrystusie Bóg pojednał ze sobą świat, nie poczytując ludziom
ich grzechów, nam zaś przekazując słowo pojednania.

A to skłania Apostoła do serdecznego i mocnego wezwania,
skierowanego do swoich uczniów:
W
imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem.


Jeżeli
chcą oni zasmakować owej nowości, jeżeli sami chcą się poczuć
ludźmi
nowymi, odnowionymi, a przez to wolnymi,

to jedyną drogą do tego jest po prostu zrzucenie z siebie tego, co
stare, co wręcz stęchłe – czyli grzechu! Dlatego
w
tym momencie
trzeba
jasno
i wyraźnie stwierdzić, że 
nowość
kosztuje.

Bo i 
wolność
kosztuje.

To są dwie nierozerwalne wartości: wolność i nowość. Nie można
być wolnym,
tkwiąc
po uszy

w tym, co stare, co przeszłe…
Naród
wybrany nie za bardzo zdawał sobie z tego sprawę, dlatego
potrzebował wielu lat, żeby 
przestawić
swoje myślenie.
A
ile potrzebuje na to chrześcijanin – uczeń Jezusa? Dobre pytanie…
Pewnie odpowiemy, że 
całego
życia!

Bo nigdy tu, na ziemi, nie uwolnimy się tak do końca z niewoli
grzechu – niestety… On zawsze – jak ten cień – będzie się
snuł za nami. Ale możemy poczynić znaczące kroki i podjąć
skuteczne działania, by 
jednak
doświadczyć owej nowości

w możliwie największym stopniu.

Wydaje
się, że właśnie taki proces dokonał się w życiu tego syna z
dzisiejszej ewangelicznej przypowieści, którego zwykliśmy określać
mianem
syna
marnotrawnego.
Bo
rzeczywiście – był
to
zupełny utracjusz!

Zapatrzony
w siebie, zakochany – jak niekiedy mawiamy –
w
samym sobie, i to ze wzajemnością;

lekceważący ludzi wokół siebie, począwszy od własnego ojca;
skoncentrowany jedynie na własnej przyjemności i swojej
doraźnie
pojmowanej przyszłości… Widzimy,
jak
po
uszy tkwił w tym, co stare

– w 
stęchłym
i

ciasnym sposobie myślenia.

Oto
bowiem

człowiek od początku swego istnienia wykazuje skłonności do
egoizmu i skoncentrowany jest na sobie. Nawet zwykło się mówić,
że pycha i własne „ja” umiera
piętnaście
minut po śmierci samego człowieka!

I właśnie młodszy syn był takim człowiekiem – po uszy tkwiącym
w swoich ciasnym „ego”. Czego musiał doświadczyć i przez co
musiał przejść, żeby się to jego myślenie poprzestawiało i by
zaczął
się proces odnawiania,

to my dobrze wiemy. Słyszymy to z opowieści Jezusa.

Ten
młody człowiek musiał naprawdę dotknąć dna, on musiał zejść
nawet
nie
do parteru, ale jeszcze niżej,

bo
skoro świnia była w starotestamentalnym Prawie traktowana jako
zwierzę nieczyste, a on, syn bogatego człowieka i dziedzic wielkiej
fortuny,
musiał
się zniżyć
nie
tylko do tego poziomu, że pasł świnie, ale nawet chciał się
żywić
ich pokarmem, a i tego mu odmawiano

– to jakie jeszcze większe poniżenie można sobie wyobrazić? Ten
człowiek
dotknął
dna! Absolutnego dna!
Niżej
już upaść naprawdę nie mógł.

I
zobaczmy – po raz kolejny – że Bóg nie ukarał go jakoś
specjalnie, nie zesłał na niego szczególnej klątwy czy
dodatkowego nieszczęścia. Wystarczyło, że pozwolił mu
doświadczyć
na
sobie
samym skutków jego własnych decyzji i wyborów.

Powiedzmy wprost: skutków jego własnej głupoty. To wystarczyło.
O, aż nadto wystarczyło! Niczego więcej nie trzeba było, by
zapatrzony w siebie pyszałek zaczął wreszcie
trzeźwo
myśleć,

by zaczął się wewnętrznie odnawiać.

Ale
– zauważmy – to też nie dokonało się od razu. On przez jakiś
czas tkwił w tym
bagnie
moralnym i materialnym,

do jakiego się sam doprowadził i dopiero głód zmusił go, by
nagiął swego hardego karku i pomyślał, jak wybrnąć z całej
sytuacji. Zatem, możemy powiedzieć, że to nie jakieś
wzniosłe
myśli i głębokie duchowe refleksje

przywiodły go do zmiany myślenia,
a
po prostu głód.

Jednak to, co dokonało się potem, pokazuje, że nastąpiła
prawdziwa i skuteczna zmiana myślenia.

On
się naprawdę
totalnie
odnowił.

Jak mówił Bóg w pierwszym czytaniu, człowiek ten „zrzucił z
siebie jarzmo niewoli”. Nie egipskiej, ale 
swojej
własnej!

Tak, bo on tkwił
w
niewoli samego siebie

swojej duchowej ciasnoty, swego egoizmu, swojej pychy, swego grzechu…
A
ż
do tego momentu, kiedy

– jak stwierdza dziś Paweł w drugim czytaniu –
to,
co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.

To
się dokładnie dokonało: w tym człowieku
wszystko
stało się nowe.

Długo
do tego dochodził, owszem, i dość boleśnie, ale jednak –
skutecznie.
Stał się zupełnie nowym człowiekiem.
W
tym kontekście starszy syn, którego osobiście zawsze
staram
się
bronić

przed oskarżaniem o bezduszność i 
niechęć
do przebaczenia
,
bo w końcu solidnie, dzień po dniu, wypełniał swoje obowiązki, a
właśnie taka codzienna wierność jest
najdokładniejszym
sprawdzianem
postawy człowieka –
otóż,
tenże starszy
syn
jednak w jakimś sensie
dał
się zamknąć
w
swoim
mentalnym
schemacie.

Owszem,
bardzo solidnie wypełniał swoje zadanie, co zresztą sam wyraził w
słowach, skierowanych do ojca:
Oto
tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu…

Ale
jego żal i pretensja do ojca przybrały na tyle d
uże
rozmiary
,
że powracającego swego brata nie nazwał
nawet
swoim
bratem,
tylko
powiedział do ojca:
Skoro
jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z
nierządnicami…

Ten
syn twój…
W
sumie, to nic nieprawdziwego nie powiedział, bo jego brat był
rzeczywiście
synem jego ojca

i rzeczywiście roztrwonił majątek z nierządnicami, ale cała
sytuacja pokazała, że on,
tak
zawsze bliski ojcu, solidny i porządny, był jednak

totalnie
zablokowany
na jakąkolwiek odmianę,

a więc – na jakąkolwiek nowość.

On
dobrze, a nawet bardzo dobrze wypełniał swoje obowiązki i miał
bardzo szczegółowo – do ostatniego przecinka –
doprecyzowany
pogląd
na postawę swoją i na postawę swego brata,
przez
co

nie
dopuszczał żadnego innego wariantu.

Nie dopuszczał żadnej innej możliwości rozwiązan
ia
sprawy, jak tylko t
ę,
którą sam sobie
obmyślił.
A ona nie 
przewidywała
ani
krzty miłosierdzia

wobec brata. W tym sensie, możemy powiedzieć, że starszy brat –
przy naprawdę dużej sympatii dla jego solidności i wierności –
jednak nie był
tak
do końca porządnym człowiekiem.
Ojciec
natomiast był. Tak, to był
nie
tylko porządny, ale 
naprawdę
niezwykły
człowiek.

On miał najwięcej powodów, by krnąbrnego syna odrzucić, skoro
ten zażądał części majątku, która na niego
rzekomo
przypadała,
kiedy
w
rzeczywistości

na
niego nic nie przypadało,

bo majątek należał do ojca, a ojciec jeszcze żył i nic nie
wskazywało na to, że umiera. Można zatem powiedzieć, że 
syn
uznał ojca za 
umarłego.
I
ojciec – z pewnością, z wielkim bólem serca –
przyjął
to do wiadomości. Pozwolił synowi odejść.

Ale
– i tu jest ta niezwykła otwartość tego człowieka i wielkość
jego serca –
nie
zatrzasnął za nim drzwi.

Wprost przeciwnie, on w tych drzwiach stał i swego syna wyglądał.
Ileż w ten sposób
przełamał
uświęconych
tradycją
obyczajów

swego narodu,
a
nawet przepisów starotestamentalnego Prawa!
Bo
mógłby – a niektórzy powiedzieliby, że wręcz powinien –
przepędzić
„synalka” na cztery wiatry

i dać mu ewentualnie szansę dopiero po dłuższym czasie, kiedy ten
ciężko odpokutuje za swoje grzechy i wypłaci się ojcowskiej
sprawiedliwości.
Miał
do tego absolutne prawo!

Zresztą,
to
sam winowajca chciał zaproponował ojcu takie rozwiązanie, kiedy
wybierając
się do niego,
zamierzał
powiedzieć:
Ojcze,
zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien
nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników.

Z
pewnością,
byłoby to całkiem rozsądne
rozstrzygnięcie.

Jednak
z
treści
Ewangelii dowiadujemy się, że kiedy stanął przed ojcem,
wypowiedział
tylko pierwszą cześć

przygotowanego zdania. O najemniku nie było wzmianki. Domyślamy
się, że chciał to powiedzieć,
ale
pewnie nie zdążył,

bo rozradowany ojciec przytulił go po pierwszych słowach do serca i
nie pozwolił mu już powiedzieć nic więcej…

Widzimy
zatem, że ojciec był w swoim myśleniu człowiekiem
niezwykle
wolnym i odnowionym

– w tym sensie, że był otwarty na nowe możliwości, dopuszczał
inne rozwiązanie problemu, aniżeli to, które nakazywała surowa
tradycja. Przede wszystkim, był gotowy
oddać
sprawę Bogu – do Jego rozstrzygnięcia.

A
t
o
z pewnością
było
aktem wielkiej odwagi, ale i otwarciem się na nowość, bo Bóg
zawsze ma w zanadrzu

jakieś dobre rozwiązanie,
często
będące
w
dodatku
niespodzianką.

Dlatego
słuchając dzisiejszego słowa Bożego, bierzemy sobie do serca tę
naukę, że 
każdy
z
nas
– każdy, bez wyjątku!

– winien starać się o odnawianie swego myślenia i swego
spojrzenia na wszystko i wszystkich wokół. Nie tylko ci, którzy
zabrnęli
bardzo daleko w nałogi i grzechy

– w ich przypadku to jest oczywiste. Ale i ci, którzy żyją
blisko Boga, są solidni w wypełnianiu swoich obowiązków względem
Boga i względem ludzi – ci także muszą czuwać, aby się
w
tej swojej poprawności nie dać zamknąć,

jak w ciasnej klatce. Właśnie taka sytuacja miała miejsce w
przypadku starszego brata.

Każdy
winien starać się o to i czuwać nad tym, żeby 
nie
zamknąć swego umysłu i serca na nowe rozwiązania

– inne od tych, które by „należało” czy „wypadało”
podjąć.
Nikomu
z nas nie wolno dojść do przekonania, że jest już na tyle
doskonały, że nie może – nie musi – być lepszy.
Zawsze
można być lepszym,
bardziej
i bardziej świętym. Zawsze można stawać się
coraz
bardziej nowym

– w swoim myśleniu, mówieniu, działaniu… Zawsze można więcej…
bardziej… piękniej… Oby tylko 
chcieć!
I się nie bać!
Nie
bać się tego, co nowe – stawania się coraz bardziej człowiekiem
nowym.
Daj
nam, Panie,

odwagę i radość
nowości!

2 komentarze

  • Dziękuję bardzo Bogu za dzisiejsze Słowo a Księdzu Jackowi za homilię, otwierającą moje serce na tę przypowieść Jezusa. Dziś czeka mnie jeszcze raz wysłuchanie Czytań i Ewangelii i pouczające słowo rekolekcjonisty o 13tej. Niech Boże Słowo wyda w nas stokrotny owoc. Błogosławionej niedzieli i radości z Panem.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.