Trwać – w Nim…

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym swoje imieniny obchodzili:

Ksiądz Prałat Mieczysław Lipniacki – mój „rodzony” Proboszcz, czyli pierwszy Proboszcz mojej rodzinnej Parafii i mój Proboszcz od Pierwszej Komunii Świętej, aż do Prymicji, a nawet jeszcze trochę po niej;

Ksiądz Prałat Mieczysław Głowacki – mój Profesor w Seminarium, Promotor mojej pracy magisterskiej, mój Szef (przed laty) w Sądzie Biskupim;

Ksiądz Kanonik Mieczysław Milczarczyk – Proboszcz Parafii w Radoryżu Kościelnym.

Z kolei urodziny obchodziła wczoraj Monika Mazur, należąca w swoim czasie do jednej z moich Wspólnot młodzieżowych.

Natomiast dzisiaj urodziny przeżywa Ksiądz Tomasz Małkiński, z którym wspólnie prowadzę dzieło Duszpasterstwa akademickiego w Siedlcach. Ksiądz Tomasz jest Duszpasterzem akademickim już osiemnaście lat!

Życzę Wszystkim świętującym bezmiaru łaski Bożej i ludzkiej życzliwości. Niech Dobry Bóg im błogosławi i daje siły oraz natchnienia do trwania w Nim! Wspieram Wszystkich modlitwą!

A Księdzu Markowi dziękuję za wczorajsze słówko z Syberii. Myślę, że wszyscy zgodzicie się ze mną, moi Drodzy, że bardzo dobrze jest – wbrew obawom Księdza Marka – że to właśnie On, swoim słówkiem i mądrymi radami, wprowadza nas w kolejny nowy rok. A jak popatrzymy, co i ile dzieje się w Jego Parafii, to widzimy, że nie są to tylko jakieś teoretyczne porady, ale wszystko jest przemyślane, przemodlone i wypraktykowane.

Zatem, my także życzymy Księdzu Markowi i całej Jego Ekipie oraz Parafii, by trwali w Nim – w Jezusie, którego Królestwo zaprowadzają tam właśnie, na dalekiej Syberii. Niech Im Pan błogosławi!

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wspomnienie Św. Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanzu,

Biskupów i Doktorów Kościoła,

do czytań: 1 J 2,22–28; J 1,19–28

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Najmilsi:

Któż jest kłamcą, jeśli nie ten,

kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem?

Ten właśnie jest Antychrystem,

który nie uznaje Ojca i Syna.

Każdy, kto nie uznaje Syna,

nie ma też i Ojca,

kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.

Wy zaś zachowujecie w sobie to,

co słyszeliście od początku.

Jeżeli będzie trwało w was to,

co słyszeliście od początku,

to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu.

A obietnicą tą, daną przez Niego samego,

jest życie wieczne.

To wszystko napisałem wam o tych,

którzy wprowadzają was w błąd.

Co do was to namaszczenie,

które otrzymaliście od Niego, trwa w was

i nie potrzebujecie pouczenia od nikogo,

ponieważ Jego namaszczenie

poucza was o wszystkim.

Ono jest prawdziwe i nie jest kłamstwem.

Toteż trwajcie w Nim tak,

jak was nauczył.

Teraz właśnie trwajcie w Nim, dzieci,

abyśmy, gdy się zjawi, mieli w Nim ufność

i w dniu Jego przyjścia nie doznali wstydu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.

Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”

Odrzekł: „Nie jestem”.

Czy ty jesteś prorokiem?”

Odparł: „Nie!”

Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”

Odpowiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak powiedział prorok Izajasz”.

A wysłannicy byli spośród faryzeuszów. I zadawali mu pytania, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”

Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.

Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.

Kiedy w ostatnim dniu roku kalendarzowego słuchaliśmy w pierwszym czytaniu – tak samo, jak dzisiaj, wziętym z Pierwszego List Świętego Jana Apostoła – że jest ostatnia godzina i że jej znakiem jest to, iż nadchodzi Antychryst, zastanawialiśmy się wówczass, kimże on jest. I dzisiaj sam Jan daje nam odpowiedź, stwierdzając kategorycznie: Któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna.

Mówiliśmy sobie wtedy, że mianem antychrysta określano w tamtych czasach głosicieli błędnych nauk (że też już wtedy, u samych początków, tacy musieli się pojawić!), a dzisiaj mamy potwierdzenie tejże oceny, w powyższych słowach. Mamy też rozszerzenie tej refleksji, w kolejnych stwierdzeniach: Każdy, kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca.Wy zaś zachowujecie w sobie to, co słyszeliście od początku. Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne.

Moi Drodzy, mamy tu bardzo jasne stwierdzenie, że trwanie w Bogu polega na akceptacji Jego nauki i trwaniu w tej nauce. Czyli – konkret. Nie wystarczy mówić, że się jest wiernym Bogu, że się kocha Boga. Mamy tu wskazany sposób potwierdzenia tego: akceptacja nauki Bożej, przyjęcie pełnej prawdy o Bogu, a nie tylko jakiejś jej cząstki, bardziej nam aktualnie odpowiadającej. To definitywne odsunięcie od siebie różnych błędnych teorii, jakiegoś samowolnego postrzegania tych najważniejszych spraw.

A pokusa ku temu już wtedy – jak widzimy – była silna i dzisiaj jest bardzo silna. Bo i dzisiaj wielu chętnie tworzyłoby swoje własne spojrzenie na moralność chrześcijańską i na postrzeganie Kościoła. Naturalnie, nie mówimy tutaj postrzeganiu postaw konkretnych ludzi Kościoła, bo te każdy z nas ocenia ze swojej własnej perspektywy, ale mówimy tu o nauce Kościoła, której nie można interpretować po swojemu, niezgodnie właśnie z duchem Kościoła.

Dlatego Święty Jan także do nas zwraca się ze słowami: Toteż trwajcie w Nim tak, jak was nauczył. Określenie „Nim”, pisane wielką literą, nie pozostawia wątpliwości, w kim mamy trwać.

A przykładem takiego trwania w Nim jest z całą pewnością Jan Chrzciciel. Pomyślmy tylko, jak silna była pokusa, by uznał się za kogoś innego, aniżeli był w rzeczywistości. Na tyle pytań, które dzisiaj mu zadano, kim jest – czyż w którymś momencie nie mógł powiedzieć, że faktycznie jest prorokiem, a może jeszcze kimś ważnym… Zresztą, dzisiaj my uważamy go za Proroka.

Tymczasem Jan zachował w sercu pełną świadomość tego, kim jest i na czym polega jego misja. I nie pozwolił sobie na to, by przypisać sobie choćby odrobinę chwały lub zasług, które by mu się nie należały. On trwał mocno na swoim posterunku, trwał w wypełnianiu swojej misji, trwał też w nauce Bożej – a nawet upominał innych, by trwali. Jak wiemy, przypłacił to życiem, ale nigdy nie zawahał się w swoim trwaniu. Trwał w Nim – ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Podobnie, jak trwali w Nim Patronowie dnia dzisiejszego, Święci Bazyli i Grzegorz. Co możemy o nich powiedzieć?

Pierwszy z nich, Bazyli, urodził się w 329 roku, w rodzinie zamożnej i głęboko religijnej w Cezarei Kapadockiej. Wszyscy członkowie jego rodziny dostąpili chwały ołtarzy: tak jego babka i rodzice, jak też jego bracia oraz siostra. Jest to wyjątkowy fakt w dziejach Kościoła.

Ojciec Bazylego był retorem – miał prawo prowadzić własną szkołę. Młody Bazyli uczęszczał do tej szkoły, a następnie udał się na dalsze studia do Konstantynopola, wreszcie do Aten. Tu spotkał się z Grzegorzem z Nazjanzu, z którym odtąd pozostawał w dozgonnej przyjaźni. W 356 roku, Bazyli objął katedrę retoryki po swoim zmarłym ojcu w Cezarei. Tu również przyjął Chrzest, mając lat dwadzieścia siedem. Taki bowiem był wówczas zwyczaj, że Chrzest przyjmowano w wieku dorosłym, kiedy w pełni poznało się obowiązki chrześcijańskie.

Przeżycia, spowodowane śmiercią brata, poważnie wpłynęły na jego życie. Odbył wielką podróż po ośrodkach życia pustelniczego i mniszego na Wschodzie: Egipcie, Palestynie, Syrii i Mezopotamii. Po powrocie postanowił poświęcić się życiu zakonnemu: rozdał swoją majętność ubogim i założył pustelnię w Neocezarei nad brzegami rzeki Iris.

Niebawem przyłączył się do niego Grzegorz z Nazjanzu. Razem podjęli działalność pisarską, tworząc – między innymi – podstawy bazyliańskiej reguły zakonnej, co miało ogromne znaczenie dla rozwoju wspólnotowej formy życia zakonnego na Wschodzie.

Bazyli jest jednym z głównych prawodawców, gdy idzie o regulacje życia zakonnego – i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie chrześcijaństwa. Ideałem życia monastycznego – według Bazylego – jest braterska wspólnota, która poświęca się ascezie, medytacji oraz służy Kościołowi zarówno poprzez naukę wiary, jak i w działalności duszpasterskiej i charytatywnej.

W 364 roku, metropolita Cezarei Kapadockiej, Euzebiusz, udzielił mu święceń kapłańskich. Po śmierci tegoż metropolity, w roku 370, Bazyli został wybrany jego następcą. Jako Arcybiskup Cezarei, wykazał talent męża stanu, wyróżniał się także jako doskonały administrator i duszpasterz, dbały o dobro swojej owczarni. Bronił jej niezmordowanie słowem i pismem przed skażeniem herezji ariańskiej. Rozwinął w swojej diecezji szeroką działalność dobroczynną, budując na przedmieściach Cezarei kompleks budynków na potrzeby biednych i podróżujących. Był człowiekiem szerokiej wiedzy, znakomitym mówcą, pracowitym i miłosiernym pasterzem.

Zmarł 1 stycznia 379 roku. Jego relikwie przeniesiono wkrótce do Konstantynopola – wraz z relikwiami Świętego Grzegorza z Nazjanzu i Świętego Jana Chryzostoma. Obecnie znajdują się one w Belgii.

A co wiemy o drugim dzisiejszym Patronie, Grzegorzu? Urodził się w 330 roku, koło Nazjanzu. Odbył wiele podróży, aby posiąść wiedzę. Związany przyjaźnią z Bazylim, przyłączył się do niego, by prowadzić życie pustelnicze, lecz wkrótce został kapłanem i biskupem. W 381 roku został wybrany biskupem Konstantynopola, usunął się jednak do Nazjanzu z powodu podziałów, które nastąpiły w jego Kościele. Zmarł w Nazjanzie, dnia 25 stycznia 389 lub 390 roku. Ze względu na szczególny dar wiedzy i wymowy jest nazywany „teologiem”.

I może w tym momencie warto wysłuchać świadectwa, jakie Święty Grzegorz daje w jednej ze swoich mów o Świętym Bazylim – i łączącej ich przyjaźni: „Ateny złączyły nas, jak jakiś nurt rzeczny, gdy płynąc z jednego ojczystego źródła, porwani w różne strony żądzą nauki, znowu zeszliśmy się razem, jakbyśmy się umówili, gdyż Bóg tak zrządził. Wówczas to właśnie nie tylko ja sam z uszanowaniem traktowałem mojego wielkiego Bazylego, widząc powagę jego obyczajów i dojrzałość umysłu, lecz także skłaniałem do podobnego zachowania się i innych młodzieńców, którzy go jeszcze nie znali. Bo u wielu, którzy już przedtem o nim słyszeli, od razu budził szacunek. Cóż z tego wynikło?

Chyba tylko on jeden spośród wszystkich przebywających na studiach uniknął powszechnego obrzędu wprowadzenia – uznano bowiem, że należy mu się więcej czci, niż zwykłemu nowicjuszowi. To był początek naszej przyjaźni. […] Mieliśmy oczy zwrócone na jeden cel i stale rozwijaliśmy w sobie nawzajem nasze dążenie, tak by się stawało coraz gorętsze i mocniejsze. Wiodły nas jednakowe nadzieje co do przedmiotu budzącego zwykle najwięcej zawiści – mam tu na myśli sztukę wymowy. Jednak zawiści nie było, współzawodnictwo zaś traktowaliśmy poważnie.

A walczyliśmy obaj nie o to, kto będzie miał pierwszeństwo, lecz kto ma drugiemu ustąpić, gdyż każdy z nas uważał sławę drugiego za własną. Mogło się wydawać, że obaj mamy jedną duszę, która podtrzymuje dwa ciała. I jeżeli nie należy wierzyć tym, którzy mówią, że wszystko zawiera się we wszystkim, to tym bardziej wierzyć nam, że jeden był w drugim i obok drugiego. […]

Chociaż więc inni noszą różne imiona czy to po ojcu, czy własne, od swych zawodów lub czynów, to my uważaliśmy za wielki zaszczyt i wielkie imię być i nazywać się chrześcijanami.” Tyle ze świadectwa Świętego Grzegorza z Nazjanzu.

Wpatrując się w przykład ich świętości i przyzywając ich wstawiennictwa, a jednocześnie uważnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, odpowiedzmy sobie bardzo szczerze na pytanie – czy my konsekwentnie i wytrwale trwamy w Nim? Na czym konkretnie polega to trwanie? I na ile świadectwo naszego trwania przekonuje i zachęca innych do trwania?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.