Twoja wiara cię uzdrowiła!

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny obchodzą:

Ksiądz Marcin Nowicki – mój cioteczny Brat, Kapłan Diecezji toruńskiej;

Ksiądz Marcin Komoszyński – pochodzący z mojej Parafii rodzinnej;

Ojciec Marcin Szwarc, Oblat z Kodnia;

Marcin Mućka – Człowiek mi bliski, pochodzący z mojej pierwszej Parafii w Radoryżu Kościelnym, Brat Księdza Leszka;

Marcin Zagubień – mój dobry Znajomy z czasów posługi w Parafii Celestynów;

Marcin Mazuryk – Kolega z czasów służby ministranckiej w naszej Parafii rodzinnej, obecnie Doktor prawa;

Marcin Gałązka – życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie Kościelnym;

Marcin Zając – jak wyżej.

Marcin Sabak, z Parafii Ojca Pio w Warszawie;

Marcin, którego nazwiska nie znam, a który pisuje ostatnio komentarze na naszym blogu.

Wszystkim Drogim Solenizantom życzę, aby – wpatrzeni w przykład swego Patrona – bezgranicznie ufali Jezusowi i całym sercem Mu służyli na każdym odcinku swojej osobistej aktywności. Obiecuję wsparcie modlitewne!

Moi Drodzy, dzisiaj bardzo ważny dzień dla naszej Ojczyzny. Sytuacja jest, jaka jest – nie możemy za bardzo gromadzić się na dużych uroczystościach. Oczywiście, jeżeli tylko możemy, postarajmy się o udział we Mszy Świętej i przyjęcie Komunii Świętej w intencji Ojczyzny. Natomiast wszystkich proszę o gigantyczną modlitwę za Polskę! Szczególnie dzisiaj!

Teraz zaś zapraszam do refleksji nad Bożym słowem i znalezienia odpowiedzi na pytanie, co Pan dzisiaj do mnie konkretnie mówi?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 32 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Marcina z Tours, Biskupa,

11 listopada 2020.,

do czytań: Tt 3,1–7; Łk 17,11–19

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYTUSA:

Najmilszy: Przypominaj wszystkim, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność. Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim.

Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie dla uczynków sprawiedliwych, jakie zdziałaliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Zmierzając do Jerozolimy Jezus przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei.

Gdy wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami”.

Na ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali oczyszczeni.

Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin.

Jezus zaś rzekł: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”.

Do niego zaś rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.

Dzisiejsze pierwsze czytanie to dalszy ciąg wskazań, jakie młodemu Biskupowi Tytusowi daje Święty Paweł. I tak, jak słyszeliśmy wczoraj, iż były to porady bardzo – powiedzielibyśmy – zwyczajne, oczywiste, takie codzienne, dotyczące zwykłej solidności i uczciwości w spełnianiu swoich obowiązków, tak i dzisiaj słyszymy: Przypominaj wszystkim, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom, słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć, unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką łagodność. Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni nienawiści jedni ku drugim.

Zatem, chrześcijanie, do których ma się zwrócić Tytus, muszą pamiętać, że ze złej drogi weszli na tę dobrą, właściwą, dlatego nie mogą tkwić w starych przyzwyczajeniach, ale winni starać się wypełniać swoje codzienne obowiązki z nową, lepszą motywacją. Tą najwyższą motywacją!

Ostatecznie bowiem – jak pisze Paweł – gdy […] ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie dla uczynków sprawiedliwych, jakie zdziałaliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym… To znaczy, uczynki mają znaczenie, ale nie one, same z siebie, są w stanie zbawić człowieka. Do tego potrzebne jest miłosierdzie i łaska Boża.

Dlatego z tej właśnie najwyższej motywacji – czyli dla Pana i na Jego chwałę – chrześcijanie mają wypełniać swoje zadania i normalnie funkcjonować w swojej społeczności, chociażby wypełniając polecenia zwierzchnich władz! Wyraźnie Apostoł opowiada się tu za zachowaniem porządku społecznego, za spokojnym układaniem zwykłych relacji społecznych. Wszystko to jednak ma mieć odniesienie do Pana, stając się w ten sposób drogą do osiągnięcia wiecznego zbawienia.

Właśnie takiego odniesienia do Pana szukało dziesięciu trędowatych z dzisiejszej Ewangelii. Oni tak naprawdę tylko w Jezusie widzieli dla siebie nadzieję. I – jak się miało za chwilę okazać – bardzo słusznie, bo rzeczywiście zostali uzdrowieni. Można zatem powiedzieć, że ich nadzieje spełniły się w stu procentach, a ich odniesienie całej sprawy do Boga przyniosło pożądany skutek. Co się jednak okazało później?

Okazało się, że tylko jeden – i to Samarytanin – wrócił, aby podziękować, aby oddać chwałę Bogu. Tylko on. A reszta? Właśnie o tę resztę zapytał sam Jezus, mówiąc: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec… Ciekawa sprawa!

Kiedy potrzeba było szczególnej pomocy i interwencji, jakoś wszyscy do Boga drogę znaleźli. Kiedy jednak otrzymali to, o co prosili, wyraźnie uznali chyba, że to ich własna zasługa, albo że stało się to, co się miało stać, więc już nie ma sobie czym głowy zawracać. Nie wiemy, co sobie pomyśleli – wiemy, że nie wrócili, aby podziękować za otrzymaną łaskę, za doznany cud! Pozostali tylko na własnym zadowoleniu, cieszyli się swoim prywatnym szczęściem. I – jak się wydaje – chyba coś w ten sposób stracili…

Nie słyszymy o tym wprost, ale dają do myślenia słowa Jezusa, skierowane do Samarytanina, który wrócił, aby podziękować: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Wynika z tego, że w jego przypadku stało się coś więcej, niż tylko uzdrowienie fizyczne… On w jakiś sposób został także uzdrowiony i ubogacony duchowo!

Bo w całej sprawie nie zapomniał o tym, co najważniejsze – o odniesieniu wszystkiego do Boga, od którego przecież otrzymał tak wielką łaskę. Inni też otrzymali, ale im wystarczyło ludzkie zadowolenie, ludzka radość. Samarytanin dostrzegł w całej sprawie skierowane na siebie łaskawe spojrzenie Boga. I na tym wygrał, na tym zyskał bardzo wiele!

Moi Drodzy, my także musimy się starać, aby w wydarzeniach naszej codzienności i w ferworze spraw, które każdego dnia musimy podejmować – dostrzegać działanie Boga i Jego łaskawe spojrzenie na nas. Mamy wszystko, co zwyczajnie wykonujemy każdego dnia – czynić dla Niego i ze względu na Niego. Dziękując za każdym razem za wszystko, co nam daje.

W takiej właśnie mocnej, duchowej więzi z Panem żył na co dzień i swoje obowiązki wykonywał – Patron dnia dzisiejszego, Święty Marcin z Tours, Biskup.

Urodził się on w roku 316, na terenie dzisiejszych Węgier. Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym. Mając lat piętnaście, wstąpił Marcin do armii Konstancjusza II. I to właśnie wtedy miał miejsce znamienity fakt z jego życia: oddał on połowę swej opończy żebrakowi, proszącemu o jałmużnę u bram miasta Amiens. Następnej nocy ukazał mu się Chrystus odziany w ten płaszcz i mówiący do Aniołów: „To Marcin okrył mnie swoim płaszczem”.

Pod wpływem tego wydarzenia przyjął Chrzest i opuścił wojsko, uważając, że wojowanie kłóci się z zasadami wiary. Miał wówczas osiemnaście lat. Wtedy także udało mu się doprowadzić do chrześcijaństwa swoich rodziców. Następnie udał się do Świętego Hilarego, biskupa Poitiers, stając się jego uczniem. Po pewnym jednak czasie osiadł jako pustelnik na wysepce Gallinaria w pobliżu Genui, gromadząc wokół siebie wielu uczniów. W 361 roku założył pierwszy klasztor na terenie dzisiejszej Francji. Dziesięć lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go Biskupem Tours.

Święty Marcin jako Pasterz diecezji prowadził nadal surowe życie mnisze, budząc sprzeciw okolicznych biskupów. Klasztory, które zakładał, łączyły koncepcję życia mniszego z pracą misyjną. Sam odbył wiele wypraw misyjnych. Zmarł 8 listopada 397 roku w Candes, podczas podróży duszpasterskiej, a więc niejako w drodze… Jego ciało sprowadzono Loarą do Tours i pochowano 11 listopada. I to właśnie ten dzień wyznaczono na dzień jego liturgicznego wspomnienia.

I to właśnie w tym dniu, w brewiarzowej Godzinie czytań, jako czytanie drugie otrzymujemy opis ostatnich ziemskich dni naszego Patrona, tak przedstawiony w listach Sulpicjusza Sewera:

Marcin na długo wcześniej znał dzień swojej śmierci i zapowiadał braciom, że bliskie już jest jego rozłączenie z ciałem. Tymczasem wynikła potrzeba udania się do diecezji Candes, ponieważ duchowni tego Kościoła poróżnili się między sobą. Marcin pragnął przywrócić tam pokój. Choć dobrze wiedział o zbliżającym się końcu, nie powstrzymało go to jednak przed podróżą dla załatwienia tego rodzaju sprawy. Sądził, że będzie to szczęśliwym dopełnieniem cnót, jeśli pozostawi Kościołowi na nowo odzyskany pokój.

Przez jakiś czas pozostawał w tej miejscowości, albo raczej w kościele, do którego zaszedł. Po przywróceniu pokoju wśród duchowieństwa, kiedy zamierzał już powrócić do klasztoru, nagle zaczął opadać z sił. Zwołał więc braci i oświadczył, że chwila jego śmierci jest blisko.

Wtedy to żałość i płacz ogarnęły wszystkich i wszyscy wśród łez wołali jednogłośnie: „Dlaczego nas opuszczasz, ojcze? Komu zostawiasz nas strapionych? Do twej owczarni wtargną wilki drapieżne; skoro zabraknie pasterza, któż nas obroni przed ich atakami? Wiemy, że pragniesz być z Chrystusem, ale twoja nagroda jest pewna i nie zmniejszy się na skutek zwłoki; ulituj się raczej nad tymi, których pozostawiasz”.

Wtedy Marcin, wzruszony łzami – ponieważ zawsze był zjednoczony z Panem przez serdeczne miłosierdzie – zapłakał, i zwróciwszy się do Pana, tyle tylko odpowiedział płaczącym: „Panie, jeśli jeszcze potrzebny jestem Twemu ludowi, nie wzbraniam się przed pracą. Niech się dzieje wola Twoja”.

Jakże niezwykły człowiek! Niezwyciężony przez trudy, niezwyciężalny nawet przez śmierć. Nie skłaniał się ani w jedną, ani w drugą stronę: śmierci się nie lękał, przed życiem się nie wzbraniał. Podniósłszy oczy i ręce ku niebu, nie odrywał od modlitwy niestrudzonego ducha. Kapłani, którzy zebrali się wokół niego, prosili, aby ulżył ciału kładąc się na bok. On jednak odpowiedział: „Pozwólcie mi, bracia, pozwólcie patrzeć raczej w niebo niż na ziemię, aby moja dusza, która ma wyruszyć do Pana, przyjęła właściwy kierunek”.

To powiedziawszy, ujrzał stojącego obok szatana. Wtedy rzekł: „Na co czekasz, krwawa bestio? We mnie niczego nie znajdziesz, przeklęty; mnie przyjmie łono Abrahama”.

Z tymi słowami oddał ducha niebu. Szczęśliwy Marcin zostaje przyjęty na łono Abrahama, Marcin ubogi i pokorny wstępuje do nieba jako bogaty.”

Umocnieni przykładem jego świętości, jak też ubogaceni dzisiejszym Bożym słowem, pomyślmy raz jeszcze, czy staramy się solidnie wykonywać swoje codzienne obowiązki – zawsze jednak pamiętając o Bogu, wszystko do Niego odnosząc i za wszelkie dobro Mu dziękując?…

7 komentarzy

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.