Droga światłości

D

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Cezary Szcześniak, kapucyn, należący w swoim czasie do jednej z moich młodzieżowych Wspólnot. Życzę Solenizantowi postępowania przez całe życie tylko drogą światłości. I zapewniam o modlitwie!

A ja dzisiaj wieczorem udam się do Kodnia, gdzie zamierzam „pomieszkać” do Sylwestra. Oczywiście, będę normalnie funkcjonował – to nie będą żadne rekolekcje – dlatego pojadę na dyżur spowiedniczy do Katedry i inne zadania będę wypełniał, ale moją bazą pozostanie Kodeń. Tam codziennie – szczególnie w czasie nocnych rozmów z Matką w klasztornej Kaplicy – będę pamiętał także o Was. W tych dniach także odprawię Mszę Świętą w intencji Wszystkich życzliwych, którzy przy okazji Świąt pospieszyli z życzeniami i modlitwą.

Teraz zaś zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem. Niech Duch Święty oświeci nas i natchnie, byśmy odkryli to jedyne i konkretne przesłanie, z jakim Pan zwraca się do mnie osobiście.

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Święto Świętych Młodzianków, Męczenników,

28 grudnia 2020.,

do czytań z t. VI Lekcjonarza: 1 J 1,5–2,2; Mt 2,13–18

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Umiłowani: Nowina, którą usłyszeliśmy od Jezusa Chrystusa i którą wam głosimy, jest taka: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu.

Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg będąc wiernym i sprawiedliwym odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli powiemy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki.

Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On bowiem jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Gdy Mędrcy odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić”.

On wstał, wziął w nocy Dziecię i Jego Matkę i udał się do Egiptu; tam pozostał aż do śmierci Heroda. Tak miało się spełnić słowo, które Pan powiedział przez Proroka: „Z Egiptu wezwałem Syna mego”.

Wtedy Herod widząc, że go Mędrcy zawiedli, wpadł w straszny gniew. Posłał oprawców do Betlejem i całej okolicy i kazał pozabijać wszystkich chłopców w wieku do dwóch lat, stosownie do czasu, o którym się dowiedział od Mędrców.

Wtedy spełniły się słowa proroka Jeremiasza: „Krzyk usłyszano w Rama, płacz i jęk wielki. Rachel opłakuje swe dzieci i nie chce utulić się w żalu, bo ich już nie ma”.

Dwuletnim, a nawet młodszym chłopcom, zamordowanym w Betlejem i okolicy na rozkaz króla Heroda, Święci Ireneusz, Cyprian i Augustyn oraz inni Ojcowie Kościoła nadali tytuł Męczenników. Ich kult datuje się od I wieku po narodzinach Chrystusa.

Wśród Ewangelistów jedynie Święty Mateusz przekazał nam informację o tym wydarzeniu. Dekret śmierci dla Niemowląt wydał Herod Wielki, król żydowski, kiedy dowiedział się od Magów, że narodził się Mesjasz, oczekiwany przez naród żydowski. W obawie, by Jezus nie odebrał mu i jego potomkom panowania, chciał się Go w tak podstępny sposób pozbyć.

Za czasów Heroda panowało bowiem przekonanie, że wszystko w państwie jest własnością władcy, także ludzie, nad którymi ma prawo życia i śmierci. Jeśli mu stoją na przeszkodzie, zagrażają jego życiu lub panowaniu, może bez skrupułów, w sposób gwałtowny, pozbyć się ich. A historia potwierdza, że Herod był wyjątkowo ambitny, chciwy władzy i podejrzliwy. Sam bowiem doszedł do tronu „po trupach” i tylko dzięki terrorowi utrzymywał się u władzy.

Był synem Antypatra, wodza Idumei. Za cel postawił sobie panowanie. Dlatego oddał się w całkowitą służbę Rzymianom. Dzięki nim, jako poganin, otrzymał władzę nad Ziemią Świętą i narodem żydowskim z tytułem króla. Wymordował żydowską rodzinę królewską, która panowała nad narodem przed nim: Hirkana II, swojego teścia, a także swoją żonę, szwagra, trzech swoich synów i wielu innych, jak to szczegółowo opisuje żyjący około siedemdziesiąt lat po nim historyk żydowski, Józef Flawiusz, w dziele pod tytułem „Dawne dzieje Izraela”.

Jeszcze przed samą swoją śmiercią, by nie dać Żydom powodu do radości, ale by im wycisnąć łzy i upamiętnić w ten sposób swój zgon, rozkazał Herod dowódcy wojska zebrać na stadionie sportowym w Jerychu najprzedniejszych obywateli żydowskich i na wiadomość o jego śmierci, wszystkich zgładzić. Nie wykonano – na szczęście – tego polecenia. Te fakty i wiele innych wskazują, kim był Herod i czym było dla takiego okrutnika pozbawienie życia kilkudziesięciu niemowląt. To chyba o takich, jak on, Święty Jan mówi dziś w pierwszym czytaniu jako o tych, którzy postępują w ciemności.

Tymczasem bibliści zastanawiają się nad tym, ile mogło być owych małych dzieci? Betlejem w owych czasach mogło liczyć około tysiąca mieszkańców. Niemowląt do dwóch lat w takiej sytuacji mogło być najwyżej około stu – chłopców zatem około pięćdziesięciu. Jest to cyfra raczej maksymalna i trzeba ją prawdopodobnie zaniżyć. Szczegół, że Herod oznaczył wiek Niemowląt skazanych na śmierć, jest dla nas o tyle cenny, że pozwala nam w przybliżeniu określić czas narodzenia Pana Jezusa. Pan Jezus mógł mieć już około roku. Herod wolał dla wszelkiej pewności zawyżyć wiek ofiar.

Czczeni jako pierwiosnki męczeństwa” Młodziankowie nie złożyli życia za Chrystusa, ale niewątpliwie z Jego powodu. Zatriumfowali nad światem i zyskali koronę męczeństwa, nie doświadczywszy zła tego świata, pokus ciała i podszeptów szatana.

właśnie o takim zmaganiu się z szatanem i jego zakusami, słyszymy w pierwszym dzisiejszym czytaniu. Święty Jan Apostoł ukazuje nam swoiste zderzenie światła z ciemnością, gdy pisze: Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim współuczestnictwo, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą. Jeżeli zaś chodzimy w światłości, tak jak On sam trwa w światłości, wtedy mamy jedni z drugimi współuczestnictwo, a krew Jezusa, Syna Jego, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu.

Zatem, to Bóg jedyny jest prawdziwą światłością, dlatego żyją i postępują w światłości jedynie ci, którzy żyją w Bogu. Poza Bogiem – nie da się żyć w światłości, bo tam panuje tylko ciemność, którego czytelnym znakiem i wyrazem jest grzech. Jan Apostoł stwierdza dobitnie i kategorycznie: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg będąc wiernym i sprawiedliwym odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości. Jeśli powiemy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki.

Mowa tu zatem o ciągłym naszym dążeniu do światła – poprzez uznawanie w sobie grzechu, przyznawanie się do niego i pokonywanie go w sobie. Jeżeli natomiast ktoś uważałby, że żadnego grzechu nie popełnił i nie popełnia, jest po prostu kłamcą. I trwa w ciemności.

Oczywiście, człowiekowi z reguły łatwiej jest udawać doskonałego i wmawiać sobie samemu i wszystkim wokół, że jest wręcz doskonałym, tłumacząc różne swoje ciemne sprawki na tysiąc sposobów. Tymczasem o wiele prostszym i skuteczniejszym jest rozwiązanie, które proponuje nam Apostoł: przyznać się do grzechu, wyznać go, pozbyć się go – i żyć w światłości. Proste i jasne rozwiązanie! Czemu zatem takie trudne do zastosowania dla wielu z nas?…

A przecież, kiedy się brnie w grzech, to sytuacja jedynie się pogarsza i człowiek coraz bardziej się pogrąża, bo jedno zło pociąga zaraz następne i dlatego – nie chcąc się z tego wycofać – musi on popełniać on kolejne zło, brnąc coraz bardziej w absurd! Doskonale widzimy to na przykładzie postawy Heroda, ukazanej w krótkim życiorysie, a szczególnie – w dzisiejszej Ewangelii, opisującej dramatyczne wydarzenia, które dziś wspominamy.

Herod mógł całą sprawę rozegrać zupełnie inaczej. No tak, ale wtedy musiałby uznać, że nie jest pełnią wszystkiego i że jest ktoś nad nim. Chociażby Bóg… Herod jednak nikogo nad sobą nie uznawał i dlatego doprowadził do tak dramatycznych rozstrzygnięć.

Moi Drodzy, jest to dla nas jasne wskazanie i mocna zachęta, żebyśmy się jak najszybciej wycofywali ze zła i grzechu, w jakie przydarzyło nam się wejść (żeby nie powiedzieć: wdepnąć) – żebyśmy nie oszukiwali samych siebie, tłumacząc swoje niegodziwości na tysiąc sposobów (bo, rzecz jasna, wszystko da się jakoś wytłumaczyć, tylko czy o to akurat na pewno chodzi?…), ale jak najszybciej ratowali się od zła! Uciekali od niego! Ratowali swoją duszę!

Bo ze złem nie można paktować! Z grzechem nie ma żadnych kompromisów! Żadnych! Z szatanem – żadnych układów! Nigdy i pod żadnym pozorem! Dramat Dzieci betlejemskich – a tak naprawdę: dramat Heroda – pokazuje nam, że jedyną sensowną drogą przez życie jest droga światłości, która domaga się pokory w przyznaniu się do popełnianego przez siebie grzechu, ale potem jest już tylko drogą szczęścia i radości. Brnięcie zaś w grzech i tłumaczenie go na tysiąc sposobów – prowadzi do nieszczęścia.

Czy mam odwagę szybko i zdecydowanie pokonywać w sobie zło i kierować całe swoje serce ku światłu?…

5 komentarzy

  • Chciałbym włożyć trochę kij w mrowisko. Jeśli nie na miejscu, dajcie znać. Czy spotkaliście naszego Pana Jezusa w te święta? Podzielcie się. Ja napiszę na końcu.

    • Myślę, że nie jest to włożenie przysłowiowego kija w mrowisko tylko zasadne pytanie.
      Pytanie,jak poznać że spotkałem Jezusa ? Jak to się objawia?

      • Różnie. Myślę, że może to być jakaś nowa, dobra myśl, której się wcześniej nie miało. Albo wewnętrzna, głęboka radość i pokój w sercu, ogarniający człowieka pomimo tego wszystkiego, co dzieje się wokół. Także doświadczenie radości spotkania z drugim człowiekiem, albo poprzez przesłane przez kogoś życzenia, po czym wyraźnie doświadczamy, że jesteśmy jakoś ubogaceni, podniesieni na duchu… Albo poprzez konkretną sytuację, w której splot wydarzeń – najczęściej pozytywnych – pokazał, że ktoś (Ktoś…) wyraźnie całą tę sprawę układał według konkretnego planu…
        Może to być wreszcie jakieś osobiste, prywatne objawienie i spotkanie z Jezusem „na żywo”, usłyszenie wprost Jego głosu, ale to jest łaska nadzwyczajna. Co nie znaczy, że nie zdarza się w naszych czasach. Owszem, Pan i w naszych czasach działa w sposób cudowny, ale to już jest Jego osobista decyzja.
        Tak więc, tych sposobów spotkania z Panem jest dość sporo. Oczywiście, najbardziej zasadniczym i podstawowym jest Msza Święta, Komunia Święta i kontakt z Bożym słowem, a wszystko to przeżyte w takim skupieniu i pobożności, że pokój ogarnie nasze serce. To jest wyraźna interwencja Pana.
        Po takie moje luźne refleksje…
        xJ

        • Ciekawie Ksiądz opisał. Można wykorzystać te wskazówki jako drogowskazy w życiu 🙂 Ja jeszcze od siebie dodam, że skoro relacja między Synem i Ojcem jest tak doskonała, że już nie może być lepsza … to w naszym przypadku, każdy z nas może się stawać coraz bardziej dzieckiem dla Boga który jest Ojcem.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.