Kocham? A konkretnie – jak?…

K

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Grzegorz Pałysa, Ojciec Kuby, mojego Prezesa Służby liturgicznej w Miastkowie. Pan Grzegorz niedawno przeżywał urodziny, dziś ma imieniny. Nic, tylko świętować i świętować!

Urodziny przeżywa dzisiaj Piotr Deres, życzliwy i dobry Człowiek z Parafii w Trąbkach.

Wczoraj zaś – o czym nie wspomniałem – imieniny przeżywał Ksiądz Stanisław Jastrzębski, w Parafii którego prowadziłem w swoim czasie Misje Ewangelizacyjne, związane z Jubileuszem naszej Diecezji.

Imieniny przeżywała także Stanisława Filipiuk, Mama Księdza Bogusława, mojego Kolegi z roku święceń, Proboszcza Parafii Samogoszcz. Pani Stanisława to niezwykle energiczna, a jednocześnie życzliwa, pracowita i pobożna Osoba.

Wszystkim świętującym dzisiaj i wczoraj życzę nieustannego entuzjazmu do odważnego świadczenia o wierze. Zapewniam o modlitwie!

A dzisiaj w Ciepielowie, do którego za niedługo wyruszam, świętujemy wczorajsze imieniny Szefa. Jak się domyślam, to świętowanie pewnie przedłuży się do całej oktawy – ze względu na ogólny szacunek, jakim Solenizant od lat cieszy się w Parafii i w dużym Gronie swoich Przyjaciół.

Teraz jednak zapraszam Wszystkich do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem. Co Pan konkretnie do mnie mówi? Niech Duch Święty oświeci i natchnie!

Na przeżywanie dzisiejszej niedzieli i na całe życie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

6 Niedziela Wielkanocy, B,

9 maja 2021.,

do czytań: Dz 10,25–26.34–35.44–48; 1 J 4,7–10; J 15,9–17

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Kiedy Piotr wchodził, Korneliusz wyszedł mu na spotkanie, padł mu do nóg i oddał mu pokłon. Piotr podniósł go ze słowami: „Wstań, ja też jestem człowiekiem”.

Wtedy Piotr przemówił: „Przekonuję się, że Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie”.

Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. Słyszeli bowiem, że mówią językami i wielbią Boga.

Wtedy odezwał się Piotr: „Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my?” I rozkazał ochrzcić ich w imię Jezusa Chrystusa.

Potem uprosili go, aby zabawił u nich jeszcze kilka dni.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:

Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości.

To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.

Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje.

To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.

Chociaż w dzisiejszej liturgii Słowa rzeczownik: „miłość” pojawia się wielokrotnie – szczególnie w drugim czytaniu i w Ewangelii – odmieniany przez wszystkie przypadki, to z pewnością nie mamy do czynienia z czymś w rodzaju brazylijskiej telenoweli, gdzie także to słowo ciągle jest wypowiadane, zwykle w jakichś łzawych kontekstach, tak że od nadmiaru tego filmowego kochania się wszystkich ze wszystkimi robi się dosłownie mdło i nie da się tego strawić. W słowie Bożym także dzisiaj wielokrotnie to słowo słyszymy, jednak tutaj jest też jasno pokazane, na czym polega miłość w rozumieniu ewangelicznym – czyli po prostu miłość prawdziwa. Na czym zatem?

Jezus w Ewangelii mówi: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. Już w tych trzech zdaniach zawarte zostało kilka naprawdę ważnych wskazań.

Przede wszystkim, nasza miłość ma być wiernym odwzorowaniem miłości Ojca Niebieskiego do Syna, w pełni zresztą odwzajemnionej przez Syna. Ma to więc być miłość pisana przez wielkie „M”, ogarniająca całego człowieka, jego duszę i ciało, jego wszystkie sfery wewnętrzne – po prostu wszystko! Miłość ta ponadto ma być trwaniem, nie może być zatem chwilowym, przelotnym i ulotnym uczuciem, jakimś jednorazowym poruszeniem lub łzawym wzruszeniem.

Ma być konsekwentnym i zdecydowanym trwaniem, przy czym trwanie to – i to kolejny, ważny element całego przekazu – ma polegać na zachowywaniu Bożych przykazań. Sam Jezus daje przykład takiej postawy, co może nas trochę dziwi, bo jak rozumieć to, że Jezus zachowuje Boże przykazania, skoro jako Boży Syn jest – by tak rzec – ich Współautorem. A jednak, Jezus ciągle podkreślał, że po to przyszedł na świat, aby wypełnić wolę swego Ojca, a więc właśnie Jego przykazanie, dotyczące zbawienia świata.

I na tym to polegała miłość Jezusa do Ojca, że nie mówił o niej, wzruszając się przy tym do łez, ale konkretnie pracował, głosząc Boże słowo, dokonując wielu cudownych znaków, a ostatecznie – składając w ofierze swoje życie. Zatem, miłość w rozumieniu Jezusa to nie bezczynne wzdychanie, ale ofiarna i wytrwała, często naprawdę męcząca praca. To konsekwentna postawa, nieraz całkiem sporo kosztująca…

W tym kontekście, Jezus naucza dalej: Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. Miłość zatem – ta pracowita i ofiarna, o której tu sobie mówimy – ma przynosić dobre owoce. Właśnie po owocach najbardziej się ją poznaje, czy jest ona prawdziwa, czy tylko deklarowana, a więc tak naprawdę jedynie udawana. Prawdziwa miłość owocuje – i to w sposób trwały. Tak mówi Jezus. Ponadto, ma to być miłość wzajemna.

Usłyszmy jeszcze raz zdanie, które jest chyba najbardziej reprezentatywnym i konstytutywnym stwierdzeniem dla całego chrześcijaństwa: To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. To jest tak naprawdę streszczenie całej Ewangelii i tego wszystkiego, co Jezus nam powiedział, co nam pozostawił, czego starał się nas nauczyć. W tym krótkim, ale jakże bardzo treściwym zdaniu, zawiera się właściwie wszystko, co Jezus ma nam do przekazania.

A Święty Jan, w drugim dzisiejszym czytaniu, komentuje to Jezusowe przesłanie, w słowach: Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.

Mamy więc powtórzenie wszystkiego, co przed chwilą mówiliśmy sobie o miłości Ojca i Syna, która jest dla nas wzorem najdoskonalszej miłości, oraz że najpełniejszym wyrazem miłości Ojca do nas jest posłanie Jego Syna, Jezusa Chrystusa, a najpełniejszym wyrazem miłości Jezusa jest dokładne wypełnienie woli Ojca – stanie się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Zatem – miłość wyrażona w czynie, w pracy, w poświęceniu, a nie tylko we wzdychaniu i tanich wzruszeniach!

A tak właśnie – jedynie jako słowną deklarację – prawdopodobnie pojmował miłość Apostoł Piotr. Tak było wówczas, kiedy jeszcze był z Jezusem. Pamiętamy przecież, jak łatwo było mu zapewnić, że choćby wszyscy wokół się Jezusa wyparli, to on na pewno się Go nie wyprze, a za to chętnie odda za Niego życie! Wiemy, jak się to wszystko skończyło…

A to było wyraźnym znakiem, że jeszcze wówczas rozumiał miłość jako coś łatwego i oczywistego – szczególnie w sferze słownej. Po prostu: można obiecać wszystko i zapewnić o wszystkim. W swoich zapewnieniach i obietnicach był pełen miłości. Kiedy jednak przyszło do sprawdzenia się w niej – wówczas po prostu zwyczajnie stchórzył! Przestraszył się! Zdezerterował z pola walki – owej duchowej walki, którą wtedy zapewne wielu toczyło w swoich sercach: Jak się odnaleźć w całej sytuacji, jak się zachować, jak pomóc osaczonemu Mistrzowi?… O ile w ogóle da się Mu jakoś pomóc…

Niestety, tamtą walkę Piotr przegrał. I tak dla porównania: o ile starożytny wódz Gajusz Juliusz Cezar zakomunikował wieść o swoim zwycięstwie trzema słowami: „Veni, vidi, vici!” – „Przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem!”; o ile polski król Jan Sobieski zakomunikował swoje zwycięstwo słowami: „Veni, vidi, Deus vicit!” – „Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył!”; o tyle Piotr mógł powiedzieć jedynie: „Veni, vidi, fugi”… – „Przybyłem, zobaczyłem, uciekłem”… Tak właśnie wtedy wyglądała jego miłość.

Nie osądzamy go za to w żaden sposób, bo naprawdę nie wiemy, jak sami zachowalibyśmy się w analogicznej sytuacji. Nie zmienia to jednak faktu, że tamtą walkę wewnętrzną – wyrażającą się także na zewnątrz – Piotr przegrał. Natomiast dzisiaj, w pierwszym czytaniu, widzimy go już jako doświadczonego i przekonanego do każdego wygłaszanego słowa – nauczyciela jedynej Prawdy.

Poruszony jego przybyciem Korneliusz – co by nie mówić, dowódca wojska okupacyjnego – pada mu do nóg. Piotr mówi z wielką pokorą: Wstań, ja też jestem człowiekiem… Po czym wygłasza naukę o powszechności zbawienia. Dzisiaj z tej nauki słyszymy zaledwie jedno zdanie, jednak w Księdze Dziejów Apostolskich znajdziemy jej całość. Dzisiaj dowiadujemy się zaś, że jej uwieńczeniem był chrzest, udzielony wszystkim tam obecnym, z których większość stanowili poganie, czyli ludzie nie należący do narodu wybranego i nie wyznający religii Mojżeszowej. Cały dom Korneliusza – wszyscy tam obecni – zostali włączeni do Kościoła.

I jeśli mielibyśmy pytać – w kontekście dzisiejszych rozważań – na czym polegała miłość Piotra do Jezusa i do Kościoła, to powiedzielibyśmy, że właśnie na tym, o czym dzisiaj słyszymy: na pracowitym i pełnym poświęcenia poszukiwaniu ludzi – poszukiwaniu każdego, pojedynczego człowieka, aby przyprowadzić go do Jezusa, aby włączyć go do Kościoła. Na tym polegała jego miłość do Kościoła i do konkretnego człowieka, a nade wszystko – miłość do Jezusa.

On ją potwierdzał konkretnymi czynami, konsekwentnie realizowanymi – ściśle według wskazań Bożych – działaniami apostolskimi; co i raz także cierpieniami i prześladowaniami, znoszonymi mężnie i godnie, a w końcu także: męczeńską śmiercią. To już więc nie były słowa, rzucone ot, tak sobie, bez zastanowienia i bez przemyślenia konsekwencji tego, co się obiecuje. To była ofiara, jaką Piotr ze swego życia składał codziennie – podobnie zresztą, jak i pozostali Apostołowie, w tym także Święty Jan, który o miłości tak pięknie pisał w swoich Listach, ale też dawał jej przykład swoją codzienną postawą.

Moi Drodzy, my także o miłości bylibyśmy skłonni dużo mówić, a jeszcze więcej słuchać. Zwłaszcza, jeżeli ktoś by nas zapewniał, że nas kocha – takie słowa to niczym miód na serce. A jednak Jezus dzisiaj przekonuje, że słowa to w tym przypadku naprawdę za mało. Oto na wielokrotne okrzyki, kierowane do Jana Pawła II przez wiernych, licznie zgromadzonych na różnego rodzaju spotkaniach: „Kochamy Ciebie!”, Papież za którymś razem zareagował pytaniem: „A jak to robicie?” I entuzjazm od razu jakby opadł.

Może nawet nie dlatego, że ludzie ci w jakiś sposób oszukiwali Papieża, czy samych siebie, bo na pewno mieli szczere intencje. I na pewno byli przekonani, że kochają Papieża – zwłaszcza, kiedy widzieli go „na żywo”, kiedy go z bliska słyszeli. Ale już chociażby realizacja jego bogatego nauczania stanowi dla nas niemały problem. Pomijając nawet fakt, że niewiele z tego nauczania pamiętamy, w niewielkim stopniu w ogóle je znamy…

Dlatego, moi Drodzy, warto sobie to pytanie ciągle stawiać – nie tylko w kontekście nauczania Jana Pawła II, ale także w kontekście dzisiejszego Bożego słowa i całego nauczania Jezusa: jeżeli zapewniam, że kogoś kocham, od razu muszę sobie stawiać pytanie: Jak ja to robię? Jeżeli mąż zapewnia swoją żonę, że ją kocha, a ona zapewnia jego, że go kocha, to od razu musi się pojawić pytanie: Jak to konkretnie robicie? Nie – jak o tym mówicie? Jak czule patrzycie u w oczy? Nie. Jak to konkretnie robicie – jak potwierdzacie to swoją postawą, swoim działaniami?…

I w ogóle, kiedy wypowiemy do kogokolwiek takie zapewnienie – skądinąd, naprawdę bardzo potrzebne, szczególnie w obecnym czasie, i podnoszące na duchu – albo nawet pomyślimy wewnętrznie i po cichu, że kogoś bardzo kochamy, to od razu, jako nierozłączne, musi się pojawić drugie pytanie, albo druga, nierozłączna część tego samego pytania: Kocham? A konkretnie – jak?

Czy potwierdzeniem tego jest mój sposób odnoszenia się do tego człowieka? Czy potwierdzają to moje myśli o nim, moje słowa, wypowiadane o nim i do niego w różnych sprawach? Czy potwierdzają to wreszcie moje dobre uczynki? Czy potwierdza to zasada dawania z siebie „więcej”, stosowana właśnie w odniesieniu do tej drugiej, rzekomo kochanej osoby?

Skoro kocham Jezusa; skoro kocham drugiego człowieka – to jak konkretnie? Tak tę sprawę stawia prawdziwy chrześcijanin, które swoje życie traktuje na serio. Odnosi on całą sprawę bardzo mocno i precyzyjnie do swego życia, do swojej codzienności, do swojego „tu i teraz”, w którym właśnie ma ową miłość konkretnie realizować.

Natomiast każdy, dla kogo miłość to tylko tkliwe słowa, tanie wzruszenia i obietnice bez pokrycia, pokazuje, że nie dojrzał jeszcze do prawdziwej miłości. I wszystko traktuje w kategoriach brazylijskiej telenoweli.

Tylko, że życie – to nie brazylijska telenowela…

4 komentarze

  • Scena powitania Piotra i Korneliusza, jak żywo przypomina mi powitanie Prymasa Wyszyńskiego z Papieżem Janem Pawłem. Szacunek i braterstwo, miłość i oddanie… Popatrzcie jak Oni się miłują….
    „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem.” Miłość otrzymana rodzi miłość wzajemną, rodzi miłość obdarowującą.
    ” Z pustego to i Salomon nie naleje” mówi przysłowie. Poniekąd jest to prawda ( za wyjątkiem cudów Bożej łaski), bo aby rozdawać trzeba mieć. Nasz Bóg jest hojny, obdarował nas Miłością po trzykroć; swoją, Syna i Ducha Świętego. Możemy więc hojnie rozdawać… Dlaczego więc tak trudno nam to idzie?… Dlaczego pytamy a za co ja mam tego czy innego człowieka kochać skoro on jest zły, nie dobry, zrobił mi krzywdę, wciąż się nie zmienia…
    Dlaczego to ja się nie zmieniam, by kochać „wroga” a oczekuję by wróg się zmienił w przyjaciela….
    Miłość cierpliwa jest, miłość łaskawa jest…Jak to jest z moją miłością…?

    • Ps. Już kilkakrotnie słowo „Ciepielów” wydawało mi się znane. Dziś przyszło „oświecenie”. W Ciepielowie mieszkała i mieszka koleżanka z ogólniaka, sąsiadka z dzieciństwa mojego męża i jednocześnie córka ” 100letniej Pani” o której kiedyś pisałam i o Jej wycieczce do Rzymu. Dziś poczytałam w internecie o Jej śp. mężu który był wójtem tejże gminy. Jaki ten świat mały…. gdziekolwiek się poruszamy tam spotykamy znajomych.

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.