Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, witam Was u progu kolejnego Dnia Pańskiego. Mamy dziś już piątą Niedzielę Wielkanocną, a jednocześnie – pierwszą niedzielę miesiąca. W modlitwie dziękujmy Bogu za dzieło zbawienia, dokonane w Chrystusie.
Jednocześnie przypominam, że dzisiaj mamy Dzień Flagi. Jeżeli mamy taką możliwość, wywieśmy polską flagę. A może też Maryjną, biało – niebieską…
A oto teraz już zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo dzisiejszej liturgii. Jakie przesłanie kieruje dziś do nas Pan? Niech Duch Święty nas oświeci!
Na dzisiejszą niedzielę i na całe życie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
5 Niedziela Wielkanocy, B,
2 maja 2021.,
do czytań: Dz 9,26–31; 1 J 3,18–24; J 15,1–8
CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Kiedy Szaweł przybył do Jerozolimy, próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem.
Dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa. Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.
A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego.
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO JANA APOSTOŁA:
Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. Bo jeśli nasze serce oskarża nas, to przecież Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko.
Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba.
Przykazanie Jego zaś jest takie, abyśmy wierzyli w imię Jezusa Chrystusa, Jego Syna, i miłowali się wzajemnie tak, jak nam nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie, o ile nie trwa w winnym krzewie, tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie.
Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.”
Trudno się chyba dziwić obawom uczniów w stosunku do Szawła, o „wyczynach” którego dobrze wiedzieli, bo przecież szalał on wręcz, niszcząc Chrystusowy Kościół, skoro teraz nagle dowiedzieli się, że jest jednym z nich. Nie dziwimy się tym obawom – a pewnie można mówić nawet o strachu, o zalęknieniu – skoro człowiek ten tak solidnie „zapracował” na taką właśnie opinię o sobie. Dlatego – jak słyszymy w pierwszym czytaniu – bezskutecznie próbował przystać do Wspólnoty chrześcijan.
I dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do Apostołów, i opowiedział im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania przemawiał w Damaszku w imię Jezusa. Dzięki temu przebywał z nimi w Jerozolimie. Przemawiał też i rozprawiał z hellenistami, którzy usiłowali go zgładzić. Bracia jednak dowiedzieli się o tym, odprowadzili go do Cezarei i wysłali do Tarsu.
Możemy się tylko domyślać, że nawet pomimo tych pozytywnych wieści i intensywnych działań apostolskich, podjętych przez Szawła, jeszcze nie wszyscy, albo nie w pełni, uwierzyli w jego nawrócenie. Tymczasem, również helleniści zasadzili się na niego i usiłowali go zgładzić.
Doświadczył zatem Szaweł bardzo szybko, na sobie samym, jak to się jest uczniem Chrystusa w tamtym czasie i w tamtych okolicznościach. Powiedzmy szczerze, że wiele z tych trudności, jakie ówcześnie przeżywali uczniowie Chrystusa, wytworzył sam Szaweł! I oto teraz – a potem jeszcze wielokrotnie – miał doświadczyć na sobie samym ludzkiej nienawiści wobec Chrystusowego Kościoła. On jednak wiedział, że skoro sam Jezus upomniał się o niego i sam Jezus wskazał mu drogę, jaką odtąd ma iść, to on rzeczywiście już tylko tą drogą ma podążać i odtąd z wielką siłą przekonania przemawiać w imię Jezusa, jak to zaczął czynić w Damaszku.
Tak, w tym Damaszku, przed bramami którego spadł z konia i z hukiem trzasnął o ziemię, przez co – tak obrazowo mówiąc – wszystko się w jego głowie i sercu poprzestawiało, wszystko się „zresetowało” i już do samego miasta wszedł jako odnowiony człowiek. Dodajmy, że wszedł z pomocą innych, bo w tym momencie akurat przestał cokolwiek widzieć. Kiedy jednak przejrzał ponownie, to już nie tylko fizycznie, ale i duchowo zaczął patrzeć na świat i na wszystko, co działo wokół – w sposób całkowicie odnowiony.
I natychmiast – jak to nawet dzisiaj słyszymy – zaczął głosić tego Chrystusa, którego dopiero co zwalczał. Jak się miało okazać, będzie to czynił z tym samym zapałem i z wykorzystaniem całego swego wszechstronnego i gruntownego wykształcenia, z jakim do tej pory zwalczał Kościół. Wszystkie swoje predyspozycje i talenty, całą swoją życiową energię, z jaką do tej pory Kościół niszczył – teraz miał wykorzystać do jego budowy, do jego rozwoju, do jego ubogacania!
I to nie tylko samym głoszeniem Dobrej Nowiny ów Kościół budował i ubogacał, chociaż oczywiście słowo miało tu ogromne znaczenie. Wiele z tych słów przecież zapisał w czternastu Listach, jakie Kościół przez wszystkie wieki swego istnienia odczytuje na kartach Pisma Świętego Nowego Testamentu. Ale on budował i wzmacniał Kościół całą swoją postawą, rozlicznymi działaniami, podejmowanymi tak bardzo aktywnie i intensywnie, a wreszcie także cierpieniem.
Zrealizował w ten sposób postulat, wyrażony przez innego Apostoła, Świętego Jana, w drugim dzisiejszym czytaniu: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! Dokładnie tak: Święty Paweł zarówno słowem i językiem, jak też czynem i całą prawdą swego życia; po prostu: całym sobą i wszystkim swoim – świadczył o Jezusie, miłował Jezusa i Jego Kościół. Dlatego nikt dzisiaj nie wypomina mu tego, że wcześniej go zwalczał.
Święty Jan, w kolejnych zdaniach swego Listu, pisze: Po tym poznamy, że jesteśmy z prawdy, i uspokoimy przed Nim nasze serce. Bo jeśli nasze serce oskarża nas, to przecież Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko. Umiłowani, jeśli serce nas nie oskarża, mamy ufność wobec Boga, i o co prosić będziemy, otrzymamy od Niego, ponieważ zachowujemy Jego przykazania i czynimy to, co się Jemu podoba.
Czy serce oskarżało Pawła za to, co czynił wcześniej? Chyba tak, bo w swoich Listach niejednokrotnie odwołuje się do tej swojej niechlubnej przeszłości i wspomina bez ogródek, że prześladował Kościół Boży. Określa siebie samego mianem poronionego płodu! Ale – rzeczywiście – Bóg jest większy od jego serca i od tych wyrzutów, które się na pewno odzywały. Dlatego Paweł mógł już nie wracać do tamtego czasu – podobnie, jak cały Kościół mógł już do tego nie wracać, a jedynie korzystać z mądrości i zaangażowania tak wyjątkowo energicznego, pracowitego i odważnego Apostoła.
My też z jego mądrości korzystamy, słuchając często fragmentów jego Listów Apostolskich, ale też przekonując się na jego przykładzie, że kto wypełnia Jego [czyli Jezusowe] przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim; a to, że trwa On w nas, poznajemy po Duchu, którego nam dał. Tak nas dzisiaj zapewnia Święty Jan.
A Jezus w Ewangelii tłumaczy to bardzo obrazowo: Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poprosicie, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.
Moi Drodzy, musimy wyraźnie usłyszeć te słowa naszego Mistrza, Jezusa Chrystusa i uwierzyć, że nasza chrześcijańska postawa może przynosić dobre owoce, a co więcej: może przynosić liczne owoce! Bo my dzisiaj ciągle narzekamy na trudne czasy dla Kościoła i mówimy, że Kościół jest na pozycji przegranej, że jego głos już się nie liczy, że świat poszedł inną drogą, a cała nauka Kościoła jest już praktycznie nieaktualna.
Ciągle zastanawiamy się, dlaczego tylu ludzi od Kościoła odchodzi, dlaczego ludzie dzisiaj nie żyją według tego, czego Kościół naucza? Dlaczego tak szybko maleje liczba powołań do kapłaństwa i życia zakonnego? A i my sami, solidnie przecież praktykujący swoją wiarę na co dzień, odnosimy wrażenie, że często jesteśmy gdzieś na uboczu życia społecznego, że ludzie wokół nas mało przejmują się sprawami wiary, a nasze zabiegi, jakie ewentualnie podejmujemy, żeby ich do tej wiary przekonać, „palą na panewce”.
Szczególnie boleśnie uświadamiają to sobie rodzice, nauczyciele, wychowawcy – także duszpasterze – gdy patrzą na coraz mniejsze zaangażowanie w sprawy wiary swoich dzieci, czy wychowanków… Powszechnie uważa się, że młodzież odchodzi od Kościoła, nie jest nim zainteresowana.
I w ogóle – dzisiejszy, ten nowoczesny świat, tak mocno szczycący się rozwojem wielu dziedzin nauki i techniki, jakoś sobie całkiem dobrze radzi bez Boga. Tak przynajmniej uważa. A my zastanawiamy się, dlaczego tak jest? I co takiego dzieje się w naszych czasach, że Kościół wydaje się być w totalnej duchowej defensywie?
A w takim razie, czym Święty Paweł – dopiero co prześladujący Kościół – zdobywał dla Chrystusa tysiące ludzi? A czym ich zdobywali inni Apostołowie? Czy im było łatwiej, niż nam?
Obiektywnie rzecz ujmując, to my mamy łatwiej, bo przecież dysponujemy tak wysoko rozwiniętymi środkami międzyludzkiej komunikacji, że informacje, jakie wysyłamy, w jednej chwili docierają do najbardziej odległych zakątków ziemi. Paweł, ani inni Apostołowie, tego nie mieli. Nie dysponowali internetem, telefonią komórkową i tymi wszystkimi rozlicznymi środkami audiowizualnymi, które chyba nawet trudno zliczyć. A Kościół za ich czasów się rozwijał, podczas gdy za naszych – wybaczcie to stwierdzenie – jakby się zwijał… Gdzie leży sedno całej sprawy?
Czyż nie w tych słowach Jezusa, które sobie przed chwilą przywołaliśmy? Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Moi Drodzy, Jezus naprawdę to powiedział! I naprawdę obiecał obfite owoce życia i pracy tych, którzy w Nim trwają. Skoro zatem uważamy, że nasze życie małe owoce przynosi, albo wydaje się nam, że nie przynosi ich wcale, to może trzeba zastanowić się nad tym, na ile my trwamy w Jezusie, a na ile tylko mówimy, że trwamy? I czy miłujemy Go czynem i prawdą, czy tylko słowem i językiem, rozumianymi tutaj jako puste obietnice i szumne deklaracje, nie mające pokrycia w naszej codziennej postawie? Jak to jest z tym trwaniem w Jezusie?…
Moi Drodzy, to są niezwykle ważne pytania, bo przecież mamy jasno i wprost wyrażoną obietnicę ze strony Jezusa, że nasze życie będzie przynosiło obfite owoce – naprawdę! On nie mami nas pustymi zapewnieniami! Skoro tak zapewnił, to znaczy, że tak będzie! My też możemy przynosić Jemu i Jego Kościołowi takie dobre i liczne owoce, jakie przynosił Paweł czy inni Apostołowie.
I nie ma tu znaczenia, jak obecnie żyje i funkcjonuje świat wokół nas i jak postępują inni ludzie – i co powiedzą na nasz temat. To nie ma żadnego znaczenia! I nie może być żadnym usprawiedliwieniem naszej bezczynności, albo naszego użalania się nad sobą – naszego słabego owocowania – fakt, że wszyscy wokół narzekają, że nie widzą sensu starania się i wysilania dla dobra i rozwoju Bożego królestwa w świecie. Co nas obchodzą inni?
Jak chcą, niech sobie narzekają i użalają się nad sobą! My bierzmy się do roboty! Spójrzmy na Pawła Apostoła, spójrzmy na tylu Świętych, także w naszych czasach żyjących – jak oni wiele dobrego zrobili, niemalże w pojedynkę! Owszem, to nigdy nie jest do końca działanie w pojedynkę, bo przecież nikt z nas nie żyje na bezludnej wyspie, przeto jakoś współdziałamy z innymi ludźmi, ktoś się też za nas modli, ktoś nam coś dobrego podpowie, albo w czymś pomoże.
Ale każdy z nas jest reżyserem własnego życia i każdy z nas sam odpowiada przed Bogiem za to, czy przynosi dobre owoce swego życia, czy nie. I czy te owoce są liczne – czy niewielkie, a wręcz żadne?
Oczywiście, dopowiedzmy tu koniecznie, że mamy to oceniać według Bożej miary, a nie ludzkiej. Zatem, tu nie chodzi o to, że mamy prowadzić codzienną statystykę, ilu to ludzi w ciągu dnia albo tygodnia nawróciliśmy – i będziemy strasznie źli na siebie, jeżeli nie będzie to kilkaset osób dziennie. Albo kilka tysięcy. Nie, to nie w tym rzecz. Pan od nas nie oczekuje spektakularnych efektów, nie chce też podbijania statystyk! On oczekuje od nas wierności i trwania w Nim. A owoce On sam da – wtedy, kiedy uzna to za stosowne i takie, jakie sam uzna za stosowne.
Wszak Święty Paweł także nie zawsze był słuchany i nieraz zlekceważono jego nauczanie, nieraz wyśmiano, a tyle razy spotykały go prześladowania. Zresztą, powiedzmy sobie szczerze, że i samego Jezusa nie wszyscy słuchali! Nieraz przecież mówimy sobie, że nawet Jezus, w czasie swojej ziemskiej działalności, nie nawrócił wszystkich! Dlatego i my nie mamy się nastawiać na błyskotliwe sukcesy, pojmowane na sposób ludzki.
My mamy trwać w Jezusie, mamy być po prostu świętymi, a wówczas ta nasza świętość będzie promieniowała na wszystkich wokół, Pan zaś będzie w ten sposób pomnażał dobre owoce naszej postawy. Sami niejednokrotnie zadziwimy się, jak wiele jest tych owoców i jak są one dobre!
Bo to nie jest prawdą, że my już dzisiaj nic nie możemy w Kościele zrobić i że Kościół jest już w totalnym odwrocie, skazany na zupełną porażkę! Jeszcze raz podkreślmy: to sam Jezus wyraźnie obiecał obfite owoce tym, którzy w Nim trwają. A On nie mógł się pomylić, ani też Jego słowo – na przestrzeni wieków – nie straciło swej aktualności! Jego obietnica jest także do nas skierowana – tak, właśnie do nas, żyjących tu i teraz, w tych warunkach, w jakich przyszło nam żyć i w takim świecie, jaki on jest!
Czy mam odwagę uwierzyć Jezusowi i Jego obietnicy? Czy mam odwagę podjąć się dzieła odnowy Kościoła i świata – swoją osobistą świętością?
Dzisiejsza Ewangelia jest Słowem prowadzącym mnie i całą Wspólnotę przez obecny rok. Często do niej wracamy, często się tym Słowem modlimy, rozważamy. Nie sposób więc mi dziś nie pomyśleć;
Jaką jestem latoroślą? Czy pamiętam, że abym mogła czerpać życiodajne soki z Krzewu winnego, którym jest Chrystus, muszę trwać w Nim, abym nie uschła. Muszę dać się oczyszczać Bogu, abym przynosiła owoc swoim życiem.
Jezusa słowa ” Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. ” dotyczą właśnie mnie i to nie po to mówi je Jezus aby mnie straszyć ale aby mi uświadomić , że tylko z Bogiem jestem zwycięzcą, bez Niego jestem martwa.
Proszę Cię Jezu, nie pozwól mi się od Ciebie odłączyć, pragnę już na zawsze należeć do Ciebie, służyć Tobie, być wierną uczennicą Twoją, Jezu i swoim życie przynosić chwałę naszemu Ojcu. Amen.
TO PRAWDA, tylko trwając przy Bogu jesteśmy zwyciężcami……Budujące słowa 😉
Jesteśmy zwycięzcami – i przynosimy dobre duchowe owoce, których dzisiaj tak bardzo potrzeba…
xJ