Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Anna Komoszyńska, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Pan udziela Jej zawsze swoich darów! Ze swej strony, będę się o to dla Nie modlił.
Dzisiaj także przeżywamy kolejną rocznicę zwycięskiej Bitwy pod Grunwaldem, z 1410 roku. Wspominam o tym dlatego, że w ogóle lubię historię, zwłaszcza średniowieczną, ale także dlatego, że w pobliżu pola tejże Bitwy mieszka moja dalsza Rodzina i szczególnie w młodych moich latach co roku tam bywałem. Oby Polska zawsze umiała korzystać z wielkich i wspaniałych doświadczeń swoich wielkich Przodków!
Moi Drodzy, jutro, w ramach audycji DROGAMI MŁODOŚCI, w Katolickim Radiu Podlasie, kolejne nasze spotkanie ze Słuchaczami. Serdecznie zapraszam Was do słuchania i do łączności – telefonicznej lub smsowej. Rozpoczynamy o 21:40. Jeszcze raz przypominam – to jutro!
A piszę o tym dzisiaj, bo jutro – jak to wskazuje piątkowa tradycja naszego forum – słówko z Syberii! Z uwagą je przyjmijmy i zechciejmy potem odnieść się do niego w komentarzu.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem. Co konkretnie mówi do mnie Pan? Do czego mnie wzywa, zachęca, mobilizuje? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 15 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Bonawentury, Biskupa i Doktora Kościoła,
15 lipca 2021.,
do czytań: Wj 3,13–20; Mt 11,28–30
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Mojżesz rzekł do Boga: „Oto pójdę do synów Izraela i powiem im: «Bóg ojców naszych posłał mnie do was». Lecz gdy oni mnie zapytają: «Jakie jest Jego imię?», to cóż im mam powiedzieć?” Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: „Ja jestem, który jestem”. I dodał: „Tak powiesz synom Izraela: «Ja jestem» posłał mnie do was”.
Mówił dalej Bóg do Mojżesza: „Tak powiesz synom Izraela: «Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izraela i Bóg Jakuba posłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia».
Idź, a gdy zbierzesz starszych Izraela, powiesz im: «Objawił mi się Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izraela i Bóg Jakuba i powiedział: Nawiedziłem was i ujrzałem, co wam uczyniono w Egipcie. Postanowiłem więc wywieść was z ucisku w Egipcie i zaprowadzić do ziemi Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebuzyty, do ziemi opływającej w mleko i miód». Oni tych słów usłuchają. I pójdziesz razem ze starszymi z Izraela do króla egipskiego i powiecie mu: «Pan, Bóg Hebrajczyków, nam się objawił. Pozwól nam odbyć drogę trzech dni przez pustynię, abyśmy złożyli ofiary Panu, Bogu naszemu».
Ja zaś wiem, że król egipski pozwoli wam wyjść z Egiptu tylko wtedy, gdy będzie zmuszony ręką przemożną. Wyciągnę przeto rękę i nawiedzę Egipt różnymi cudami, jakich tam dokonam, a wypuści was”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Trudno chyba dziwić się Mojżeszowi, że dopytywał Pana o sposób wypełnienia misji, jaka została Mu zlecona, a konkretnie – na kogo ma się powołać, gdy najpierw będzie przemawiał do swoich rodaków, aby ich poderwać do starań o wyzwolenie z niewoli, a następnie – gdy wraz z nimi pójdzie do faraona z jednoznacznym żądaniem ich uwolnienia. Na kogo wtedy ma się powołać? Jakie jest imię tego, kto wyznaczył tak wielkie, a jednocześnie tak trudne zadanie?
Imię przecież oznacza dana osobę, określa ją, konkretyzuje i wskazuje na odpowiedzialność za dane działanie. Jeżeli bowiem podejmujemy jakieś trudne i odpowiedzialne przedsięwzięcie, którego skutki mogą być wielorakie, które także może wywołać opór, a nawet wrogość odbiorców, to naprawdę ważnym jest, aby wskazać, kto wysłał do tego zadania, kto je polecił, kto upoważnił, do kogo ewentualnie można się zwrócić z prośbą o wyjaśnienie, a może i ze skargą?… Kto jest tym Mocodawcą?
W tym przypadku, zostało to wyraźnie określone: Ja jestem, który jestem. […] Tak powiesz synom Izraela: «Ja jestem» posłał mnie do was. Było to dla Mojżesza naprawdę bardzo ważne stwierdzenie, bowiem miał świadomość trudności – wielkich trudności, wynikających tak ze specyfiki zachowań i postaw swoich rodaków, jak i jego własnych niedoskonałości, dlatego zależało mu, aby uzyskać wszelkie wyjaśnienia i wszelkie zapewnienia o pomocy – o tym, że zostanie odpowiednio poprowadzony.
Jak wiemy, te oczekiwania Mojżesza były ze wszech miar uzasadnione, bowiem od tego dnia, kiedy tylko zaczął pełnienie swojej misji, musiał nieustannie zmagać się z oporem swego narodu. Niejednokrotnie bowiem wydawało się, że nawet jeżeli jego słowa znaczyły zbyt mało, to już znaki, dawane w tak czytelny i ewidentny sposób przez Pana, powinny wszelkie wątpliwości rozwiać. Ale – gdzież by tam!
Naród za każdym razem zachwycał się cudownym działaniem Boga, by niedługo potem przeciwko temu Bogu się buntować, szemrząc przy okazji przeciwko Mojżeszowi. Tak było przez cały właściwie czas wędrówki przez pustynię – z tym musiał się Mojżesz zmagać.
Podobnie zresztą, jak z oporem faraona, który a to obiecywał wypuścić naród izraelski, by zaraz potem łamać obietnicę, a to reagował gniewem i wypędzał Mojżesza i Aarona, którzy – w imieniu Boga – domagali się tegoż uwolnienia. I dopiero – by tak rzec – za dziesiątym podejściem się udało. Czyli po nadejściu na Egipt dziesiątej, najbardziej radykalnej i najbardziej niszczycielskiej plagi.
Ale i potem, już po uwolnieniu, faraon zmienił decyzję i ruszył w pościg za odchodzącymi, dopiero śmierć wszystkich jego żołnierzy w wodach Morza Czerwonego ostatecznie rozwiązała sprawę.
Z tyloma przeróżnymi i tak ciężkimi trudnościami musiał się przez cały czas zmagać Mojżesz. Czy wiedział o tym w momencie, o którym mówi dzisiejsze pierwsze czytanie? Nie wiemy. Zapewne, domyślał się, znając – co by nie mówić – specyfikę zachowań i postaw swego ludu. Dlatego właśnie tak bardzo zależało mu, aby działania, które ma podjąć, autoryzował Ktoś najwyższy i najpotężniejszy, a dokładniej – aby można było poznać Jego imię, by właśnie na to imię móc się powołać.
Bo to, że ów Ktoś będzie autoryzował te działania, było pewne. Bóg sam o tym zapewnił, w końcu – sam wyszedł z inicjatywą. Ale jakie jest Jego imię? Zwłaszcza, że nie możemy zapominać, iż w Starym Testamencie Bóg pozostawał całkowicie niewidzialny dla człowieka, nie osiągalny ludzkimi zmysłami, zabronione było także malowanie jakichkolwiek Jego wyobrażeń, lub czynienie posągów. Dlatego niech chociaż to imię – jako rękojmia wiarygodności i autorytetu – będzie znane i niech ono niejako otwiera Mojżeszowi drogi do serc swoich rodaków, ale też – do zatwardziałego serca faraona.
Jak słyszymy, Bóg przedstawia swoje imię – bardzo wyjątkowe, niezwykłe, na swój sposób tajemnicze, a jednocześnie o głębokim znaczeniu: Ja jestem, który jestem. Byt, którego istotą jest istnienie. Który istnieje sam z siebie i który istnieje w sposób pełny, a jednocześnie konieczny – po prostu, którego nie mogłoby nie być! Byt sam w sobie. Absolutna pełnia i doskonałość istnienia.
I co by tu jeszcze nie powiedzieć, to wszystko sprowadza się do tego stwierdzenia, że tym posyłającym jest wielki i niezmierzony Majestat! Mojżesz w imieniu Kogoś właśnie takiego wyrusza. Ktoś taki stoi za nim i autoryzuje jego działania, uprawomocnia je i nadaje im właściwą rangę. Tylko tak znaczący Autorytet mógł zmobilizować Mojżesza i przełamać jego obawy przed podjęciem się zadania, którego się właśnie dzisiaj podjął.
I tylko taki Autorytet daje nam wszystkim nadzieję, że żadne – ale to naprawdę żadne – trudności, przeciwności, czy różne „uroki” niełatwej codzienności nie są w stanie na tyle nas przygnieść, abyśmy nie dali rady rano wstać i podjąć z nimi zmagania. Żadne. O ile tylko zwrócimy się z nimi do Pana.
Właśnie o tym mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
Naprawdę, żadna przeszkoda nie jest ponad miarę i ponad siły dla kogoś, kto ze wszystkim, co przeżywa, zwraca się ufnie do Pana! Jak to dokładnie zrobić – to doskonale pokazuje cała historia Mojżesza i jego nieustanne szukanie ratunku u Pana w obliczu buntów własnego narodu i oporu faraona. Uczy tego również „Dzienniczek” Siostry Faustyny Kowalskiej i opisana w nim historia wciąż pogłębiającej się, osobistej więzi z Jezusem i stale wzrastającego zaufania do Niego. Można nawet powiedzieć, że „Dzienniczek” jest świetnym komentarzem do dzisiejszej Ewangelii. Nieco obszernym – przyznajmy to szczerze – ale jednak.
Uczmy się zatem od Mojżesza, uczmy się od Siostry Faustyny, że w Panu mamy naprawdę wielkie wsparcie i obronę, o ile tylko Mu zaufamy i ze wszystkimi swoimi zmartwieniami – nawet tymi najmniejszymi – stale będziemy się do Niego zwracali.
Podobnie zresztą, jak czynił to Patron dnia dzisiejszego, Święty Bonawentura, Kardynał i Doktor Kościoła.
Bonawentura, a właściwie Jan di Fidanza, urodził się około 1218 roku, w Bagnoregio koło Viterbo. Ojciec jego był lekarzem. Rodzice obawiali się, czy dziecko przeżyje, było bowiem bardzo słabowite. W tej sytuacji, pobożna matka złożyła ślub, że jeśli tylko syn wyzdrowieje, poświęci go na służbę Bożą. Istnieje nawet piękne podanie, według którego dziecię miano przynieść do Świętego Franciszka z Asyżu, a ten w natchnieniu miał powiedzieć: „O, buona ventura!” – co znaczy: „O, szczęśliwe narodziny, szczęśliwe pojawienie się!” W ten sposób zapewne tłumaczono imię, które otrzymał w zakonie i pod którym jest dziś znany.
Pierwsze nauki odbył młody Jan w rodzinnym miasteczku. Po ukończeniu szkoły średniej udał się na uniwersytet do Paryża, na studia filozoficzne. W Paryżu również – mając dwadzieścia pięć lat – wstąpił do franciszkanów, gdzie otrzymał wspomniane już imię zakonne Bonawentura. Tam też studiował teologię. Po otrzymaniu stopnia magistra, jeszcze przez trzy lata studiował, ale równocześnie już wykładał Pismo święte i „Sentencje” Piotra Lombarda.
Z tego też czasu pochodzi jego szczytowe dzieło z zakresu teologii, a dotyczące Trójcy Świętej. Bonawentura zajął się także filozoficznym problemem poznania ludzkiego. W tej kwestii odszedł od Arystotelesa i Świętego Tomasza z Akwinu, a zbliżył się do Platona i Świętego Augustyna. Wreszcie, w tym samym czasie wydał tom rozpraw, w którym można odnaleźć syntezę jego myśli filozoficznej i teologicznej.
Następne lata spędził w różnych klasztorach franciszkańskich w charakterze wykładowcy. Musiał imponować niezwykłą wiedzą, świętością i zmysłem organizacyjnym, skoro na kapitule generalnej został wybrany przełożonym generalnym zakonu. Stało się to 2 lutego 1257 roku. A miał wtedy zaledwie trzydzieści dziewięć lat.
Wybór ten okazał się dla młodego zakonu opatrznościowym. Zakon bowiem przechodził wówczas trudny czas. Powstały w nim dwie zwalczające się zaciekle frakcje: jedną tworzyli zwolennicy surowego zachowania pierwotnej reguły Świętego Franciszka, drugą – zwolennicy reguły łagodniejszej. Bonawentura umiał wybrać tak zwany „złoty środek”, a przez swoje roztropne zarządzenia, nadał zakonowi właściwy kierunek.
Przez szesnaście lat swoich rządów doprowadził go do niebywałego rozwoju. W roku 1260 ułożył pierwsze konstytucje, będące w rzeczy samej wykładnią reguły Świętego Franciszka. W ten sposób przeciął możliwość różnego jej interpretowania – co ciągle jeszcze się zdarzało. Ponadto, bardzo intensywnie wizytował zakon, jeżdżąc do jego placówek w różnych krajach. Z powody tego zaangażowania niektórzy historycy nazywają go drugim Ojcem zakonu.
Ponadto, nasz Patron posiadał umiejętność łączenia życia czynnego i publicznego z bogatym życiem wewnętrznym. Miał wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej i ku jej czci układał przepiękne poematy. Głośno było o nim także na dworze papieskim. Dlatego też Papież Grzegorz X, w 1273 roku, mianował go kardynałem oraz biskupem Albano pod Rzymem.
Delegacja Papieża z wiadomością o nominacji zastała go przy myciu naczyń kuchennych w klasztorze. Nawet bowiem jako przełożony generalny zakonu, podejmował normalnie wszystkie prace i dyżury, jak chociażby wspomniane zmywanie naczyń, o ile tylko na niego wypadła kolejka. I kiedy przybyła do niego delegacja papieska, aby obwieścić mu nominację kardynalską, Bonawentura w ogrodzie zmywał właśnie naczynia po obiedzie.
Gdy więc dostojni goście stanęli przed nim i obwieścili, po co przyjechali, nasz Święty wstał, otarł ręce o fartuch, którym był przepasany, z pokorą wysłuchał bulli nominacyjnej Ojca Świętego, bardzo uprzejmie podziękował, po czym poprosił, aby kapelusz kardynalski, który jeden z delegatów trzymał w ręku i chciał mu wręczyć, chwilowo powiesić na pobliskim drzewie, bo on musi dokończyć zmywanie. To pokazuje, jakim tak naprawdę był człowiekiem!
Oczywiście, wspomnianą nominację przyjął, co wiązało się ze zrzeczeniem się urzędu przełożonego generalnego zakonu i oddaniem się wyłącznie sprawom publicznym. Towarzyszył więc Papieżowi w różnych podróżach, a w listopadzie 1273 roku udał się do Lyonu na Sobór Powszechny. Otrzymał zaszczytne zadanie wygłoszenia przemówienia inauguracyjnego. Na niego też spadł główny ciężar prac przygotowawczych do Soboru. I właśnie tymi wszystkimi obowiązkami wyczerpany, zmarł 15 lipca 1274 roku, już podczas trwania Soboru Lyońskiego.
W pogrzebie wziął udział Papież i wszyscy Ojcowie Soboru w liczbie pięciuset biskupów i około tysiąca prałatów i teologów. Pogrzeb miał więc królewski. Papież wygłosił mowę pogrzebową ku jego czci. Kronikarze notują, że tego dnia wielu chorych i kalek odzyskało zdrowie.
Nasz Patron był jednym z najwybitniejszych teologów Średniowiecza. Pozostawił po sobie wiele dzieł teologicznych. Składają się na nie konstytucje, liczne traktaty i komentarze teologiczne, czterysta czterdzieści kazań i wiele innych. Bonawentura stworzył własną szkołę teologiczną. Kanonizowany został w roku 1482, a w 1588 roku ogłoszono go Doktorem Kościoła.
A my, słuchając uważnie Słowa Bożego, przeznaczonego na dzień dzisiejszy i wpatrując się w świetlany przykład jego świętości, wyrażającej się w najgłębszej, duchowej więzi z Bogiem, zapytajmy o naszą więź z Bogiem i nasze zaufanie do Niego. Czy kiedy mówię w modlitwie: „Jezu, ufam Tobie!”, to naprawdę ufam, czy jedynie naprawdę mówię, że ufam?…
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”. A tymczasem:
„Od 18 lipca, aby wziąć udział w spotkaniach w Taizé, trzeba będzie okazać „kartę zdrowia”, która odpowiada cyfrowemu certyfikatowi COVID Unii Europejskiej. Przepustka ta jest wydawana na podstawie dowodu szczepienia, negatywnego wyniku testu sprzed 48 godzin lub dowodu powrotu do zdrowia…”
„Katolicki arcybiskup Tokio, Tarcisio Isao Kikuchi poprosił przyjezdnych olimpijczyków i trenerów, aby powstrzymali się od uczęszczania do lokalnych kościołów katolickich, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa COVID-19.”
Niedługo będą uroczystości beatyfikacyjne Kardynała Stefana Wyszyńskiego, mam nadzieję, że będą one dostępne dla wszystkich, a nie tylko dla tych którzy się zaszczepili.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”.
Co się jeszcze musi wydarzyć, żeby ludzie przejrzeli wreszcie na oczy do czego to wszystko prowadzi.
Na ten temat powiedziano juz wszystko.
„Alfa i Omega” ma moc, delta i lambda raczej się skończą wcześniej niż zaczęły.
Oby. Zadaję sobie to samo pytanie, które postawił Rafał: kiedy się wreszcie przeciwstawimy temu zniewoleniu i głośno zaprotestujemy?
xJ