Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Maksymilian Lipka, Lektor – i w ogóle fantastyczny, młody Człowiek – z mojej rodzinnej Parafii, Lider Wspólnoty SPE SALVI.
Imieniny natomiast przeżywają:
►Dominik Demianiuk – także Lektor w mojej rodzinnej Parafii i Członek Wspólnoty SPE SALVI;
►Dominik Kałaska, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.
Niech Pan udziela Świętującym wszystkich swoich darów, pomagając Im w udzieleniu odpowiedzi na pytanie, za kogo uważają Oni Jezusa – o czym więcej w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, pamiętajmy o Pielgrzymach! Łączmy się w modlitwie z Nimi i za Nich, a Ich prosimy, aby pamiętali o nas…
Pozdrawiam Was z Lublina, gdzie mam nadzieję na spokojną pracę i modlitwę, a o 20:00 – kolejne zastępstwo w Parafii Grabów Szlachecki.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się właśnie do mnie – dzisiaj? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 18 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Dominika, Kapłana,
8 sierpnia 2024.,
do czytań: Jr 31,31–34; Mt 16,13–23
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA JEREMIASZA:
Pan mówi: „Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan.
Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem.
I nie będą się musieli wzajemnie pouczać mówiąc jeden do drugiego: „Poznajcie Pana”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał.”
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”
A oni odpowiedzieli: „Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”.
Jezus zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”
Odpowiedział Szymon Piotr: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.
Na to Jezus mu rzekł: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam Ty jesteś Piotr – Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”.
Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.
Odtąd zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom na to, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”.
Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie”.
Po raz kolejny – wyciągnięta ręka Boga do swego ludu! W pierwszym czytaniu słyszymy: Oto nadchodzą dni, kiedy zawrę z domem Izraela i z domem judzkim nowe przymierze. Nie jak przymierze, które zawarłem z ich przodkami, kiedy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. To moje przymierze złamali, mimo że byłem ich władcą, mówi Pan. Jakie to będzie przymierze?
Słyszymy: Lecz takie będzie przymierze, jakie zawrę z domem Izraela po tych dniach, mówi Pan: Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa i wypiszę na ich sercu. Będę im Bogiem, oni zaś będą Mi narodem. I nie będą się musieli wzajemnie pouczać mówiąc jeden do drugiego: „Poznajcie Pana”. Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał.
A zatem, Bóg co i raz wychodzi z jaką nową propozycją, z jakimś nowym zaproszeniem, ludzie te kolejne zaproszenia lekceważą, wyciągniętą rękę Boga odpychają, proponowane przymierza łamią, a Bóg – zamiast zrobić to, co normalnie zrobiłby każdy urażony władca, albo nawet ojciec rodziny, potraktowany w taki sposób, a więc dać odczuć podwładnym czy dzieciom swoje rozczarowanie, czy wręcz żal o to – wychodzi z nową propozycją! Proponuje nowe przymierze, jeszcze bardziej trwałe, jeszcze bardziej wewnętrzne, skoncentrowane na sercu człowieka, lokalizujące tam właśnie wszystkie zasady tego przymierza.
Czyli nie jakiś zewnętrzny, luźny układ, obejmujący jakiegokolwiek rodzaju działania – takie, czy inne – ale to głęboka duchowa więź Boga, jako Ojca i Prawodawcy, ze swoimi dziećmi, dla których to Boże Prawo nie będzie uciążliwym kodeksem, zbiorem przepisów, ograniczającym ich wolność, ale zaproszeniem do wspólnej drogi! Mówiąc bardzo wprost: zaproszeniem do wzajemnej miłości, do mocnej duchowej więzi!
Do poznania Boga, a tak właściwie, to do wzajemnego poznania, przy czym mówimy o biblijnym rozumieniu słowa „poznać”, a to oznacza, że nie tylko wiedzieć, kto to jest, ale właśnie nawiązać z tym kimś wzajemną, serdeczną, mocną więź!
I dlatego właśnie, w ostatnim zdaniu dzisiejszego pierwszego czytania, Bóg mógł powiedzieć: Wszyscy bowiem od najmniejszego do największego poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał. Bo skoro poznają, czyli zaistnieje duchowa więź, to już nie będzie miejsca na grzech i występki!
I właśnie o to dzisiaj także Jezus zapytał w Ewangelii swoich najbliższych, swoich Apostołów, a więc tych, z którymi już tyle czasu przeżył, tyle kilometrów przemierzył, tyle znaków na ich oczach dokonał, tyle słów w ich obecności – i do nich samych – wypowiedział: zapytał ich, na ile między nimi a Nim jest duchowa więź, mocna i prawdziwa.
Stąd najpierw pytanie: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? Odpowiedzi, jakie padły: Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków – dobitnie pokazują, że ludzie jednak nie poznali Jezusa… Owszem, wiedzieli, jak ma na imię i że jest wędrownym Nauczycielem; że ma wokół siebie grupę Uczniów – i pewnie jeszcze coś tam o Nim wiedzieli, ale nie weszli z Nim w żadną głębszą więź, nie zrozumieli za bardzo Jego misji, Jego przekazu, Jego duchowych darów, z którymi do nich wyszedł…
A Apostołowie? Trzeba powiedzieć, że Piotr – być może, ratując ich z trudnego położenia – zdał egzamin z miłości do Jezusa i owej duchowej więzi. Owszem, to były tylko słowa – ale jakie słowa! Wszak sam Jezus zachwycił się nimi, stwierdzając wyraźnie, że Piotr sam z siebie nie mógł takich słów wypowiedzieć, dlatego już na pewno jest w jakiejś duchowej więzi z Bogiem, skoro została mu objawiona przez Ojca Niebieskiego prawda o Mesjaszu, Synu Boga żywego.
A skoro zostało to Piotrowi objawione, to w imieniu wszystkich Apostołów – i pewnie ku zaskoczeniu przynajmniej niektórych z nich – wypowiedział to, co wypowiedział, a za co Jezus tak bardzo go pochwalił. A nie tylko pochwalił, ale powiedział jeszcze coś bardzo ważnego: Otóż i Ja tobie powiadam Ty jesteś Piotr – Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
A więc realna władza nad Kościołem – władza duchowa – i pełna odpowiedzialność za Kościół! To z pewnością wskazuje na to, jak bardzo Jezus Piotrowi zaufał i jaka więź duchowa między nimi zaistniała.
Co nie zmienia faktu, że niedługo potem Piotr usłyszał z ust Jezusa takie oto słowa: Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie. Słyszymy to wszystko w jednym, dość krótkim fragmencie Ewangelii, a więc jedno zaistniało zaraz po drugim. Dlaczego aż tak surowo Jezus potraktował Piotra, skoro chwilę wcześniej tak bardzo go docenił? Gdzie tu jest prawda o Piotrze i o jego relacji z Jezusem?
Z pewnością, i jedno, i drugie stwierdzenie Jezusa, jest prawdziwe. Zresztą, my już dzisiaj wiemy, że Piotr naprawdę tę władzę nad Kościołem otrzymał i tę odpowiedzialność, a po nim – otrzymali ją kolejni jego następcy, aż do dzisiaj! Natomiast to drugie zdanie nie jest przekreśleniem tego pierwszego, ale mocnym ostrzeżeniem, skierowanym do Piotra – ale i do pozostałych Apostołów, ale i do nas wszystkich – że musimy ciągle czuwać, ciągle korygować swoje postępowanie, a zwłaszcza swoje myślenie, aby tej więzi duchowej z Jezusem nie zerwać, albo nawet nie osłabić…
Aby nigdy nie uwierzyć w samego siebie – w tym sensie, że jestem już taką pełnią doskonałości i takim wzorem pobożności, że wszyscy mogą brać ze mnie wzór, podziwiać mnie, a Ojciec Niebieski to już może mi w swoim Domu mościć najlepszy apartament! Nie, tak nie możemy myśleć!
Widzimy, jak łatwo Piotr wpadł w pułapkę przyziemnego, ciasnego myślenia – chociaż chwilę wcześniej pokazał taki duchowy poziom! Podobnie i Izraelici: obdarzeni takim zaufaniem Boga i nierzadko odpowiadający na to zaufanie bardzo pozytywnie – niestety, bardzo często także wpadali w pułapki pychy, lekkomyślności, albo także ciasnego, ograniczonego myślenia, dlatego przymierza z Bogiem łamali, odchodząc od Niego.
Dlatego i my musimy czuwać – stale, codziennie, a nawet w każdej godzinie swego życia, a nawet w każdej sekundzie swego życia, aż po tę chwilę ostatnią na tej ziemi – aby duchową więź z Jezusem stale rozwijać, odsuwając od siebie zdecydowanie wszystko, co tej więzi mogłoby zagrażać. Czyli, stale aktualizować odpowiedź, udzieloną już kiedyś, u początku ziemskiej drogi, na to pytanie, które Jezus dzisiaj postawił Apostołom, ale i nam wszystkim: A Wy – za kogo mnie uważacie?
Właśnie: Za kogo ja – osobiście, indywidualnie, w głębi swego serca, w pełnej odpowiedzialności za tę odpowiedź – uważam Jezusa? Ale tak naprawdę – za kogo? I po czym to widać w mojej postawie?
Bo po czym było to widać w postawie Patrona dnia dzisiejszego, to łatwo stwierdzimy, przyglądając się historii jego życia. A tymże Patronem jest dziś Święty Dominik, Kapłan.
Urodził się około 1170 roku w Hiszpanii. Pochodził ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Gdy miał czternaście lat, rodzice wysłali go do szkoły w Walencji. Następnie studiował w Salamance. W 1196 roku, po skończeniu studiów teologicznych, przyjął Święcenia.
Od samego początku gorliwie pracował nad sobą i nad bliźnimi, głosząc im słowo Boże. Tymczasem król Kastylii, Alfons IX, wysłał Biskupa Diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z poselstwem do Niemiec i Danii. A ponieważ Dydak był przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły Święty towarzyszył Biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się nawet w okolicach Szczecina i polskiego Pomorza.
W drodze powrotnej do Hiszpanii, w południowej Francji, Dydak i Dominik zetknęli się z legatami papieskimi, wysłanymi tam do zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów. Sekta ta pojawiła się około 1200 roku w mieście Albi.
Jej członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, między innymi Trójcy Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę Świętą, małżeństwo i pozostałe Sakramenty. Burzyli kościoły i klasztory, niszczyli obrazy i krzyże. W porozumieniu z legatami, Dominik postanowił oddać się pracy nad ich nawracaniem. Do tej akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także Biskup Dydak.
Ponieważ heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali go za majątki i wystawne życie duchownych, Biskup i Dominik postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do wioski, by prostować błędną naukę, a wyjaśniać autentyczną naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy apostolskiej. Odnotowano nawet pierwsze sukcesy.
Niebawem Biskup musiał powrócić do swojej Diecezji. Natomiast do Dominika dołączyło jedenastu cystersów, którzy postanowili wieść podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie powstał zalążek nowej rodziny zakonnej, w 1207 roku. W tym samym jednak roku Papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom zbrojną krucjatę na wiadomość, że heretycy ruszyli na kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy postanowił zwiększyć posty, umartwienia, częściej się modlić.
Dotychczasowe doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani. Wielu zniechęcał prymitywny styl życia i połączone z nim niewygody. Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy najpewniejszych. Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w 1215 roku. Tak powstał Zakon Kaznodziejski, czyli dominikanie. Jego głównym celem było głoszenie słowa Bożego i zbawianie dusz. Założyciel wymagał od zakonników ścisłego ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa.
W tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się wraz ze swoim Biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III, po wysłuchaniu zdania Biskupa, ustnie zatwierdził nową rodzinę zakonną. Zaraz po powrocie z Soboru, w 1216 roku, Dominik zwołał kapitułę generalną, na której przyjęto regułę Zakonu. Kiedy jednak, po odbytej kapitule, ponownie udał się on do Rzymu, dla zatwierdzenia reguły, Papież Innocenty III już nie żył.
Na szczęście, jego następca, Papież Honoriusz III, w 1218 roku oficjalnie zatwierdził nowy Zakon. Co więcej, wydał polecenie dla biskupów, by nowej rodzinie zakonnej udzielili jak najpełniejszej pomocy. Dominik założył również zakon żeński, zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.
Na kapitule generalnej, odbytej w Bolonii w 1220 roku, postanowiono – na podstawie nabytego doświadczenia – odrzucić z reguły i z konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne. W miejsce odrzuconych, wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się między innymi ten, że Zakon nie może posiadać na własność stałych dóbr, ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten sposób wszedł on do rodziny zakonów żebrzących.
W 1220 roku, Kardynał Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy bazylice Świętej Sabiny, który odtąd miał się stać konwentem generalnym Zakonu.
Przed śmiercią Dominik przyjął do Zakonu i nałożył habit Świętemu Jackowi i Błogosławionemu Czesławowi, pierwszym polskim dominikanom. Wysłał też swoich duchowych synów do Anglii, Niemiec i na Węgry.
Przez całe swoje życie Dominik odbywał częste podróże, głosząc Ewangelię i organizując wykłady z teologii. Zakładał nowe domy swego Zakonu, który z tego powodu bardzo szybko się rozpowszechnił. W 1220 roku, Honoriusz III powołał go na przełożonego generalnego. Wyczerpany pracą w prymitywnych warunkach, wrócił nasz Patron do Bolonii. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku, na rękach swych współbraci. W jego pogrzebie wzięło udział wielu dygnitarzy kościelnych.
Pochowany został w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w krypcie tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się zaraz po śmierci. Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane łaski. Na tej podstawie, Papież Grzegorz IX, po przeprowadzeniu procesu kanonicznego, wyniósł Dominika do chwały Świętych, w 1234 roku.
Założony przezeń zakon także wydał wielu Świętych. Położył też wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z pierwszych, którzy wysyłali tam swoich misjonarzy.
A w dziele zatytułowanym: „Dzieje Zakonu Kaznodziejskiego” zapisano taką oto relację o Ojcu Założycielu:
„Dominik odznaczał się tak wielką prawością obyczajów i tak niezwykłą żarliwością o sprawy Boże, że bez trudu można w nim było rozpoznać wybrane naczynie świętości i łaski. Wyróżniała go też niezachwiana równowaga ducha, z wyjątkiem chwil, kiedy ogarniało go współczucie i miłosierdzie.
Ponieważ zaś radosne serce wyraża się w pogodzie oblicza, dlatego pełna pokoju wewnętrzna postawa objawiała się na zewnątrz w serdeczności i wesołości spojrzenia. Wszędzie okazywał się człowiekiem ewangelicznym w słowie i czynie. Za dnia nikt nie był bardziej przyjazny i miły względem towarzyszy i braci – w nocy nikt bardziej oddany czuwaniom i modlitwie.
Oszczędny w słowach, rozmawiał albo z Bogiem na modlitwie, albo o Bogu – i polecał braciom czynić to samo. Często i gorąco prosił Boga, aby dał mu miłość zdolną wyjednywać i przekazywać ludziom zbawienie. Uważał bowiem, że wtedy będzie naprawdę należał do Chrystusa, gdy całkowicie poświęci się zdobywaniu dusz, podobnie jak Zbawca wszystkich, Jezus Chrystus, cały się ofiarował dla naszego zbawienia. W tym celu – zgodnie z zamiarem Bożej Opatrzności – założył Zakon Braci Kaznodziejów.
Ustnie i pisemnie często zachęcał braci wymienionego Zakonu, aby stale pogłębiali znajomość Starego i Nowego Testamentu. Nosił zawsze ze sobą Ewangelię Mateusza i Listy Pawła. Czytał je tak często, że znał je prawie na pamięć. Dwa albo trzy razy wyznaczany był na stolicę biskupią. Za każdym razem odmawiał, przedkładając ponad biskupstwo życie w ubóstwie z braćmi.
Aż do śmierci zachował nietkniętą chwałę dziewictwa. Za wiarę w Chrystusa pragnął doznawać chłosty, ćwiartowania i śmierci. Ojciec święty Grzegorz X powiedział o nim: „Znałem go jako człowieka, który wiernie wypełniał wskazania Apostołów, i nie wątpię, że wraz z nimi dzieli chwałę niebios”. Tyle z pisemnej relacji o życiu Świętego Dominika.
Wpatrzeni w jego przykład, jak również zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, jakiej odpowiedzi udzielam codziennie – o ile jej udzielam, o ile przed nią nie próbuję uciekać – na pytanie, za kogo ja tak naprawdę uważam Jezusa? Kim On dla mnie jest – ale tak naprawdę?
No, właśnie – kim?…