Szczęść Boże! Moi Drodzy, pozdrawiam Was z Lublina, gdzie dzisiaj jeszcze zamierzam być przez cały dzień. O 18:00 znowu planuję Mszę Świętą w Parafii Świętego Jana Kantego, a potem – przełożony z wtorku spotkanie z dwoma Szymonami, Członkami Wspólnoty SPE SALVI.
I pozwólcie, że już dzisiaj zapowiem jutrzejszą audycję – skoro już mam komplet wiadomości na jej temat. Oto więc w piątek, 27 września 2024., w Katolickim Radiu Podlasie odbędzie się kolejna audycja, w ramach formatu: TYŚ NASZĄ KRÓLOWĄ! Jest to audycja, przygotowywana we współpracy Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach z Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Tematem audycji będzie: ŻYCIE W OBLACKIEJ WSPÓLNOCIE…, a Uczestnikami będą: Ojcowie Oblaci, posługujący w Kodniu. Pełna lista Uczestników i tematów – na stronie i na fb Duszpasterstwa Akademickiego w Siedlcach.
Audycja rozpocznie się o godz. 21:40 i potrwa do 23:00. Zachęcam do słuchania, oraz do łączności z nami – telefonicznej i smsowej. Telefon do studia – do „wejścia na żywo”: 25 / 644 65 55; sms do Radia: 509 056 590; sms do mnie: 604 736 981. Można nas słuchać także w internecie: https://radiopodlasie.pl/radio-online/ lub odsłuchać audycji później, w «Archiwum dźwięków». Powtórka audycji na falach Radia – następnej nocy, około godziny 1:00.
Oto jej zapowiedź na naszym portalu diecezjalnym:
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Tak więc, co dziś mówi do mnie Pan? Do mnie – osobiście i konkretnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 25 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Leśniańskiej,
26 września 2024.,
do czytań: Koh 1,2–11; Łk 9,7–9
CZYTANIE Z KSIĘGI KOHELETA:
Marność nad marnościami – powiada Kohelet – marność nad marnościami, wszystko marność. Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? Pokolenie przychodzi i odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia.
Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie.
Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.
To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: „Patrz, to coś nowego”, to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci po tych, co dawniej żyli, ani po tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia o tych, co będą potem.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał.
Lecz Herod mówił: „Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?” I chciał Go zobaczyć.
Jeśliby tylko na tym pozostać, co usłyszeliśmy w pierwszym czytaniu, to powiedzielibyśmy, że Księga Koheleta to jedno wielkie świadectwo pesymizmu, rozgoryczenia, smutku, jakiejś totalnej przegranej… Na szczęście, to tylko fragment. Nie cała Księga. Kiedy bowiem przeczytamy całą, to przekonamy się, że na tym się całość nie kończy. I że owo narzekanie i uskarżanie się nie obejmuje całości treści Księgi – że są tam też motywy nadziei.
Owszem, w dzisiejszym czytaniu słyszymy tylko to, co słyszymy: stwierdzenia o marności, o jakiejś życiowej monotonii… O totalnej przewidywalności wszystkiego, o jakimś nienaruszalnym, ustalonym, a przez to nudnym rytmie przyrody… Tak, swoją drogą, to może nieco dziwić, że nawet ów ustalony rytm przyrody jest dla Autora biblijnego powodem do niejakiego narzekania… Ktoś inny, na jego miejscu, pewnie by się cieszył tym, że jest porządek, że jest harmonia, że wszystko idzie ustalonym rytmem. A my dzisiaj słyszymy, że to wszystko marność!
Podobnie, jak i bieg dziejów świata. Słyszymy: To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: „Patrz, to coś nowego”, to już to było w czasach, które były przed nami. Nie ma pamięci po tych, co dawniej żyli, ani po tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia o tych, co będą potem.
Chciałoby się powiedzieć: nic, tylko jeden wielki smutek, jedno wielkie narzekanie, jedno wielkie rozczarowanie wszystkim i wszystkimi. I może się zastanawiamy, po co Kościół daje nam dzisiaj taką właśnie treść – bez jednego choćby słowa nadziei, rozluźnienia tej smutnej atmosfery, bez jednego choćby kontrargumentu? Dlaczego właśnie tak? Jakie przesłanie niesie nam taki kształt czytania, taki wybór treści?
A może właśnie takie, że w ten sposób wyraża ono odczucia wielu ludzi, w taki właśnie sposób oceniających swoje życie – jako marność nad marnościami, wszystko marność. Jeżeli zatem dzisiaj tak wielu ludzi narzeka na kształt swojego życia i swojej codzienności, a niektórzy podkreślają właśnie ową monotonię i kręcenie się w codziennym kieracie, to w tym momencie mogą przekonać się, że ich odczucia nie są obce Autorowi biblijnemu; że tego typu przeżycia mieli ludzie, żyjący tysiące lat temu! Dlatego jest o tym mowa także na kartach Biblii!
I jeżeli dzisiaj odczytujemy je w czasie liturgii i na nich poprzestajemy, to może właśnie po to, aby uświadomić sobie, że i z takimi przeżyciami, z takimi naszymi smutkami i dylematami, powinniśmy śmiało iść do Jezusa, śmiało przynosić je do kościoła, składać na ołtarzu, mówić o tym Panu, Jemu powierzać – i Jego pytać, co z tym robić?…
W tym kontekście, ktoś kiedyś mądrze powiedział, że każdy z nas może – jak najbardziej! – narzekać, biadolić, krytykować, obmawiać za plecami, uskarżać się, plotkować o innych… I to do woli! Być może, w tym momencie wielu z nas wyrazi zdziwienie: jak to – można? Ot, tak, po prostu? Przecież z takich rzeczy się spowiadamy, a tu nagle okazuje się, że można obmawiać, krytykować, narzekać, biadolić – i czego by tu jeszcze nie wymienić – i wszystko jest w porządku?
Tak, jeżeli będziemy biadolić, narzekać, obmawiać innych, krytykować ich i uskarżać się na nich – do Jezusa! Właśnie do Niego! Nie do ludzi, ale do Jezusa! Wszak On i tak wie, co przeżywamy, co myślimy tak ogólnie, o wszystkim; a w tym także: co myślimy o ludziach, wśród których żyjemy i których na naszej drodze spotykamy… I wie o tym, że nieraz przychodzą na nas takie dni, w których chciałoby się powiedzieć tylko to jedno: Marność nad marnościami – wszystko marność!
Ale my wiemy, że mamy jeszcze Jezusa! Że nie tyle: „jeszcze”, co: „przede wszystkim” – mamy Jezusa! A z Nim i w Nim wszystko nabiera nowego, innego sensu. Nabiera w ogóle sensu – w sytuacji, w której wszystko wokół wydaje się nam nie mieć sensu. Z Nim wszystko wygląda inaczej! Bo On już dobrze wie, co zrobić z tymi problemami, z tym narzekaniem i biadoleniem, z jakim do Niego przyjdziemy…
Pod warunkiem, że Jego obecność w naszym życiu potraktujemy inaczej, niż potraktował ją Herod, o czym słyszymy w Ewangelii. Oto bowiem usłyszał [on, czyli Herod] o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Okazało się więc, że ten zdeprawowany zbrodniarz nie mógł się jednak uwolnić od wyrzutów sumienia! Stąd jego niepokój, wyrażony także w słowach: Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?
Dowiadujemy się dalej, że chciał Jezusa zobaczyć. Po co? Czy po to, by w Niego uwierzyć? Oj, to chyba zbyt optymistyczne spojrzenie na sprawę… A może właśnie po to, by uciszyć wspomniane wyrzuty sumienia, które jakoś tam jednak odzywały się spod tego pancerza obłudy, cynizmu i pychy, który otaczał jego serce?… A może chciał zaspokoić swoją ciekawość i próżność, bo może pomyślał sobie, że jak zobaczy, kto to jest i co robi, i co mówi, to może łatwiej mu będzie zapanować nad całą sytuacją i mieć ją pod kontrolą: mieć pod kontrolą te wszystkie znaki i cuda, których ten tajemniczy Człowiek dokonuje?
Nie wiemy, o czym tak naprawdę myślał, kiedy – jak słyszymy w Ewangelii – chciał Jezusa zobaczyć. Raczej nic nam nie wiadomo o jakimś jego nawróceniu i o tym, żeby w Jezusa uwierzył…
My także pozostaniemy sami – i bezradni – z całą tą życiową «marnością» i ze swoimi smutkami, i ze swoimi przeżyciami i dylematami, i ze swoim narzekaniem i uskarżaniem się na wszystko i wszystkich, jeżeli Jezus będzie dla nas „kimś obok”, a nie tym pierwszym i najważniejszym!
Dlatego mocno postanówmy sobie, a właściwie to postanawiajmy i realizujmy każdego dnia: z całą tą «marnością», jaką niesie życie – zawsze prosto do Jezusa! A wtedy szybko się okaże, że nie jest jeszcze tak źle! I że nasze życie – to wcale nie taka marność…
I właśnie z tymi przeżyciami i pragnieniami, pobożny lud Podlasia (tego tradycyjnie nazywającego się Podlasiem, a nie według oficjalnego podziału administracyjnego Polski), czyli lud Diecezji siedleckiej, Diecezji drohiczyńskiej, a także wielu Pielgrzymów z różnych zakątków Polski i świata – wytrwale pielgrzymuje do Sanktuarium Matki Bożej w Leśnej Podlaskiej, której liturgiczne wspomnienie Diecezja siedlecka dzisiaj obchodzi. Warto zatem przypomnieć, jak w ogóle doszło do powstania tegoż szczególnego miejsca kultu?
Otóż, w dniu 26 września 1683 roku, dwaj chłopcy, pasący bydło w pobliżu tej miejscowości – dziewięcioletni Aleksander Stelmaszczuk i dziesięcioletni Miron Makaruk – znaleźli na drzewie dzikiej gruszy jaśniejący obraz. Wizerunek został umieszczony w zbudowanym wkrótce kościele i tam zaczął gromadzić rzesze ludzi, a w miejscu, gdzie – według tradycji – ów Wizerunek się ukazał, została zbudowana kaplica. Komisja biskupia dwukrotnie – w roku 1684 i 1700 – wydała dekrety o niezwykłości łask.
Doświadczyli ich już w czasie wyprawy pod Wiedniem Jan Michałowski i Grzegorz Kulczycki, wysłani przez króla Jana III Sobieskiego do księcia Lotaryngii. Musieli się oni w przebraniu przedzierać przez obóz turecki. Uratowali się, bo polecili się opiece Matki Bożej Leśniańskiej i kiedy wrócili szczęśliwie z wojny do kraju, złożyli Jej swoje wota oraz zabrane Turkom pałasze.
Samą zaś Parafię w Leśnej Podlaskiej erygowano w 1695 roku. Na miejscu dawnego kościoła z XVIII wieku, stoi obecnie barokowy, murowany, piękny kościół. W jego ołtarzu głównym znajduje się wyryta na kamieniu płaskorzeźba, pochodząca z XVII wieku. Przedstawia Matkę Bożę w półpostaci z Dzieciątkiem na prawym ręku, w lewej ręce trzymającą otwartą książkę, na której wspiera się skrzydłami gołębica. Pan Jezus natomiast w prawej rączce trzyma książkę, a lewą unosi do góry.
Obraz wykuty jest w kamieniu drobnoziarnistym o czerwonawym odcieniu. Ma kształt owalny o wymiarach zaledwie: 29 cm x 31,7 cm i około 5 cm grubości.
Opiekę nad Wizerunkiem i Parafią powierzono zakonowi paulinów. W okresie zaborów klasztor zamknięto jednak za sprzyjanie Powstaniu Styczniowemu, ale gorący kult Maryi Leśniańskiej trwał nieprzerwanie, mimo ukrycia Obrazu – w niewiadomym miejscu – w obawie przed zabraniem.
Obraz odnaleziono i w 1927 roku uroczyście wprowadzono do Leśnej. Wizerunek koronował – w dniu 18 sierpnia 1963 roku – Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski. Natomiast Święty Jan Paweł II, w roku 1984, podniósł kościół leśniański do godności bazyliki mniejszej.
Wpatrzeni w Oblicze Matki Bożej na Jej leśniańskim Wizerunku, oraz zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy, jak „ratujemy” się z poczucia marności życia i świata, jaka nam się nieraz udziela? Czy ze swoimi troskami, dylematami i skargami – tak na różne trudne sprawy, jak i na różnych trudnych ludzi – idziemy od razu do Jezusa? I czy wzywamy wtedy wstawiennictwa Jego i naszej Matki – dobrze wiedząc, że i Jej życie, na tym świecie, nie było łatwe? Czy mamy tę świadomość, że Ona dobrze nas we wszystkim rozumie?…