Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ojciec Edgar Semeniuk, Franciszkanin, posługujący w swoim czasie w Lublinie, w Parafii, na terenie której mam od lat swoje mieszkanie; a następnie posługujący w Opatowie, gdzie był Gwardianem i Proboszczem – i gdzie zapraszał mnie do odprawienia różnych uroczystości i odpustów.
A znamy się także i stąd, że Ojciec Edgar – jeszcze jako Adam – pochodzi z Parafii Terespol, na terenie której i ja mieszkałem w pierwszych latach życia i gdzie byłem ochrzczony. Niech nasz Pan udziela Solenizantowi wszystkich możliwych darów i prowadzi przez życie i kapłańską oraz zakonną posługę. Zapewniam o modlitwie!
A ja dzisiaj pozdrawiam Was z Lublina, gdzie zamierzam być do piątku wieczorem, chociaż to oczywiście różnie być może. W każdym razie, dzisiaj planuję Mszę Świętą o 18:00, w „mojej” Parafii Świętego Jana Kantego. Już o tym rozmawiałem – i o planach na najbliższe tygodnie – z Księdzem Kanonikiem Bogdanem Zagórskim, Proboszczem Parafii, zwanym przeze mnie i przez bliskie mi Osoby: NAJDOSTOJNIEJSZĄ EMINENCJĄ! To naprawdę niezwykły Człowiek! Wzór kapłana i człowieka! Bogu dzięki za takich Ludzi i takich Kapłanów!
Tymczasem, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnie przesłaniem się zwraca? Duchu Święty, pomóż zgłębić Boże słowo…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 14 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Jana z Dukli, Kapłana,
8 lipca 2025.,
do czytań: Rdz 32,23–33; Mt 9,32–37
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Jakub wstał w nocy i zabrawszy obie swe żony, dwie ich niewolnice i jedenaścioro dzieci, przeprawił się przez bród potoku Jabbok. A gdy ich przeprawił przez ten potok, przeniósł również na drugi brzeg to, co posiadał.
Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: „Puść mnie, bo już wschodzi zorza!” Jakub odpowiedział: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!” Wtedy tamten go zapytał: „Jakie masz imię?” On zaś rzekł: „Jakub”. Powiedział: „Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś”. Potem Jakub rzekł: „Powiedz mi, proszę, jakie jest twe imię?” Ale on odpowiedział: „Czemu pytasz mnie o imię?” I pobłogosławił go na owym miejscu.
Jakub dał temu miejscu nazwę Penuel, mówiąc: „Mimo że widziałem Boga twarzą w twarz, jednak ocaliłem me życie”. Słońce już wschodziło, gdy Jakub przechodził przez Penuel, utykając na nogę, został bowiem porażony w staw biodrowy, w to właśnie ścięgno.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Przyprowadzono do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: „Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu”.
Lecz faryzeusze mówili: „Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy”.
Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza.
Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Bardzo tajemnicze wydarzenie opisane zostało w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Słyszeliśmy o nim zapewne nieraz, może też niejeden komentarz na jego temat przeczytaliśmy, ale czy przez to jest ono dla nas mniej tajemnicze? I jaki w ogóle sens, znaczenie i przesłanie mają dla nas opisane dzisiaj wydarzenia?
Oto Jakub – po uporaniu się z przeprawą całej swojej rodziny i całego dobytku przez potok Jabbok – kiedy zamierzał trochę odpocząć i wyciszyć się, musiał stanąć do walki. Z kim? Chyba początkowo nie wiedział, natomiast na pewno w trakcie tego zmagania coraz bardziej wzrastała jego świadomość, z kim ma do czynienia. Inaczej – czyż prosiłby o błogosławieństwo?
Komentatorzy biblijni słusznie zestawiają to wydarzenie z tym, które dokonało się w jego domu rodzinnym, kiedy to podstępnie wyłudził błogosławieństwo, przynależne jego bratu Ezawowi. Dlatego teraz, kiedy uświadomił sobie, z kim się zmaga, poprosił o błogosławieństwo – by się tak wyrazić – już w sposób „legalny”, a więc o to błogosławieństwo, które otrzyma on sam jako on, jako Jakub, a nie jako „udawany” Ezaw. I – jak się dowiadujemy – otrzymał.
A otrzymał w jakimś sensie dlatego, że „wygrał” z Bogiem! „Zwyciężył” Go! Po całej nocy bardzo dziwnego w swej wymowie zmagania, ów Przeciwnik, z którym się zmagał, poprosił: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! I to wtedy właśnie Jakub odrzekł: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! A wówczas ów tajemniczy Przeciwnik zmienił imię Jakuba na to imię, pod którym będzie już znany przez wieki – aż do dzisiaj – i pod którym będzie i jest znany jego naród: Izrael.
Mamy tu zatem przedziwną sekwencję wydarzeń: z jednej strony walka i „wygrana” Jakuba, z drugiej strony to ten Pokonany pyta zwycięzcę o imię i je otrzymuje, sam zaś swego imienia nie ujawnia. Udziela jednak błogosławieństwa, co jest wyraźnym znakiem otwartości i życzliwości dla tego, któremu tegoż błogosławieństwa udziela. Natomiast przedstawienie swojego imienia komuś to jest – w rozumieniu biblijnym – w jakimś sensie oddanie się mu do dyspozycji; jest to swoiste oddanie temu komuś władzy nad sobą.
Zauważmy – choć to może nie jest zbyt szczęśliwa analogia – że egzorcyści, podejmując się dzieła uwolnienia kogoś spod wpływu złego ducha, najpierw pytają tegoż złego ducha o jego imię. On się zwykle miota i burzy, ale ponieważ egzorcysta działa mocą i w imieniu Jezusa, w którym to starciu zły duch nie ma najmniejszych szans, przeto imię to zawsze pada. A to jest dla owego złego ducha bardzo niekorzystna sytuacja, bo on wolałby działać pokrętnie i w ukryciu, a przedstawienie imienia jest właśnie odkryciem się przed przeciwnikiem. Dla niego takim przeciwnikiem jest oczywiście Jezus.
Dla Jakuba Bóg stał się swoistym Przeciwnikiem w walce, ale przyznajmy, że to taki dziwny przeciwnik… Bo przecież powiedzmy sobie szczerze, że Jakub zwyciężył dlatego, że Bóg dał się zwyciężyć. To nie była walka w sensie dosłownym – to wydarzenie głęboko symboliczne. I na pewno bardziej duchowe, niż fizyczne.
Bo gdyby to miała być walka w sensie dosłownym, czyli fizycznym, to – po pierwsze – na pewno by do niej nie doszło, bo Bóg nigdy nie chce z człowiekiem walczyć i nie walczy, a po drugie: skoro Bóg tę walkę podejmuje i pozwala człowiekowi ją wygrać, po czym, jako Przegrany, udziela błogosławieństwa, to znak, że tu nie o walkę w rozumieniu dosłownym chodzi, a o coś znacznie większego i głębszego.
Tutaj po prostu Bóg chciał pokazać Jakubowi, jak mocną walkę on, czyli Jakub, stoczył tak naprawdę z sobą samym – od tego chociażby dnia, kiedy wyszedł z domu rodzinnego, obdarzony podstępnie otrzymanym błogosławieństwem ojcowskim, po czym doświadczył tylu różnych trudności i przeszkód na swoich życiowych drogach. I oto teraz, z całym tym bagażem doświadczeń, a na pewno także i przemyśleń, głębokich refleksji – staje oko w oko z Bogiem, który pozwalając mu się zwyciężyć, daje mu jasny znak, że jest z nim i będzie z nim; że będzie go prowadził i będzie mu błogosławił.
Natomiast on, Jakub, ma być odważny i ma się nie bać podejmować kolejnych zmagań na tej drodze, która przed nim. Bo skoro Bóg dał mu się zwyciężyć, to z Bożą pomocą żadna przeszkoda i żadna trudność nie będzie dla niego ponad siły. Niestety, jeżeli staje się w opozycji do Boga i próbuje się walczyć samemu, albo walczyć z Bogiem – z pozycji Jego wroga – to na pewno nie ma co liczyć na sukces w takiej „walce”.
O takiej postawie z pewnością możemy mówić w przypadku tych, którzy dzisiaj powiedzieli Jezusowi – jak to słyszeliśmy w czytaniu ewangelicznym – że wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy. To zazdrośni faryzeusze wypowiedzieli te słowa, nie podzielając powszechnego podziwu, jaki wywołało – dokonane chwilę wcześniej – uwolnienie niemowy, opętanego przez złego ducha.
Bo tak zwani „zwykli” ludzie wołali w zachwycie: Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu! I to właśnie dla tych ludzi Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza.
Oni nie walczyli z Bogiem. Oni mieli poczucie niejednej przegranej walki ze sobą samym, ze swoim życiem… To, że mogli się czuć znękani i porzuceni – to właśnie potwierdzenie tych przegranych walk. Ale to właśnie dlatego oddali się pod opiekę Tego, o którym wiedzieli – a choćby przeczuwali – że to On będzie za nich walczył! I będzie za nich – i dla nich – zwyciężał!
Skorzystajmy z ich przykładu – i zaufajmy Jezusowi! Niech On za nas walczy – także z nami samymi, z naszymi słabościami, z naszym grzechem, z naszym marazmem, lenistwem, wygodnictwem… Oddajmy Mu pełne dowództwo nad wszystkimi naszymi duchowymi walkami. Natomiast nie walczmy z Nim – oczywiście, z pozycji wroga. Bo z pozycji kogoś, kto szuka odpowiedzi na swoje pytania, kto szuka rozwiązania swoich wątpliwości i dylematów, to – jak najbardziej – możemy i wręcz powinniśmy się z Nim zmagać. On sam nas do tego zachęca. I tego nie możemy się obawiać!
Nie możemy się obawiać totalnej szczerości w owym duchowym zmaganiu się, czyli w powiedzeniu chociażby Jezusowi o tym, co nas boli i czego nie rozumiemy z tych spraw, które dzieją się w naszym życiu. My naprawdę możemy wręcz dobijać się o pomoc, o światło, o wsparcie, o pocieszenie, o nadzieję…
My możemy wręcz się z tym naszym Jezusem kłócić! Zmagać się z Nim! Ale nie z pozycji wroga, a z pozycji Jakuba, który na końcu tego zmagania poprosi Przegranego w tej walce o błogosławieństwo. I to błogosławieństwo – w postaci wsparcia i pocieszenia – z pewnością otrzyma. Tak, jak otrzymał Jakub. I jak otrzymali ci, którzy dzisiaj – jak słyszymy w Ewangelii – pozwolili Jezusowi zwyciężyć w sobie i w swoim życiu!
I jak pozwolił Patron dnia dzisiejszego, Święty Jan, Kapłan. Co o nim wiemy?
Urodził się w 1414 roku, w Dukli, w dzisiejszej diecezji przemyskiej, w rodzinie mieszczańskiej. Legenda głosi, że studiował w Krakowie, jednak brakuje źródeł historycznych, które potwierdzałyby ten fakt. Po studiach wrócił do Dukli, gdzie żył jako pustelnik w lasach. Do franciszkanów konwentualnych wstąpił prawdopodobnie w Krośnie, między 1434 a 1440 rokiem. Miał wtedy około dwudziestu pięciu lat. Przed przyjęciem Święceń kapłańskich odbył studia u franciszkanów.
W zakonie piastował różne stanowiska, między innymi – kaznodziei. Był światłym kapłanem i teologiem. Kilkakrotnie obierano go na przełożonego klasztoru w Krośnie i Lwowie. W 1463 roku, pod wpływem Świętego Jana Kapistrana, reformatora franciszkańskiego życia zakonnego, wstąpił do bernardynów. W zakonie tym piastował różne urzędy.
Zarówno jako kaznodzieja, jak i spowiednik, odznaczał się niezwykłą gorliwością. Miał dar proroctwa. W pełnieniu obowiązków nie przeszkodziła mu nawet utrata wzroku pod koniec życia. Nie stronił też od pracy fizycznej w ogrodzie i w kuchni. Zmarł we Lwowie, 29 września 1484 roku.
Jan z Dukli od najmłodszych lat zdradzał predyspozycje do głębszego życia duchowego. W zakonie brał udział we wszystkich nabożeństwach, wyróżniał się kultem do Matki Bożej. Często na modlitwie spędzał całe noce. Zaraz po śmierci rozwinął się jego kult. Rosła ilość spisywanych cudów i łask, otrzymanych od Boga za jego pośrednictwem. 2 stycznia 1733 roku, Papież Klemens XII ogłosił go błogosławionym. Jego Kanonizacji dokonał natomiast Święty Jan Paweł II, w dniu 10 czerwca 1997 roku.
I to właśnie Jan Paweł II, nawiedzając grób Świętego, tak o nim mówił: „Jakże bliski wydaje się nam Błogosławiony Jan w tej świątyni, w której przechowuje się jego relikwie! Bardzo chciałem tu przybyć, aby w ciszy klasztoru wsłuchać się w głos jego serca i wspólnie z wami wgłębić się w tajemnicę jego życia i świętości. A było to życie całkowicie oddane Bogu.
Zaczęło się w pobliskiej pustelni. To właśnie tam, wśród ciszy i duchowej walki, „uchwycił go Bóg” i tak już pozostali razem do końca. Wśród tych gór uczył się żarliwej modlitwy i przeżywania Bożych tajemnic. Powoli utwierdzała się jego wiara, krzepła miłość, aby później wydać zbawienne owoce już nie w odosobnieniu, na pustelni, ale w murach klasztoru franciszkanów konwentualnych, a następnie u bernardynów, gdzie spędził ostatni okres swego życia.
Zasłynął Błogosławiony Jan jako mądry kaznodzieja i gorliwy spowiednik. Tłumnie schodzili się do niego ludzie spragnieni zdrowej Bożej nauki, aby słuchać jego kazań, czy też u kratek konfesjonału szukać umocnienia i porady. Zasłynął jako przewodnik dusz i roztropny doradca wielu ludzi. Zapiski mówią, iż pomimo starości i utraty wzroku, pracował nieprzerwanie – prosił, by mu odczytywano kazania, aby mógł dalej nauczać. Szedł do konfesjonału po omacku, aby nadal nawracać i prowadzić do Boga.
Świętość Błogosławionego Jana wynikała z jego głębokiej wiary. Całe jego życie i gorliwość apostolska, umiłowanie modlitwy i Kościoła – wszystko to było oparte na wierze. Była ona dla niego siłą, dzięki której potrafił wszystko to, co materialne i doczesne, odrzucić, by poświęcić się temu, co Boże i duchowe.
Bracia i Siostry, często nawiedzajcie to miejsce! Ono jest wielkim skarbem waszej ziemi, bo tu przemawia Duch Pana do ludzkich serc za pośrednictwem waszego świętego Rodaka. Mówi on, że życie osobiste, rodzinne i społeczne, trzeba budować na wierze w Jezusa Chrystusa. Wiara bowiem nadaje sens wszystkim naszym wysiłkom. Pomaga odkrywać prawdziwe dobro, ustala prawidłową hierarchię wartości, przenika całe życie.” Tyle z przemówienia Papieża Jana Pawła II.
My zaś, wpatrzeni w postawę Świętego Jana z Dukli oraz wsłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, a także w słowa Jana Pawła II o duchowych walkach, prowadzonych przez naszego Patrona, zapytajmy raz jeszcze samych siebie, czy przede wszystkim nie boimy się tych duchowych walk, czy przed nimi nie uciekamy, ale czy oddajemy dowództwo w ręce Jezusa i pod tym dowództwem, czyli wsparci Jego słowem, Jego Sakramentami i Jego łaską – zwyciężamy? Z samymi sobą?…