Aby widzieli światło…

A
Szczęść
Boże! Moi Drodzy, wczoraj składałem życzenia urodzinowe mojemu
Szwagrowi, Kamilowi, kiedy to dowiedziałem się o jeszcze jednych
urodzinach, które w tym dniu – od przyszłego roku – będą w
rodzinie Niedźwiedzkich obchodzone. Oto bowiem wczoraj, po 7:00
rano, narodził się Tomek Niedźwiedzki. Niech Pan będzie
uwielbiony za ten wspaniały dar dla całej naszej Rodziny!
Pozwoliłem
sobie zażartować wczoraj, w rozmowie ze szczęśliwymi Rodzicami,
że nie wiem, czy najpierw gratulować narodzin Syna, czy ponarzekać
na skąpstwo, bo wychodzi na to, że Tato z Synem tak wszystko
poustawiali, żeby razem obchodzić urodziny i nie musieć zapraszać
gości dwa razy! Oczywiście, to żart, natomiast radość jest
ogromna! I dziękczynienie Panu za to, że wszystko przebiegło bez
żadnych komplikacji.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
25 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie
Bł. Władysława z Gielniowa, Kapłana,
do
czytań: Ezd 1,1–6; Łk 8,16–18

CZYTANIE
Z KSIĘGI EZDRASZA:
Aby
się spełniło słowo Pana przepowiedziane przez usta Jeremiasza,
pobudził Pan ducha Cyrusa, króla perskiego, w pierwszym roku jego
panowania, żeby ogłosił w całym swoim królestwie i wydał na
piśmie, co następuje:
Tak
mówi Cyrus, król perski: «Wszystkie królestwa ziemi dał mi Pan,
Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, która
jest w Judei. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze
ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie do Jerozolimy
w Judei i niech zbuduje dom Pana, Boga Izraela, to jest Boga, który
jest w Jerozolimie. A każdego z tych, co przetrwali, współmieszkańcy
wszystkich miejscowości, gdzie taki przebywa, mają go wesprzeć
srebrem, złotem, sprzętem i bydłem, nadto dobrowolnymi ofiarami
dla domu Boga, który jest w Jerozolimie»”.
Wtedy
powstali naczelnicy rodów Judy i Beniamina, jak również kapłani i
lewici, słowem każdy, którego ducha Bóg pobudził, aby ruszył w
drogę zbudować dom Pana znajdujący się w Jerozolimie. A wszyscy
sąsiedzi poparli ich wszystkim: srebrem, złotem, sprzętem, bydłem
i kosztownościami, oprócz wszystkich darów złożonych
dobrowolnie.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus
powiedział do tłumów: „Nikt
nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod
łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci,
którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być
ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie
wyszło.
Uważajcie
więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma,
temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”.

Jeżeli
słyszymy dzisiaj w pierwszym czytaniu, że do zbudowania świątyni
pobudził
Pan ducha Cyrusa, króla perskiego,

to
musimy mieć w świadomości, że Cyrus
to tak
naprawdę wróg
narodu wybranego, okupant,
a więc ktoś,
kto temuż narodowi odebrał wolność i panował nad nim. Właśnie
tego władcę Bóg –
sobie
tylko znany sposobem –
pobudził
i zmobilizował, aby ogłosił
w całym swoim królestwie i wydał na piśmie, co następuje: „Tak
mówi Cyrus, król perski: «Wszystkie królestwa ziemi dał mi Pan,
Bóg niebios. I On mi rozkazał zbudować Mu dom w Jerozolimie, która
jest w Judei. Jeśli z całego ludu Jego jest między wami jeszcze
ktoś, to niech Bóg jego będzie z nim; a niech idzie do Jerozolimy
w Judei i niech zbuduje dom Pana, Boga Izraela…
»”.
Niezwykła,
doprawdy, tajemnica działania Boga, który w ten sposób jasno
udowadnia, że dla Jego wszechwładzy
i wszechmocy nie ma żadnych ograniczeń

i jeżeli chce pokazać, że naprawdę opiekuje się swoim ludem, to
jasno i
przekonująco to
pokaże. Zresztą, nie pierwszy już raz Bóg udowodnił, że jest w
stanie zapanować nad tymi, którzy panowali nad Jego ludem – żeby
wspomnieć chociażby
wyjście z niewoli egipskiej.
Jest
to bardzo radosna i optymistyczna wiadomość, chociaż w niejednym
sercu może wzbudzić niejaką wątpliwość, że skoro tak, to
dlaczego
w ogóle Bóg dopuszcza do nieszczęść

i konfliktów międzyludzkich, i dlaczego Jego dzieci nieraz doznają
cierpień, a przynajmniej trudności i przeciwności?… Jeżeli Bóg
jest tak
wszechmocny
i tak potężny – bo przecież jest – to czemu
nie reaguje radykalnie i konkretnie od razu,

tylko czeka, aż ciężki los jednak
spotka
ludzi?… A czasami to jakby w ogóle na to nie reagował…
Oczywiście,
dotykamy tutaj wielkiej tajemnicy Bożego działania i nie odkryjemy
w całości przyczyn takiego, a nie innego stanu rzeczy. Ale zapewne
nie pobłądzimy, jeżeli nasze refleksje skoncentrujemy wokół
tematu wolności
człowieka i Jego odpowiedzi na Boże zamiary.

Dobrze to zresztą obrazuje dzisiejsza Ewangelia.
Mowa
w niej o zapalonej lampie, która świecąc nawet bardzo jasnym
światłem, niczego
nie rozjaśni, jeżeli zostanie przykryta

jakimś naczyniem, lub wstawiona pod łóżko. W każdym z tych
przypadków światło będzie
jaśniało, ale nie będzie niczego rozjaśniało,

bo czyjeś nieroztropne działanie sprawi, że zostanie ono
przysłonięte.
I
tak się zapewne dzieje w naszych relacjach z Bogiem: On chce działać
i dokonywać w naszym życiu nawet cudów, ale my to Jego
światło,
płonące
w naszych sercach,

trwożliwie chowamy

przed światem, a nieraz to nawet przed najbliższym otoczeniem, aby
nie za bardzo demonstrować swoją wiarę i modlitwę, a pokazać, że
sami sobie poradzimy z problemem.
Tak,
moi Drodzy, my naprawdę musimy mocno uwierzyć w moc Bożą i blask
Jego światła! I nie wstydzić
się
swojej
wiary, nie wstydzić się
gorliwej
modlitwy,

nie wstydzić się przyznać – nawet publicznie – że sami nie
damy rady udźwignąć trudności, które niesie życie… Takie
publiczne świadectwo całkowitego polegania na Bogu i powierzania
się Mu w modlitwie będzie miało wymiar
apostolski,

bo wszystkim wokół będzie pokazywało, do kogo należy się
zwracać z prośbą o pomoc, a nierzadko także – o ratunek.
Mówiąc
wprost: naszą postawą, naszym zaufaniem do Boga i szczerą
modlitwą, wytrwale do Niego zanoszoną, mamy pokazać wszystkim
wokół, że tylko
Boże światło jest w stanie rozjaśnić mroki naszych obaw i
zmartwień.

I nie chodzi tu bynajmniej o działanie na pokaz – nic z tych
rzeczy! Chodzi o działanie wypływające ze szczerego serca,
działanie
aktywne, radosne i bez kompleksów.
I
o czytelne świadectwo!

Bo przecież – jak mówił dziś Jezus – nikt
nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod
łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci,
którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być
ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie
wyszło.

Otóż,
właśnie!
Jeżeli
w naszym sercu płonie Boże światło, to nie powinniśmy – a
nawet nie
możemy – ukrywać go.

Bo ono i tak zajaśnieje na zewnątrz. Chyba, że nie jest
autentyczne… Jeżeli jest ono tylko pozorne, to spełni się
wówczas zapowiedź Jezusa, wyrażona w słowach: Kto
ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się
wydaje, że ma…

Oby
nam się nigdy nie wydawało, że mamy światło Boże w sobie, ale
byśmy je zawsze mieli. I
nigdy go przed światem nie ukrywali!
Tak,
jak nie ukrywał go Patron dnia dzisiejszego, Błogosławiony
Władysław z Gielniowa.
Urodził
się
w Gielniowie koło Opoczna,
około 1440 roku,
otrzymując
na Chrzcie imiona
Marcin Jan. Jego
rodzice byli ubogimi mieszczanami. Po ukończeniu szkoły
parafialnej, udał się do Krakowa, gdzie kontynuował swoje studia,
aż znalazł się na tamtejszym Uniwersytecie w roku 1462.
W
Krakowie zapoznał się z zakonem
bernardynów,
do którego wstąpił w dniu 1
sierpnia tego samego – 1462 roku,
przyjmując
imię zakonne
Władysław.
Tu również
najprawdopodobniej odbył swoje studia zakonne i
otrzymał święcenia kapłańskie.

Nie wiadomo, gdzie spędził pierwsze lata w kapłaństwie. Nie są
nam także znane urzędy, jakie sprawował w owym czasie w zakonie.
Możemy przypuszczać, że pełnił urząd kaznodziei, natomiast
wiadomo na pewno,
po 1487 roku sprawował
urząd wikariusza prowincji i prowincjała.
Przez
sześć lat czuwał nad
ponad dwudziestu domami zakonu w Polsce:

odbywając co roku kapituły prowincji, wizytując domy braci i
sióstr, troszcząc się o domy formacyjne, uczestnicząc
w kapitułach generalnych we Włoszech.

Za jego rządów polska prowincja bernardynów
powiększyła się o kilka nowych placówek. Dla swojego zakonu
Władysław zasłużył się jednak najbardziej tym, że stał
się współautorem konstytucji,
które
zatwierdzone przez kapitułę prowincji i kapitułę generalną,
stały się na pewien czas dla prowincji obowiązującym kodeksem
postępowania.
Jego
życie było przepełnione modlitwą i duchem pokuty.

Miał szczególne nabożeństwo do Męki Pańskiej. Sypiał
zaledwie kilka godzin
na
wytartym sienniku, bez poduszki, przykryty jedynie własnym habitem.
Często podejmował surowe posty i biczowania. Na
modlitwę poświęcał wiele godzin.

Chodził zawsze boso, nawet w najsurowsze zimy. Wyróżniał się
niezwykłą gorliwością o zbawienie dusz, nie
oszczędzając się na ambonie i w konfesjonale.
Pomimo
wielkiej surowości dla siebie, był dla
swoich podwładnych prawdziwym ojcem.

Otaczał szczególną opieką zakonników starszych, spracowanych
oraz chorych. W swoich konstytucjach nakładał bardzo
surowe kary na tych przełożonych, którzy by zaniedbali opieki nad
braćmi chorymi lub starszymi.

Zabraniał przełożonym zdobywać dla siebie czegokolwiek, czego by
nie dali wcześniej swoim podopiecznym.
Kandydatów
do zakonu nakazywał wybierać bardzo starannie. Mistrzów nowicjatu
przestrzegał przed zbytnią gorliwością w stosowaniu prób i kar.
Gdzie jednak widział nadużycia i świadome rozluźnienie reguły,
był nieubłagany i
stanowczy.
Miał
niezwykle czułe serce dla potrzebujących.
Zapamiętano
go także jako płomiennego kaznodzieję.

Był jednym z pierwszych duchownych, który wprowadził
do Kościoła język polski poprzez kazania i poetyckie teksty.

Tradycja przypisała mu autorstwo wielu pobożnych pieśni. Sam je
układał i uczył wiernych śpiewać. Służyły one pogłębieniu
życia duchowego, zapoznaniu się z prawdami wiary i moralności,
ukochaniu tajemnic Bożych,
zwłaszcza Osoby Jezusa Chrystusa i Jego Matki.

Nie tylko sam układał teksty, ale zachęcał do tego także swoich
współbraci. Ponadto układał w języku polskim koronki, godzinki i
inne nabożeństwa.
Charakterystycznym
rysem osobowości Władysława było także jego nabożeństwo
do Męki Pańskiej, do Imienia Jezusa oraz do Najświętszej Maryi
Panny.

W 1504 roku został gwardianem przy kościele Świętej Anny w
Warszawie. I tutaj też zmarł w dniu 4
maja 1505 roku,

w kilka tygodni po ekstazie,
jaką przeżył podczas kazania w Wielki Piątek.

Zaraz
po śmierci oddawano Władysławowi cześć należną Świętym.
Błogosławionym ogłosił go Benedykt XIV w roku 1750. Natomiast w
dniu 19 grudnia 1962 roku, Papież Jan XXIII ogłosił go głównym
Patronem Warszawy.
Wpatrzeni
w przykład jego świętości, a jednocześnie zasłuchani w Boże
słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się:

Co
robię, aby w moim sercu naprawdę płonęło Boże światło?

Po
czym moje otoczenie widzi, że to Boże światło jest we mnie?

Czy
moje chrześcijańskie świadectwo jest radykalne, radosne, odważne
i pozbawione kompleksów?

Uważajcie
więc, jak słuchacie…

4 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.