Jak rozpoznać Zmartwychwstałego?…

J
Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Leon Bobrowski, mój Kolega kursowy, Proboszcz Parafii w Wargocinie, gdzie prowadziłem ostatnie rekolekcje. Dziękując Solenizantowi za życzliwość, pomoc, niejedną dobrą rozmowę i Spowiedź, życzę mocy i mądrości Bożej w pełnieniu posługi kapłańskiej, w tym szczególnie – posługi proboszczowskiej. Zapewniam o modlitwie! A swoje życzenia osobiście złożę w najbliższą niedzielę, kiedy to właśnie w Wargocinie odbędzie się imieninowe spotkanie kursowe.
    Dzisiaj także mamy dwunastą rocznicę wyboru Benedykta XVI. Pomódlmy się o siły, by ten wielki Kapłan, Pasterz i Mędrzec mógł jeszcze długo służyć Kościołowi. A jednocześnie, nieustannie dziękujmy Bogu za światły Pontyfikat tego wspaniałego Papieża!
        Moi Drodzy, od dzisiaj do piątku będę prowadził w Miastkowie doroczne nabożeństwo czterdziestogodzinne. Już trzeci raz będę je prowadził. Będę się w jego trakcie posługiwał zwyczajnymi rozważaniami, zamieszczanymi tu na blogu – nawet bez specjalnych odniesień do faktu tego nabożeństwa. Niestety bowiem, co roku uczestniczy w nim garstka ludzi, dlatego nie chcę robić koło tego jakiegoś wielkiego „szumu”, natomiast chciałbym skoncentrować się na tym, co jest istotą tego nabożeństwa, a więc – na adoracji Najświętszego Sakramentu. 
         Bo to właśnie ta adoracja wypełni czas między pierwszą Mszą Świętą o godzinie 9.00 a drugą, o godzinie 18.00, zaś w jej trakcie: w południe będzie modlitwa Regina Caeli, połączona z Litanią Narodu Polskiego i innymi modlitwami w intencji Ojczyzny, zaś o 15.00 – śpiewana Koronka do Bożego miłosierdzia, przeplatana fragmentami „Dzienniczka” Siostry Faustyny – o miłosierdzie Boże dla Parafii i całego świata. 
          Obiecuję pamiętać w modlitwie także o Was!
                                   Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Środa
w Oktawie Wielkanocy,
do
czytań: Dz 3,1–10; Łk 24,13–35
CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
Piotr i Jan wchodzili do świątyni na modlitwę o godzinie
dziewiątej, wnoszono właśnie pewnego człowieka, chromego od
urodzenia. Kładziono go codziennie przy bramie świątyni, zwanej
Piękną, aby wstępujących do świątyni prosił o jałmużnę.
Ten, zobaczywszy Piotra i Jana, gdy mieli wejść do świątyni,
prosił ich o jałmużnę.
Lecz
Piotr wraz z Janem przypatrzywszy mu się powiedzieli: „Spójrz na
nas”. A on patrzył na nich, oczekując od nich jałmużny. Piotr
powiedział: „Nie mam srebra ani złota, ale co mam, to ci daję: W
imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka, chodź!” I ująwszy go za
prawą rękę, podniósł go. Natychmiast też odzyskał władzę w
nogach i stopach. Zerwał się i stanął na nogach, skacząc i
wielbiąc Boga.
A
cały lud zobaczył go chodzącego i chwalącego Boga. I rozpoznawali
w nim tego człowieka, który siadał przy Pięknej Bramie świątyni,
aby żebrać, i ogarnęło ich zdumienie i zachwyt z powodu tego, co
go spotkało.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
W
pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi,
zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.
Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak
rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i
szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie
poznali.
On
zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w
drodze?” Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas,
odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w
Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”.
Zapytał
ich: „Cóż takiego?”
Odpowiedzieli
Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem
potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak
arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela.
Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to
stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: Były
rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i
opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż
On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko
tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”.
Na
to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca
do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie
miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając
od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we
wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
Tak
przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał,
jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z
nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”.
Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u
stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i
dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On
zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie
pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam
wyjaśniał?”
W
tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali
zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan
rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni
również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy
łamaniu chleba.
Czy
serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma
nam wyjaśniał?
Pytanie dwóch uczniów,
wypowiedziane w chwili, w której rozpoznali w tajemniczym Rozmówcy,
towarzyszącym im w drodze do Emaus, swego zmartwychwstałego Mistrza
może właściwie postawić każdy z nas.
Szczególnie wtedy, kiedy się okazuje, że Jezus jest tak bardzo
intensywnie obecny w naszym życiu, mówi do nas, udziela swoich
darów – a my Go nie zauważamy!
Kolejne
dni Oktawy Uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego pokazują nam
spotkania Jezusa z kolejnymi osobami – często w sytuacjach dla
nich zupełnie zaskakujących
– czemu towarzyszy wielka radość,
połączona z nie mniejszym zmieszaniem, zadziwieniem, nierzadko
także – niedowierzaniem… Wszystkie te wydarzenia dają nam
asumpt do tego, aby w tych dniach częściej podejmować refleksję
nad pytaniem: Jak mamy rozpoznać Zmartwychwstałego? Jak mamy
przekonać się o tym, że On naprawdę żyje – chociaż
kilka dni wcześniej naprawdę oddał życie?…
Uczniowie
zmierzający do Emaus w ogóle Go nie rozpoznali, kiedy
niepostrzeżenie dołączył do nich i przez całą drogę rozmawiał
z nimi, wyjaśniając Pisma…
Nam z pewnością bardzo trudno to
zrozumieć – nie tylko to dzisiejsze wydarzenie, ale także każde
inne, o którym w tych dniach słyszymy, kiedy to uczniowie byli
tak blisko Jezusa zmartwychwstałego,
widzieli Go i słyszeli –
a nie poznawali. Dlaczego nie poznawali?
Uważa
się, że dlatego, iż ciało Jezusa, jakkolwiek bardzo realne i
materialne, było już ciałem uwielbionym, a więc w jakiś
sposób innym,
niż to, którym Jezus posługiwał się, zanim
oddał swoje życie. Nie jesteśmy w stanie określić, na czym
dokładnie polegała różnica, ale właśnie owa tajemnicza
przemiana spowodowała wspomniane trudności w rozpoznaniu Jezusa.

Natomiast
drugim powodem – jak się wydaje – takiego stanu rzeczy był ten,
że uczniowie i przyjaciele Jezusa chyba tak naprawdę
nie wzięli sobie do serca Jego zapowiedzi, że po trzech
dniach zmartwychwstanie… Owszem, oni ją słyszeli, przyklaskiwali
jej; może nawet w tamtej chwili, kiedy Jezus to mówił, wierzyli w
to szczerym sercem, ale wydarzenia Wielkiego Piątku tak ich
przytłoczyły,
tak ich zdruzgotały, że nawet jeżeli
przypominali sobie, iż była jakaś tam mowa o powstaniu z martwych,
to jednak w obliczu tego, co się stało, z pewnością uznali, że
nie jest to już aktualne…
Mówiąc
inaczej: uczniowie i przyjaciele Jezusa w ogóle nie byli
wewnętrznie nastawieni
na fakt Jego zmartwychwstania. I chyba
się go nawet nie spodziewali… A czego się spodziewali? To
akurat dzisiaj usłyszeliśmy bardzo wyraźnie – żeby nie
powiedzieć: brutalnie wyraźnie!
Dowiadujemy
się tego z ich wypowiedzi, dotyczącej wszystkiego, co się
stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w
czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i

[…]
przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali.
I tutaj właśnie pada owo dramatyczne zdanie: A myśmy się
spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po
tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało.

Przekazane im natomiast przez niewiasty pierwsze wiadomości o
pustym grobie i o tym, że Jezus chyba jednak naprawdę żyje –
uznali za przerażające!
I
to wszystko z rozbrajającą wręcz szczerością mówili właśnie
Temu, którego cała sprawa dotyczyła, o którym rozmawiali! Nie
poznali Go
– pomimo że „rozmawiał z nimi w drodze i Pisma
im wyjaśniał”… A to znaczy, że do ich serc nie dotarły nie
tylko zapewnienia Jego samego, Jezusa,
że zmartwychwstanie, ale też
zupełnie nie wzięli sobie do serca tak wielu zapowiedzi,
dotyczących Jezusa jako Mesjasza, a zawartych w Pismach Mojżesza
i Proroków!
Poznali
zaś Go dopiero po łamaniu chleba, a więc po tym geście,
który nie tak dawno widzieli i który teraz poruszył ich serca na
tyle skutecznie, że otwarły się ich oczy… Możemy nawet
powiedzieć, że cała droga i spotkanie w Emaus – to była druga
Msza Święta,
w której uczestniczyli. Pierwsza była w Wielki
Czwartek, druga zaś – była właśnie tego dnia, kiedy szli do Emaus: najpierw długa
liturgia Słowa w drodze,
a potem, już na miejscu, liturgia
eucharystyczna.
Wydaje
się, że pierwsza Msza Święta, sprawowana tam, w Wieczerniku, była
na tyle mocnym przeżyciem, że kiedy znowu się dokonała,
wywołała podobne poruszenie i pozwoliła poznać Jezusa. Dlaczego
zaś nie poznali Go wcześniej?
Myślę,
że możemy to już jednoznacznie stwierdzić: bo w ogóle nie
spodziewali się Go zobaczyć!
Oni się nie spodziewali, że
zmartwychwstanie, jak nie spodziewali się, że w taki właśnie
sposób będzie wypełniał swoje posłannictwo, w jaki je wypełniał.
Oni spodziewali się zupełnie innego stylu, innego sposobu
działania, innego rozwiązania problemów, jakie nurtowały naród.
Oni się czego innego spodziewali… Natomiast na pewno nie
spodziewali się, że będzie odrzucony, że będzie cierpiał, że
odda życie… I – już konsekwentnie – nie spodziewali się,
że zmartwychwstanie…
Podobnie,
jak chromy od urodzenia, żebrzący od lat przy Bramie Pięknej
jerozolimskiej świątyni nie spodziewał się otrzymać to, co
otrzymał. On liczył na skromną jałmużnę – to po to
właśnie wyciągał ręce w kierunku Apostołów. Otrzymał coś
zupełnie innego! Doświadczył na sobie bezpośrednio mocy
zmartwychwstałego Jezusa!
Tego się na pewno nie spodziewał.
Kochani,
kiedy my dzisiaj słuchamy tych właśnie czytań mszalnych, a
zachowujemy w pamięci wielkie wydarzenia Świętego Triduum
Paschalnego, także musimy sobie jasno odpowiedzieć na pytanie,
dotyczące może nawet nie tego, gdzie i kiedy Jezusa
zmartwychwstałego spotykamy, ile tego, gdzie my się Go
spodziewamy spotkać?
Czy
nie jest tak, że do wielu spotkań nie dochodzi dlatego, że my
się właśnie nie spodziewamy,
iż to Jezus może mówić do
nas, kiedy mówią do nas najbliżsi: współmałżonek,
dzieci, rodzice, inni domownicy?… I może nie spodziewamy się, że
to właśnie Jezus mówi do nas i wiele spraw nam wyjaśnia, kiedy
zwraca się do nas sąsiad, znajomy, przyjaciel?… I może
nie spodziewamy się, że to właśnie Jezus mówi do nas i pokazuje
nam jasne i konkretne rozwiązania problemów, kiedy mówi do nas
przełożony w pracy, albo nauczyciel w szkole, albo też i
ksiądz,
przemawiający w homilii, w trakcie Spowiedzi, albo w
osobistej rozmowie?…
I
może wreszcie nie spodziewamy się – choć to wydaje się wręcz
niewiarygodne – że to właśnie Jezus zwraca się do nas, kiedy
sprawowana jest Msza Święta: kiedy czytane jest i wyjaśniane
Pismo Święte, oraz kiedy łamany jest Chleb życia?… Tak, to
bardzo dziwne stwierdzenie, bo przecież idąc na Mszę Świętą,
powinniśmy zawsze iść z nastawieniem, że idziemy spotkać
się z Jezusem. Tak przynajmniej jest w teorii. Czy jednak praktyka
nadąża za teorią?
Moi
Drodzy, odpowiedzmy sobie jasno, czy idąc na Mszę Świętą na
pewno i zawsze myślimy o tym,
że chcemy tam słuchać samego
Jezusa, że chcemy przyjąć do serca Ciało Jezusa, że chcemy swoje
życie ofiarować Jezusowi, że chcemy szczerze porozmawiać z
Jezusem?… Czy naprawdę tak myślimy? Czy my się tak wewnętrznie,
szczerze spodziewamy, że Go tam spotkamy?…
I
żeby nie było, że się tu kogoś czepiam, albo wynajduję problemy
na siłę, to odważę się szczerze postawić i takie pytanie: Czy
ja, ksiądz, zawsze spodziewam się spotkać Jezusa, kiedy
rozpoczynam sprawowanie Mszy Świętej?
Czy tylko zamierzam tę
Mszę Świętą „odprawić” – żeby nie powiedzieć:
„odbębnić”?…
Tak,
moi Drodzy, źródłem wielu problemów, jakie napotykamy na drodze
naszego spotykania się z Jezusem, jest to, że my się tak naprawdę
nie spodziewamy Go spotkać w tym czasie i w tym miejscu, w
którym On wychodzi na spotkanie z nami…
W
tym kontekście zastanówmy się:
– Czy
każdą Mszę Świętą staram się traktować jako prawdziwe
spotkanie z żywym Jezusem?
– Czy
w – skierowanych do mnie – życzliwych, a nawet ostrych słowach
swoich najbliższych rozpoznaję zatroskanego o mnie Jezusa?
– Czy
stać mnie na to, by dostrzegać obecność i działanie Jezusa w
codziennych, zwyczajnych, najbardziej prozaicznych sytuacjach?

Gdy
zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił
błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się
im oczy i poznali Go…

5 komentarzy

  • Otworzył mi Ksiądz oczy na " drugą " Mszę Świętą, niby oczywiste a sama słuchając, czytając nie wpadłam na tą oczywistość. Na to zaś, że Jezus mówi przez inne osoby, mam wypróbowany sprawdzian.
    Gdy czyjeś słowa nawet krytyczne, bądź przynaglające powodują pokój w sercu, to wiem że to Pan, zaś gdy wprowadzają niepokój, lęk, strach, złość, to na pewno są to słowa Nieprzyjaciela.

    • Chyba, że jest to twórczy niepokój, który prowadzi do zmiany jakiegoś aspektu życia lub postępowania… Wydaje się, że niepokój, a nawet oburzenie – może prowadzić do takich dobrych skutków. Ks. Jacek

  • Na pewno tak ale twórczy niepokój jest delikatny lecz przynaglający. Jezus nigdy nie atakuje, nie przychodzi z huraganem, jedynie w lekkim powiewie; takie mam doświadczenia. Jest Bogiem więc może, jak sytuacja tego wymaga przyjść w świętym gniewie, ale po co narażać się na Boży gniew….

    • Otóż, właśnie. Często przychodzi rzeczywiście w lekkim powiewie, ale ten powiew, który – na przykład – Szawła w drodze do Damaszku zrzucił z konia – chyba był jednak nieco mocniejszy…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.