Po raz ostatni – w tych dniach – witam i pozdrawiam ze Szklarskiej Poręby. Przez wszystkie dni, także i dzisiaj – piękna, słoneczna, nieco mroźna pogoda. Bóg podarował nam piękny czas, za co ja jestem Mu szczególnie wdzięczny, bo dla mnie to miejsce jest bardzo wyjątkowe i zawsze chętnie tu wracam. Jestem też przeogromnie wdzięczny Państwu Halinie i Karolowi Orłowskim za wielką serdeczność i gościnność, z jaką przyjmują mnie samego i wszystkich, którzy ze mną przyjeżdżają. Modlitwą wszyscy odwdzięczamy im tę dobroć.
A dzisiaj zapraszam do refleksji nad tym, że mamy się – wobec Boga – stawać jako dzieci…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 7 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Syr 17,1–15; Mk 10,13–16
Może zastanawialiśmy się nieraz, czemu uczniowie szorstko – jak słyszymy w Ewangelii – zabraniali dzieciom przychodzić do Jezusa?Co im tak przeszkadzało w postawie tych małych istot, że reagowali aż w ten sposób? A może źle się zachowywały, rozpraszały skupienie i przeszkadzały?
Nie! Wynikało to po prostu z zasady, że dzieci ówcześnie nie miały jeszcze żadnych praw społecznych i nie mogły być uczniami żadnego nauczyciela Pisma. Stąd taka zdecydowana reakcja Apostołów: chcieli uszanować obowiązujące podówczas zasady. Jednak Jezus nie godzi się na to, dla Niego bowiem ważniejsze były Jego zasady, a nie utarte społecznie konwenanse. Jego zaś zasady, to nic innego, jak przykazanie miłości, wyrażające się również w trosce o tych najsłabszych. Dlatego w taki, a nie inny sposób zareagował na całą sytuację.
Jasno dał do zrozumienia Apostołom, że jeszcze niewiele zrozumieli z Jego nauki i z całej linii Jego życia i działania. Przecież On zawsze podkreślał i przypominał, że wobec Boga wszyscy mamy przyjąć postawę dziecka, postawę całkowitego zaufania, całkowitego zdania się na Boga, absolutnej zależności od Boga! Jeżeli ktoś w taki bezpretensjonalny i prostolinijny sposób nie otworzy się na Boga, jeżeli ktoś nie uświadomi sobie jasno swojej bezradności wobec Boga, tak jak dziecko wobec swoich rodziców i nie zechce w stu procentach, tak po dziecięcemu, zależeć od Boga, ale będzie próbował różnych swoich sposobów i udowadniał skuteczność swoich ludzkich zabiegów – taki nie wejdzie do Królestwa Niebieskiego! Bo nie będzie po prostu na to gotowy.
Bo do Królestwa Niebieskiego nie da się wejść o własnych siłach,niejako niezależnie od Boga. Trzeba Mu absolutnie zaufać! On bowiem – jako pierwszy – tak bardzo ukochał człowieka i zaufał człowiekowi. Dobitnie mówi o tym czytanie z Księgi Syracydesa. Słyszymy dziś raz jeszcze podsumowanie stwórczej działalności Boga – przypominają się nam więc nie tak dawno rozważane czytania z Księgi Rodzaju – ze szczególnym akcentem na stworzenie i obdarowanie człowieka. A tak wyraźnie i mocno, w całym tym opisie, zwraca uwagę owo duchowe obdarowanie, a więc stwierdzenia o tym, że człowiek jeststworzony na podobieństwo Boże, że obdarzony jest wolną wolą, darem mowy, zdolnością postrzegania, umiejętnością myślenia, rozróżniania dobra od zła; że otrzymał od Boga prawo, wiedzę i mądrość; że zawarł z nim Bóg przymierze i pozwolił ciągle przebywać w swojej obecności. To wszystko znamionuje przeogromną miłość Boga do człowieka, miłość darmową, niczym przez człowieka nie zasłużoną!
I ta właśnie miłość domaga się od człowieka odpowiedzi – odpowiedzi w postaci jego miłości i całkowitego, dziecięcego zaufania Bogu, absolutnego oddania się w ojcowskie ręce Boga! To – bynajmniej! – nie oznacza infantylnego podejścia do życia i zupełnej bezczynności, połączonej z oczekiwaniem, że wszystko zrobi się samo. To oznacza odniesienie wszystkich ludzkich wysiłków do Boga z przekonaniem, że to w Nim cała nasza nadzieja i siła!
W tym duchu zastanówmy się:
- Czy nie obawiam się bezgranicznie zaufać Bogu, uważając, że jednak sam muszę sobie ze wszystkim poradzić?
- Czy moja wiara wraz z wiekiem dojrzewa, czy zatrzymała się na etapie Pierwszej Komunii Świętej?
- Czy na co dzień dostrzegam znaki działania Bożego w moim życiu i Jego troski o mnie?
Kto nie przyjmie Królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego!
Mam do księdza 1 pytanie na temat księdza. Czemu, z jakiego powodu został księdzem? Co księdza do tego skłoniło (oprócz tego że Bóg)?
~Cithara, 2011-03-01 19:22
Bardzo proste, a jednocześnie bardzo trudne pytanie. To było takie zwyczajne, ale silne przekonanie, które nosiłem w sercu od dzieciństwa… Kiedy słyszę opowieści o tym, jak to Benedykt XVI wraz z bratem bawili się w dzieciństwie w księży i razem odprawiali "msze", to ja mogę też przyznać się do tego, że robiłem coś podobnego – też bawiłem się w księdza, interesowałem się tymi sprawami od zawsze, bardzo chętnie służyłem do Mszy Świętej przez całą podstawówkę i liceum, z myślą o Seminarium poszedłem do klasy humanistycznej w liceum… A zatem – tak zwyczajnie… W historii mojego powołania nie było jakichś szokujących "zwrotów akcji" i nadzwyczajnych wydarzeń, które można by potraktować jako przykłady do zastosowania na kazaniach. Decyzja o wyborze tej drogi życia była zupełnie naturalnym następstwem całego mojego dotychczasowego życia, także – atmosfery religijnej w moim Domu Rodzinnym. Ot, tak to po prostu wygląda… Pozdrawiam!
~Ks. Jacek, 2011-03-07 16:01