Serdecznie pozdrawiam w Dniu Pańskim!
1. W Parafii Ojca Pio zakończyła się już wizyta duszpasterska. Bardzo wiele myśli i refleksji noszę w sercu po tych odwiedzinach. Napiszę o nich niedługo. Zresztą, nawiązuję do tego w pewnym stopniu w rozważaniu. Zanim jednak ja się szerzej wypowiem, chciałbym poznać Wasze zdanie w tej sprawie. Niedawno w tygodniku „Idziemy” był dość ciekawy artykuł na ten temat. Przedstawiono tam różne punkty widzenia problemu. Wiem też, że temat ten często istnieje w Waszych rozmowach. Jedni uważają, że wizyta kolędowa jest potrzebna, inni – że nie. Jedni pozostawiliby ją w formie, w jakiej się odbywa, inni – mają wiele propozycji zmian. Napiszcie, jak Wy postrzegacie wizytę duszpasterską, jej celowość, formę, długość – i tak dalej!
2. A dzisiaj o 19.00 w Sanktuarium Ojca Pio – spotkanie Studentów. Zapraszam!
3. Zachęcam Was, abyście dzisiaj zechcieli modlić się słowami Kolekty, czyli modlitwy, którą kapłan, celebrujący Mszę Świętą, zanosi w naszym imieniu tuż przed czytaniami. Kolekta dzisiejsza, czyli 4 Niedzieli zwykłej, w jednym zdaniu wyraża całą istotę chrześcijaństwa. Co roku, kiedy odmawiam tę modlitwę, nie mogę nadziwić się mądrości jej Autora, jak w jednym zwięzłym zdaniu mógł wyrazić dosłownie wszystko: „Panie, nasz Boże, spraw, abyśmy chwalili Ciebie z całej duszy i szczerze miłowali wszystkich ludzi”. Zwróćcie na tę modlitwę uwagę na Mszy Świętej i uczyńcie ją swoją modlitwą!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
4 Niedziela Zwykła, A,
do czytań: So 2,3; 3,12–13; 1 Kor 1,26–31; Mt 5,1–12a
Góra w Biblii to miejsce spotkania z Bogiem. To miejsce symboliczne, bo wyższe nad ziemią, a jednocześnie – bliższe Nieba. Z tego miejsca Bóg naucza, na tym miejscu Bóg spotyka się z człowiekiem. Na górze Mojżesz odebrał od Boga tablice Dekalogu. Na górze Jezus wygłasza Osiem Błogosławieństw – statut Królestwa Bożego.
Wygłaszając osiem razy słowo: błogosławieni, po łacinie – „beati”, co dosłownie możemy tłumaczyć jako: „szczęśliwi”, zalicza do tej kategorii takich ludzi, których ze wszystkim chyba można kojarzyć, ale nie z tym, że są szczęśliwi. Bo – jak słyszymy – są to ubodzy w duchu,płaczący, łaknący sprawiedliwości, prześladowani dla sprawiedliwości oraz dla osoby i imienia Jezusa… Właśnie oni! Dziwne! Bo całkowicie niezgodne z tym, co dzisiaj świat uważa za szczęście.
Spotykaliśmy się z Wami, Kochani, w czasie wizyty duszpasterskiej i dotykaliśmy w rozmowach różnych problemów, którymi żyjecie. I naprawdę bardzo często przekonywaliśmy się o prawdziwości słów Jezusa, zapisanych w dzisiejszej Ewangelii. Przekonywaliśmy się, że i dzisiaj, w czasach takiego rozwoju i promocji sukcesu, nie brakuje ludziżyjących w zwykłej biedzie, żyjących z poczuciem doznanej krzywdy z powodu wyrzucenia z pracy i złego traktowania w pracy… Nie brakuje tych, którzy boleśnie odczuwają alkoholizm kogoś z członków rodziny, nieuregulowaną sytuację moralną, konflikty w rodzinie lub z sąsiadami…
Nie brakuje takich, którzy w ciszy swego domu starają się po prostu„swoje” jak najlepiej robić, łącząc pracę z modlitwą i z takim poważnym, a czasami wręcz radykalnym przestrzeganiem Bożych praw nawet w sprawach drobnych i – zda się – mało istotnych. A jednak!Program Ośmiu Błogosławieństw jest naprawdę realizowany przez wielu jeszcze ludzi. Jeszcze… Bo wydaje się, że to taki program nie na dzisiejsze czasy! Wydaje się, że to taki program dla niezaradnych, albo naiwnych!
Pewnie wielu zadowolonych z siebie ludzi sukcesu, zakochanych w sobie samych „ze wzajemnością”, będzie z drwiącym uśmiechem patrzyło na te zasady, jak i na tych, którzy je przestrzegają. Bo oni nie są żadnymludem pokornym i biednym, o jakim mówi dziś Sofoniasz w pierwszym czytaniu. Oni nie są takimi życiowymi „niedorajdami”, które muszą się ratować Panem Jezusem i za Nim się chować, bo sami sobie w życiu nie poradzą, więc to jest ich ostatnia deska ratunku.
W tym miejscu – trzeba przyznać – mają rację! Bo Jezus jest rzeczywiście ostatnią deską ratunku! I pierwszą też… I w ogóle – jedyną! Także dla nich, chociaż oni do siebie tej myśli nie dopuszczają. Na razie!
Oto dzisiejsza Liturgia Słowa promuje właśnie owych ubogich w duchu, ów lud pokorny i biedny z Proroctwa Sofoniasza, czy też – również tam wspomnianych – wszystkich pokornych ziemi. A którzy to byli tymi pokornymi ziemi?
W Starym Testamencie określano tak ludzi pracujących na roli, którzy ze względu na swoje ubóstwo i niską pozycję w społeczeństwiepotrzebowali pomocy zarówno materialnej, jak i prawnej, dzięki której mogliby się wybronić przed wyzyskiem ze strony zamożnych. Pomimo trudnej sytuacji, byli to jednak ludzie uczciwi i wierni Bogu,zachowujący Jego prawo nawet wówczas, gdy było ono powszechnie łamane – i to na ich niekorzyść. W myśli teologicznej Starego Testamentuludzie ci cieszyli się wielką opieką samego Boga. Całą bowiem swoją nadzieję pokładali oni w Bogu.
Tak samo, jak ewangeliczni ubodzy w duchu, a więc niekoniecznie nawet ludzie nic nie posiadający. To mogli być ludzie, którzy mają bardzo wiele, ale którzy wolni są od przywiązania do tego, co mają, jak i do wszystkiego, co nie jest Bogiem lub z Boga.Ubodzy w duchu – czy to nic w sferze materialnej nie mając, czy mając bardzo wiele – jednak zawsze całą swoją ufność w Bogu pokładają i od Niego czują się w stu procentach zależni, na Niego całkowicie zdani. Nie na siebie i na swoje możliwości, bogactwa, znajomości, układy, ale na Boga! Tylko i wyłącznie na Niego!
I chociaż może – jak wspomnieliśmy – nieraz spotykają ich za to szyderstwa, kpiny, a w najlepszym razie niezrozumienie ich intencji i postawy, to jednak jak przekonuje dziś Paweł wiernych Koryntu, ale i nas wszystkich w drugim czytaniu, Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców. Upodobał sobie w tym, co niemocne, aby mocnych poniżyć. I to, co nie jest szlachetnie urodzone według świata i wzgardzone, i to, co nie jest, wyróżnił Bóg, by to, co jest, unicestwić, tak by się żadne stworzenie nie chełpiło przed obliczem Boga.
Kochani, tak właśnie sprawy ustawia Bóg. Świat widzi to inaczej.Wybór należy do nas! Będzie on zależał od jasnego ustawienia w sobie hierarchii wartości i ważności – i odpowiedzi na pytanie, na czyjej opinii mi zależy i komu chcę się podobać: Bogu, czy ludziom ze swego otoczenia? Jeżeli chcemy za wszelką cenę dobrze wypadać w oczach ludzi, to musimy mieć na względzie, że nieraz będzie się to wiązało z odwróceniem się od Boga. Jeżeli jednak zależy nam na dobrej opinii u Boga, to musimy się zdecydować na to, że nieraz trzeba będzie „płynąć pod prąd” i sprzeciwiać się różnym modom i aktualnie promowanym sposobom zachowania się i reagowania.
I nie chodzi tu nawet o jakieś wielkie sprawy, o kładzenie na szali całego swego życia i wyrażanie jakichś ostatecznych sądów, czy składanie fundamentalnych deklaracji. Tu najczęściej będzie chodziło o takie najzwyklejsze drobiazgi, o takie codzienne, zwyczajne sytuacje.
Tu będzie chodziło o to, aby widząc księdza na ulicy, nie udawać, że się nie wie, kim jest, albo że się go nie zauważyło, albo że się akurat teraz wnikliwie analizuje odczyt z zegarka i aktualną godzinę – ale żeby pozdrowić Jezusa dobrze znanym chrześcijańskim pozdrowieniem. Tu będzie chodziło o to, żeby nie wstydzić się takiej właściwej reakcji, kiedy się przechodzi ulicą w gronie swoich znajomych i nagle się widzi księdza –żeby nie udawać, że się go nie zna w obawie, co powiedzą znajomi.
Tu chodzi o to, żeby nie mówić zza urzędniczego biurka czy zza sklepowej lady do księdza: „proszę pana”, bo w kościele to się jest wierzącym, a w miejscu pracy to nagle obowiązują jakieś inne, dziwaczne normy i na siłę udajemy neutralność wyznaniową. Tu chodzi o to, żeby księdzu „przed nosem” nie trzaskać drzwiami, kiedy zapuka do drzwi z pytaniem, „czy Państwo przyjmują księdza po kolędzie?”, bo w tym momencie to się akurat nie ma czasu, albo się nie chce – tak, czy owak, na modlitwie i błogosławieństwie jakoś nie zależy i nie jest potrzebne, i przyznanie się do wiary nie jest aż takie ważne… Tylko jak się przychodzi do kancelarii, bo właśnie potrzebne zaświadczenie na chrzestnego, albo w sprawie pogrzebu, to się okazuje – ku wielkiemu zdziwieniu księdza – z jak bardzo wierzącymi i gorliwymi katolikami ma on do czynienia!
Tu chodzi o to, żeby się nie wstydzić znaku KMB na drzwiach, medalika na szyi i uczynienia znaku krzyża przed jedzeniem czy przed podróżą. Tu chodzi także o to, żeby raz jeszcze uświadomić sobie potrzebę codziennej modlitwy, konieczność uczestnictwa we Mszy Świętej w każdą (!) niedzielę i święto, konieczność systematycznejSpowiedzi i jak najczęstszej Komunii Świętej, potrzebę częstego kontaktu z Pismem Świętym, a w końcu: konieczność uregulowania w duchu autentycznej wiary swojej – takiej, czy innej – nieprawidłowej sytuacji moralnej wobec Boga.
Kochani, to wszystko, co tu sobie mówimy i wyliczamy, nie należy do kanonu mody i nowoczesności. Ale Bóg ponad wszystkim! I to On wszystkim niemodnym i nienowoczesnym mówi: Błogosławieni jesteście! A On – nie żartuje! Wie, co mówi! I dotrzyma słowa!
W tym kontekście pomyślmy:
- Czy naprawdę nie wstydzę się pokazać przed znajomymi, że jestem wierzący?
- Czy nie staram się za wszelką cenę „dopasować się” do opinii otoczenia w sprawach wiary i Kościoła, nawet mimo tego, że wewnętrznie myślę inaczej?
- Czy przypadkiem nie uważam wiary, przekazanej mi przez rodziców, jako przeżytku, reliktu przeszłości, lub niekoniecznego „dodatku” do życia?
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w Niebie!
Zapytam się komu ze świeckich Kościoła we wzajemnym pozdrawianiu się przechodzi przez gardło: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Znam Marka, który mnie w ten sposób pozdrawia i myślę, że w jakiś sposób testuje. Bardzo jestem mu za to wdzięczny i podziwiam jego publiczną odwagę.
W użyciu jest jeszcze Szczęść Boże, ale tu mała wątpliwość, kto jest bogiem dla danej osoby. Bo jeśli Bogiem jest mamona to nasze pozdrowienie jest co najmniej niestosowne. Znam jeszcze pozdrowienie franciszkańskie: Dobro i pokój oraz Chrystusowe: Pokój temu domowi.
Dla mnie najpiękniejszym pozdrowieniem jest ministranckie Króluj nam Chryste, od pewnego już czasu będące w zaniku. Mnie jak i moim znajomym częściej jednak wychodzi z ust dzień dobry, co mnie smuci. Może znacie jeszcze jakieś piękne pozdrowienia?
Króluj nam Chryste
~Dasiek, 2011-01-30 18:36
Myślę, że wszystkie te pozdrowienia są piękne. A co do "Szczęść Boże", to jestem najgłębiej przekonany, że jeśli kogoś stać na to, aby je głośno i publicznie powiedzieć, to ma na myśli prawdziwego Boga, a nie mamonę. Nie doszukiwałbym się na siłę wszędzie zła lub złych intencji! Zgadzam się natomiast co do tego, że "dzień dobry" wypiera coraz bardziej pozdrowienia chrześcijańskie. A zatem – pozdrawiajmy się w duchu wiary! Niech od nas, wierzących, zacznie się powrót do użytku tych wspaniałych pozdrowień!
~Ks. Jacek, 2011-01-31 08:29
Witam serdecznie!
Pozwolę sobie przedstawić mój stosunek do kolędy, czyli wizyty duszpasterskiej. Jestem "za" taką wizytą o ile nie jest krótką 3-4 minutowym spotkaniem, gdzie ma miejsce krótka modlitwa, wpis do kart i wręczenie koperty. Wiem co piszę, bo podobną sytuację miałem w ub.roku. Nie było mnie osobiście, akurat pracowałem, ale księdza przyjmowała moja Żona. Jak wróciłem zdała mi relację i szczerze przyznam byłem z jednej strony bardzo zawiedziony a z drugiej wkurzony, że takie zachowanie miało miejsce. Cieszę się, że w tym roku było zupełnie inaczej. Ksiądz, który był u nas, miał czas na modlitwę, rozmowę, wymianę poglądów, itp. Kolęda trwała 15 minut i pewnie byłaby dłuższa, gdyby nie fakt, że ksiądz miał jeszcze innych mieszkańców.
Nareszcie – pomyślałem sobie – jest tak, jak być powinno:)
Podam jeszcze inny przykład, jaki miał miejsce w mojej byłej parafii p.w. Chrystusa Miłosiernego w B. P. Otóż podczas wizyt kolędowych księża pytali mieszkańców czy mają jakieś problemy, potrzeby, komu czego brakuje. Nie chodzi o to, ze chodzili z workiem pieniędzy i rozdawali, ale jeśli załóżmy ktoś nie miał pralki, starali się pomóc ją znaleźć np. u kogoś kto chętnie oddawał jakąś używaną lub zasponsorował zakup. Wiem, że takie sytuacje miały miejsce. I to mi się podoba. Nie chodzi o to, że ksiądz ma się bawić w Mikołaja, choć można tak to określić. Ale przede wszystkim, że potrafi pomóc nie tylko modlitwą, ale innymi środkami w tym przypadku załatwieniem czegoś, użyciem własnych kontaktów, itp. Moim zdaniem jest to doskonały pomysł. Przez chwilę wsłuchać się w głos parafian, zapytać co ich boli, czego pragną. I co, jako parafianie, zmieniliby w parafii do której należą, w zachowaniach księży, itp. Wiem coś o tym, bo sam próbowałem zasygnalizować uchybienia w pracy organisty w mojej obecnej parafii tj. Błogosławionego Honorata w Białej Podl. Jaki będzie efekt? Zobaczymy.
Pozdrawiam!!!
~Dawid, 2011-01-31 20:46
Dziękuję za głos. Ja patrzę z perspektywy tego, który chodzi po kolędzie. Bardzo dużo bym dał za to, aby w każdym domu móc spokojnie posiedzieć i porozmawiać, chociaż – proszę wierzyć – w niektórych domach naprawdę patrzą tylko, żeby szybko skończyć, wziąć tę kopertę i iść sobie. Co do koordynacji pomocy, jaką ludzie nawzajem sobie będą okazywać – jestem za! Chociaż dobrze, żeby taką wymianę pomocy koordynował na stałe jakiś zespół, np. Caritas w parafii. Ksiądz może się po prostu nie orientować, kto potrzebuje pralki, a kto może ją oddać. Co do rozmowy na temat posługi księdza, to ja po tylu latach kapłaństwa jestem ostrożny w zadawaniu takich pytań. Jestem oczywiście za tym, żeby analizować swoje postępowanie i swoją posługę, ale średnio chce mi się wysłuchiwać wymagań kogoś, kto sam niewiele daje z siebie tak na odcinku duchowym, jak i na odcinku zaangażowania w życie parafii, ale za to bardzo chętnie oceniałby księdza. Inaczej mówiąc, uważam, że nie każdy ma prawo do krytykowania i oceniania – na pewno nie ktoś taki, kto ma sporadyczny kontakt z Kościołem, ale ma "nieomylną" opinię na każdy temat. Kończąc, myślę, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach my, duszpasterze, musimy – w porozumieniu z parafianami – poszukiwać sposobów najlepszego zorganizowania tego bardzo ważnego wydarzenia duszpasterskiego.
~Ks. Jacek, 2011-02-08 17:01