Szczęść Boże! Kochani, cały czas trwamy w duchowej mobilizacji i modlitewnej solidarności z Papieżem Benedyktem XVI, który w swojej ojczyźnie odważnie głosi całemu Kościołowi, zwłaszcza Kościołowi na Zachodzie, niezmienne prawdy ewangeliczne. Módlmy się wytrwale za naszego Papieża, aby mógł to czynić jak najmocniej i jak najodważniej! Niech ta ważna intencja towarzyszy nam – między innymi – o godzinie 20.00. Mam nadzieję, że jeszcze nie zapomnieliście o naszej duchowej łączności o tej godzinie…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 25 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań: Za 2, 5–9.14–15a; Łk 9,43b–45
Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie – konkluduje dziś Łukasz Ewangelista swój przekaz dotyczący drugiej już zapowiedzi Męki, wygłoszonej przez Jezusa do swoich uczniów. Możemy zastanawiać się: czemu nie zrozumieli? Czemu bali się zapytać Go o sens dopiero co wypowiedzianych słów? A może już gdzieś podświadomie przeczuwali, że to, co się stanie, będzie także i ich samych dotyczyło; i że to nie tylko Jezus złoży na krzyżu osobistą ofiarę ze swego życia, ale także i oni będą mieli w niej swój udział, także i oni będą musieli wziąć swój krzyż, jeśli będą chcieli przy Jezusie pozostać i za Nim iść.
Można więc zaryzykować stwierdzenie, że nie tyle nie zrozumieli oni Jezusa, co nie bardzo chcieli Go zrozumieć, lub – jak jest dalej stwierdzone – bali się Go zrozumieć. Bali się spojrzeć w oczy tej prawdzie, tak dla nich samych bolesnej i wymagającej! A Jezus – tym bardziej właśnie – ciągle do tego niewygodnego tematu wracał i ciągle zapowiadał mające Go spotkać cierpienie, ale też i przyszłą chwałę zmartwychwstania. I jednocześnie zaznaczał, że uczniowie opuszczą Go i uciekną…
Oj, jak niechętnie słucha się tego typu zapowiedzi! O wiele łatwiej jest wierzyć w Jezusa, który wskrzesza i uzdrawia, który rozmnaża i rozdaje chleb oraz ryby, który złe duchy wyrzuca i burzę na jeziorze ucisza. Ale już w Jezusa, który poniżony, sponiewierany, wyszydzony i pokrwawiony kroczy na miejsce kaźni między złoczyńcami – w takiego Jezusa już o wiele trudniej uwierzyć, a tym bardziej: przy Nim wytrwać, przy Nim pozostać.
Kochani, to wszystko, o czym sobie dzisiaj tu rozważamy, to rzeczywisty problem nas, katolików obecnej doby, obecnego czasu. Myśmy się już trochę przyzwyczaili do nieco wygodniejszego stylu życia, niż ten, który mieli nasi rodzice i dziadkowie. I dzięki Bogu, że zasadniczo nie brakuje nam pokarmu, że mamy się w co ubrać, gdzie zamieszkać… Naturalnie, tutaj każdy będzie miał inny pogląd, bo jednak nie brakuje ludzi żyjących na krawędzi ubóstwa, albo wprost – w nędzy. Jednak nie wiąże się to z masowym umieraniem z głodu, jeżeli bowiem w którymś domu faktycznie brakuje już nawet na chleb – a wskutek obecnych rządów takich sytuacji jest coraz więcej! – to jednak są organizacje charytatywne, na czele z Caritas, które spieszą w takiej sytuacji z pomocą.
Zatem, poziom naszego życia generalnie wyższy jest – jako rzekliśmy – od poziomu życia naszych rodziców i dziadków, a i młodzież także ma nieco wyższe możliwości kształcenia i rozwoju. Wskutek tego wzrastają wymagania i oczekiwania ze strony ludzi, wzrasta poczucie własnych praw, a także: pragnienie coraz wyższego komfortu życia, coraz większej wygody, nowoczesności… Zresztą, jeśliby trzymać się tylko przekazu, jaki mamy w mediach publicznych, to widzielibyśmy, że promowana jest jedynie konsumpcja i wygoda. A tu Jezus mówi o śmierci, odrzuceniu, cierpieniu…
Jak mamy przyjąć takie przesłanie – my ludzie dwudziestego pierwszego wieku? Przecież to zupełnie nie współbrzmi z naszymi oczekiwaniami! Czy Jezus nie mógłby się bardziej „dopasować” do nowoczesności, do obecnego stylu życia? Czy wiara w Niego musi aż tyle kosztować? Przecież gdyby postawił mniejsze wymagania, to więcej ludzi uwierzyłoby w Niego, większy miałby szacunek u ludzi, więcej by się o Nim i o Jego zasadach – tak „dopasowanych” zasadach – mówiło w mediach publicznych! Czemu Jezus nie chce „dopasować” się do tego nowoczesnego świata i choć trochę nie ustąpi z tych swoich oczekiwań, tylko zawsze to samo i to samo?… A potem się dziwi, że tak mało ma wyznawców, że ludzie Mu odchodzą z Kościoła…
Kochani, takie dywagacje możemy snuć w nieskończoność! I w ich rezultacie – do niczego sensownego nie dojść, a jedynie się poplątać i pogubić, bo przecież oczywistą jest rzeczą, że kiedy Jezus zrezygnowałby ze swoich zasad i pozwolił je nieco – mówiąc kolokwialnie – „poluzować”, to ten proces szedłby coraz dalej i dalej, i jeszcze dalej; i każdy po swojemu by go pojmował, i każdy wprowadzałby swoje, coraz to bardziej dziwne, jakieś rzekomo nowoczesne udogodnienia. Tylko… w jakim byśmy się obudzili świecie? Jak wyglądałoby nasze życie?
Jak bowiem w ogóle wygląda budowanie ustroju politycznego i społecznego bez Boga i Jego zasad – to chyba udowadniają nam wszystkie totalitaryzmy, które były i które są na świecie! Dlatego może jednak będzie lepiej, kiedy trzymać się będziemy Jezusa i przyjmiemy te Jego niełatwe zasady; może jednak podejmiemy wysiłek sprostania Jego oczekiwaniom, a przekonamy się, że to, co w taki sposób zbudujemy, będzie budowlą trwałą, będzie miastem bezpiecznym, które tak samo, jak Jerozolima z wizji Proroka Zachariasza z pierwszego czytania – będzie miastem ludnym i nie potrzebującym ochronnych murów, gdyż Pan sam otoczy je murem ognistym i On sam będzie je chronił, a Jego chwała w nim zamieszka.
Tak samo będzie i z naszym życiem – będzie ono na tyle mądre, sensowne i bezpieczne, na ile oparte będzie na Jezusie i Jego zasadach! Tak – właśnie na tych twardych, wymagających, ale jednocześnie bardzo sensownych i bardzo logicznych zasadach! I na tych wymaganiach, które może i kosztują, ale które – jeśli są przestrzegane – przekładają się na prawdziwe i trwałe szczęście, na życie piękne i owocne!
W tym duchu zastanówmy się:
· Czy – jak uczył Błogosławiony Jan Paweł II – umiem od siebie wymagać, nawet gdyby inni ode mnie nie wymagali?
· Czy bez zastrzeżeń akceptuję zasady Jezusa, czy ciągle jest we mnie pokusa do ich dopasowywania i łagodzenia?
· Czy swoją modlitwą wspieram Benedykta XVI, który obecnie w Niemczech, ale też przez cały swój pontyfikat jasno i jednoznacznie domaga się przestrzegania zasad Chrystusowych?
Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi!
Armagedon trwa. Pomyśl o wieczności. Masz do wyboru niebo albo piekło.
To nie są żarty!
http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
Każde z tych zdań zawiera prawdę! No, może pierwsze można różnie interpretować. Generalnie jednak – wszystko się zgadza. Natomiast trzeba zapewne zastosować zasadę: Medice, cura te ipsum… Ks. Jacek