Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Słowa zapisane w tytule są – jak wiemy – hasłem, przyświecającym pielgrzymce Benedykta XVI do jego ojczyzny. Wydarzenie to bardzo ważne i potrzebne, bowiem Kościołowi na Zachodzie bardzo potrzeba takiego swoistego „poruszenia”. Módlmy się wszyscy o trwałe i liczne owoce papieskiego posługiwania na ojczystej ziemi. Zachęcam do śledzenia przebiegu całego tego wydarzenia w telewizji TRWAM i Radiu Maryja!
A dzisiaj w Parafii Celestynów Słowo Boże przez cały dzień głosi Ks. Henryk Zieliński, Redaktor Naczelny tygodnika „Idziemy”. Bardzo cieszę się z tego spotkania, bowiem Ksiądz Redaktor jest człowiekiem piszącym i mówiącym bardzo jednoznacznie, nazywając przy tym rzeczy „po imieniu”. Szczególnie w naszych czasach to bardzo potrzebna umiejętność, choć trudno stwierdzić, że przysparzająca wielkiej popularności – nawet w kapłańskim „światku”… Modliliśmy się dzisiaj całą Parafią o to, aby dobre dzieło, prowadzone przez Księdza Redaktora było kontynuowane. Zresztą, można się o tym zawsze przekonać, biorąc do ręki kolejny numer „Idziemy”!
Także dzisiaj w Celestynowie, na Mszy Świętej o 9.00., wręczone zostały – podpisane przez Księdza Proboszcza – nominacje Szefa Służby Liturgicznej i sześciu Grupowych. Jest to ekipa Lektorów, z którą zamierzam prowadzić całą Służbę Liturgiczną w Parafii – taki swoisty Senat. Ogromnie cieszy mnie i napełnia nadzieją Ich zapał i chęć dobrego działania, budowanego na modlitwie. Spodziewam się licznych i dobrych owoców ich działania!
A za chwilę wyjeżdżam do Parafii Ojca Pio w Warszawie, gdzie przez ostatni rok pracowałem, aby włączyć się w koncelebrę Mszy Świętej odpustowej o godzinie 18.00. Raz jeszcze – przy tej okazji – pozdrawiam moich tak licznych Przyjaciół z tej Parafii.
W tym momencie przepraszam za znaczne opóźnienie. Tym razem internet działał dobrze, a z kolei komputer się zbuntował. A już prawie udało się rano wysłać rozważanie – ale niestety… Moi Lektorzy na szczęście „wskrzesili” buntownika i już działa. Dlatego spieszę z wysłaniem!
Tradycyjnie – jak w każdą niedzielę – przesyłam błogosławieństwo: Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
26 Niedziela zwykła, A,
do czytań: Ez 18,25–28; Flp 2,1–11; Mt 21,28–32
Jakże bardzo aktualną – także w naszych czasach – tematykę podejmuje dzisiejsza Ewangelia, zapisana przez Świętego Mateusza, której przed chwilą wysłuchaliśmy. Oto ojciec z Chrystusowej przypowieści kieruje swoje słowo do dwóch synów. Obaj usłyszeli to słowo, ale jakże inaczej każdy z nich zareagował. Jeden mówi: „Pójdę” – ale nie poszedł. Złożył obietnicę i na tym się skończyło. Drugi zaprotestował: „Nie, nie pójdę” – ale zaraz opamiętał się i poszedł.
W ostatecznym rozrachunku, to ten drugi postąpił – jak słyszeliśmy – słusznie i właściwie, bo w ostatecznym rozrachunku to czyny się liczą, a nie słowa bez pokrycia. Chrystus ciągle zwracał na to uwagę. Z pewnością znamy te słowa: Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę Ojca mojego.
A i Święty Jakub w swym Liście ostrzega, że wiara bez uczynków jest martwa. Cóż z tego – jak pisze Święty Jakub – że ktoś powie biednemu, aby się najadł i ogrzał, jeśli nie da mu tego, co konieczne jest w tym momencie. Podobnie – jaką wartość mają obietnice, postanowienia, przyrzeczenia, których nie potwierdzają konkretne czyny?
Kojarzy mi się w tym momencie taka zasłyszana gdzieś opowieść, iż do studni, która znajdowała się poza wsią, szły trzy kobiety. Opowiadały o swoich synach. „Mój syn – rzecze pierwsza – jest bardzo wysportowany”. „A mój – na to druga – przepięknie śpiewa”. Trzecia nie chciała mówić o swoim synu, ale zachęcona wreszcie, powiedziała: „Mój syn jest właściwie takim zwyczajnym chłopcem”. Kiedy już wracały i uginały się pod ciężarem wiader, wyszli im na spotkanie trzej synowie. Pierwszy zaczął fikać koziołki w powietrzu. Był rzeczywiście bardzo wysportowany. Drugi – zaśpiewał. Rzeczywiście – śpiewał jak słowik. A trzeci? A trzeci wziął z rąk matki wiadra i poniósł bez słowa.
Spotykam się czasami z opinią, że zamiast składać jakieś przyrzeczenia, obietnice, deklaracje, lepiej po prostu jest żyć dobrze i postępować właściwie. I myślę, że jest w tym jakiś procent racji, zwłaszcza, jeśli się weźmie pod uwagę te obietnice bez pokrycia, o których mówiłem. Ale przecież obietnice te i przyrzeczenia mogą nas mobilizować do dobra, mogą być programem naszego działania. Kiedy składamy przyrzeczenia w obliczu Boga – On sam przychodzi nam z pomocą w ich realizacji.
Ja sam niejednokrotnie spotykałem ludzi, którym łatwiej było odmówić alkoholu w czasie przyjęcia, bo mówili: „Ja przecież podpisałem…”. Także otoczenie doceniło ich odmowę i decyzję, doceniło fakt, iż ów człowiek złożył obietnicę samemu Bogu, którą jeszcze dodatkowo potwierdził własnym podpisem.
Ale tak samo ważne, jak przyrzeczenie abstynenckie, są inne przyrzeczenia, które my chrześcijanie składamy. Przyjrzyjmy się im i zastanówmy – jak wygląda ich realizacja. Przyrzeczenie chrzcielne, które jest pierwszym przyrzeczeniem, składanym właściwie przez naszych rodziców – obietnica życia według woli Bożej, życia chrześcijańskiego. Te przyrzeczenia – w formie wyznania wiary i wyrzeczenia się zła wielokrotnie sami odnawiamy przy różnych okazjach.
Przyrzeczenie powstrzymania się od alkoholu i tytoniu aż do pełnoletności, jakie składamy przy okazji Pierwszej Komunii Świętej i Bierzmowania… Smutna rzeczywistość pokazuje, jak duża część młodzieży, a nawet dzieci, zapomniała o tych przyrzeczeniach – często nie bez winy rodziców.
Następnie – przyrzeczenia małżeńskie. I tutaj znowu – smutna refleksja, bo przecież wszyscy widzimy, jak wiele osób nie potraktowało poważnie przyrzeczenia miłości, wierności, nierozerwalności – przyrzeczenia składanego uroczyście, w Obliczu Boga i Kościoła. A nasza obietnica poprawy, wypowiadana przy okazji każdej Spowiedzi Świętej… Czy Spowiedź jest dla nas wyraźnym krokiem w stronę świętości, czy tylko formalnością?
A nasze postanowienia rekolekcyjne – przy okazji Rekolekcji adwentowych, wielkopostnych, czy przy jakiejś innej okazji? Czy wtedy właśnie, w czasie kolejnych Rekolekcji, rodziły się w nas jakieś dobre postanowienia? Czy staraliśmy się je wypełnić?
A nasze dobre obietnice składane w rodzinach, małżeństwach – że już nie będę pił, że się wezmę do jakiejś pracy, że wreszcie zainteresuję się rodziną, zwrócę baczniejszą uwagę na wychowanie dzieci, będę posłuszny rodzicom, będę się lepiej uczył. Zobaczmy – jak wiele razy mówimy Bogu, który jest naszym Ojcem: „Tak, Panie, pójdę!” I zobaczmy, jak często, pomimo tego, nie idziemy.
Trzeba nam zatem robić rachunek sumienia z naszego chrześcijaństwa – którą postawę z tych dwóch, przedstawionych w dzisiejszej Ewangelii, przyjmujemy? Czy tę pierwszą właśnie, czy może jednak tę drugą – to znaczy wypełniamy podjęte postanowienia, chociaż dużo to nas kosztuje, bardzo musimy się do tego przełamywać, a może nawet początkowo buntujemy się.
Pan Bóg z pewnością nie będzie miał nam za złe tego początkowego wahania, tej walki z samymi sobą. To będzie pewną formą naszej zasługi w oczach Bożych. Ale nie mogą Mu się podobać obietnice składane pochopnie i przyrzeczenia – bez głębszej refleksji, których wypełnienia darmo później oczekuje. Dlatego tak bardzo potrzeba czujności. Każdy dzień, każda sytuacja, jest dla nas sprawdzianem. I naprawdę nikt z nas nie ma tu na ziemi tytułu: „sprawiedliwy”, „święty”, który mógłby kiedyś otrzymać i już go nigdy nie stracić.
Pozornie sprawiedliwy i posłuszny syn z dzisiejszej Ewangelii okazał się w rezultacie leniem i nieudacznikiem, a ten, który – zdawałoby się – jest zbuntowanym, nieposłusznym, ostatecznie wypełnił wolę ojca.
Również w dzisiejszym pierwszym czytaniu Pan Bóg, przez usta Proroka Ezechiela, ostrzega nas, że sprawiedliwy może odwrócić się od sprawiedliwości – i wtedy umrze, poniesie tego konsekwencje. A niesprawiedliwy – może się nawrócić i ocalić w ten sposób swoją duszę.
A więc – potrzeba wielkiej czujności. Każdy z nas musi ciągle nad sobą czuwać i pracować nad sobą. Z tego obowiązku nikt nie jest zwolniony, nikt nie może powiedzieć sobie: „Jestem na tyle doskonały, że już nic nie muszę robić, teraz już tylko czekać na zbawienie”.
Święci mistrzowie życia duchowego uczą, że w rozwoju duchowym człowieka następuje albo rozwój, albo regres – cofanie się. Nie ma jakiegoś stanu stałego! I to od nas właśnie zależy, jak będzie w naszym przypadku. To właśnie od wypełnienia naszych obietnic złożonych Bogu, łącznie z tą pierwszą obietnicą, chrzcielną, obietnicą życia chrześcijańskiego, zależy nasz duchowy rozwój. Tutaj trzeba czynu – same dobre chęci to zbyt mało. Ktoś powiedział kiedyś, że dobrymi chęciami wytapetowane jest piekło!
A w jednym z kościołów znaleziono kiedyś dość oryginalny obraz. Jest na nim namalowany papież w stroju pontyfikalnym, a pod nim podpis: „Ja was nauczam”. Jest prezydent, a pod nim napis: „Ja wami wszystkimi rządzę”. Jest minister obrony, z hełmem na głowie i z bronią w ręku, z podpisem: „Ja was wszystkich bronię”. Jest też i biedny rolnik, a pod nim podpis: „Ja was wszystkich żywię”. A na samym dole obrazu wymalowany jest diabeł, który szczerzy zęby i przekrzywia się złośliwie, a pod nim napis: „A ja was wszystkich porwę do piekła, jeśli nie wypełnicie swoich obowiązków”.
Na czym polega w praktyce realizacja tych obietnic, które Bogu składamy – poucza nas Święty Paweł w drugim czytaniu. Polega ona na ciągłym składaniu siebie w ofierze. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! – mówi Apostoł do Filipian, ale i do nas także. W pokorze oceniajcie jedni drugich za wyżej stojących od siebie – a więc uznajcie dobro w drugim człowieku, uznajcie, że on też jest wielką wartością, że jego także Pan Bóg kocha i za niego także Chrystus umarł na Krzyżu, a więc nie potępiajcie go, okażcie mu swą miłość, przyjdźcie z pomocą.
Jaki argument przemawia za taką postawą? Dlaczego tak mamy postępować? Bo taki przykład dał nam sam Chrystus. On – jak pisze Święty Paweł – istniejąc w postaci Bożej nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.
Chrystus sam daje przykład najdoskonalszego wypełnienia woli Ojca. Zarówno słowami, jak też czynami, odpowiadał na tę wolę. On jest naszym wzorem. Skoro On sam zechciał się tak uniżyć przed człowiekiem, skoro bez zastrzeżeń wypełnił wolę Ojca, czemuż my często nie możemy przekonać się do takiej postawy?
Bóg nie domaga się od nas dzisiaj ofiary z życia, ofiary krwi – nie stawia nas w obliczu konieczności zapłacenia tej najwyższej ceny. Ale oczekuje od nas wierności – tej codziennej, szarej, zwyczajnej. To – jak przecież wiemy – jest również bardzo trudne. Łatwiej byłoby, gdyby ktoś zauważył, pochwalił… Ale jak żyć po chrześcijańsku, kiedy wymaga to tyle zaparcia, tyle czasami cierpliwości w znoszeniu czyjejś kłótliwości, złego nastawienia – kiedy tej dobrej naszej postawy nikt nie zauważy, nie doceni?
Sam Bóg niech będzie nam pomocą w takim trudzie codzienności. On – jak słyszeliśmy w drugim czytaniu – swojego Syna, który tak się uniżył, przyjął postać Sługi – On swego Syna wywyższył ponad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię. On wywyższył i nagrodził wielu Świętych i Męczenników, którzy byli Mu wierni – tak w rzeczach wielkich, jak i codziennych, małych.
Ten właśnie Bóg, który jest naszym Ojcem, wynagrodzi i nam naszą wierność przyrzeczeniom i obietnicom, które Mu złożyliśmy. Módlmy się zatem nawzajem za siebie, abyśmy pozostali wierni Bogu, abyśmy jak najdokładniej wypełnili to, co w Jego obliczu ślubowaliśmy: ja – przy okazji Święceń Kapłańskich; Wy – przy okazji zawarcia Małżeństwa; a my wszyscy – przy okazji Pierwszej Komunii Świętej, Bierzmowania, przy okazji Chrztu Świętego, czy przy wielu innych okazjach.
Niech programem naszego działania będą słowa znanej pieśni liturgicznej: „Com przyrzekł Bogu przy Chrzcie raz, dotrzymać pragnę szczerze. Kościoła słuchać w każdy czas i w świętej wytrwać wierze. O, Panie Boże, dzięki Ci, żeś mi Kościoła otwarł drzwi, w nim żyć umierać pragnę!”
Niech Chrystus błogosławi nam w dobrych postanowieniach. Niech On naprawdę będzie naszym Panem – ku chwale Boga Ojca.
W tym kontekście zastanówmy się:
· Czy każdego dnia pamiętam o zobowiązaniach, jakie płyną dla mnie z Chrztu Świętego?
· Jak zrealizowałem postanowienie poprawy z ostatniej Spowiedzi Świętej?
· Jak realizuję zwykłe, codzienne obietnice, tak często składane innym?
Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć…
Każdy Człowiek popełnia błędy. Istotne jest to, by się zorientować w odpowiednim czasie. Bóg nie pragnie mieć idealnych ludzi, bo wie, że to jest niemożliwe. My nie mamy być idealnymi ludźmi, mamy być ludźmi… świętymi. Mamy żyć prawdą, mamy uczyć siebie, i innych na popełnionych przez nas samych błędach. Celnik , nierządnica , wiedzą w czym rzecz. Uczeni w Piśmie, Arcykapłani nie wiedzą, bo są zbyt zapatrzeni w siebie.
Co sądzę o tej przypowieści ?
Jest w niej opisana relacja ojca z synem. Nie ma ojca bez syna, i syna bez ojca. To egoizm zabija ojca i syna. Bóg jest Ojcem, a my jesteśmy Jego dziećmi. Dla siebie wzajemnie, jesteśmy braćmi. W każdej z Tych osób musi być wolna przstrzeń. W ojcu na syna, w synu na ojca, a w synu dla brata. W każdej z tych relacji nie wystarczą same słowa. Będą one puste, jeśli nie zamienimy je w czyn.
Pozdrawiam
Domownik – A
Ze wszystkim się tutaj zgadzam, tylko nie bardzo rozumem stwierdzenia: "w każdej z tych osób musi być wolna przestrzeń: w ojcu na syna… itd. Ks. Jacek
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale Annie chodziło chyba o to, że w każdej z tych osób połączonych wzajemnymi relacjami musi byc miejsce na wyrozumiałośc (a byc może obok tolerowania i akceptację) wobec tej drugiej osoby. Tak przynajmniej ja to rozumiem.
Ja też – mniej więcej – podobnie, ale dobrze byłoby odnieść się do Autorki, to wtedy nie będziemy mieli wątpliwości. Pozdrawiam! Ks. Jacek