Szczęść Boże! Świetne wpisy są pod wczorajszym rozważaniem. Niestety, zaraz idę na Roraty, a potem do szkoły. Natomiast po powrocie chciałbym odpisać, bo jest tam – między innymi – pytanie wprost do mnie skierowane. Oczywiście, jak zawsze, potraktuję je bardzo poważnie, tylko proszę o cierpliwość!
A na dzisiaj – słówko do przemęczonych…
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Św. Ambrożego, Biskupa i Doktora Kościoła,
do czytań: Iz 40,25–31; Mt 11,28–30
Patron dnia dzisiejszego, Ambroży, urodził się w Trewirze około roku 340, w rodzinie rzymskiej. Studiował w Rzymie, karierę państwową rozpoczął w Srijem, w dzisiejszej Jugosławii. W roku 374, gdy przebywał w Mediolanie, został nieoczekiwanie wybrany biskupem tego miasta i przyjął sakrę biskupią 7 grudnia tegoż roku. Okazał się prawdziwym pasterzem i nauczycielem wiernych, gorliwym w spełnianiu swoich obowiązków i pełnym miłości dla wszystkich. Niezłomny obrońca praw Kościoła, swoimi pismami i działaniem zwalczał błędy arian. Zmarł w Wielką Sobotę, dnia 4 kwietnia 397 roku.
I właśnie w kontekście życia i świadectwa świętości Ambrożego wsłuchujemy się w dzisiejsze Słowo, jakie dał nam Pan. A Pan dzisiaj zapowiada wzmocnienie sił duchowych i ludzkich tych wszystkich, którzy za Nim podążają. On sam, Bóg Wszechmocny, jest – jak słyszymy – tym, który się nie męczy, ani się nie nuży. Jego mądrość jest niezgłębiona. On dodaje mocy zmęczonemu i pomnaża siły omdlałego. Właśnie!
A Jezus w Ewangelii mówi: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Jakże te Jego słowa są aktualne, a jednocześnie – powiedzielibyśmy – potrzebne ludziom naszych czasów! Ileż to bowiem razy w rozlicznych rozmowach zdarza mi się słyszeć skargi tak wielu osób na to, że już rady nie dają, że tego wszystkiego to już za dużo, że nie ogarniają wszystkich codziennych obowiązków, że coraz ciężej dźwigać krzyż zmartwień!
Często wynika to z nawarstwienia się – choćby chwilowego – różnych trudnych sytuacji, o wiele częściej jednak z powodu zwykłego przepracowania. Wszak słowo „pracoholizm” już chyba na stałe weszło do naszych słowników. Czy jednak powinniśmy się godzić na taki stan rzeczy? I czy w tej swoistej walce o utrzymanie jakiegoś sensownego stylu życia winniśmy się uważać za przegranych?
Myślę, że nie! Żeby natomiast jakoś wybrnąć z tej trudnej sytuacji, trzeba tak na poważnie przejąć się słowami Jezusa Chrystusa, przed chwilą cytowanymi, jak też uwierzyć temu, co Bóg obiecuje dziś w pierwszym czytaniu, z Księgi Izajasza. Uwierzyć tak, jak uwierzył Biskup Ambroży, który rzeczywiście mógł doznać ostrego bólu głowy w sytuacji, w jakiej się znalazł i jaka totalnie go zaskoczyła. Oto będąc namiestnikiem rzymskim i próbując zaprowadzić porządek publiczny w obliczu kłótni o wybór biskupa Mediolanu – sam został biskupem! Okazało się jednak, że z obowiązków z tym urzędem związanych wywiązał się znakomicie!
Był dobrym pasterzem swego ludu, pracowicie wizytował parafie, założył seminarium… Odznaczał się bardzo praktycznym zmysłem, w swoim nauczaniu i działaniu był bardzo logiczny i uporządkowany. Tę pasterską aktywność realizował mądrze i owocnie aż do śmierci, nie ulegając uczuciu znużenia, czy frustracji, z powodu przepracowania.
I w naszej codzienności, Kochani, nie chodzi o to, żeby przestać pracować, przestać się angażować w takie czy inne dobro. Nie! Można bowiem czynić bardzo wiele i angażować się na wielu płaszczyznach, ale można to czynić sensownie i w sposób zaplanowany, uporządkowany, a można popaść w chaos, rozgardiasz, bałagan – i ze wszystkim się pogubić. I wiele rzeczy zacząć – a żadnej nie skończyć! I wiele inicjatyw podjąć, i ludzi w to zaangażować – a wszystko robić byle jak, „oby szybciej”, „po łebkach”… To nie o to chodzi!
Chodzi o działanie – żeby to powtórzyć – mądre, sensowne i zaplanowane. A będzie ono takie, jeżeli będzie się zaczynało od modlitwy i na Bogu w całości będzie oparte. Człowiek bowiem, który z Bogiem wszystko przeżywa i do Niego adresuje wszystkie swoje działania – nigdy się nie pogubi, nigdy nie popadnie w chaos i bałagan, nigdy się nie zmęczy. Nawet podejmując ogrom codziennej pracy…
Adwent, który przeżywamy, jest doskonałą okazją ku temu, żeby – o ile widzimy taką potrzebę – coś na tym odcinku zmienić!
W tym kontekście pomyślmy:
· Czy nie biorę na siebie zbyt dużo zadań, czy lekkomyślnie zbyt dużo nie obiecuję?
· Czy staram się o chwile zupełnej ciszy, spokoju, zatrzymania, o czas dla rodziny?
· Czy swoje wszystkie działania wspieram modlitwą?
Lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły, biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą.
Spróbuję odpowiedzieć na Twoje pytania ks. Jacku
'' Czy nie biorę na siebie zbyt dużo zadań, czy lekkomyślnie zbyt dużo nie obiecuję?''
Podobno biorę na siebie dużo, zbyt dużo zadań.(Ostatnio nawet dostałam zakaz pomagania ludziom, by móc się skupić na tym, co teraz jest ważne dla samej siebie.)
Ale staram się na tyle na ile to możliwe wywiązywać się z nich. Nie lubię '' rzucać słów na wiatr''
'' Czy staram się o chwile zupełnej ciszy, spokoju, zatrzymania, o czas dla rodziny?''
Owszem, staram się o chwile zupełnej ciszy. Jednak rzadko mi się to udaje. Ilość obowiązków, sprawia, że często nie tyle zapominam, co po prostu brakuje sił na to, by zrobić coś dla siebie.Ciszę dla siebie odnajduję nocą, gdy Rodzina śpi snem spokojnym.
Co do drugiej części pytania, tak Rodzina jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu. Dla niej zawsze mam czas, dla niej '' walczę'' o życie.
''Czy swoje wszystkie działania wspieram modlitwą?''
Niestety nie.
Wielu z nas dąży do sukcesu za wszelką cenę.
Często pogoń za sukcesem jest jak narkotyk.
Tracimy swoją wolność.
Każdy z nas jest na swój sposób zmęczonym człowiekiem. Warto się zastanowić, z kim tak naprawdę łączymy naszą codzienność. Kto jest nam Nauczycielem w patrzeniu z ufnością i zawierzeniem na naszą codzienną '' harówkę'' nasze obowiązki.
Z czyim jarzmem wiążemy własne jarzmo….
Od tego bardzo wiele zależy.
Pozdrawiam
Domownik – A
No niestety ,,procoholizm" mi nie grozi.
Nie mówię o nałogu, ale chciałbym mieć możliwość go trochę popróbować.
Czyli czasu trochę jest, wtedy kiedy być nie powinno. Potem też zresztą. Ale nie leżę, nie sypiam w dzień, przed telewizorem niewiele siedzę.
Czas mam wypełniony, ale właśnie zastanawiam się, że trochę mi się może poprzestawiało. Muszę to uporządkować, bo ani chcę, ani chyba mogę z czegoś zrezygnować.
Dzisiaj trochę lżej.
Och tak, lekkomyślne obiecywanie jest moim utrapieniem.
Bardzo często w rozmowach rzucam "obiecuję", "oczywiście, że to uczynię","możesz na mnie liczyć". I przez to jakakolwiek obietnica wypowiedziana w moich ustach nie jest wartościowa i w pełni miarodajna.
Świat nie zachęca do chwili ciszy.
Ciągle w biegu.
Nieustannie gubimy Boga i siebie w tłumie
często nonsensownych powinności i ruchów.
Dlatego warto przynajmniej w czasie Adwentu iść pod prąd.
Należy jasno i klarownie powiedzieć:
– Tak Panie, prawdziwie czekam na Ciebie!
To przykre, że również i w tym okresie zapominamy o jego sensie. O tym, że to ponowne przypomnienie i wezwanie do przyjęcia postawy oczekującej na przyjście Zbawiciela. Nie zacierajmy prawdy, to nie może być tylko i wyłącznie pora większych zakupów oraz jakiegoś moralnego szumu.
Ela (:
Jaka wielka prawda i mądrość przemawia przez Wasze opinie, Kochani! Pod większością musiałbym się podpisać. To prawda, że zadań dużo i roboty dużo, i czasami nie wiadomo, gdzie ręce najpierw włożyć. Ale – trzeba zwolnić w biegu! Koniecznie! Szczególnie teraz, w Adwencie, musi to do nas wszystkich dotrzeć… Ks. Jacek